sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 10



Napad- czyli jak znaleźć pomoc na terenie wroga 



         Dzień zapowiadał się pięknie. Niebieskie niebo, wielkie, żółte, gorące słońce i ani grama chmur na niebie. Wymarzony ranek dla każdego ucznia w trakcie dwumiesięcznego wypoczynku zwanego potocznie wakacjami.

  Jednak przyjaciółki z dużego kremowego domu miałyby udany dzionek nawet gdyby w ich miasteczku przechodziła niszczycielska trąba powietrzna. A wszystko za sprawą zemsty, której udało im się dokonać wieczór wcześniej. Być może ‘małym’ błędem było podawanie adresu wroga na tak wielki portal społecznościowy, ponieważ już od rana dało się słyszeć podekscytowane jęki fanek sławnego boysbadu, ale ostatecznie współlokatorki uznały, że ich radość jest większa i nie pozwolą by coś ją popsuło. Zwłaszcza, że directionerki nie zaczepiały dziewczyn, kiedy te wyszły na szybkie zakupy w celu uzupełnienia braków w bieliźnie spowodowanych piątką z domu obok.
Obecnie z wielkimi uśmiechami na twarzach spożywały śniadanie składające się z ich ukochanych kuleczek czekoladowych i mleka (Mag ciągle miała nadzieje, że od niego urośnie). Telefon, który po części był powodem ogromnego zamieszania wokół One Direction spoczywał spokojnie obok miski jasnowłosej. Prawdę mówiąc dziewczyny miały w planie wziąć za niego okup, więc uparcie czekały na dźwięk nadchodzącego połączenia. Biedaczki nie wiedziały jednak, iż IPhone został zablokowany, kiedy tylko numery sąsiadów wyciekły do Internetu. Ciemnowłosa posłała koleżance chytry uśmiech i powróciła do konsumpcji. Margaret natomiast znieruchomiała i wyraźnie zaczęła czegoś nasłuchiwać.
     - To pewnie fanki - powiedziała z uśmiechem Shalie, przypominając sobie treści tweetów, które wczoraj napisały. Bez wątpienia wyobraźni im nie brakowało. Mało, kto miał odwagę narażać się gwiazdom światowego formatu, ale współlokatorki były zbyt chętne zemsty by myśleć nad konsekwencjami. Jak zawsze z resztą.
     - Nie, to chyba jakiś dzwonek – wymruczała miodowo-włosa, wstając z krzesła i ruszając w stronę holu. Idąc tropem owego dziwnego dźwięku doszła do schodów. – To chyba mój telefon! Idę odebrać.-  Po wypowiedzianych zdaniach, wspięła się jak strzała po stopniach. Ciemnowłosa, która szła za nią zmarszczyła brwi i powróciła do kuchni, napotykając Roxiego, który usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Shalie zmierzyła psa wzrokiem jakby czekając aż wreszcie wyjawi jej, o co mu chodzi. W końcu w przypływie inteligencji otworzyła mu drzwi na taras by mógł wyjść pobiegać w ogródku. Z szaleńczym ognikiem w oku popatrzyła na dom sąsiadów oblegany przez piszczące niewiasty i zaśmiała się dźwięcznie. Przysięgła sobie w myślach, że opowie o tej historii swoim dzieciom i wnukom. Już miała kierować się do kuchni, gdy ciało jasnowłosej wpadło na nią z impetem a następnie zaczęło ściskać.
     - Tak, Mag wiem, że ta pięcio-minutowa rozłąka była dla nas obu niezłą próbą, ale muszę cię poinformować o tym, że niestety za dwa tygodnie będziemy poddane większemu testowi – wyjawiła ze smutkiem Shalie, jednocześnie głaszcząc przyjaciółkę po plechach. Było to nie lada wyczynem gdyż Maggie zachowywała się jakby dostała jakiegoś napadu a na domiar tego darła się jakby ktoś postanowił odciąć jej nogi tępym nożem. 
      - Rodzice! Nie ma! Wyjechali! Same na dłużej!- Miodowo-włosa wyrzucała z siebie bezsensownie poukładane zdania, powodując, iż w głowie jej współlokatorki rodziła się jeszcze większa niewiadoma.
      - Może usiądź i opowiedz mi wszystko w trochę wolniejszym tempie – zaproponowała panna Swift, prowadząc dziewczynę w stronę kanapy. Pewnie ktoś, kto nie miał nigdy do czynienia z jasnowłosą od razu zabrałby ją do najbliższej drewnicy uprzednio, wkładając ją w kaftan bezpieczeństwa, ale jej przyjaciółka była już przyzwyczajona do tego dziwnego okazywania emocji. Nie zmienił tego nawet czas długiej rozłąki, na którą przyjaciółki były skazane po wyjeździe Margaret.
      - Rodzicie dzwonili, że dostali zaproszenie od jakiegoś ich szefa do jego domku we Florydzie, więc ich wyjazd przeciągnie się o tydzień lub dwa. Czujesz to?! – W tęczówkach miodowo-włosej zatańczyły radosne iskierki.  A ona sama wstała i zaczęła wyginać swoje ciało w dziwnych, pozach, które zapewnie miały pokazać jej zadowolenie. Po chwili jej wniebowzięta koleżanka dołączyła do niej, sprawiając, iż wyglądały jak czterolatki z podwyższonym stanem ADHD. Jedna z nich szybko pochwyciła w dłoń pilot i włączyła telewizor na jakimś kanale muzycznym. I choć zapewne z boku wyglądały jak totalne beztalencia to we własnym świcie podbijały właśnie świat egzotycznymi krokami do żywiołowej piosenki. W kulminacyjnym momencie ich wygibasów jasnowłosa wdrapała się na stół w kuchni i tam kończyła swój występ. Trochę zazdrosna Shalie również, weszła na mebel i zaczęła odczyniać dziwne kroki.  Jednak chwila nieuwagi wystarczyła aby nastolatka w jasnych włosach z hukiem upadła na posadzkę wyłożoną jasną terakotą. Wystraszona brunetka zeskoczyła ze stołu i ruszyła na pomoc. Jednak niepotrzebnie, bo jak to zawsze bywa, głupi ma najwięcej szczęścia.  Maggie tylko nieznacznie potłukła sobie plecy, ale poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku. Pomijając jej mózg, który chyba źle zinterpretował sytuacje i sprawił, że dziewczyna zaczęła się śmiać jakby usłyszała najlepszy kawał w historii.
      - Nawet nie wiesz jak bardzo chcę zobaczyć to jeszcze raz!- wykrzyczała rozbawiona Shalie, zarażając się śmiechem od leżącej na podłodze a następnie pomogła jej wstać.
     - Uprzedzę cię następnym razem, jeśli znów będę spadała ze stołu, to będziesz miała czas żeby wyjąć kamerę - rzekła ironicznie panna Colen, łapiąc się kurczowo za obolałe miejsce. Ciemnowłosa natomiast wybuchła jeszcze większym rechotem i poszła do kuchni w celu wyjęcia z zamrażalnika woreczka z lodem. Pogładziła ręką czarną bluzkę na ramiączka, która zdobiła górną partie jej ciała i otworzyła zamrażalnik, zamykając go, kiedy tylko dostała w ręce to, co chciała. Rzuciła przyjaciółce woreczek a sama poszła do łazienki w celu związania włosów, które w ten upalny dzień wyjątkowo jej przeszkadzały. Jasnowłosa natomiast przysunęła lód do pleców i jęknęła z ulgą. Była przyzwyczajona do bólu. W dzieciństwie jej ciało pokrywało tyle strupów, że ledwo widać było skórę. Codziennie po zabawach z rówieśnikami powracała z nową raną, ale nigdy nie płakała. Raz tylko uroniła parę łez, gdy wsunęła dłonie w szprychy roweru, którym jechał jej kolega i połamała obie ręce. Rodzice przestraszyli się wtedy nie na żarty, ale na szczęście wszystko zakończyło się dobrze (pomijając fakt, że prawą rękę połamała drugi raz, jeden dzień po zdjęciu gipsu). 
Margaret podniosła się i skierowała do salonu, napotykając Shalie stojącą z wystraszoną miną cztery metry od okna tarasowego. Jasnowłosa podążyła wzrokiem za miejscem, w które tak usilnie wpatrywała się jej współlokatorka.

I to, co tam zobaczyła przerosło jej najśmielsze wyobrażenia.

         W stronę przeszklonych drzwi na ogródek biegła piątka idiotów z domu obok. Z początku zamurowana ciemnowłosa, w jednej chwili puściła się biegiem przez pomieszczenie z zamiarem zamknięcia wejścia. Jednak sąsiedzi byli o wiele za blisko. Biegnący na przedzie Payne z rozmachem zderzył się z Shalie a następnie, kiedy odzyskał panowanie nad swoim ciałem złapał ją za ramiona i przesunął w bok odblokowując przejście kolegom. Kiedy tylko pozostała czwórka wbiegła do pomieszczenia, trzymający dziewczynę chłopak, pośpiesznie zamknął drzwi, a następnie z pomocą mulata, zaczął zasuwać rolety na całym paterze.
     - Wynocha kaktusy! Pomyliły wam się chałupki?!- ryknęła rozjuszona ciemnowłosa, łapiąc Nialla za łokieć i próbując siłą wyrzucić go z pomieszczenia. On jednak zaśmiał się tylko, wyrwał i pobiegł w głąb mieszkania. Margaret, która patrzyła na insekty (czyt. sąsiadów) wzrokiem bazyliszka, miała szczerą ochotę rozszarpać każdemu z nich jakąś ważną część ciała.
     - Widzisz, co tam się dzieje? – spytał loczek, wskazując na okno, przez które widać było sytuacje sprzed domu obok- Chcesz nas wysłać na pewną śmierć w morzu pisków i krzyków?- Dokończył z wyrzutem efektownie, zarzucając zbyt długą pokręcona grzywą. Tak na serio to żaden z zespołu nie miał nic do fanek, kochali je całym sercem, ale kiedy wdarły się do ich domu sytuacja trochę wymknęła się spod kontroli. Musieli uciekać, a z braku innych możliwości byli zmuszeni schronić się u sąsiadek (nie ma to jak szukanie ratunku na terenie nieprzyjaciela, to prawie tak samo jakby rozkładać namiot na polu minowym).
     - Szczerze to mało nas obchodzicie. Wyjdźcie i nie zbliżajcie się do nas, palanty. – Przyjaciółki, licząc na to, że małpy za chwile opuszczą ich królestwo, wbiły w nich wyczekujący wzrok i czekały aż potulnie zaczną kierować się w stronę wyjścia.
     - Radzę wam być dla nas miłym, bo uwierzcie, że od tylko od nas zależy, co teraz się z wami stanie. A i nigdzie się stąd nie ruszymy, to przez was to całe zamieszanie – wysyczał Tomlinson, który z trudem trzymał nerwy na wodzy i co chwila wypędzał z głowy obrazy niefortunnych wypadków przyjaciółek. Wiadomo, że nigdy nie podniósłby ręki na kobiety, ale czasami jego cierpiący na mocny przypadek sklerozy mózg, myślał inaczej.
     - Przez nas?! A kto zniszczył całą naszą bieliznę? Może my? Bo, przecież tak fajnie jest chodzić bez niej!- wykrzyczała miodowo-włosa z ironią w głosie. Właściwie to nie żałowała swojego czynu, choć wiedziała, że powinna, bo pewnie teraz czekają ją duże problemy. Jednak świadomość tego, iż dzięki niej i jej przyjaciółce, ich wrogów wyśmiewa pół kuli ziemskiej, powodowała, że uśmiechała się triumfalnie i czuła, że pomimo wszystko to one są na pozycji wygranej. Taki już miała charakter, że pakowała siebie i wszystkich dookoła w jakieś mniejsze czy większe kłopoty. Być może był to powód tego, że zawsze miała niewiele prawdziwych przyjaciół. Jednak ona uważała tylko, że pracuje na bombowe wspomnienia, których każdy będzie jej zazdrościł.
      - Wiedziałem, że ktoś, chociaż raz poprze mnie w tej kwestii. Dzięki Mag. – Sąsiad z lokami na głowie, który nerwowo patrzył na jeszcze niezasłonięte okno tarasowe, w miedzy czasie wysłał jasnowłosej powietrznego buziaka, który miał wyrażać jego uznanie. W jego naturze leżało chodzenie po swoim domu w samych slipkach lub nawet bez nich, ale cóż są ludzie i parapety.
     - Gdybyście nie rozpowiedziały o nas tych plotek, to nigdy by się nie wydarzyło!- oświadczył podniesionym tonem pasiasty. Brunet podszedł do niego, poklepał po ramieniu następnie, zakładając ręce na biodrach i wbijając karcące spojrzenie we współlokatorki.
      - Gdybyście się tu nie sprowadzili, nie było by teraz żadnego problemu!- drwiąco odcięła się Maggie, powstrzymując się przed rzuceniem w szatyna czymś ciężkim. Shalie, dostrzegając, iż jej przyjaciółka może długo nie wytrzymać zajęła miejsce tuż obok niej, pełniąc w gruncie rzeczy taką samą rolę jak Styles.
     - Gdyby twoi rodzicie nie zapomnieli o zabezpieczeniu, to teraz mój świat byłby z pewnością dużo bardziej fantastyczny.- Nie wiadomo, kiedy ich drastyczna wymiana zdań, przyjęła charakter osobisty, lecz wiadomo, że właśnie po tej ripoście marchewki w adresatce jego wypowiedzi zawrzało. Ku jego szczęściu obok znajdowała się jej koleżanka, która pilnowała by panna Colen nie wszczęła walki na śmierć i życie. W przeciwnym razie w salonie rozpętałaby się rzeź.
     - Odezwał się człowiek, któremu do aktu urodzenia dołączyli przeprosiny z fabryki kondomów - rzuciła jadowicie miodowo-włosa, ciesząc się z siebie w środku swojej głowy. Na jej słowa, na twarzy loczka pojawiło się niedowierzanie. W prawdzie wiedział, iż dziewczyna do najgrzeczniejszych nie należy, ale z tym zdaniem zrozumiał, że lepiej zbyt jej nie prowokować. Szatyn natomiast uśmiechnął się kpiąco sygnalizując, iż ta wypowiedź średnio go ruszyła, co z resztą było zgodne z prawdą.
     - Skąd wiesz? Czytałaś mój akt?- zapytał nadal, szczerząc szczęki w głupkowatym grymasie.
     - Nie zaprzeczyłeś, nie musiałam - wyjawiła Margaret, ozdabiając swą twarz ironicznym półuśmieszkiem, znacznie zbliżając się do wroga zapewne, chcąc go tym sprowokować. Louis już otwierał buzię by się obronić, ale w tym czasie do salonu wpadli zdyszani Liam i Zayn.
     - Padnijcie jakieś fanki obczajają dom!- wykrzyknął, któryś z nich a następnie jak na komendę cały zespół upadł na zimne panele. Shalie niesiona dziką chęcią wyjawienia fankom miejsca ukrycia ich idoli, już zmierzała w stronę przeszklonych drzwi balkonowych, ale została brutalnie ściągnięta na podłogę przez niepozornego blondyna, który cały czas znajdował się w pomieszczeniu w trakcie kłótni. Na nieszczęście Mag wolno idącej tyłem w stronę holu, nogi mulata stały się główną przyczyną, iż straciła ona równowagę i zderzyła się czołem z szatynem leżącym przy ścianie. Oczywiście nie byłaby by sobą gdyby nie popchnęła go i nie wszczęła szarpaniny. Para zaczęła na przemian gryźć się, szturchać i szczypać a w kulminacyjnym momencie chłopak usiadł na nastolatce okrakiem. Szybko podjęła ona próbę zrzucenia z siebie sąsiada, lecz to go tylko rozśmieszyło. Złapał jej latające we wszystkie strony ręce w swoją jedną dłoń, a drugą zaczął ciągnąć ją za znienawidzony nos.
     - Styles alarm czerwony, Louis siedzi na sąsiadce! – wydarł się blondyn, kątem oka, zauważając bijącą się dwójkę. W mgnieniu oka loczek doczołgał się w ich stronę, niczym zawodowy żołnierz.
     - Lou umawialiśmy się przecież, że będziemy grzeczni- upomniał z wyrzutem brunet, ściągając przyjaciela z sąsiadki. Jednak chwilę później musiał interweniować ciemny blondyn, ponieważ uwolniona niewiasta rzuciła się na szatyna. Payne jednym zwinnym ruchem odciągnął ją od obiektu jej morderczych zamierzeń, odsuwając ja od niego jak najdalej. Ona niewzruszona zaczęła wymachiwać górnymi kończynami, próbując uwolnić się i wymierzyć porządnego kopniaka marchewce. Prawdą było, iż najbardziej zdenerwował ją fakt, że chłopak bezczelnie śmiał się jej w twarz, kiedy ta próbowała uwolnić się spod jego obrzydliwego ciała. 
A warto wspomnieć, że ten, kto w szkole, choć raz zaśmiał się z niej zazwyczaj kończył marnie.  
W oczach Tomlinsona zapaliły się czerwone iskry oznaczające, że osiągnął szczyt zdenerwowania. Harry’emu z trudem przychodziło utrzymanie jego cielska, ponieważ ten stale chciał się oswobodzić.
     - Ludzie ewakuacja! Fanki przeskakują przez furtkę musimy uciekać!- Zarządził mulat ze strachem, obserwując jak pewna grupka niewiast pokonuje płot. Przyjaciółki w tym momencie jak nigdy wcześniej wolały, aby ich dom uległ zniszczeniu, niż żeby chłopcy pozostali niezauważeni. Jak w napadzie padaczki zaczęły wyrywać się małpom. Liam mocniej objął jasnowłosą pod żebrami i szybko począł wlec ją w stronę holu za ścianą. Natomiast blondyn z pomocą loczka, którego przywołał gestem dłoni, ciągnęli brunetkę po posadzce za ręce i nogi. Rozjuszonej dziewczynie dopiero teraz udało się zobaczyć, że pokręcony ma na głowie turkusowy, dziwnie jej znajomy stanik.
     - No, co? Kamuflaż jest najważniejszy. Ciekawe, co ty byś zrobiła gdyby do twojego domu wpadło jakieś dwieście dziewczyn, rzucających się na ciebie i skandujących twoje imię przez megafon prosto do ucha. – oświadczył Harry, czując na sobie pytające spojrzenie nieprzestającej się im wyrywać ciemnowłosej. Mulat, który czołgał się zaraz za nimi pośpieszył ich, gdyż zauważył, że jednej fance udało się już przeskoczyć furtkę i biegnie ona w stronę okna tarasowego, które pozostało niezasłonięte.
      - Z pewnością chodzący stanik nie wzbudza żadnych podejrzeń – bąknęła w odpowiedzi ciemnowłosa, czując, iż jej starania idą na marne. Przyrzekła sobie, że kiedy tylko ta chora akcja się skończy zapisze się na jakieś judo (pewnie i tak skończy się na artykule poczytanym w sieci). W ostatniej chwili czwórka przekroczyła próg salonu. Kiedy tylko ciemnoskóry schował się za ścianą dzielącą hol i salon, wszyscy usłyszeli głośne tupanie sygnalizujące, iż directionerki znajdują się tuż za przeszklonymi drzwiami tarasowymi. Blondyn i loczek nadal musieli trzymać kończyny wleczonej przez nich dziewczyny, gdyż ta najzwyczajniej w świecie chciała się od nich uwolnić i otworzyć wejście fankom. Liam natomiast musiał zatykać usta miodowo-włosej, ponieważ jej kaprysem było wykrzyczeć całemu światu miejsce pobytu piątki znienawidzonych frajerów. Na domiar złego sadzący naprzeciwko niej, Tomlinson, pokazywał jej dziwne miny, prowokując ją. I gdyby nie zbyt krótkie nogi i trzymający ją chłopak to z pewnością dzisiejszej nocy zasnąłby bez głowy.
     - Zayn zapomniałeś o tym oknie!- wydarł się Payne, wskazując ręką na duże okno przy drzwiach wejściowych. Mulat najpierw wybałuszył gałki oczne a następnie wstał i kazał wszystkim uciekać do pomieszczenia naprzeciwko nich. Chwilę wcześniej usłyszał, że fanki sprzed wejścia gdzieś pobiegły, ale odruchowo pomyślał, że skierowały się powrotem przed ich dom. Jednak teraz wszyscy mogli wyraźnie usłyszeć, kroki obok drzwi wejściowych.
Loczek i blondyn nie pytając nawet o zdanie panny Swift podnieśli ją, powodując, że zawisła w powietrzu gdzieś pomiędzy nimi a następnie zaczęli uprawiać szaleńczy maraton do pomieszczenia wskazanego przez Zayna.
Kiedy ku szczęściu zespołu jakoś udało się im się na czas wpaść do pokoju, (który okazał się garderobą), wszyscy upadli na ziemię pod sporym ukrytym za roletą oknem, ciężko dysząc.
Gdyby całą tę akcje nagrać i puścić jeszcze raz to zapewne zwolennicy komedii miałoby niezły ubaw.
Jednak w tej chwili siódemka potencjalnych aktorów (i laureatów nagród za „najlepiej odegrana rolę filmową w historii”) nie była w stanie nawet przez sekundę pomyśleć o radosnej stronie tego zdarzenia, tym bardziej, że potłuczone części ciała dały o sobie znać.
     - Styles zboczeńcu! To moje!- wysapała brunetka, która już od paru minut
 wpatrywała się w biustonosz na czuprynie loka i uświadomiła sobie, iż jest on jej własnością. Na śmierć zapomniała, że zapakowała go do walizki w ostatniej chwili. Zdecydowanie zawsze miała słabość do tego koloru. Pewnie gdyby wiedziała, że będzie on zdobił głowę jakiegoś debila, który zamienił się na mózgi ze strusiem, zostawiłaby go w domu.
     - Takie określenia to muzyka dla moich uszu, złośliwy kwiatuszku. A swoją drogą bardzo złym posunięciem było wpuszczenie naszego adresu do sieci, same na tym stracicie.- Pokręcony położył dłoń na swoim brzuchu i nieznacznie odsunął głowę przed rękami nastolatki chcącej odzyskać swój biustonosz. Wiedział jednak, iż nastolatka nie dosięgnie go z uwagi na swą dziwną pozycję (nogi na blondynie kawałek pleców na podłodze i głowa gdzieś blisko uda loczka ugięta pod imponującym katem)
     - Harry przypominam, że to nie ich zdjęcia w przebraniu za pszczoły ogląda cały świat – powiedział poważnie blondyn zapewne, próbując przekazać adresatowi swej wypowiedzi, że oni też nie są w korzystnym położeniu. Zwłaszcza, iż całą piątką zrobili sobie tę fotkę po pijaku i obiecali, że nikt, nawet najbliższa rodzina się o niej nie dowie. Jednak jak widać los chciał inaczej.
     - Oj nie przesadzajcie, to zdjęcie było bardzo ładne. – zakpiła miodowo-włosa posyłając sąsiadom ironiczne spojrzenia. – A właściwie to jak znaleźliście swoje tablety i telefony? Przecież wczoraj je schowałam – zainteresowała się nastolatka, uśmiechając się przebiegle.
   - Naprawdę myślicie, że jesteśmy tacy głupi? Nabieracie się na każda naszą przynętę. Jesteście takie przewidywalne…- przemówił szatyn, śmiejąc się gorzko. Jasnowłosa zmrużyła oczy i znów poczęła wyrywać się ciemnemu blondynowi, który miał cichą nadzieję, że sąsiadka da sobie spokój. Pasiasty, dostrzegając ostrzegawcze spojrzenie Liama był zmuszony zaprzestać prowokowania Maggie i z podkulonym ogonem podążył spojrzeniem za loczkiem, który był właśnie ciągnięty za włosy przez brunetkę. Widocznie dziewczyna tym sposobem chciała wyłudzić od Harry’ego swój gustowny biustonosz.
  - Powiedzieliście im? – spytał ciemnoskóry chłopak, patrząc na twarze swoich kolegów.
  - O czym?- Znudzona jasnowłosa, wywróciła oczami i popatrzyła wyczekująco na Malika. 
  - O tym, że jeśli nie zadzwonicie teraz do gazety i nie wyjaśnicie sprawy to wejdziemy na drogę sądową.- Jak na zawołanie współlokatorki spojrzały na siebie a następnie zaczęły się śmiać. Nie wiedzieć, czemu sąsiedzi w poważnej odsłonie również ich śmieszyli. Być może gdyby zobaczyły na piśmie wezwanie do sądu to by się przejęły, ale takie słowa z ust zespołu dawały odwrotny efekt.
   - Czekam na taką reakcje, kiedy nasz menager poda wam datę rozprawy - oznajmił szatyn, z szerokim uśmiechem na ustach. W tym momencie niewiasty ucichły, rzuciły sobie krótkie spojrzenia by po paru sekundach, wybuchnąć dzikim rechotem. Zdecydowanie powinny pomyśleć o wizycie u specjalisty. Na pewno mogłyby porozmawiać z nim o swoich dziwnych nawykach, reakcjach i charakterach…wrogach. Być może przepisano by im nawet śmieszne kolorowe pastylki lub w najgorszym wypadku zalecono kaftany bezpieczeństwa.
     - Paul napisał, że będzie tu za dwadzieścia minut - wyczytał Liam z ekranu swojego czarnego telefonu. I właśnie w tym momencie dziewczyny postanowiły ucichnąć. Musiały szybko rozważyć swoje położenie i zastanowić się, co teraz powinny uczynić.
     - Nie zapominajcie, że wy też nie jesteście święci - przypomniała Shalie, zdejmując nogi z blondyna i opierając się o zimną ścianę za nią.
     - Nie jesteśmy, ale czy macie na to dowody? Bo my na przykład mamy ukradziony przez was telefon z odciskami palców. A wy?- spytał blondyn, podnosząc się i stając obok okna w celu podpatrzenia sytuacji.

  Rzeczywiście nastolatki nie miały żadnych dowodów na sąsiadów. Nikomu nie udowodnią naruszania ciszy nocnej, bo nie wezwały policji lub nawet straży miejskiej. Nikt również raczej nie uwierzy na słowo w historię z tym, że przez nich Shalie zemdlała. Skradziony szczeniak już powrócił do swojej właścicielki. Nawet, jeśli zgłosiłyby najście w domu to przecież nikomu tego nie udowodnią. Bezcenna waza zbita przez blondyna jest już dawno w koszu z resztą tak samo jak staniki. Chłopaki natomiast mogą oskarżyć je, o co tylko chcą, a mają, w czym wybierać.
     - A co będzie, jeśli zadzwonimy do tej gazety? Odpuścicie nam?- zainteresowała się miodowo-włosa i uniosła lewą brew.
     - Jeśli wszystko odkręcicie i napiszecie przeprosiny w następnym artykule to jesteśmy w stanie wam zapomnieć, ale musicie obiecać, że nigdy już nie wywiniecie nam takiego numeru.- wygłosił ciemny blondyn i ku szczęściu Maggie wypuścił ją z prowizorycznego więzienia zbudowanego z jego ramion. Jasnowłosa szybko podeszła do Shalie i razem zaczęły rozważać tę ofertę. Wiedziały, że małpom na pewno nie uśmiecha się latanie po sądach w okresie wakacji, więc wymyślili inny sposób, aby ich pogrążyć. Jednak ta oferta nie była taka zła. Jedyne, co zatrzymywało współlokatorki w przyjęciu jej to ich ogromna duma.
      - Dobra dajcie ten numer.- Pierwsza pękła brunetka, jako, że wiedziała, iż w życiu nie zrobi tego jej przyjaciółka. Tym bardziej, że była wkurzona, więc prawdopodobnie wolała zostać ukarana karą grzywny lub więzienia niż przepraszać swojego wroga. Panna Swift wzięła do ręki telefon Liama i zadzwoniła pod wybrany przez niego numer. Sześć par oczu zwróciło się na nią i analizowało przebieg dość rzeczowej rozmowy. W czasie, kiedy Shalie ustalała jakieś szczegóły dotyczące artykułu, Margaret i Louis mierzyli siebie spojrzeniami spod byka. Jasnowłosa miała szczerą ochotę powybijać mu te zęby, które tak suszył w jadowitym pełnym triumfu uśmiechu.
      - Już. Jesteście oczyszczeni. Artykuł pokaże się jutro w pięciu gazetach. Zadowoleni? - odezwała się brunetka, siadając z powrotem obok swojej przyjaciółki, która była teraz troszkę podminowana.
      - Tak - potwierdzili wszyscy zgodnie, uśmiechając się kpiąco. Tak, iż obie nastolatki musiały, zacisnąć szczeki by nie powiedzieć im w twarz czegoś, czego już nie będą mogły odkręcić.
     - Fanki już poszły. Pewnie Paul już jest – powiadomił grupę Niall, który delikatnie odchylił roletę i patrzył na swój dom. Prawdę mówiąc zgłodniał od tego uciekania i marzył tylko o dużym pieczonym kurczaku z przyprawami.
Margaret podziękowała w myślach Bogu, ponieważ wiedziała, że osiłek zaraz zabierze te niewyżytą bandę z jej domu.
I właśnie wtedy wszyscy usłyszeli dzwonek do drzwi.
Potem sytuacja potoczyła się szybko. Paul wszedł do domu, wyjaśnił z dziewczynami całą sytuację i ostrzegł, że ostatni raz takie coś puszcza im płazem, ale zaznaczył też, iż wie, jacy są chłopcy, więc postara się o tym zapomnieć.
    - Wygraliście tą bitwę, ale nie wojnę. Mam nadzieję, że więcej nie będę musiała oglądać waszych obrzydliwych paszcz - powiedziała panna Colen do Tomlinsona, kiedy wszyscy ku jej radości opuszczali dom. Szatyn na jej słowa uśmiechnął się ironicznie.   
   - Do nie- zobaczenia, krasnoludku – rzucił uszczypliwie i zamknął drzwi za całą szóstką.



HEEEEEEEEEEEEJ!
CO TAM U WAS?
Jak się podoba rozdział? Z góry przepraszam za wszystkie błędy :)
PROSZĘ O KOMENTARZE ORAZ DZIĘKUJĘ ZA PONAD 10 TYŚ WEJŚĆ KOCHAM WAS! :D
Na blogu pojawiła się nowa zakładka mianowicie PODSTRONA BLOGA---anothercrystal-podstrona.blogspot.com  Tu macie link a na blogu jest ona tuż nad liczbą wyświetleń bloga :) Możecie tam znaleźć między innymi link z nominacjami bloga oraz z opami jakie sama czytam :)
NASTĘPNY ROZDZIAŁ NIE WIEM KIEDY BO MAM ZAWALENIE NAUKĄ;/
Z GÓRY PRZEPRASZAM JEŚLI KOGOŚ NIE POWIADOMIŁAM :)