piątek, 21 lutego 2014

Epilog+podziękowania






Koniec psot- czyli każdy kij ma dwa końce








         Zastanawiałeś się kiedyś ile rzeczy widziała ulica? I to nie ta w znaczeniu przenośnym. Ta szara asfaltowa droga, która ma na celu sprawianie, by jazda po niej była bardziej komfortowa. Pomyślałeś kiedyś, że ona wie więcej niż fryzjerka, która zna każdą plotkę okolicy? Co jeśli zapragnęłaby mówić? Czy nadal byłbyś przykładnym synem lub córką? Czy nadal uważano by cię za dobrego człowieka?  Zastanów się ile twoja ulica zasłyszała rozmów, wyznań i krzyków. Ktoś z Góry jednak przemyślał, iż dawanie ulicom możliwości mówienia, nie byłoby dobrym posunięciem. A już szczególnie takiej ulicy w Thousand Okas przy domu Colenów.
Ona ma za sobą spory starz. Mogłaby przez całe lata opowiadać o tym, co przeżywała przez ostatnie wakacyjne miesiące.
Dziś w ostatni dzień wakacji też dane jej było pogłębiać swoją wiedzę, jeśli chodzi o dziwaków, którzy mieszkali przy jej obrzeżu. 

Cóż… na naukę nigdy nie jest za późno. 

Codziennie można dowiedzieć się o nich czegoś nowego- na przykład dziś ulica mogła ujrzeć na własne oczy, że Margaret Colen najbardziej bezwzględna czarownica na świecie ma uczucia. Skąd te podejrzenia? Ta miodowo-włosa intrygantka płakała dziś najprawdziwszymi łzami. Pewnie wielu z was jest zdziwionych. Cóż, jeśli odbiło się to na waszej psychice oraz światopoglądzie musicie bezzwłocznie udać się do specjalisty. Możecie jeszcze normalnie żyć.

Oczywiście w przeciwieństwie do siódemki sąsiadów. Dla niej nie było już ratunku. Wszystko wskazywało na to, iż pozostaną świrami już na zawsze. Ale ktoś musi być tym dziwnym, by inni mieli podstawy, aby czuć się normalnym. Prawo Jungli.
Jak to już w bajkach bywa- jeśli ktoś wyjechał gdzieś na wakacje, musi powrócić do swojego miejsca zamieszkania. Tak już ten świat ktoś wymyślił.
Dziś 31-ego sierpnia do Thousand Okas przybyła ta sama ciężarówka, co dwa miesiące temu, tyle że tym razem miała ona na celu zabranie rzeczy. 

To bezwzględnie łączyło się z jednym. Z wyjazdem zespołu z miasta.

Kiedy ich walizki wypełnione po brzegi ubraniami (oczywiście tymi, które przetrwały powódź) odjechały już wraz z resztą bagaży wcześniej wspomnianą ciężarówką, nastąpił czas na chłopaków. Samochód dawno już został podstawiony, jednak nikt nie chciał do niego wsiadać. Jeśli, któryś z nich by się odważył to wszyscy musieliby pogodzić się z faktem, iż te wakacje naprawdę się skończyły.
Ben oraz Sara nawet nie kryli się z powtarzającymi się napadami płaczu oraz żałości, która ściągała ich z nóg.
Ich córka nie była twardsza. Co chwila z jej oczu wypływały łzy, co łamało serce Louisowi oraz wszystkim pozostałym.  
         - Taki był twój plan, palancie? Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz wyjeżdżasz- chlipała jasnowłosa przez łzy.
Nikt zbytnio nie zwracał uwagi na dwójkę, ponieważ każdy był pogrążony we własnym końcu świata.
         - Ty mała małpo zawsze zwalasz na mnie winę!- Tomlinson, próbował rozśmieszyć dziewczynę, łaskocząc ją i co chwila, mówiąc jakieś żarty.
         - TY JESTEŚ MAŁPĄ NIE JA!- wydarła się dziewczyna, aby za chwilę powrócić do użalania się nad sobą.
         - Hej przecież to nie koniec świata. Nie mam zamiaru urywać z Tobą kontaktu, Mag. Reszta na pewno też nie. Choć to byłoby najlepsze, bo nie mogę uwierzyć, że moja dziewczyna jest zołzą, która nie ma do mnie za grosz zaufania- szatyn zaśmiał się gardłowo, gdy dziewczyna walnęła go w brzuch, a za chwile popatrzył na nią wzrokiem, który był zarezerwowany wyłącznie dla niej.
         - Miałeś mnie pocieszać, a nie dołować- warknęła, wycierając swoje mokre policzki.
Sama dziwiła się w środku swojej głowy ze swojej reakcji. Nigdy nie pomyślałaby nawet przez milisekundę, że polubi tą piątkę idiotów, a już na pewno przez głowę jej nie przeszło, że jednego z nich zacznie darzyć głębszym uczuciem. Tego nie było na liście jej oczekiwań od życia. Jednak jak to mówią – wszystko, co zmienia nas w jakiś sposób, przychodzi niezapowiedziane. 

         - Nie mogę wyjechać. NIEEE!- Pełne goryczy jęki Harry’ego oraz Shalie mieszały się ze sobą. Tak, iż nikt nie był pewien, który z nich robił to głośniej. Dwójka była do siebie szczelnie przytulona. Ciemnowłosa oplatała chłopaka nogami w tali, zapewne dlatego, że w obliczu gipsu na kostce, stanie nie było teraz jej mocną stroną. Harry niemniej jednak nie narzekał na ciężar, który musiał dźwigać. Przyciskał swoją głowę mocno do ramienia dziewczyny.
         - Ale z was idioci. Przecież Shalie jedzie z nami. Zapomnieliście?- Wywrócił oczami Niall, który właśnie był ściskany przez Bena i Sarę. 
Całą siódemką postanowili, iż z uwagi na to, że Shalie mieszkała w Anglii tak samo jak zespół, to zabiorą ją ze sobą, by sama nie musiała się włóczyć. Gips, który niestety musieli założyć jej w szpitalu, zaraz po tym jak nieszczęśliwie potknęła się na gali, zdecydowanie utrudniał jej niektóre działania.
I oczywiście ku chwale niebiosom nikt nie będzie musiał słuchać już narzekań zakochanego loka.
         - Nie wiesz jak to jest Horan, więc się zamknij!- ryknął na blondyna, Liam, oczywiście stając z obronie swojej ukochanej pary. Postąpił jak prawdziwy shipper. W nagrodę dostał od Stalie uśmiech, który chociaż trochę poprawił mu humor w ten smutny dzień.
         - Louis jesteś najokropniejszym i najbardziej wrednym facetem jakiego poznałam. Czemu ja cię zaczęłam kochać?- zastanawiała się głośno dziewczyna, patrząc w boki, jakby szukając w głowie momentu, w którym zaczęła coś do niego czuć. Coś poniżej szyi, jakby dudnienie…jakaś głupia radość. Bóg jedyny wie, co to. I nie mogła pojąć, czemu zaczęła pałać czymś do pasiastego. Czymś innym niż chęć obudzenia się rano z jego ucięta głowa na łóżku, tylko czymś, co sprawiało, że rano chciała widzieć tą głowę z resztą ciała.
         - Może dlatego, że jestem również najprzystojniejszym i najseksowniejszym chłopakiem jakiego widziałaś?- podsunął jej odpowiedź, roześmiany Tomlinson, jeszcze bardziej się do niej przysuwając.
         - Nie pochlebiaj sobie. Ta miłość sprawiła, że nieco przymknęłam oko na twoje wady.
         - Ranisz mnie w taki sposób, że aż chce więcej- wyznał Lou z ręką na sercu.
Wreszcie udało mu się rozśmieszyć niewiastę i gdy tylko usłyszał jej rechot jakiś ciężar spadł mu z serca.
         - Ludzie już pora się zbierać. Jeśli nie wyjedziemy w ciągu pięciu minut to spóźnimy się jutro na wywiad- zabrał głos Zayn, który również nie krył się ze swoim jawnym smutkiem.
         - Z jakiej sfery piekła jesteś?- spytał go zrozpaczony Ben, który mocniej przycinał do piersi Liama oraz Nialla.
Mulat zignorował jego pytanie i bez słowa podbiegł, by przytulic się do niego na pożganie.
Panna Colen wybuchła nową fala płaczu, a Tomlinsonowi zaczęło walić serce. Szybko otulił swoją dziewczynę ramionami i mocno przycisnął do swojego torsu.
         - To nie koniec mała Colen. Zbyt długo czekaliśmy na tę miłość, by teraz jakaś tam odległość to zniszczyła – wymamrotał, pocierając energicznie jej plecy.
         - JAKAŚ TAM?! To tysiące kilometrów!- wykrzyczała wprost do jego klatki piersiowej.
         - Wiesz Maggie, nie mówiłem ci tego wcześniej, ale mamy z chłopakami prywatny samolot.
         - TY BOGATY SKURCZYBYKU!- miodowo-włosa płakała i darła się jednocześnie, co z boku wyglądało niebywale komicznie.

Chłopak niespodziewanie uniósł palcem jej brodę, spojrzał w jej mokre oczy i wpił się w jej usta bez ostrzeżenia. Zachłannie całował jej różowe wargi, a ona nie będąc dłużną odwzajemniała to z równie wielka pasją. Liam wybuchł niepohamowanym płaczem na ich widok, a gdy Harry i Shalie postanowili zrobić to samo co Lougaret, ciemny blondyn po prostu położył się na ziemi, by oddać się swojej żałości połączonej ze szczęściem. Kiedy pary się od siebie odkleiły wszyscy postanowili złączyć się w wielkim uścisku, ponieważ osobne pożegnania byłyby dla nich zbyt trudne. Ben i Sara nie przytulali się jednak długo, ponieważ za chwilę pobiegli do domu w poszukiwaniu aparatu.
Gdy siódemka zastała sama, każdemu od razu zaczęły przypominać się ich wspólne akcje, kłótnie, pierwsze spotkanie, nieszczęsną grę na boisku, imprezę. Wszyscy po prostu rozryczeli się bardziej.
         - Hej ludzie! To były najlepsze wakacje w moim życiu. Nie wiem, co bym bez was zrobił- odważył się przemówić mulat, mocniej ściskając stojącą obok niego pannę Swift.
         - Za rok to powtórzymy i razem odwiniemy jeszcze więcej chorych akcji – próbował pocieszać wszystkich Tomlinson.
         - Teraz, gdy już siebie znamy, wiem, że musieliśmy na początku się nienawidzić, żebyśmy zapracowali na te wszystkie wspomnienia- wychlipała Shalie, zalatując trochę tandetą w tym tekście, ale i tak wszyscy od razu przyznali jej rację.
         - Ludzie, kocham was- wyznał Niall, pogłębiając uścisk.
Zaraz zewsząd posypały się oświadczenia o wzajemności uczuć.
         - Uwaga robię zdjęcie!- krzyknął Ben, naciskając czarny guzik na aparacie.
Oczywiście banda spod ciemnej gwiazdy wyszła na zdjęciu okropnie. Z opuchniętymi oczami, z krzywymi uśmiechami oraz poczochranymi włosami.
Mimo wszystko oni nigdy nie należeli do perfekcjonistów.
         - Czas się zbierać- ogłosił niechętnie Harry, przerywając uścisk. Każdy wiedział, że autentycznie już przyszła na nich pora. 

Tomlinson nie przestawał przytulać i całować swojej dziewczyny, która ryczała z nim jak bóbr. Nastolatkowe ślamazarnie zaczęli ładować się do auta, każdy wcześniej przytulając państwa Colen oraz Margaret, którą musieli siłą wyrwać z macek Louisa.  Kiedy przyszła kolej na pożegnanie Shalie i Mag fontanna łez niemal zaczęła lać się nad ich głowami.
         - Dzwoń do mnie- mówiła jej do ucha brunetka.
         - Będę! Połamania nóg w nowym roku szkolnym- dziewczyny przez łzy zaczęły się śmiać jak to miało w zwyczaju. Obie nienawidziły się żegnać, więc nie mówiły dużo, by nie ryczeć jeszcze bardziej. Jako ostatni do nieszczęsnego auta wsiadał Tomlinson. Miał, więc chwilę więcej ze swoją dziewczyną. Para patrzyła się na siebie bez słowa, by następnie rzucić się sobie w objęcia.
         - Widzimy się za tydzień, mała – wymamrotał głaszcząc ją po włosach.
         - Tak dzieciaki zaplanowałam już z Benem grilla- dodała Sara, na co wszyscy od razu się zaśmiali.
         - Już się nie mogę doczekać!- krzyknął Liam z wnętrza samochodu.
         - Colen muszę już iść- mruknął pełen żalu marchewkowy. Dziewczyna poluzowała swój uścisk i za chwilę odwzajemniała pocałunek chłopaka. Po chwili Niall musiał siłą wciągać pasiatego do auta i dobrze, że to zrobił, bo on nie szykował się wcale, by wsiadać. 

Trójka ludzi, która została na podjeździe stanęła bardzo blisko siebie i patrzyła jeszcze, jak pasażerowie usadawiają się na fotelach.
         - Hej Zayn…oddaj mojego psa- rozkazała miodowo-włosa, wylewając kolejną porcję łez. Mulat na początku udawał, że nie zabrał Roxi’ego ze sobą, ale jego czworonożny kolega wydał go, szczekając. Z ociąganiem podał kundla właścicielce.
         - Niall odjazd! Szybko zanim się rozmyślimy i wrócimy- powiedział Styles, tuląc do siebie Shalie.
Margaret zbliżyła się do okna samochodu.
         - I Louis…- zaczęła.
         - Tak, kochanie?- szatyn zwrócił się ku niej z uśmiechem na twarzy.
         - Nadal cię nienawidzę- ogłosiła, na co wszyscy znowu zaczęli rechotać.
         - Dlatego jesteśmy razem, moja droga- zdążył powiedzieć Tomlinson nim Niall z piskiem opon ruszył z miejsca.
Maggie przytuliła się do swoich rodzicieli i z uśmieszkiem błąkającym się na ustach obserwowała odjeżdżający samochód.





          Ludzie boją się rozpoczynać coś, ponieważ boją się końca. Przeraża ich myśl, że nadejdzie zakończenie. Jednak ta siódemka idiotów pokazuje, że zakończenia są jedynie częściami pewnych etapów. Kończąc możemy zaczynać drugie. Oni zakończyli te wakacje, by móc rozpocząć nowy etap w ich życiu. Ich wspólna wakacyjna przygoda to jedynie początek tego, co zrobią razem w przyszłości. Co prawda ich ścieżka do wzajemnej akceptacji zajęła im nieco dłużej niż w normalnych przypadkach, ale może życie nie opiera się na środkach, jakich używamy tylko na pragnieniach, które w sobie kryjemy. 

Ta banda zachęca do tego, by brać życie takim, jakie jest. Nie robić niczego na siłę. Żyć jakby młodość nie miała końca. Gonić zachody słońca i tańczyć w blasku księżyca.  
Każdy zaczyna dzień z nową kartką, którą codziennie może zapisać, jak tylko mu się podoba. I jeśli tylko chcesz, to przygoda podobna do tej może cię spotkać. 


Bo przecież w każdej bajce jest ziarenko prawdy.




THE END
 






Podziękowania:

TO NASTĄPIŁO! OFICJALNIE OGŁASZAM, IŻ OPOWIADANIE: I HOPE IT GIVES YOU HELL DOBIEGŁO KOŃCA!!!
Niestety jak początek to i zakończenie. Trochę mi to zajęło, nie? Ponad dwa lata, około 290 zapisanych stron Worda (to szacowany wynik, nie wiem ile jest naprawdę). W powitaniu napisałam, że to nie jest moje pierwsze opowiadanie i mówiłam prawdę, ponieważ przed IHIGYH miałam jeszcze trzy opa, ale niestety żadnego nigdy nie dokończyłam. Kiedy zaczynałam ta historię nie byłam pewna czy uda mi się doprowadzić ją do końca. A tu proszę- epilog. Nie udałoby mi się to bez was. Pod każdym rozdziałem zagrzewaliście mnie do dalszego pisania. DZIĘKUJE WAM ZA TO! Niektórzy pisali naprawdę długie komentarze z cennymi radami, ze swoimi przemyśleniami i naprawdę miałam niezły ubaw, czytając je. Chciałam wypisać nicki tych osób, ale uznałam, że nie chcę umniejszać tych co pisali krótkie opinie, bo tak naprawdę i długie i krótkie komentarze dawałmy mi kopa.

Chciałabym podziękować mojej siostrze, która przez cały ten czas pomagała mi wymyślać akcje, dawała dużo rad oraz mówiła swoje szczere opinie kiedy było trzeba. Dzięki tobie to opowiadanie stawało się lepsze i chcę powiedzieć, że twoja pomoc jest naprawdę nieoceniona. Zachęcam was do czytania jej opowiadań, które są LSFDJDSLKFJDSKF 
OTO LINK:

Chcę również złożyć podziękowania mojej najlepszej przyjaciółce, która zawsze umiała mi doradzić i przypominała o pisaniu hahaha. Szkoda, że ty nie postanowiłaś dodawać swojej twórczości do Internetu, bo jesteś naprawdę jesteś cudowną pisarką i osobą. Mam nadzieję, ze niedługo zaczniesz myśleć pozytywnie i mniej krytycznie względem siebie i zaczniesz coś dodawać. Bedę pierwszą czytelniczką. :)

Chcę jeszcze raz podziękować wam. Tym co pisali komy i tym co raczej czytali w ukryciu. Słowa nie potrafią ocenić jak bardzo jestem wdzięczna za wsparcie. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wielcy.

Na sam koniec dziękuje jeszcze bandzie idiotów zwanej ONE DIRECTION- bez nich naprawdę nie byłoby opa haha

Co dalej z moją twórczością?
Mam w planach napisanie kolejnego opa. Tym razem coś pomiędzy komedią, dramatem, a kryminałem. Wiem sporo tych gatunków, ale pomysł nadal jest w przygotowaniach. W głownych rolach planuję obsadzić Louisa (wiem zaskoczenie, nie?) oraz jego przyjaciela Harry'ego (kolejny zaskok) oraz dziewczynę, która będzie odzwierciedleniem mnie i tego co naprawdę siedzi w mojej dziwnej głowie. 
Nie wiem czy pomysł wypali, ale jeśli coś mi znowu strzeli do głowy i zacznę pisać to jesli tylko chcecie, powiadomię was na Twitterze. 

Tutaj kończę swoją przemowę, bo tak już dużo się naprodukowałam. Jeśli komuś nie podziękowałam to przepraszam naprawdę nie mam dobrej pamięci haha
Trzymajcie się ciepło i korzystajcie z życia jak banda z mojego opa. 
Pozdrawiam ciepło-
Paulina

 

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 21 cz.II


Gala- czyli milcz na wieki lub mów wiecznie



(To zapowiedź, którą ostatnio dodawałam pod rozdziałem 
zrobiona przez @FreeTimeLove proszę obejrzyjcie wszyscy, byście lepiej wprawili się w atmosferę rozdziału)




Czerwone promienie zachodzącego słońca subtelnie zalały blaskiem podłogę w salonie Colenów oraz zmieniały odcień kanapy, na której tkwiły dwa nastoletnie ciała.
Osobnik pierwszy- Liam Payne, miał ręce zawinięte pod piersiami, wysoko uniesiony podbródek oraz mocno zmierzwione włosy o barwie przypominającej liście drzew w późnym okresie wiosny. Osobnik drugi- Zayn Malik, kurczowo podtrzymywał dłoń w okolicy oka, wyraźnie usiłując ukryć za nią coś, co z pewnością było owocem kary wymierzonej przez ciemnego blondyna w podzięce za jego unikatowy kolor włosów oraz zniszczenie życia.
         -Nie wyjdziecie z domu, jeśli się nie przeprosicie – ogłosił kategorycznie Ben, który sterczał nad dwójką niczym kat.

Uśmiech, jaki zdobił jego twarz zupełnie nie miał odniesienia do jakiejkolwiek kwestii z jego aktualnej egzystencji, ponieważ dosłownie przed paroma minutami z pomocą reszty swojego najdroższego zespołu musiał rozdzielić walczących ze sobą chłopaków. Bójka zaszła zdecydowanie zbyt daleko, kiedy Payne bez uprzedzenia walnął kumpla/swojego nowego super-fryzjera w oko. Zayn wtedy zmienił się w pewnego rodzaju zwierzę, które niewątpliwie cierpiało na jakiś zmutowany rodzaj wścieklizny.
         -Więc będziemy siedzieć tu aż do śmierci – fuknął Liam, nie zwracając najmniejszej uwagi na osoby dookoła niego.
         -Myślę, że dużo was ominie- zastanawiał się głośno Ben, teatralne głaszcząc się po brodzie i spozierając w górę.
         - Trudno- powiedzieli w jednym czasie chłopcy.
Zaraz po tym incydencie spojrzeli po sobie morderczo i wykierowali w siebie wskazujące palce.
         - Najpierw niszczysz mi włosy, a potem kradniesz teksty. Taki jest twój plan na zrujnowanie mojego życia?- niemal krzyknął nabuzowany ciemny blondyn.
         - Włosy da się przefarbować! Co ja zrobię ze śliwą przed galą?- mulat wskazał na swoje obolałe miejsce, ukazując mocno czerwony ślad. Ben zauważając go, z dramaturgią wciągnął powietrze do płuc, ale dostrzegając przerażenie Malika, który najwyraźniej pomyślał, iż jest bliski śmierci, udał, że to z powodu swojego odbicia w lustrze naprzeciwko niego. To nie sprawiło, że Zayn poczuł się lepiej.
Liam na pytanie kumpla wzruszył ramionami i powrócił do swojego przerwanego zajęcia- czyli bycia obrażonym na cały świat.
Chwilę ciszy przerwał wszystkim pędzący po schodach Louis, który rozdawał chłopakom ich niedawno odebrane garnitury.
Trzeba było przyznać, że Harry postarał się przy ich wyborze. Wszystkie były jednakowe- czarne z idealnie skrojonymi marynarkami oraz spodniami, które były lekko zwężane w nogawkach, więc miały, odbiegający od tradycyjnego krój. I pomimo swojej nowoczesności strój nadal pozostawał elegancki, oczywiście do czasu, kiedy to Niall nie zarządził, iż swe stopy odzieją hebanowymi trampkami.

Małpa może wyjść z człowieka, ale człowiek z małpy nie.

Tomlinson uważnie studiując metki marynarek, próbował stwierdzić, który ubiór jest jego, a który dwójki z kanapy. W końcu uradowany odnalazł swój numer, więc niewiele myśląc, rzucił na sofę garnitury przyjaciół. Miał już opuścić pomieszczenie, ale zaciekawiała go cisza, która stale królowała w salonie. Odwrócił się lekko na jednej pięcie i wlepił swe gałki oczne w chłopaków.
         -Nadal jesteście pokłóceni?- zapytał, łącząc wszelkie fakty w jedną całość. Duet z sofy zakołysał głowami na potwierdzenie. Szatyn zmarszczył brwi.
         - Nie rozumiem. On ci zepsuł głowę, a ty mu za to obiłeś gębę, więc, o co dalej chodzi?- zdziwił się, mierząc ciemnego blondyna niepewnym spojrzeniem.
Dwójka chłopaków w zadumie zwróciła wzrok najpierw na marchewkowanego, a potem na siebie.
         - Bracie!
         - Siostro!- Mulatowi najwyraźniej nie przeszkadzało, iż został ochrzczony tym mianem, ponieważ padł w łapy swojego przyjaciela. Być może radość z pogodzenia się z nim sprawiła, że nie wyłapał tego.
Ben zaraz przyłączył się do uścisku.
Louis trochę zbity z tropu udał się ze swoimi ciuchami na górę. Tam zastał Nialla, który w jednej dłoni ściskał batona, a drugą próbował wciągnąć spodnie na tyłek. Jak widać było to niebywale trudne, ponieważ w szczytowym momencie odłożył smakołyk na półkę i włożył dolną cześć garnituru jak w miarę zwyczajny człowiek. Tomlinson nawet chciał zaklaskać, ale przeszkodziło mu w tym naręcze ciuchów, Blondyn jednak najwyraźniej docenił samą próbę, ponieważ ukłonił się niemal wpół.

Tymczasem w pokoju dziewczyn ściany wypełniała niczym niezmącona, prawie słyszalna cisza.
Margaret patrzyła w skupieniu na lustrzane odbicie swojej twarzy, rozpoczynając robić makijaż. Shalie natomiast nieśpiesznie czesała swoje długie włosy, które niedawno umyła. Żadna z przyjaciółek nie odezwała się do siebie po powrocie ze spaceru prawdy. Nie tajemnicą było, iż wszystkie nowe wieści przyczyniły się do tego, iż miodowo-włosej ciężko było zebrać się na rozmowę z brunetką, a ona z kolei nie wiedziała dokładnie, od czego zacząć, by bardziej nie zdenerwować jasnej głowy.
Panna Colen dalej, więc przygotowywała twarz do położenia na nią niezbędnych kosmetyków. Planowała zrobić taki sam make-up, jaki miała na weselu. Lekko odepchnęła się na obrotowym krześle, by zabrać z szafki swoją kosmetyczkę.
         - Bałam się jak zareagujesz, ok?!- wydarła się w końcu Shalie, zmęczona czekaniem, aż to przyjaciółka spróbuje nawiązać jakąś konwersacje.
Maggie wlepiła w nią na pozór zobojętniałe oczy. Dobrym znakiem było, iż w ogóle zwróciła na nią uwagę, mogła przecież nadal się malować, udając, że głos, jaki słyszy to tylko wiatr, który wieje za oknem - jak to często miała w zwyczaju.
         - Więc teraz zwalasz winę na mnie?- wymamrotała, nakładając na twarz krem.
         -  Nie zwalam! Mówię tylko powód, dlaczego nic nie wiedziałaś- Ciemna głowa zamachała dłońmi, by podkreślić wagę wypowiadanych słów.
         -Czy to nie to samo?- dumała głośno Maggie, kładąc teatralnie palec wskazujący na brodzie.
         - Dobra nawaliłam!
         - Mówmy o rzeczach, których jeszcze nie wiemy.
         - Mam cię błagać na kolanach o wybaczenie?- zapytała zrezygnowana ciemnowłosa, badawczo spoglądając na przyjaciółkę.
         - Ja tego nie powiedziałam – Panna Colen dalej przemawiała swoim cynicznym tonem głosu, który grał na nerwach jej towarzyszce.
Pokój znów owiał bezgłos, przerywany, co jakiś czas przez jasnowłosą, która ściągała i odkładała kosmetyki na półkę.
         -Ktoś umarł?- zapytał zdziwiony Zayn, który bez pukania wparował do pomieszczenia, taszcząc w dłoniach torbę ze wszystkimi przyborami do stworzenia niewiastom idealnej fryzury. Rano ustalił z nimi, iż będzie ich prywatnym fryzjerem i zarzekał się, że jest doświadczony w tej dziedzinie. Nie wiedział jeszcze, iż przyjaciółki po ujrzeniu wyników jego „profesjonalnej roboty” na głowie, Liama, zmieniły zdanie, co do wyboru salonu fryzjerskiego.
         - Nie, ale mógłby- odpowiedziała pełna entuzjazmu i chęci do życia miodowo-włosa.
Mulat zerkał w kierunku Shalie, by odczytać z jej twarzyczki, o co chodzi, ale ta w tempie ekspresowym odwróciła się i zajęła wyciąganiem czegoś niebywale ważnego z szafki.
         - Louis! Chodź tu na chwilę, wielka wołowa dupo!- zawołał Malik niespodziewanie. Najwidoczniej widząc, że nie wyciągnie niczego z dziewczyn wpadł na pomysł przywołania do siebie kumpla, który zazwyczaj wiedział wszystko lub był zamieszany w sprawę.
         - A kto ci pozwolił mnie wyzywać, przebrzydły mrówkojadzie? Podbić ci drugie oko do pary?- Ryknął pasiasty, wylatując niczym poparzony kwasem ze swojej kryjówki.
         - Co się im stało?- Mulat zmienił temat, wywracając oczami na komentarz kumpla i wskazując na dwie postacie umiejscowione w sypialni.
Tomlinson fuknął jeszcze wielce urażony na przyjaciela i wpadł do wnętrza jamy grozy czujnie, badając sytuacje.
         - Mag jest wściekła i wygląda jakby obrosła w pawie piórka, a Shalie udaje, że coś robi, by zatuszować swoją niestabilność emocjonalną i konieczność umieszczenia jej w centrum dla czubków. Dzień, jak co dzień – wypowiedział się Lou, klepiąc chłopaka po ramieniu.
         - Tomlinson jak zwykle próbuje utajać brak posiadania mózgu mądrymi słowami, których potajemnie nauczył się kilka minut temu. Wszystko po staremu, Zayn. – Maggie, udając obojętną, nawet nie zerknęła w stronę płci brzydkiej i dalej robiła idealną kreskę eyelinerem, w środku jednak cała się gotowała.
         - Mam cię Colen! Jesteś wkurzona na Shalie, bo ona ma chłopaka, a ty nie!- wymyślił szatyn, kląskając w dłonie.
Miodowo-włosa natychmiast wstała z krzesła i podbiegła do oskarżyciela szybko niczym gepard.
         - Uwierz mi, że gdybym chciała mieć chłopaka to już dawno, bym jakiegoś oswoiła- oświadczyła z drwiną, dźgając swoją ofiarę po klatce piersiowej.
         - Nie wątpię w to moja mała sąsiadko, ale czemu tak ostro reagujesz? Czyżbyś miała kogoś na oku?- zainteresował się i złapał pod boki, patrząc na niewiastę z góry. Jego oczy niemal wywiercały w niej dziurę.
         - Jedynym powodem, przez którego jestem zła na Shalie to fakt, że nie powiedziała mi o swoim związku – oznajmiła Margaret pod dłuższym namyśle. Ostatnie pytanie szatyna wprawiło ją w pewnego rodzaju dyskomfort i dziwne bicie serca, przez co znowu nie wiedziała, co się z nią dzieje.
         - Ładny unik od odpowiedzi Colen- pochwalił ją pasiasty, puszczając perskie oko jakby chciał jej przekazać, że dokładnie wie, co dzieje się w jej mózgu.- Dziwisz się jej? Przecież ty zrobiłabyś wszystko, by zaczęła myśleć, że Harry to zły kandydat na chłopaka- dodał, ale zaraz tego pożałował, bo jasnowłosa podskoczyła i przyciągnęła go za koszulkę bliżej swojej twarzy, by z groźną miną orzec mu istotną informacje.
         -Nigdy bym świadomie nie chciała zepsuć ich związku, wiedziałbyś to gdybyś mnie znał- zakończyła, odpychając go od siebie gwałtownie.
         - Znam cię dużo bardziej niż mogłoby ci się wydawać. - Chłopak zbliżył się do dziewczyny, uśmiechając się ironicznie.
         - Okay! Nie potrzebujemy tu więcej negatywnej energii…czy cokolwiek to jest- zainterweniował Zayn i wszedł pomiędzy parę. – Problemy są po to by je rozwiązywać.  Shalie przeproś Mag- zarządził.
         - Co?! Dlaczego to ja mam ją przepraszać?- oburzyła się brunetka.
         - Bo zanim zrobiłaby to Margaret minąłby wiek – objaśnił zgodnie z prawdą chłopak.
         -Sugerujesz, że nie umiem przyznać się do błędu?- nabuzowana jasnowłosa już zmierzała w jego kierunku, ale zatrzymało ja poczciwe Tomlinsonowe ramię.
         - Tak- odpowiedział mulat bez namysłu.
         - No to patrz.
Dziewczyna wyrwała się z oplatających ją macek i niezwłocznie zbliżyła się do miejsca, gdzie przebywała jej przyjaciółka. Przytuliła się do niej i atmosfera od razu zrobiła się weselsza.
         - Przepraszam, że nie zachowywałam się jak należy i nie miałaś we mnie wystarczającego oparcia. Robiłam to nieświadomie, po prostu nie chciałam żebyś cierpiała przez nieodpowiedniego faceta – oświadczyła całkiem szczerze wprost do jej ucha.
Zayn i Louis słysząc to podnieśli brwi do góry, niedowierzając własnym uszom.
         - A ja przepraszam cię za to, że nie powiedziałam wcześniej. Jesteś moją przyjaciółką i nie chciałam żebyś dowiedziała się w taki sposób- zabrała głos Shalie i mocniej przygarnęła koleżankę do piersi. Czuła się jakby znów mogła normalnie oddychać.
         - Co mówicie? Że potrzebujecie męskiego ramienia niosącego wsparcie? Już idziemy!
Do uścisku dołączyła się dwójka chłopców, a zaraz potem, Niall, który akurat wchodził do pokoju. Oczywiście dziewczyny czuły się zgniatane z każdej strony, ale za to wszystko wróciło do normy.
         - Zostało dwie godziny, trzydzieści trzy minuty i dwadzieścia sekund do wyjazdu!- wydarł się ojciec miodowo-włosej na cały dom.
         - Ludzie jest problem. Kiedy spokojnie przechadzałem się po domu zauważyłem, że na kanapie leży garnitur. Pomyślałem, że to Zayna albo Liama, ale byłem w pokoju gościnnym i zobaczyłem, że ich fraki leżą na łóżku. A, że jestem rozgarniętym człowiekiem pełnym, nowych świeżych pomysłów pognałem do Harry’ego, ale na nasze nieszczęście on jest już ubrany. Mój garnitur mam na sobie, a Lou rzucił swój w łazience. Pozostaje tylko jeden wariant- to frak Bena- mówił jak najęty blondyn, żywo gestykulując.
Cała piątka z dramaturgią wciągnęła powietrze do płuc. Malik ze wzburzenia począł przemierzać długość sypialni, a Maggie założyła ręce na głowę gorąco nad czymś dumając.
         - Nie panikujmy. W razie pytań próbujemy go zbyć, potem coś wymyślimy- zarządziła, patrząc na każdego z kolei.
         -Nie martw się złotko. Bob budowniczy nic nie spierniczy- pocieszył niewiastę Horan, wskazując z dumą na siebie.
Nikt nie zaśmiał się z jego żartu.
         - No cóż…To jak dziewczyny gotowe na robienia fryzur w salonie marzeń Malika?- odezwał się mulat z ogromnym, pedofilskim uśmiechem na twarzy.
Przyjaciółki spojrzały na siebie z kwaśnymi minami.
         - W sumie to…Niall zaoferował się wcześniej od ciebie- wymyśliła na biegu ciemnowłosa i wlepiła w blondyna intensywne spojrzenie. Ma się rozumieć chłopak nic z niego nie wyczytał i patrzył na nią jak na kamień, który właśnie ożył i podaje się za jego matkę.
         - Bob budowniczy?- upewnił się Malik, mierząc kumpla od góry do dołu.
         - Tak, w ogóle to właśnie musimy już zaczynać, prawda Horan? – Margaret złapała blondyna za ramię razem z przyjaciółką i lekko ścisnęła, próbując bez słów przekazać mu cenne znaki.
         - Bez wątpienia nadszedł już ten czas- zaczął improwizować nowy fryzjer – więc wypad parówy. Król musi mieć wystarczająco miejsca, żeby odprawić te czary- dodał.
Tomlinson i Malik ociężale zaczęli się cofać. Ten pierwszy przed wyjściem za drzwi wskazał na swoje oczy, a potem na Horana, co miało oznaczać, że go obserwuje. Drugi natomiast złapał się za serce i ostrzegł:
         -Tylko potem nie przybiegajcie do mnie z płaczem jak Bob coś wam jednak spierniczy.
         -Spokojnie, nie urządzi nas gorzej od Liama- prychnęła Colen cicho.
         -A więc o to wam chodzi? O to, że jestem człowiekiem i robię błędy?- przeżywał mulat, zanim blondyn wspaniałomyślnie wypchnął go za drzwi.
Dziewczyny odetchnęły z ulgą i zabrały się za wypakowywanie niezbędnych rzeczy z torby, którą zostawił Malik.
Przygotowania w oczyszczonej atmosferze czas zacząć.






Dwie godziny, trzy minuty i szesnaście sekund później


         - TOMLINSON TRAGARZU, PRZYNIEŚ MI TU MOJE BUTY!- darła się rozpaczliwie Margaret.
Liam, który od dłuższego czasu pomagał dziewczynom w przygotowaniach próbował jakoś ją uspokoić, ale prawdą było, iż nerwowy klimat spowodowany diametralnym skurczeniem się czasu do wyjścia wszystkim się już udzielił. Najbardziej było widać to po Harrym, który przez pośpiech dwa razy spadł ze schodów i niemal wyskoczył z okna, uciekając przed emerytowanym fryzjerem Zaynem, który próbował ułożyć jego nieposkromione loki z pomocą groźnie wyglądającego lakieru do włosów. W tym miejscu trzeba dodać, iż Maggie zlitowała się nad mulatem i z niemałą trudnością zatuszowała śliwkę pod jego okiem, z czego chłopak był niezmiernie ucieszony.
         - JUŻ BIEGNĘ ZŁOTKO- również wydarł się Louis, chwytając pudło z butami w dłonie.
On ze wszystkich najlepiej znosił stres sytuacji i obdarzał każdego szerokim uśmiechem. Co prawda nie miał nawet, po co się śpieszyć, ponieważ odział się już w garnitur i ułożył swoje brązowe pukle w lekko roztrzepaną fryzurę, co było bardzo w Tomlinsonowym stylu. 
         - Zostało już tylko trzydzieści minut i cztery sekundy do przyjazdu limuzyny!- ogłosił Ben, który na nieszczęście również był już ubrany we frak. Co gorsza Sara założyła najlepszą sukienkę, jaką miała i chodziła po domu z gigantycznym uśmiechem.

Szatyn po wejściu do sypialni pierwszą osoba, jaką ujrzał była Shalie leżąca na podłodze i mamrocząca coś o sukience, której nie chce założyć. Pomimo jej poziomej pozycji zauważył, że włosy ma zakręcone w mocne loki i przełożone wszystkie na lewe ramię. Nie trudno było się domyśleć, że bedzie miała kreację z odkrytymi plecami.
         - Nie rycz, bo się rozmażesz!- ostrzegł ją ciemny blondyn, podnosząc z posadzki i wpychając w dłonie coś, co zapewne było jej niechcianą sukienką. 
         - Chodź skarbie, pomogę ci się ubrać- złowieszczo zachęcił Harry i pociągnął ją za rękę w stronę łazienki. Liam położył dłoń w okolicy serca i westchnął niczym ojciec, który patrzy na swoje dorastające dzieci.
Szatyn rozejrzał się po pomieszczeniu, by odnaleźć kopciuszka. Nie zajęło to długo, bo dziewczyna wleciała znikąd do pokoju ledwo, unikając uderzenia z futryną i w ciągu pięciu sekund znalazła się na przeciwko Louisa, odbierając od niego cenne pudełko.
Chłopak aż przestał oddychać na jej widok.
Już w sukience, którą miała na weselu prezentowała się świetnie, ale w tej niewątpliwie przeszła samą siebie.
Kreacja od góry trzymała się na cienkich ramiączkach, była jasnokremowa, obszyta po całości złotymi ćwiekami ze złoto-czarnym suwakiem ciągnącym się pośrodku, aż do zaznaczonego pasa w talii w tym samym kolorze i miała sprawiać wrażenie gorsetu poprzez wyraźnie zaznaczone fiszbiny podkreślające domniemaną część biustonosza. Dolna partia sięgała dziewczynie do połowy ud, była koloru czarnego i miała pół-baskinkę po obu stronach bioder.

Nie ma, co się oszukiwać Margaret Colen wyglądała jak seks-bomba.

         - Halo Tomlinson! Mówi się do ciebie! Podasz mi tą szminkę czy nie?- mówiła miodowo-włosa, wciągając kupione dzień wcześniej buty na wysokim, grubym słupku.
         - A tak, już idę- szatyn ledwo oderwał wzrok od niewiasty i zbliżył się do biurka, które dziś pełniło rolę toaletki.- Którą?- zapytał, zerkając na kilkanaście kolorów szminek znajdujących się na blacie.
         - Czerwoną- poinformowała go nastolatka, poprawiając w lustrze swoje zakręcone w miękkie fale włosy.
Szatyn podał jej kosmetyk, a ta z miną profesjonalisty nałożyła go na swoje usta. Dopiero teraz chłopak zauważył, że wybrała również taki sam kolor dla swoich paznokci.
         - I jak?- Margaret ostatni raz zerknęła na swoje odbicie i zwróciła się z pytaniem do szatyna.
Louis przez chwile układał w głowie odpowiednie epitety.
         - Wyglądasz olśniewająco Margaret Colen, zupełnie jak moja dziewczyna- oświadczył i wyciągnął ku niej swoje pomocne ramię. Miodowo-włosa patrzyła na niego nieprzeniknionymi oczami przez jakiś czas, ale nic nie powiedziała tylko lekko zauważalnie skinęła głową w niemej podzięce za komplement.
W tych niebotycznie wysokich butach dumnie sięgała Tomlinsonowi, aż do okolicy nosa, co w głowie uznała za prawdziwy sukces. Przed wyjściem z pomieszczenia wzięła w dłonie jeszcze czarną kopertówkę ze złotą rączką, która pełniła również rolę czterech unikatowych pierścionków.

         - Nie wyjdę w tym!- krzyczała zza drzwi łazienkowych ciemnowłosa, którą chyba najzwyczajniej w świecie pożarła trema.
         - A właśnie, że wyjdziesz- uświadomił dziewczynę równie głośno Harry. Potem Lougaret usłyszał oznaki walki, ale w końcowym efekcie drzwi otworzyły się i każdy mógł ujrzeć pokręconego, który siłą wyciągał swoją dziewczynę z pomieszczenia. Było to trudne, ponieważ trzymała się ona futryny.
         - Jestem prawie goła!
         - I co z tego?! Wyglądasz pięknie!
Styles i Swift wrzeszczeli na cały dom, powodując, iż słyszący sytuację Horan pośpieszył koledze na pomoc. Wszedł do wnętrza łazienki i zaczął po kolei odczepiać każdy palec, którym trzymała się dziewczyna. To zdecydowanie pomogło. Shalie zaraz została tylko w objęciach kędzierzawego na prostych nogach. Każdy mógł teraz przypatrzeć się sukience, o którą zrobiła taką wojnę. Co dziwne nie była ona jakoś specjalnie krótka, miała długość miej więcej taką samą jak kreacja jej przyjaciółki. Cała koloru czarnego z długimi rękawami, ozdobiona perłami na górnej części ramion oraz niewielkim dekolcie.
Margaret już miała się pytać, w czym tkwi problem, ale nie musiała, ponieważ zobaczyła go, kiedy panna Swift odwróciła się, zmierzając do sypialni. Kreacja miała wycięte plecy, aż do okolicy tyłka. Co prawda nie pokazywała za dużo, wszystko dalej pozostawało w dobrym smaku, ale teraz zrozumiała, czemu Shalie tak bardzo nie mogła się pogodzić z wyjściem w czymś takim.
Brzegi tyłu sukienki oraz kawałek spódniczki również były ozdobione perłami, które łączyły się u góry w spójną całość i wyglądały naprawdę elegancko.
         - Dziewczyny wyglądacie doskonale - komplementował je Niall jak oczarowany, patrząc raz na jedną raz na drugą.
         - Popieram! Ale Horan pamiętaj jak nie twoje to nawet nie patrz- zaśmiał się Liam, który akurat wchodził schodami na górę i wkładał na swoje zielone niczym trawa włosy czarny full cap.
         - Nie jestem niczyją własnością- przypomniała zebranym miodowo-włosa.
         - Ale będziesz- odpowiedział jej mulat, który właśnie przetaczał się obok niej i Louisa, psikając swoje i tak już perfekcyjnie wyglądające włosy nową dawką lakieru.
         - W twoich snach-ucięła rozmowę dziewczyna, sprawiając tym samym, że cały zespół uśmiechnął się w jakiś dziwny niezaznany jej jeszcze sposób. I już miała dowiedzieć się, co kombinują, ale przerwał jej krzyk mamy.
         - Dzieciaki zejdźcie na dół! Mamy piętnaście minut, a musimy zrobić jeszcze pamiątkową fotkę!
Wszyscy spojrzeli na siebie z przestrachem, przypominając sobie o rodzicach, których jakoś trzeba było spławić, to znaczy złamać im serce na kawałki.
Shalie już bez protestów pobiegła po buty do pokoju, a kiedy tylko wyszła cała siódemka skierowała się do salonu gdzie czekała już Ben i Sara.
         - O MÓJ BOŻE BEN! IDĄ!- emocjonowała się matka Maggie, cykając im mnóstwo zdjęć cyfrówką, która trzymała w dłoniach.
Ojciec miodowo-włosej, niewiele myśląc podbiegł do młodzieży, stanął obok Payne’a i zaczął robić z nim dziwne gestykulacje dłońmi prosto do obiektywu.
         -A teraz groźna mina!- dopingowała ich Sara, powodując, iż jej córka zastanawiała się czy aby na pewno nie została adoptowana.
Potem kobieta odciągnęła męża i rozkazała dzieciakom ustawić się w przedpokoju i zapozować.
Oczywiście fotka nie wyszła normalna, ponieważ Maggie potknęła się o chodnik, Louis zaczął ją łapać i przez przypadek walnął Liama w brodę, a ten próbując mu oddać zahaczył przez przypadek o półkę z książkami, czego efektem była latająca literatura tuż nad głową Shalie i Harry’ego oraz przerażone miny Nialla i Zayna.
Nie było jednak czasu na ponowienie akcji. Trzeba było uświadomić rodziców.

         - Benie- Zayn, który został wypchnięty przez kolegów, by ogłosić smutną wiadomość najpierw zwrócił się do ojca Mag- Saro- skinął do kobiety- chcę powiedzieć, iż…hmm jak to ująć? Wyglądacie bombowo!- krzyknął ze sztuczną radością i prędko powrócił do znajomych, którzy mordowali go wzrokiem.
         - Dzięki ci chłopcze, ty też prezentujesz się znakomicie- podziękował szczerze mężczyzna przytulając żonę.
         - Tak naprawdę to jest coś, co musicie wiedzieć- pałeczkę przejęła Margaret, jednak jej początkowa nieustępliwość zaczęła topnieć, kiedy ujrzała przepełnione radością twarze rodzicieli- i…i ogłosi wam to Liam!-zakńczyła i z pomocą reszty wypchnęła ciemnego blondyna, który wyglądał niczym spłoszona łania.
         - Chcesz powiedzieć, że limuzyna już przyjechała? Tak widzieliśmy- powiadomiła radosna Sara.
Payne przełknął nerwowo ślinę.
         - Chodzi o dzisiejszą galę- rozpoczął chłopak- Nie możecie na niej być- wyrzucił z siebie, obserwując jak z twarzy pary schodzi uśmiech. I pojawia się rozczarowanie, nie mógł na to patrzeć- Nie możecie na niej być, ponieważ… jedziecie limuzyną do najlepszego hotelu w Californii na kolacje oraz zestaw zabiegów relaksujących!- dodał, wymyślając wszystko w chwili, kiedy wyrzucał z siebie wszystko jak karabin maszynowy.
Przez chwilę w przedpokoju panowała nieprzenikniona cisza, ale po paru sekundach została ona przerwana przez głośny szloch Bena, do którego za chwilę dołączyła Sara. Liam spojrzał w kierunku przyjaciół, doszukując się w ich twarzach odpowiedzi na to, co się właśnie dzieje, ale nie zobaczył nic oprócz szoku i niepewności.
         -Hmmm…wszystko w porządku?- zapytał Niall.
Para słysząc pytanie, zaczęła uspokajać siebie nawzajem, by móc udzielić odpowiedzi.
         - Jjj-sssteście baa-ardzo do-obrymi ludźmi-i- wychlipała matka Maggie, ścierając łzy szczęścia z policzków.
Znajomi odetchnęli z ulgą.
Liam, korzystając z chwili szybko pobiegł na zewnątrz, dzierżąc w dłoni telefon, więc zapewne poszedł przemienić swoja bajkę w prawdę. Cóż czasami bycie sławnym miało swoje plusy.
         - Ohh to nic wielkiego po prostu chcemy żebyście spędzili cudowne chwile tylko ze sobą- zabrał głos Louis, podchodząc do Bena oraz Sary i przytulając ich do siebie. Gestem głowy nakazał reszcie uczynić to samo. Roksi wyczuwając sensację postanowił opuścić swoje łóżko pierwszy raz tego dnia i zza rogu oglądać niecodziennie wydarzenie.
Po serii przytulania do zebranych powrócił Payne, który na migi pokazał, że wszystko jest załatwione.
         - Nie chcę przerywać, ale obawiam się, że na was już pora. Czas zacząć bajkę- uzmysłowił dwójce Harry, który rozwikłał osobliwe znaki kumpla. Ben i Sara nie przestawali dziękować, byli autentycznie zachwyceni. Chwilę potrwało jeszcze nim zebrali wszystkie potrzebne rzeczy i ucałowali każdego z osobna życząc im udanej zabawy. Wraz z zamknięciem się za nimi drzwi, Liam zwrócił się do pozostałych:
         - Mamy kłopot.
         - O nie! Co tym razem?- wyjęczał mulat, głaszcząc swojego ulubionego psa go głowie. Maggie czasami myślała, że jej Roksi całkiem zapomniał, kto jest jego prawdziwym właścicielem.
         - Nie mamy limuzyny, a następna może przyjechać dopiero za dwie godziny.
Szatyn ze świstem wypuścił powietrze z płuc, zastanawiając się, czemu zawsze muszą być w tarapatach lub przynajmniej zmagać się z jakąś poważną sprawą. W skupieniu oglądał czarne botki na szpilce należące do Shalie, gdy ta przechadzała się w tę i z powrotem, zapewne myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji.
         - No to nad czym się zastanawiamy? Jedziemy moja karetą- wypowiedział się nagle Niall jakby przypominając sobie, iż posiada samochód.
         - Horan nie chcę cię zasmucać, ale on wygląda jak karawan- uświadomił go Liam- I poza tym to gala, a nie wycieczka do lasu- dodał, machając dłońmi.
         - A od kiedy zachowujemy się jak normalni ludzie? Popatrzcie na nas jesteśmy po prostu grupą frajerów w dodatku konkretnie dziwnych. Chyba nie myśleliście, że wszystko wypali? Gdzie my tam zamieszanie, ale dopóki mamy siebie…to, chociaż nie musimy się pojedynczo wstydzić, nie?- blondyn zaśmiał się i podrzucił kluczyki od auta, które zgarnął z szafki przy drzwiach frontowych.
Reszta poczęła rozmyślać nad jego słowami.
         - Ja jestem za blondyneczką, nie możemy się teraz poddać. Jedźmy tym karawanem jak na dziwaków przystało- zachęcił pozostałych Louis.
Podjecie decyzji nie zajęło im więcej niż minutę, ponieważ wszyscy bezzwłocznie udali się za kierowcą do jego karocy. Nie wiadomo, dlaczego, ale słowa Nialla podbudowały ich.

Cała siódemka rozsiadła się w aucie i z szerokimi uśmiechami poczęła żywo rozmawiać. Przez co podróż mijała im w miarę szybko. Louis jednak stał się trochę nieobecny, a na pytania kolegów odpowiadał wymijająco, tak by nie załapali, iż wcześniej ich nie słuchał. Margaret jednak widziała wszystko i poważnie zaczęła zastanawiać się nad jego dzisiejszym zachowaniem. Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy Styles poklepał go po ramieniu i obiecał, że wszystko będzie dobrze. Miała się już dowiedzieć, o co chodzi, ale przypomniała sobie coś, gdy ujrzała pokręconą głowę CHŁOPAKA swojej przyjaciółki. Korzystając z tego, że akurat nachylał się blisko niej, złapała go za ucho, wywołując w samochodzie coś na kształt paniki. Było powszechnie wiadomym, że Maggie nie do końca potrafi utrzymać nerwy na wodzy. Nikt nie wiedział, co mogło ją zbulwersować tym razem.
         - Zapomniałam ci cos powiedzieć, cwaniaczku. Jeśli moja przyjaciółka wypłacze przez ciebie, choć jedną łzę, to cię poszatkuje i rzucę krukom na pożarcie, a znamy się na tyle, iż pewnie wiesz, że nie żartuje, prawda?- z każdym wypowiedzianym słowem ściskała jego małżowinę coraz mocniej, ale nikt nie odważył się jej przerwać. Poza tym trochę przemocy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Harry pokiwał głową, by Mag wreszcie puściła jego ucho. Czuł, że brakowało chwil, by zostało ono w dłoni miodowo-włosej.
- Jedną łzę- powtórzyła bez użycia głosu, zaraz po tym jak upewniła się, że lok widzi jej twarz. Niedługo po tym jak skończyła uśmiechnęła się promiennie do wszystkich.
Umiała być przerażająca, kiedy chciała.

Podróżnicy wiedzieli, że są blisko miejsca docelowego, gdy zaczęli słyszeć piski fanek. Jakież musiało być ich zdziwienie, kiedy zamiast profesjonalnego kierowcy za kółkiem ujrzeli samego Nialla Horana. Pisk przerodził się w krzyk, a przez szyby było widać tłum młodych skaczących dziewczyn. Chłopaki machali do nich i posyłali szczere uśmiechy. To był ich świat.
Parę minut później blondynowi cudem udało się zaparkować bez potrącenia jakiegoś fana. Serce Mag zaczęło bić ze stresu i podniecenia, gdy ujrzała najprawdziwszy czerwony dywan, który za chwile będzie przemierzała razem z szóstką najbardziej pokręconych mieszkańców Californii.
Louis, dostrzegając to delikatnie pogłaskał jej ramię nim otworzył drzwi auta. Krzyk, jaki podniósł się przed areną był nie doniesienia. Dziewczyny ledwo powstrzymywały się przed zatkaniem uszu. Zespół dzielnie machał do fanów oraz kamer i reporterów.  Flesze błyskały im przed oczami, a pytania reporterów zlewały się w jedno tak, że nie można było ich zrozumieć.
Nagle do siódemki dołączyła grupka ochroniarzy, która miała na celu pomoc w przejściu do sali. Paul złapał Horana za ramię i z uśmiechem na twarzy zaczął pytać, co wyobrażał sobie, kiedy wsiadał za kółko tego samochodu.
W pewnym momencie Tomlinson ujął rękę trochę wystraszonej Margaret. Przez co zaraz tłum reporterów zaczął bombardować ich pytaniami typu „To twoja dziewczyna? Kiedy się pobieracie? W skali od jeden do dziesięciu oceń wasz związek” Szatyn nie odpowiedział jednak na żadne z postawionych pytań, tylko mocniej trzymał dłoń niewiasty.
W końcu po długich minutach wszyscy dostali się do środka, gdzie uzyskali szybkie instrukcje od menagera. Chłopcy dowiedzieli się, że otwierają galę piosenką, więc niezwłocznie musieli iść za kulisy, a dziewczyny zostały pod opieką ochroniarza, który miał zaprowadzić ich na wybranie miejsca. Zespół przed wyjściem przytulił każdą z dziewczyn i poganiany przez jakiś ludzi skierował się korytarzem w prawo.  Sala, do której zostały przyprowadzone była już wypełniona po brzegi.
Mag rozglądała się jak zaczarowana i dałaby sobie rękę uciąć, że przed chwilą przeszła obok niej Lady Gaga. Dziewczyny w życiu nie pomyślały, iż znajdą się na takiego rodzaju imprezie, to było wprost nierealne. Sam wygląd miejsca już robił niesamowite wrażenie.  Mark- bo tak miał na imię goryl, wskazał przyjaciółkom ich fotele. Siedziały tuż za siedzeniami One Direction, które teraz były puste. Miały bardzo dobry widok na arenę.
W pewnym momencie ułyszały za sobą jak ludzie gadają na temat tych dwóch dziewczyn, które przyjechały z 1D. Mogły dowiedzieć się, kim są- koleżankami siostry mamy Liama. Śmiały się z tych teorii do siebie i zastanawiały się, kto je wymyślił. Plusem tej sytuacji było to, że jeszcze nie znano ich imion.

W jednej chwili oświetlenie przyciemniło się, a najjaśniejsze światło padło na prowadzących stojących pośrodku sceny.
         - Witamy na corocznej gali rozdania nagród „California Big Stars Award”!- wykrzyczała do mikrofonu kobieta, którą Shalie kojarzyła z jakiegoś filmu. Tłum zaczął wiwatować.
         - Są z nami same największe gwiazdy ze świata muzyki oraz filmu, a także wspaniała i jedyna w swoim rodzaju widownia!- tym razem darł się facet, przez co oglądający dosłownie oszaleli.
         - Dosłownie za kilka minut tylko, dla was One Direction zaprezentuje nieznaną jeszcze piosenkę zatytułowaną „I hated you”, która otwiera ich nowy krążek „Different Way To Paradise”. Tym czasem zapraszamy zespół na scenę po odbiór statuetki za zajęcie pierwszego miejsca w internetowym głosowaniu w kategorii „Największe odkrycie ostatnich pięciu lat”. Prosimy o wielkie brawa!

Zaraz po zapowiedzi na scenę kolejno zaczęli wybiegać chłopcy, machając oczywiście jak nakręceni. Na twarze dziewczyn od razu wkradł się uśmiech.
         - Chcielibyśmy podziękować naszym wspaniałym fanom za to, że ciągle wspierają taką bandę idiotów, jaką jesteśmy. Słowami ciężko jest wyrazić jak czujemy się dumni z posiadania takiej wielkiej rodziny!- krzyczał do mikrofonu Niall, co chwila powodując wybuch śmiechu wśród widowni.
         - Dziękujemy wszystkim i każdemu z osobna za oddane głosy. Jesteście niepokonani!
         - Teraz chcieliśmy zaprezentować naszą nową piosenkę pt.”Nienawidziłem Cię”, która ma szczególne znaczenie dla mnie oraz Harry’ego i można powiedzieć, ze praktycznie pisaliśmy ją sami, każdy myśląc o osobie, której ją dedykuje. Na nasze szczęście osoby, które są odbiorcami tego kawałka są dziś z nami na sali gdzieś pośród was. I na pewno wiedzą, że to o nich mówimy. Długo nie mogliśmy się zebrać, by powiedzieć wam, co czujemy naprawdę. Więc postanowiliśmy zrobić to, co umiemy najlepiej- zaśpiewać. Mam nadzieję, że się spodoba. Specjalnie dla was „Nienawidziłem Cię”- Mikrofon przejął szatyn.
Z początku Maggie nie załapała do końca, o co mu chodzi z tą dedykacją, głównie przez to, że chłopak darł się, próbując przekrzyczeć swoich fanów, którzy mieli naprawdę silne płuca, ale z biegiem jego przemowy, zaczynała rozumieć i łączyć fakty. Piosenka, którą za chwilę będą wykonywać jest o niej i o Shalie, miodowo-włosa czuła to w kościach, szczególe, że Tomlinson podczas swojej wypowiedzi cały czas patrzył się w miejsce gdzie siedziały dziewczyny. Z głośników popłynęły pierwsze takty żywej melodii i cała sala oszalała.
Zaczynał Louis:*

Już nie mam słów żeby
opisać to, co czuję
Kiedyś myślałem: ona życie mi rujnuje
A teraz, gdy cię nie ma
czegoś mi brakuje
Kiedyś rozmowy naszej nie
nazwaliby rozmową
Co chwila kłótnie
i co chwila ostre słowo
Teraz powoli poznajemy się na nowo
oh ooooh

Margaret uważnie patrzyła na szatyna, który bezbłędnie wykonywał żywą, taneczną melodię i wiedziała, że słowa są kierowane prosto do niej. Dalej śpiewał lok:

Puls przyspiesza,
gdy tylko cię widzę
Nieporozumień dawnych tak bardzo
dziś się wstydzę
Chcę,
lecz nie mogę ważne słowa ci powiedzieć
Dlatego je zaśpiewam
to coś,
co musisz wiedzieć

Po zakończeniu pierwszej zwrotki wszyscy chłopcy włączyli się do skocznego refrenu.

Nienawidziłem cię
Nienawidziłem cię
Nienawidziłem cię
Yeah yeah yeah
Lecz teraz jest coś,
co zrobić chcę
Do szczerych przeprosin jestem wreszcie skory
Bo moje serce na miłości wjeżdża tory
Nienawidziłem cię!

Widownia oszalała, pomimo, że nie znała piosenki to i tak próbowała ją śpiewać razem ze swoim ukochanym zespołem. Nawet Shalie dała się porwać. Miodowo-włosa siedziała tak zasłaniając sobie buzię ze zdziwienia.
Po refrenie przyszedł czas na drugą zwrotkę, którą zaczynał Styles.

Działałaś na mnie
jak najgorszy w świecie trunek
Sklep nienawiści
nabił długi nam rachunek
Lecz wszystko zmienił
jeden słodki pocałunek
Oh ooh ooh

Dalszą cześć wykonywał pasiasty:

Niektórzy mówią,
że alkohol łączy ludzi
Ukryte prawdy
z wnętrza dusz znienacka budzi
Słuchanie twoich
dziś na pewno mnie nie nudzi
Oh oh ooh

Po tej części cała piątka znów powtórzyła refren dziwnie przy tym tańcząc.
Przy ostatniej zwrotce zrobiło się o wiele ciszej i muzyka zmieniła swój rytm na wolniejszy. Loczek stanął obok Lou i razem z nim zaczął śpiewać:

Harry: Twój głos dziś moją kołysanką
Louis: Twój uśmiech szczęścia układanką
Harry: Twe usta mają to znaczenie
Louis: Dla którego wyznaję to, że cię kocham tu na scenie!

Serce panny Colen zamarło, gdy szatyn zaśpiewał ostatni wers, patrząc prosto na nią. On tak po prostu z tym swoim wkurzającym wyrazem twarzy wyznał, że jej miłość.
Mag nie wiedziała, co ma myśleć i aż do końca piosenki, gdy chłopcy któryś raz powtarzali refren razem z rozszalałą widownią, ona siedziała dziwnie spokojna, dumając nad tym, co usłyszała. I czy aby na pewno dobrze zrozumiała to, co mówił Louis w swojej przemowie. Poczuła jak jej rozradowana przyjaciółka przytula ją podekscytowana do siebie. Potem obserwowała jak zespół schodzi ze sceny, by zająć miejsce na widowni.
Prowadzący zaczęli zapowiadać inną gwiazdę, a jasnowłosa widząc zmierzającego w jej kierunku pasiastego, gwałtownie wstała i udała się do wyjścia. Chłopak nie wiele myśląc poszedł za nią, a ona jak na złość szła coraz szybciej.
         - Mag poczekaj!- próbował ją zatrzymać, gdy po przekroczeniu progu sali zaczęła biec.
Midowo-włosej jednak ani się śniło zatrzymywanie.
         - Nie bądź dzieckiem! Pogadajmy!- namawiał, nie przerywając sprintu. W kulminacyjnym momencie wytężył wszystkie swoje siły witalne i spiął się w sobie, by ją dogonić. Poruszała się szybko jak na kogoś, kto ma na nogach praktycznie szczudła.
Po paru sekundach wreszcie udało mu się załapać jej ramię, które niemalże od razu chciała wyszarpać.
         - Co się dzieje?- zapytał, nieprzerwanie trzymając ją w żelaznym uścisku i próbując złapać oddech po wyczerpującym wysiłku.
         - Czemu to zrobiłeś?!- wydarła się na niego.
         - Nie wiedziałem jak mam to powiedzieć inaczej, nie słuchałabyś mnie- wyjęczał, patrząc w jej oczy
         - I co sobie myślałeś, skacząc po tej scenie i oznajmiając to milionom ludzi?!
Margaret wyglądała na rozhisteryzowaną i…wystraszoną, co było do niej niepodobne.
         - Myślisz, że ktoś oprócz naszej siódemki wiedział, o co chodzi? Na pewno nie, a poza tym nie rozumiesz, że nie chce tego ukrywać?! Że mam ochotę o tym krzyczeć żeby każdy mi zazdrościł?! Że przy tobie czuję się tym najlepszym i tym najgorszym?! Że nie wiem jak się mogłem w tobie zakochać, bo jesteś okropna i doprowadzasz mnie do szału, a z drugiej strony tęsknie za tym?! Że totalnie mnie pokręciło przez ciebie?!
Emocje, jakie buzowały w chłopaku musiały być ogromnie, ponieważ w każdym zdaniu było słychać mieszankę najróżniejszych uczuć. Jego klatka piersiowa szybko opadała i unosiła się, a on non stop patrzył w oczy nastolatki, próbując z nich wyczytać cokolwiek.
         - I co myślisz, że już mnie masz? Swoją piosenką?- zapytała rozwścieczona, lekko go popychając.
         - Oczywiście, że nie. Nie zmuszę cię do tego byś i ty mnie kochała, ale wiem też, że czujesz coś do mnie, a ja mam czas i chęć, by zobaczyć co- ogłosił dumnie, uśmiechając się bez cienia kpiny.
         - Nie rozumiesz, że jestem świruską? Że zawsze byłam sama, bo chciałam?! Że nawet nie wiem jak to jest bawić się w to całe randkowanie?! Że wypełniłam całe swoje serce nienawiścią, by chronić się przed tym?! Że nie gram niedostępnej, tylko naprawdę taka jestem?!- wrzeszczała prosto na niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
         - Więc spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że nie czułaś nic, gdy się całowaliśmy!- rzucił jej wyzwanie i wzrokiem domagał się odpowiedzi.
Mijały sekundy, a dziewczyna milczała.
         - Myślisz, że to było dla mnie łatwe?! Przyznanie przed sobą, że nie jesteś mi taki obojętny jak myślałam?! Że czuję jakbym oszukała samą siebie, pozwalając sercu trochę otworzyć się na ciebie?! Że myślenie teraz o tym sprawia, że czuje fizyczny ból w klatce piersiowej?!Że jestem tak koszmarnie porąbana, że nie mogę się po prostu zakochać i być super miła laską?!
         - Nie chcę żebyś była normalna! Ani super miła! Bo może właśnie, dlatego się w tobie zakochałem! Bo jesteś jędzą-wariatką! Bo ja sam taki jestem!
Niepowdziewanie dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem.  Chwilę po niej dołączył do niej jej towarzysz.
         - Nie możesz być jędzą-wariatką, Lou. Możesz być najwyżej antypatycznym obłąkańcem- powiedziała przez łzy rozbawienia.- Widzisz? Nie potrafię się powstrzymać nawet w takiej chwili! Pozabijalibyśmy się gdybyśmy byli razem- dodała, przecierając policzki.
         - I może to by było najfajniejsze? Ten dreszczyk niepewności- zaśmiał się Louis i lekko poluzował uścisk na nadgarstku.- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale jeśli tylko byś chciała to jestem gotowy znieść wszystko, by zostać twoim chłopakiem, bo zależy mi na tobie, mała Colen.
Marchewkowy splótł obie dłonie ze znacznie mniejszymi dłońmi dziewczyny i uważnie lustrował tę różnice wielości.
         - Nie wiem czy chcę być jedną z tych, której latają serca nad głową- mamrotała, przenosząc oczy na sufit.
Para pogrążyła się w milczeniu, nie odchodząc od siebie nawet o milimetr. Klika osób przechodzących obok nich spojrzało na nich w geście zdumienia.
         - Póki nie spróbujesz, nie będziesz wiedzieć- szatyn, mówiąc to rozciągnął swoje wargi w półuśmieszku, który tak bardzo komponował się z jego osobowością.
         - Podobno miałeś mnie do niczego nie zmuszać, już zapomniałeś Tomlinson?- wielce rozbawiona dziewczyna, dała mu pstryczka w klatkę piersiową.
         - Ja tylko proponuję, to co z tym zrobisz zależy już od ciebie.
         - Bylibyśmy najgorszą parą świata- rzekła niewiasta prawdopodobnie nie mijając się dużo z prawdą- Ale z drugiej strony wiem, że nie nienawidzę cię tak jak wcześniej. Że widzę w tobie coś więcej niż tylko palanta z wymyślnymi włosami. I wiesz to głupie, bo nadal nim jesteś, poza tym wkurzająca i irytująca małpa z ciebie, która sprawia czasami, że mam ochotę dokonać jakiegoś masakrycznego morderstwa. Ale w tym samym czasie budzisz we mnie też zupełnie inny rodzaj emocji i to mnie przeraża- zakończyła, wzdychając i mocniej obejmując dłonie chłopaka.
Szatyn nie czekając na nic zbliżył twarz do twarzy dziewczyny nieustannie, patrząc w jej tęczówki, w których teraz widział najróżniejsze uczucia. Zawisł ustami parę centymetrów od jej warg i przerzucił na nie wzrok. Poczuł zapach jej perfum, których jednocześnie nie cierpiał i uwielbiał. Zaciągnął się nim głęboko i czuł jakby miał w płucach nowy rodzaj powietrza. Nagle Maggie chyba znudziło się czekanie, ponieważ nie dając żadnego znaku ostrzegawczego ułożyła swoje krwiste usta na jego. Louis pierwszy poruszył nimi leniwie i oboje poczuli jak spada na nich jednocześnie fala ulgi i niepokoju. Na początku całowali się delikatnie, lekko muskając nawzajem swoje wargi. Ręce szatyna powędrowały na talie dziewczyny i przyciągnęły ją do niego bliżej. Jej dłonie natomiast znalazły się na karku pasiastego.
Z czasem pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, coraz bardziej zachłanny. Nikt nie chciał przerywać. Chłopak taktownie przesunął językiem po jej ustach i niespodziewanie para oderwała się od siebie, zamglonym wzrokiem badając swoje oczy.
         - Nieważne jak bardzo nie chcesz ze mną być, będę robił wszystko byś zmieniła zdanie – ogłosił odważnie szatyn i już miał wpić się w usta niewiasty ponownie, ale jak to już w komediach bywa, dwójka usłyszała na korytarzu krzyk.
Bez zastanowienia pobiegli oni w tamto miejsce i ujrzeli obrazek, którego mogli się spodziewać.
Do wyjścia biegła piątka ich znajomych, a za nimi tłum ochroniarzy i reporterów. Oczywiście stwierdzenie, iż uciekali WSZYSCY było pojęciem względnym, ponieważ Shalie znajdowała się górną partią ciała w ramionach swojego chłopaka, a dolną była trzymana przez Payne’a, któremu z głowy niestety spadła czapka, ukazując już całemu światu jego wiosenne ubarwienie głowy.
Z brunetką nie było dobrze, bo miała ona zbolały wyraz twarzy i wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać.
         - Patrzcie, znalazłem Margaret i Louisa!- wydarł się blondyn, który wyleciał zza rogu- Shalie, potknęła się, idąc do łazienki i coś stało jej się z kostką. Musimy zawieźć ją na pogotowie, chodźcie!- wyprzedzając wszelkie pytania, tłumaczył rozgorączkowany.
Złapał za dłonie Lougaret i sprawił, iż i oni zaczęli biec razem ze zwariowaną pielgrzymką.
         - Mag, ale ze mnie idiotka! Nie umiem chodzić w butach na szpilce!- darła się panna Swift, gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę. Niespodziewanie przez łzy cierpienia, zaczęła się śmiać, czym zadziwiła chyba nawet portiera, który wcześniej stał z niewzruszoną miną.
         - Fajtłapa z ciebie! Ale jesteśmy tu z tobą wszyscy zaraz i będziemy w szpitalu- odkrzyczała miodwo-włosa, również podzielając entuzjazm poszkodowanej.
         - Jak nie ulegniemy jeszcze jakiemuś wypadkowi!- zaznaczyła dziewczyna, nie przestając chichrać jak idiotka, którą była.
         - Czemu się śmiejemy, przecież to tragiczna sytuacja!- ryknął Malik, będąc rozbawionym całą akcją podobnie jak szczęśliwa reszta.
         - Skończymy w psychiatryku!- stwierdził wesoły loczek, przytulając do torsu swoją dziewczynę.
         - Miejmy nadzieję, że w jednym!- dodał Payne, zanim wszedł do samochodu z połową sąsiadki i zaczął powoli wciągać ją na siedzenia.
Cała siódemka zaniosła się gromkim śmiechem, który absolutnie nie był na miejscu i media prawdopodobnie naprawdę umieszczą ich w ośrodku dla niezrównoważonych psychicznie. Ale za to cieszyli się, że mogą wyrwać się już imprezy, która niewątpliwie była za spokojna jak na ich dzikie hormony.
Louis z trudem przymknął drzwi auta, a Horan z piskiem opon ruszył z miejsca parkingowego.
Margaret nawet nie chciała pytać, czemu po prostu nie zadzwonili po karetkę. Prawdopodobnie odpowiedź zasmuciłaby wszystkich.
A byli w tak świetnym humorze, że nie chciała, żeby kończyło się to kiedykolwiek.

Dawana nienawiść połączyła ich i sprawiła, że rozumieli się lepiej niż nikt inny. Stali się jednością – bandą, która nie lubiła się tak mocno, iż nie mogła bez siebie żyć. W świecie pełnym fałszywych ludzi oni odnaleźli się, by stoczyć pojedynek ze swoimi różnicami i uświadomić wszystkim, że bycie jedynym w swoim rodzaju to najlepsza droga, jaką można pójść. Spotkali się, aby dowieść całemu światu, że nie trzeba się zmieniać dla nikogo i ludzie mogą pokochać za wady. Każdy z tej zwariowanej siódemki posiadał w sobie coś, bez czego nie mógł żyć inny. Być może, dlatego, by sobie to wpoić potrzebowali przejść tak trudną, wyboistą ścieżkę.


I aż strach pomyśleć, co by się stało gdyby los nie złączył ich dróg. 




*PIOSENKA KTÓRĄ CZYTALIŚCIE ZOSTAŁA NAPISANA PRZEZ MOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ! 
BARDZO CI DZIĘKUJĘ ZŁOTKO! MASZ NIESAMOWITY TALENT *:*



OTO I ON OSTATNI ROZDZIAŁ TEGO OPOWIADANIA!!!!
W celach informacyjnych mówię, że na tym blogu pojawi się jeszcze tylko Epilog i tak oto I HOPE IT GIVES YOU HELL DOBIEGNIE KOŃCA!
Niestety nie przewiduję drugiej części tej historii. Próbowałam wymyślać inne zakończenie, ale nic oprócz wersji jaką widzicie powyżej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli nie tego oczekiwaliście lub nie podoba wam się to co zamieściłam to bardzo przepraszam, ale nic już nie zmienię. 
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy pisali do mnie na Twitterze, dopytując się o rozdział. To naprawdę pomogło mi zebrać się w sobie.
Przepraszam, że długo czekaliście, ale wiedziałam, że wraz z tym jak zacznę pisać, będę musiała się pogodzić z faktem, że to już koniec. 
Bo wbrew pozorom przeżyłam wiele zajebistych chwil pisząc i wymyślając każdą akcję. Poznałam super ludzi, którzy sprawili, że każdy cięższy czas był do zniesienia.

DZIĘKUJĘ ZA UWAGA: PRAWIE 66 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! ORAZ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE!!! TO BYŁO COŚ CO ZAWSZE DAWAŁO MI KOPA! DZIĘKI, ŻE DOCENILIŚCIE TO CO TU PISAŁAM PRZEZ DWA LATA!
DZIĘKUJE RÓWNIEŻ WSZYSTKIM 90-CIU CZŁONKOM OPOWIADANIA!
W tym miejscu kończę podziękowania, bo zapewne zamieszczę ich jeszcze więcej pod epilogiem.
Informujcie mnie o błędach
oraz proszę niech każdy kto zawsze tylko czytał a nie komentował napisze w komentarzu "Czytałem/Czytałam" i czy się podobało, chcę zobaczyć ile tu was naprawdę było :)
DZIĘKUJĘ!
WASZA @GLASZHEART42

LISTA INFORMOWANYCH:
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan   @alekslloyd  @AwwKevin @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
 @demsixxx @karLla136 @LoveStayStrong_ 
 @hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@mylittlelarreh  @shanny_one_time @eat_love_laugh 
@BackForBlue  @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska@myswaglarry @Pinkdots19
@TakeMeLIAM1D