środa, 13 marca 2013

Rozdział 14


Impreza- czyli pijackie wloty i upadki





             Wieczorne promienie słońca ogrzewały leniwą ludność Thousand Oks. Gdzieś było słychać odgłos tupania, gdzie indziej kosiarki. Czasami nawet udało się zobaczyć wędrującego emeryta z balkonikiem i pogodnym uśmiechem. Nie wszyscy jednak byli w wyśmienitym humorze, ponieważ kartki z kalendarza zmieniały się nieubłaganie szybko i do rozpoczęcia się powszechnie znienawidzonego roku szkolnego, został jedynie miesiąc.

  Dwie nastolatki mknęły po domu niczym błyskawice lub strusie pędziwiatry. Na podłodze leżały ciuchy, w które zawinął się Roxi. Mag krzyczała na Shalie i na odwrót. A to wszystko przez SMSa  którego otrzymała miodowo-włosa około południa od swojej koleżanki ze szkoły. W jego treści było zaproszenie na coroczną imprezę z okazji połowy wakacji. Panna Colen wielokrotnie była już na nią zapraszana, ale z uwagi na swoją samotność, nigdy nie dotarła na miejsce. Te wakacje jednak różniły się od poprzednich, ponieważ Shalie przebywała w domu jasnowłosej. Obie dziewczyny postanowiły, że wybiorą się na te party, co oczywiście wiązało się ze znanym już im problemem wyboru idealnych ciuchów. Mag chciała wyglądać powalająco, bo impreza odbywała się w domu przyjaciółki jej odwiecznego szkolnego wroga – Nikki Black.

   Jeśli ustawiać by hierarchie osób, które miodowo-włosa darzyła jedynie negatywnymi uczuciami, to zdecydowanie na pierwszym miejscu byłaby właśnie Nikki, a dopiero potem rozsławieni sąsiedzi. Panna Black zalazła za skórę Margaret już w pierwszej klasie High School, kiedy to nakablowała do dyrektora, kto rozbił szybę w łazience (pozdrowienia dla panny Colen, która uciekała ze szkoły oknem i przypadkiem walnęła w szybę ciężką klamrą od spodni). Jasnowłosa już wtedy wiedziała, że ich wojna będzie trwała do zakończenia świata. W późniejszych latach jej kadencji w szkole, ich kłótnie odbywały się już na porządku dziennym. Największą osobista klęską Mag był fakt, że jej rodzice przyjaźnili się z mamą Nikki, więc ta czasami przychodziła to ich domu.  Przyjaciółka Nikki – Eve McRose, zaprosiła Maggie na domówkę tylko i wyłącznie dlatego, że należała do klubu „nadzieja” i w każdym widziała dobrego człowieka. 
Panna Colen oczywiście wiedziała, że nastolatce brakuje piątej klepki, ale imprezy u niej podobno były legendarne. Nie wspominając o tym, że dom dziewczyny był gigantyczny i nowoczesny. 
Obydwie przyjaciółki przymierzały tuziny ubrań i nerwowo spoglądały na zegarek oraz dom obok. Minęło już kilka dni, od kiedy to zostały feralnie zamknięte w sklepie z całym One Direction, a nadal trwały w pewnego rodzaju szoku. Tamtego dnia dopiero około godziny szóstej rano zostały uwolnione przez właścicielkę sklepu. Staruszka przepraszała siódemkę nastolatków tysiące razy, ale oni nie mieli jej tego za złe. Okazało się, że miła starsza pani zauważyła chłopców wchodzących do wnętrza budynku, ale o nich zapomniała, a gdy tylko zaczął zrywać się wiatr, postanowiła zamknąć sklep wcześniej i przegapiła wchodzące do sklepu dziewczyny, ponieważ wyszła na zaplecze. Potem spytała się, czy ktoś jest we wnętrzu budynku, ale na nieszczęście zagłuszył ją piorun i siódemka ze sklepu jej nie usłyszała. Za to w ramach zadość uczynienia pozwoliła nastolatkom, nie płacić za wzięte produkty oraz podarowała każdemu z nich po lizaku, co zdecydowanie ich rozczuliło. 
     - Nie pijmy na tej imprezie, bo wiesz, że po alkoholu źle się z nami dzieje- zaczęła jasnowłosa, podczas gdy wkładała na siebie granatowe szorty. Prawdą było, że napoje wysokoprocentowe nie służyły przyjaciółkom i stawały się po nich jeszcze dziwniejsze, niż kiedy były trzeźwe. Shalie nawet nie zwróciła na przyjaciółkę uwagi tylko niemrawo potaknęła głową, malując swoje paznokcie na brokatowo-fioletowy kolor.
Panna Colen podbiegła do radia i pod głosiła je, ponieważ właśnie leciał w nim jej ulubiony wakacyjny kawałek. Po chwili zaczęła machać tyłkiem w różne strony i dodała do swoich wygibasów, również ręce. Zdecydowanie zagościł w niej imprezowy nastrój a fakt, że rodzice jej przyjaciółki pozwolili zostać jej jeszcze na jakiś czas u niej w domu, również podsycał ten stan. Dziewczyna tanecznym krokiem stanęła przy łóżku, gdzie miała już na szczęście wybrany komplet ubrań. Do założonych już granatowych spodeniek dołączyła luźną, białą bokserkę z dużym krzyżem w galaktyczne wzory, kolorowe bransoletki oraz czarne trampki. 
Po włożeniu tego zestawu skierowała się do łazienki, gdzie zabrała się za make-up. Nie potrzebowała podkładu ani pudru, bo jej cerze nic nie można było zarzucić. Nałożyła na powieki beżowe cienie, podkreślające jej oczy, po czym starannie zrobiła kreski eyelinerem. Na końcu mocno wytuszowała rzęsy i pociągnęła usta bezbarwną pomadką. Efekt był taki, że kiedy Shalie ją zobaczyła zaczęła bić jej brawo. Panna Colen ukłoniła się dosyć dziwnie i zarzuciła swoimi długimi włosami.
Shalie postawiła na białą opinającą bokserkę, którą wpuściła w czarne szorty ze świecącymi cekinami. Na szyi zawiesiła długi wisior ze znanym każdemu ciasteczkowym potworem. Lewą rękę ozdobiła sporą ilością kolorowych bransoletek z ćwiekami, a na ramiona zarzuciła dżinsową kurtkę oraz fioletowe trampki. Nie miała zbyt dużo czasu, więc postawiła na ten sam makijaż, co jej współlokatorka.
Dziewczyny dumne ze swojej pracy przytuliły się i odtańczyły taniec szczęścia. Z uwagi na późną godzinę zebrały się do wyjścia. Mag sprawnie chwyciła w dłoń czarną, skórzaną kurtkę, a następnie zamknęła dom, wcześniej upewniając się, że wszystkie okna są zamknięte, a Roxi ma, co jeść i pić.
Słońce chowało się już za horyzontem i gorące powietrze zaczęło się ochładzać. Cieszyło to dziewczyny, ponieważ ciągłe upały stały się uciążliwe. Współlokatorki wyszły przez furtkę i skierowały się we właściwa stronę do domu Eve. Nie potrzebowały taksówki, bo droga nie była daleka.

     - Oby Nikki tam nie było – odezwała się, z wolna miodowo-włosa.
Shalie zmarszczyła brwi i popatrzyła na nią uważnie.
     - Oczywiście, że tam będzie- wyrzuciła z siebie.- Przecież to tak jakbym ja robiła domówkę, a ty byś na nią nie przyszła. A poza tym, od kiedy się jej boisz?
Margaret zagryzła wargę i uśmiechnęła się jak osoba z poważnym problemem psychicznym. To oczywiście symbolizowało kłopoty.
     - Mag mów, o co chodzi? Zabiłaś kogoś z jej krewnych? Pobiłaś ją? Wrzuciłaś jej lakier do włosów  w ognisko zrobione z jej ubrań na środku szkoły? – Brunetka stawała się coraz bardziej ciekawska.
Jasnowłosa uśmiechnęła się w sposób, który znaczył, że zrobiła coś gorszego. Panna Swift autentycznie poczęła się obawiać, że FBI wpadnie na imprezę, skuję jej koleżankę i wyprowadzi (próbowała wmówić sobie, że Mag nie jest zdolna do uczynienia tak wielkich przestępstw).
     - Myślę, że to raczej sprawa innego kalibru i niestety nie wiem jak z niej wybrnąć. Chodzi o to…
     - Ej! Sąsiadeczki! Czekajcie!- Maggie nie mogła dokończyć swojego wyznania, bo przerwał jej czyjś krzyk.
Razem z Shalie odwróciła się na pięcie i zobaczyła zmierzającą w ich kierunku piątkę sąsiadów/małp. Z irytacją wykręciła oczami i założyła rękę na biodrze. Chłopcy szczerzyli się do dziewczyn jak pedofil do dziecka. Co rzecz jasna, mogło przerażać.

     - Wyglądacie szałowo jednak moim skromnym zdaniem te spodenki są zdecydowanie za długie- przemówił Harry ekspert Styles, jednocześnie próbując podciągnąć szorty Shalie do góry. Ciemnowłosa musiała strzelić go po łapach, żeby dowiedział się gdzie ma trzymać swoje wszędzie wędrujące dłonie. Chłopak zaśmiał się i przygarnął pannę Swift do swojego boku. Dziewczyna zrozumiała, że wyrywanie się i tak nic nie da, więc wzięła ten problem na klatę...A właściwie na barki.
     - Okay, więc co od nas chcecie? Oprócz wymacania Shalie – zaczęła Maggie, z kwaśną miną.
     - To już nawet nie możemy chwile porozmawiać z naszymi sąsiadkami?- oburzył się Payne i popatrzył na jasnowłosą z góry.  Ta natomiast objechała go apatycznym spojrzeniem i ciężko westchnęła. 
     - Wystroiliście się jak szczury na otwarcie kanału, czyżbyście się gdzieś wybierali?- zaczęła zupełne z innej beczki ciemnowłosa. Prawdę mówiąc ramię lokersa zaczynało jej już ciążyć i czuła, że długo nie wytrzyma.
     - Wiesz złotko, seksowni faceci nie mogą każdego piątku, spędzać w domu. Idziemy na party!- Styles, wyznając te pełne samokrytyki słowa, uścisnął ramiona swojej nowej przytulanki mocniej. Panna Swift zastanawiała się, czy w słowniku Harry’ego istnieje w ogóle fraza ‘ przestrzeń osobista’.
     - Impreza!- wykrzyknął blondyn i wyrzucił rękę w górę.
Potem chłopcy postanowili wykonać skomplikowaną sekwencję ruchów, nienadającą się do pokazania osobom poniżej dwunastego roku życia.
     - Nigdy nie słyszałam o imprezach, na które wpuszczą małpy, ale dzięki wam codziennie dowiaduję się czegoś nowego- oświadczyła miodowo-włosa ze sztucznym przejęciem w głosie oraz ręką na wysokości serca.
     - Och Mag, mogłabyś być mniej szorstka. Nie oszukujmy się noc w sklepie, zbliżyła nas do siebie – przemówił Louis zaczepnie. Miał na sobie dżinsowe spodnie, a jego tors zdobił biały T-shirt z kieszonką w paski. Prawdę mówiąc cała piątka prezentowała się niebywale modnie i możliwe, iż był to jeden z niewielu razy, kiedy przyjaciółki mogły ujrzeć ich w tak okrzesanym wydaniu.
     - Dokładnie! Teraz czuję z wami taką więź, że aż żadną.
     - I tak wiemy swoje – zamknął temat Malik.

Ciemnowłosej udało się wyrwać od macek lokersa, więc szybko zjawiła się u boku swojej współlokatorki. Siódemka nastolatków mierzyła się wzrokiem, dopóki brunetka nie postanowiła zabrać głosu.
      - Tak się składa, że my też idziemy na party i jesteśmy już trochę spóźnione, więc…narka, fajfusy!
      - Pa krasnoludki!
Uśmiechnięte niewiasty odwróciły się i zaczęły podążać we właściwym kierunku. Myślały, że są wolne dopóki nie usłyszały, że ich sąsiedzi idą w tą samą stronę, co one. Nastolatkowe przystanęli i znowu zaczęli się sobie przypatrywać.
     - Cóż…zrobiło się dziwnie – zaczął niepewnie Liam, drapiąc się po głowie.
Jasnowłosa wzięła serie uspokajających oddechów, czym wywołała napad śmiechu u szatyna.
     - Dobrze. Powiedzcie mi moje kwiatuszki, gdzie wybieracie się na tą imprezę.- Panna Swift postanowiła zachować zimną krew, jednak uśmiech lokersa zdecydowanie ją rozpraszał.
     - Party ma być w domu Eve McRose. Podobno to wydarzenie wakacji! Super, bo nigdy nie byliśmy na prawdziwej amerykańskiej domówce!- Ekscytował się Zayn, wymachując rękami we wszystkie strony świata. Chłopcy mu w tym zawtórowali.
Margaret zrzedła mina, a oczy powiększyły się do wielkości spodków. 
     - Nie wejdziecie tam. To impreza zamknięta – uświadomiła ich Shalie.
Dziewczyny odetchnęły z ulgą i przybiły sobie piątki. Ostatnie czego potrzebowały to kłopoty, jakie zawsze powodowała ta piątka.
     - Wątpię. Ogłoszenie o niej wisi na wszystkich słupach tutaj.- Pasiasty, by potwierdzić swoje słowa podbiegł do stojącej blisko nich latarni i zerwał z niej sprawnie białą kartkę. – Widzicie? Wstęp wolny – wyczytał i podsunął dowód pod nosy nastolatek.

Nie mylił się.             

Na kartce wytłuszczonym drukiem napisana była informacja o tym, iż każdy powyżej szesnastu lat, jest miło widziany. A choć małpy nie zachowywały się jakby tyle posiadały, to przecież każdy wiedział, że prawie wszyscy są pełnoletni.
     - Nie jestem Einsteinem, ale wstęp wolny nie oznacza ograniczony – pochwalił się Horan, swoją umiejętnością logicznego myślenia.
Widać, że kontaktował z prędkością światła.
     - Powiem ci coś jeszcze blondasku, tylko jako dobry człowiek. Nigdy też nie będziesz Einsteinem.
Margaret postanowiła go uświadomić, ponieważ jej wewnętrzny głos nie pozwalał jej, aby sąsiad myślał inaczej. Uśmiech z twarzy Nialla zniknął, ale tylko na chwilę.

     - Czybyśmy szli w jedno miejsce? – Dziewczyny nie odpowiedziały tylko wolno opuściły głowy w dół.- A więc idziemy na party razem! Ekstra!  Dobrze będzie widzieć znajome twarze. – Ciemny blondyn najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu sprawy, wziął sąsiadki pod boki i przytulił do siebie.
Panna Colen zrobiła cierpiętnicza minę, choć w głębi serca wiedziała, że nic nie poradzi na to, iż los ciągle zsyła na jej drogę znienawidzoną piątkę. Musiała zacząć się do tego przyzwyczajać.
     - Zmiana decyzji. Idziemy się upić Shalie – odezwała się cicho i ponownie została mocniej przyciśnięta do pachnącego torsu Liama.
Wszyscy zaczęli zmierzać w kierunku domu Eve. Zapowiadał się ciekawy wieczór.




   Droga minęła im we względnej ciszy przerywanej przez pojedyncze docinki Shalie oraz Harry’ego.
   Kiedy byli blisko budynku, w którym odbywała się domówka do ich uszu dobiegł ciężki bas muzyki. Chłopcom zaświeciły się oczy i widać, że mieli ochotę na dobrą zabawę.  Gdy mieli skręcać już w ostatnią uliczkę, jasnowłosa gwałtownie zatrzymała się i stanęła przed sąsiadami.
     - Okay moje skarby, teraz się nie znamy – obwieściła i przyciągnęła swoja przyjaciółkę do siebie.
     - Pogubiłem się. Nie wiem już czy jesteśmy szczurami, małpami, fajfusami czy skarbami – zmieszał się Niall.
Najbliżej stojący niego Tomlinson, poklepał go po plecach.

  - Po prostu potraktuj to jako fakt, że mam szeroki zakres epitetów zarezerwowany specjalnie dla was. – Miodowo-włosa nerwowo rozglądała się na boki, jakby bała się, że ktoś może ją dojrzeć w towarzystwie znienawidzonych przez nią chłopaków.

Jak na razie nie było nikogo poza nimi.

     - Chyba czuję się zaszczycony – wyznał niepewnie Horan.
Nikt do końca nie wiedział, czy po prostu się zgrywa, czy jest sobą. 
     - Fajnie, a teraz idź być zaszczycony gdzie indziej i weź tam swoich kolegów.
Jasnowłosa nie czekając na odpowiedź, ponownie pociągnęła za dłoń przyjaciółki a następnie szybkim krokiem weszła przez furtkę do domu Eve. Podwórko było okupowane przez dziesiątki ludzi. Jedni pili napoje wysokoprocentowe w czerwonych plastikowych kubkach, inni tańczyli do ciężkiej klubowej muzyki. Dom panny McRose rzeczywiście prezentował się tak jak opowiadała Maggie. Modny, niemały z dużą ilością okien. A jeśli patrzeć na wyłamane z zawisów drzwi można też było wywnioskować, że jest pozbawiony głównych jego właścicieli- czyli rodziców organizatorki. 
Na dwójkę przyjaciółek co chwila wpadał, któryś z imprezowiczów. Miodowo-włosa jednak nie przejmowała się tym i nadal ciągnęła swoją przyjaciółkę jak szmaciana lalkę. Shalie nawet nie zdążyła zapytać, o co chodzi, a już usłyszała czyjś głos.
     - Dawno się nie widziałyśmy mała Colen.
Maggie gwałtownie spięła się na te słowa i zatrzymała. Wtedy panna Swift zrozumiała, iż dziewczyna, która stała obok nich miła to szkolny wróg jej współlokatorki.
     - Nikki! – wykrzyknęła jasnowłosa ze sztuczną radością w głosie. – Och już cały miesiąc, od kiedy nie widziałam twojej twarzy. Wiesz dobrze mi z tym było.
Jak widać dziewczyna nie lubiła próżnować. O dziwo Balck tylko uśmiechnęła się na jej słowa i najwidoczniej przyjęła je jako wyzwanie. Zarzuciła swoimi długimi kasztanowymi włosami i pogładziła skąpą niebieską sukienkę opinającą jej ciało.
     - Oj, czemu od razu na mnie naskakujesz. Chciałam ci tylko powiedzieć żebyś w najbliższych dniach spodziewała się zaproszenia na ślub mojej mamy – niemal wysyczała Nikki.
Przyjaciółki zmarszczyły brwi.
     - Czyżby jej wcześniejszy mąż z nią nie wytrzymał?- walnęła prosto z mostu miodowo-włosa. 
Prawdę mówiąc wiadomość o ślubie nie zdziwiła jej tak bardzo. Mama jej wroga znana była z tego, że wychodziła za mąż przynajmniej raz na dwa lata. Maggie nie wiedziała, na jakiej podstawie jej rodzice ją lubią.
     - Powiedzmy, że był za mało wyrafinowany, by należeć do naszej rodziny. A i nie bój się! Własnoręcznie wypisałam zaproszenie dla ciebie i dla twojego chłopaka. Nie wyobrażamy sobie z mamą, żeby mogło was zabraknąć.
Gdy tylko Black dokończyła zdanie, uśmiechnęła się z wyższością i odeszła tak szybko jak się pojawiła. Brunetka wyrwała się z uścisku swojej przyjaciółki i popatrzyła na nią zszokowana. Jasnowłosa opuściła głowę.
      - Jest coś, co chcesz mi powiedzieć? – zainteresowała się ciemnowłosa.
Chwila minęła, zanim jej przyjaciółka zebrała się na odpowiedź.
      - To właśnie ten problem. Po zakończeniu roku szkolnego miałyśmy dosyć ostrą wymianę zdań i tak jakby powiedziałam jej, że chodzę z greckim Bogiem i jak będzie miała szczęście to zobaczy nas razem. I niestety teraz nadarzyła się okazja.
Panna Swift wybuchła śmiechem i musiała wesprzeć się o ramiona przyjaciółki, by nie upaść. Oczywiście wiadomym było, iż jej współlokatorka żadnego partnera życiowego nie posiada, a już tym bardziej nie jest to chodzący ideał.
Mag nie podzielała entuzjazmu koleżanki.
       - Moi rodzice na sto procent nie pozwolą mi, nie iść na to wesele. Zawsze byliśmy na każdym. Będę musiała wytrząsnąć skądś tego chłopaka, ona rzuciła mi wyzwanie, a ja nie lubię przegrywać.
Ciemnowłosa uspokoiła się i poradziła przyjaciółce, by nie zadręczała się tą sprawą dzisiaj. Potem obie weszły do domu i udały się do baru, który był chyba najbardziej obleganą częścią parteru.  Zamówiły sobie na początek wódkę z colą i wypiły ją niemal jednym łykiem.
      - One Direction jest na podwórku!- krzyknęła jakaś długonoga dziewczyna.
Współlokatorki popatrzyły się na siebie wystraszone i zajęły miejsce przy wysokich barowych krzesłach. Shalie rozgryzła, dlaczego jej przyjaciółka nie chciała wejść razem z nimi na imprezę. 
Gdyby to zrobiły teraz prawdopodobnie otaczałby ich wianuszek fanek, który wypytywałby o wszystko związane z ich znienawidzonymi sąsiadami. A dzisiaj wyjątkowo nie miały czasu, by się z nich zgrywać.
Większość ludzi wybiegła na spotkanie z zespołem, więc dziewczyny nie musiały stać w gigantycznej kolejce po alkohol.
     - Aby ta noc była udana – wzniosła toast brunetka i stuknęła się szklanką z panną Colen.
Gdy tylko alkohol rozlał się w ich żołądkach, niewiasty postanowiły wyjść na parkiet. Nie były urodzonymi tancerkami, ale miały dystans do siebie i potrafiły się zabawić. Wbiły się w grupkę podskakujących osób i oddały się wirowi muzyki. Wygibasom nie było końca.  Ludzie obijali się o siebie i z minuty na minutę można było stwierdzać, iż goście są coraz bardziej pijani. Potem dziewczyny zostały zaproszone do gry w Twister Movie, lecz już po kilkudziesięciu minutach zorientowały się, że są za dobre i opuściły innych uczestników.
Wypiły duszkiem parę drinków i na powrót wróciły do tańca. Kiedy były już zbyt zmęczone usiadły przy stoliku w zatłoczonym salonie.
      - Hej laski! Pocałowało mnie i przytuliło tyle dziewczyn, że aż nie wiem czy to legalne.
Przyjaciółki nie widziały, w którym momencie dołączyli do nich Liam wraz z mulatem. Według nich po prostu się zjawili, jakby ktoś ich zaczarował lub spuścił z sufitu.
Malik nie wyglądał na osobę, która była wyjątkowo trzeźwa. Pewnie dlatego chodził pod rękę z kumplem. W końcu wykończony opadł na krzesło obok Maggie. Dziewczyny rozejrzały się gorączkowo dookoła. Jak na razie żadnych fanek nie było na horyzoncie, co zdecydowanie je uspokoiło.
     - Na waszym miejscu bałabym się, że zawinie mnie policja – powiedziała sarkastycznie Shalie.
W głębi ducha liczyła, że chłopcy są tak pijani, iż za chwilę zerwą się z miejsca i pobiegną szukać schronienia. Jednak ciemny blondyn nie wyglądał na upitego i jedynie lekko przymglone oczy mogły symbolizować, iż w ogóle skosztował alkoholu. Zayn natomiast najwidoczniej włączył system pijaka, bo nawet nie przejmował się tym, że w każdej chwili ktoś może zrobić mu kompromitujące zdjęcie i wrzucić je do internetu.
Ciszę panującą pomiędzy nimi przerwało przybycie Stylesa. Chłopak uśmiechnął się szeroko do zebranych, a następnie bezceremonialnie ukląkł na kolano przez Shalie. Mag podniosła brew do góry i czekała na rozwój wydarzeń.
     - Moja ty gwiazdeczko od kiedy tylko cię zobaczyłem chciałem o to zapytać.- Ciemnowłosa popatrzyła na chłopaka z góry i posła mu zamglone spojrzenie. – Shalie Swift jesteś właścicielką najbardziej bajecznych nóg na tej imprezie i chciałbym się dowiedzieć, czy może chciałabyś użyć ich ze mną…na parkiecie.
Lokers zakończył swoją wypowiedź i rozciągnął usta w domniemanie seksownym uśmiechu. Brunetka zrobiła minę, która wskazywała na to, iż rozważa słowa chłopaka. Jasnowłosa wlała w siebie kolejną porcję alkoholu. Robiło się coraz ciekawiej.
      - Okay, chodźmy – odezwała się w końcu Shalie i skierowała się razem z Harrym na drugi koniec salonu.
Gdyby Margaret nie była w stanie upojenia alkoholowego, to zdecydowanie wzdrygnęłaby się z obrzydzenia.




                        ↯


Jakiś czas później




     - Pij to, Payne!
Panna Colen od dłuższego czasu próbowała wepchnąć w chłopaka siedzącego obok niej mocny trunek. Jednak ten zapierał się, gdyż wmówił sobie, że powinien pilnować swoich kolegów. Dziewczyna zaczynała powoli tracić nadzieję. Sama wlała z siebie już tyle procentów, iż coraz trudniej było jej kontrolować swoją mowę i układać logiczne zdania.
     - Słyszałem od zmutowanych jaskółek, że nie wolno mieszać alkoholi – wyznał na swoją obronę ciemny blondyn i po raz kolejny odsunął od swoich ust sporą szklankę.
     - Od kiedy ufasz zmutowanym jaskółkom?- zainteresowała się dziewczyna, próbując na siłę podać napój Liamowi. Chłopak miał jednak dużo więcej siły.
     - Nie wiem. Może dlatego, że każą mówić do siebie mamo i tato?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zastanowiła się, czy chłopak aby na pewno wypił tak mało jak mówił.
     - Nie peniaj Liam. Nie ma ich tutaj – zachęciła jasnowłosa.
Sąsiad nerwowo rozejrzał się dookoła. Maggie z wolna uczyniła to samo i wzrokiem próbowała odnaleźć swoja przyjaciółkę. Niestety najwidoczniej Styles zaszył się z nią gdzieś i nie chciał wypuścić ze swoich macek.
     - Ale są kosmici.
     - Nie bój się. To tylko ludzie z mojej szkoły. Nieszkodliwi.- W końcu ciemny blondyn pękł. Wziął od miodowo-włosej szklankę i wylał jej zawartość do swojego gardła. Nastolatka uśmiechnęła się z satysfakcją. Przez chwilę przed jej oczami przeleciał Horan bez koszulki, ale zniknął tak szybko, że nie widziała czy przypadkiem nie miała zwid. Wzruszyła ramionami i zorientowała się, że została sama. Najwyraźniej ciemny blondyn oddal się szaleństwu i poszedł tańczyć.
Margaret, czując się trochę samotnie, dopiła swoją wódkę z lodem. Nie miała ochoty na żaden ruch, co oczywiście kłóciło się z jej ADHD. Wlepiła leniwe oko w tłum.
Z początku nie mogła dojrzeć nikogo znajomego, ale już po paru minutach, wyłapała pomiędzy plątaniną rak i nóg, właścicielkę domu. Miała chyba najbardziej zakrywającą sukienkę jaka kiedykolwiek wymyślili projektanci. Wszystko przez klub do którego należała. Zawsze wszyscy zastanawiali się jakim cudem przyjaźni się z Nikki, która była jej całkowicie inna od niej. Jednak jak widać przeciwieństwa rzeczywiście się przyciągały.

Chwilę błogiego obijania się przerwało przybycie Lou. Chłopak uśmiechnięty usiadł na krześle obok miodowo-włosej.
      - Hey krasnoludku! – krzyknął na powitanie.
Adresatka jego wypowiedzi przeskanowała go wzrokiem od góry do dołu.
     - Nie jestem jeszcze tak pijana, łajzo – wysyczała i usadowiła łokcie na stoliku.
Szatyn zaśmiał się trochę zbyt radośnie jak na człowieka, który przed chwilą został wyzwany.
      - Zwalczmy twój zły humor tym!- Nie minęła sekunda, a wyciągnął zza siebie dużą butelkę whiskey o znanej każdemu nazwie Jack Daniel’s. – Ukradłem to – dopowiedział pasiasty, pochylając się nad dziewczyną jak przystało na człowieka, który właśnie powierza komuś ogromy sekret.
      - Po co? Przecież mógłbyś kupić sobie całą rozlewnię – zauważyła Maggie i dla efektu pomachała ręką.
      - Wiem.
Ta odpowiedź nie była więcej przez nikogo kwestionowana, więc chłopak uznał ją za zgodę na wspólne picie. Pochwycił szklankę dziewczyny i nalał do niej dużą ilość trunku. Sam wziął kieliszek, w którym wcześniej pił Payne i również zapełnił go whiskey. Para z uwagi na swój dosyć ciężki stan nie marnowała czasu na słowa toastu, tylko od razu wlała w siebie alkohol. Mag wzdrygnęła z obrzydzenia i czuła, iż picie tak mocnego napoju skończy się dla niej źle. Szatyn natomiast nie próżnował, tylko szybko upił trochę soku pomarańczowego ze szklanki koleżanki i ponownie wyżłopał trunek, nie trudząc się nalewaniem go w żadne naczynie.
Jasnowłosa objechała go nieobecnym spojrzeniem, a chwilę później wyrwała mu alkohol z dłoni, po czym pociągnęła duży łyk prosto z gwintu. Był tak samo obrzydliwy jak pierwszy, ale nie zraziło jej to jednak. Szybko zapiła niesmak słodkim napojem. Naturalnie para nie byłaby sobą gdyby po chwili nie zaczęła wyrywać sobie alkoholu. Przerwał im głos z prowizorycznej sceny do karaoke.
     - Czeeść wam! – Colen oraz Tomlinson popatrzyli na ledwo trzymającego się na nogach mulata, który najwyraźniej postanowił zaprezentować się wszystkim zebranym – Piosenka, którą zaśpiewam, jest dla moich kolegów i wszystkich ludzi na świecie! Jesteście gotowi?
Tłum szumnie zakrzyknął, co oczywiście zagrzało mulata bardziej. Problemem był fakt, iż imprezowicze, wyczuwając sensację, wyciągnęli telefony i zaczęli nagrywać pijaka ze sceny.
Chłopak złapał się za serce jakby śpiewał hymn narodowy i postanowił zaprezentować swoją własną pieśń. Słowa brzmiały mniej więcej tak:

Był mały kotek,
był i młotek.
Były słoneczniki
i były słoiki.
Mi, mi, mi,
ale ja mam kumpli.
Be, be, be.
Piła mechaniczna!

Ludzie najpierw nie wiedzieli jak się zachować, ale entuzjazm mulata ze sceny sprawił, że zaczęli klaskać. Te bardziej zalane osoby zaczęły mruczeć pod nosem dopiero, co usłyszany tekst, a te trzeźwe wrzuciły filmik z nagraniem w niekończący się wirtualny świat.  Malik został ściągnięty ze sceny przez Irlandczyka, który jak się okazało naprawdę nie posiadał koszulki. Śpiewak był tym faktem niewątpliwie zdruzgotany.

Lou i Mag za to nie przejmowali się niczym dookoła. Pili alkohol z jednej butelki, śmiejąc się przy tym jak przy oglądaniu najlepszego skeczu kabaretowego.
       - Zayn będzie pionierem nowego gatunku!- Szatyn zdecydowanie przeceniał swojego kumpla.
       - Sprawdźcie z chłopakami, czy to nie będzie przypadkiem dobry tekst na singiel do nowej płyty – poradziła miodowo-włosa, całkiem poważnym tonem.
Para wybuchła niepowstrzymanym rechotem. Kilka osób popatrzyło na nich jak na idiotów (którymi byli).  Chwilę później do ich stolika zawitał nie kto inny jak ciemny blondyn. Starał się coś powiedzieć, ale poddał i położył głowę na stoliku, mamrocząc pod nosem słowa piosenki, którą zaśpiewał mulat. Jak widać chłopak wiedział czemu nie może pić alkoholu.  

Kiedy Lou szykował się, aby pociągnąć z gwintu soczysty łyk whiskey, zatrzymała go ręka jego sąsiadki.
       - Ej kolego chyba ci już starczy – powiadomiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Pasiasty popatrzył na nią jak na kosmitkę.  Dziewczyna sprawiała wrażenie surowej, ale po paru sekundach nie wytrzymała i oboje zanieśli się śmiechem.
I właśnie wtedy Maggie ujrzała w tłumie swoją przyjaciółkę. Prowadziła ona wężyk razem ze Stylesem. Jak widać para postanowiła rozruszać tą imprezę.
Z sekundy na sekundę dołączało się do nich coraz więcej osób. Jasnowłosa i szatyn również postanowili wziąć udział w zabawie. Komplikacje nastąpiły gdy dziewczyna przegrała walkę z grawitacją i od razu po wstaniu zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Z początku wydawała podobne dźwięki do łkania, ale potem można było usłyszeć jej szczery śmiech. Szatyn pomógł jej wstać, a zanim dołączyli do gigantycznego już wężyka usłyszeli krzyk Payne’a.
      - Powodzenia na zakrętach życia!

Niedane było im uczestniczyć w zabawie zbyt długo, ponieważ Shalie nie umiała poradzić sobie z wejściem na schody. Chwilę zajęło jej wytyczanie nowej trasy dla wężyka. Tłum zawędrował na podwórko. Tam domówka była już rozkręcona na dobre. Przez ciężkie basy ludzie nie słyszeli nawet własnych myśli. Mag mocniej ścisnęła barki idącego przed nią Irlandczyka, ponieważ ziemia znowu miała zbyt duże przyciąganie.
      - Uciekajcie wszyscy! Policja tu jedzie! Któryś z sąsiadów na nas doniósł.
Po tych słowach ludzie zaczęli panikować i uciekać do wyjścia.
      - Jestem zbyt utalentowany, by iść do więzienia!- darł się wpółprzytomny mulat.
Mag śmiała się i biegła jednocześnie. Słyszała za sobą głos spanikowanego Liama, który najwyraźniej postanowił dołączyć do reszty.
Siódemka nastolatków wybiegła przez furtkę jak mini huragan i poszła w długą, kiedy tylko byli na dobrym zakręcie.
      - Stójcie tu jest wózek z Tesco!- krzyknął nagle lokers i podbiegł do przewróconego wózka sklepowego.
Tomlinson zaczął rechotać na co oczywiście reszta mu zawtórowała. Zmęczony Horan wpakował mulata do środka nowego pojazdu. Chwilę potem złapał Shalie w pasie i sprawił, że dołączyła do chłopaka. Mag odmówiła pomocy ze strony chłopaków i sama wdrapała się do wózka. 

Do tej pory nikt nie wie jak ich trójka się tam zmieściła. 

Zayn leżał, więc ciemnowłosa usiadła na jego klatce piersiowej.  Za to miodowo-włosa musiała tam być prawie na stojąco.
      - Nie mam prawa jazdy! Jak to odpalić?!
Ciemny blondyn nawet po pijaku, bał się o łamanie prawa. Roześmiany Styles podszedł do niego i pomógł mu pchać wózek. W tamtej chwili sąsiedzi mogli usłyszeć dźwięk syren, które znajdowały się już zapewne pod domem Eve. Szatyn nie przejmując się tym, bezceremonialnie zrywał trawę z trawników i sypał ją przed ich nowym środkiem transportu, w między czasie nucąc coś co prawdopodobnie było marszem weselnym. Niewątpliwie pomyliły mu się święta.
      - I wszyscy razem wesoło! „Był mały kotek był i młotek!(...)”- zakrzyknął mulat.
Z początku nikt nie chciał z nim śpiewać, lecz potem cała siódemka pochwyciła melodię.

 Ta impreza zdecydowanie była początkiem historii.





HEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!!!!!!!!!!!
I JAK PODOBA WAM SIĘ ROZDZIAŁ?
MÓWCIE MI KONIECZNIE O BŁĘDACH XD
Przepraszam, ze tyle nie dodawałam, ale w mojej szkole własnie zaczyna się gorący okres przed egzaminami końcowymi i bądź co bądź czasami muszę zajrzeć do książek xd
PROSZE O KOMENTARZE I DZIĘKUJE ZA WEJŚCIA!!!!!! :**********

ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA TEJ ZAPOWIEDZI FILMOWEJ BO SZYKUJE NAM SIĘ OPO NA SKALĘ ŚWIATOWĄ :  http://www.youtube.com/watch?v=icCcARNp_aI

Tu macie liste czytajacych wpisujcie sie i wypisujcie:

@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan  @beautiful_xLife @marchewkowa69 @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody, 
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
@Martyna_ma 
@karLla136 @LoveStayStrong_ 
@WorldWithMagic  @AwMyBooBear @xnobody_perfect