piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 11


        

Niespodzianka- czyli jak się bać i zwariować


        Niewielka, skulona postać siedziała przy średniej wielkości stole kuchennym. Jej wystawiony na wierzch język, symbolizował, iż uporczywie nad czymś pracuje. Co chwila stukała czerwono-zielonym długopisem w usta i uporczywie poprawiała, opadające jej na czoło ciemne kosmyki długich włosów. Kiedy skończyła notować coś na różowej kartce w krówki, zdjętej z tablicy korkowej, chytrze zatarła dłonie i przystąpiła do czytania swojego dzieła:
„ Jak zemścić się na sąsiadach, by nie wpaść w kłopoty, ale sprawić, że będą spuszczali wzrok na nasz widok?
Potrzebne przedmioty:
- różowa farba (najlepiej kilka puszek)
- kolorowy brokat (opcjonalnie)
- cienki sznurek
- aparat (nie wpuszczać zdjęć do Internetu, użyć do szantażu)
Ponadto:
Dopilnować by Mag, wprowadziła poprawki i ułożyła plan działania.”

  Shalie zadowolona z siebie jak nigdy, w myślach codziennie przeprowadzała wyśniony scenariusz upokorzenia znienawidzonych sąsiadów. A warto wspomnieć, że przez około tydzień układała go w swojej głowie i doskonaliła. Jej nienawiść do małp rosła, a kiedy na drugi dzień po ich ostatniej sprzeczce zobaczyła wielki napis „Przepraszamy” w jakiejś gazecie z jej nazwiskiem, niemal sięgnęła zenitu.
  Po ostatniej akcji z udziałem zespołu, dziewczyny poświęciły niemalże całą noc na słanie przekleństw i zaklęć z zakresu czarnej magii na dom obok. Sytuacja pomiędzy nimi stała się na tyle groźna, że nawet, kiedy widzieli się w drodze do sklepu lub po prostu przez płot, nie wysyłali sobie uszczypliwych docinek, tylko od razu usuwali się z pola widzenia lub ograniczali się do mroźnych spojrzeń.

  Niespodziewanie ciemnowłosa poczuła, że ktoś zagląda jej przez ramię do kartki.  Szybko jednak zorientowała się, że to tylko jej miodowo-włosa współlokatorka, która wykrzywia usta w szerokim, szczerym uśmiechu.
     - Patrz, co mam!- Panna Swift wskazała na różowy skrawek papieru.- To będzie zemsta doskonała, co prawda stracimy trochę pieniędzy na potrzebne nam rzeczy, ale uwierz mi efekt będzie…
     - Nie będziemy się na nikim mścić. Wychodzimy!- oznajmiła Margaret, powodując przerwanie potoku słów z ust jej koleżanki.
Ciemnowłosa zdziwiła się tak, że spokojnie mogła zacząć zbierać buzię z posadzki, potem jednak bez ogródek ujęła ramię przyjaciółki i skierowała ją na pobliskie krzesełko.
     - Czemu nie mówiłaś, że jesteś chora? Musisz wziąć jakieś lekarstwa, ale nie bój nic, zaopiekuje się tobą i będziesz bardziej zdrowsza niż wcześniej – wyjawiła Shalie z troskliwym uśmiechem i zaczęła dłonią mierzyć temperaturę dziewczyny. W jej mniemaniu powinna być ona bardzo wysoka, bo przecież nie dało się inaczej wytłumaczyć tego, że nie chce się wykonać kary na małpach. Zemsta to niemalże drugie imię Margaret.
     - Ale Shalie ja jestem zdrowa – bąknęła, prawdopodobnie śmiertelnie chora miodowo-włosa i podniosła się z brązowego krzesła, posyłając współlokatorce znudzone spojrzenie połączone z teatralną wywrotką oczu. Brunetka natychmiast ruszyła do nastolatki z asekuracją w razie gdyby miała legnąć na podłogę pokonana przez jakieś wyjątkowo paskudne schorzenie, odbierające zmysły.
     - Nie, kochana nie jesteś. Tak ci się tylko wydaje - wyjaśniła ze smutkiem wymalowanym w oczach panna Swift.
     - Jestem bardzo zdrowa. Udowodnię ci to, tylko proszę wyjdź ze mną!- Niemal krzyknęła dziwnie podekscytowana jasnowłosa i pociągnęła koleżankę za ramię w stronę wyjścia. Nadal pełna wątpliwości Shalie zmierzyła ją czujnym wzrokiem, kiedy obie zmieniały domowe kapcie na tenisówki, lecz nie mogła przyjrzeć się jej dokładniej gdyż po chwili obie wsiadły do taksówki zamówionej przez właścicielkę domu. Brunetka zdezorientowana patrzyła na zmieniający się krajobraz za oknem i myślała dokąd właściwie została porwana. Usilnie próbowała wypytać o to Mag, ale ta tylko uśmiechała się tajemniczo a na pięć minut przed końcem trasy przewiązała jej oczy czarną nieprześwitującą bandamą w teletubisie. Gdy tylko opłata za przejazd została uiszczona, miodowo-włosa pomogła przyjaciółce wysiąść z auta.
     - Tylko nie podglądaj!- krzyknęła zapobiegawczo do Shalie i dodatkowo zasłoniła jej oczy ręką.
     - Okej myślę, że ci już na serio odbiło. Z wiekiem robisz się dziwniejsza i dziwniejsza i powiedzmy, że to rozumiem, ale teraz to zaczynam się ciebie bać. Najpierw z radością mówisz, że wybaczasz tym oszołomom a potem wywozisz mnie nawet nie podając powodu. Nie wiem czy…- zbulwersowała się właścicielka ciemnych kosmyków i zaplotła ramiona wokół swojej klatki piersiowej, wydymając usta. Prawdę mówiąc najbardziej zdenerwowało ją to, że jej idealny plan zemsty został elegancko olany a przecież poświęciła na jego ułożenie tyle cennych godzin.
     - Po pierwsze nie powiedziałam, że im wybaczam. A po drugie za chwilę się przekonasz, dlaczego musiałyśmy tak nagle wyjść - ogłosiła dumnie Margaret i bez ostrzeżenia odwiązała bandamę z oczu koleżanki. Widok, który ujrzała sprawił, że dech zaparło jej w piersi.  
Ogromną panoramę kolorowego i głośnego wesołego miasteczka ciężko było objąć wzrokiem. Kolorowe banery, które było widać już z daleka zachęcały, aby zwiedzający odwiedzili każde przepełnione atrakcjami miejsce. Imponujących rozmiarów, powyginana kolejka górska, kusiła głodnych adrenaliny ludzi a pachnące przysmaki łakomczuchów.
     - Najlepszego w dniu urodzin Shalie!- wydarła się, radosna jasnowłosa nastolatka i przytuliła do siebie adresatkę swej wypowiedzi. Zszokowana współlokatorka odwzajemniła uścisk kumpeli, uświadamiając sobie, że przez to całe zaangażowanie w zemstę, zapomniała o swoich urodzinach.
Nigdy nie miała okazji pójść w takie miejsce, ponieważ miasteczko, którym przebywała takiego nie posiadało a najbliższe było oddalone od niej o kilkaset kilometrów.
Kiedyś z panną z Colen obiecały sobie, że pojadą razem do wesołego miasteczka i przeżyją ogromną, ciekawą przygodę, ale prawdę mówiąc Shalie zdążyła już od tej obietnicy zapomnieć.
     - Mam żetony chyba na każda atrakcję! Szykuję nam się niezapomniany dzień!- Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, Margaret już ciągnęła ciemnowłosą w stronę wejścia. Po serii uścisków i podziękowań ze strony solenizantki, uzgodniły, że na pierwszy ogień pójdzie ogromna, świecąca kolejka górska.
Kilkanaście minut zajęło im dotarcie w wybrane miejsce, ponieważ Shalie nie mogła przejść obojętnie obok budki z lodami. 
Żetony wymieniły na dwa kartoniki, upoważniające je do przejazdu. Nie przewidziały jednak, że staną w gigantycznej kolejce razem z resztą oczekujących. Z uwagi na to, że spełniały jedno ze swoich marzeń nie wycofały się, tylko dzielnie czekały aż ktoś z obsługi pokaże im, do jakiego wagonika mogą wsiąść. Maggie bohatersko znosiła napady ADHD i w myślach udawała, że robi coś, co pozwala jej się wybiegać.
Kiedy w końcu miła, starsza pani w koszulce z logiem wesołego miasteczka powiedziała, że mogą wsiadać, z prędkością błyskawicy popędziły ku kolejce.
W trakcie jazdy krzykom, piskom i rechocie nie było końca. Czterdzieści minut oczekiwania nie poszło na marne. Trasa była długa, szybka i nieprzewidywalna a już na pewno była uiszczeniem najskrytszych pragnień współlokatorek. To, że siedziały w pierwszym wagoniku (tak naprawdę to ich miejsca były gdzie indziej, ale pan, który zajmował pierwsze zgodził się na zamianę, kiedy dowiedział się o urodzinach panny Swift) tylko podwyższało poziom adrenaliny, ale gdy przez pewien odcinek jechały do góry nogami a kolejka na domiar złego niebezpiecznie się kołysała brunetka obiecała przyjaciółce, że zwróci zjedzone przez nią wcześniej lody pistacjowe. Jednak końcowy efekt był taki, że jakimś cudem zatrzymała zimny deser w żołądku i szczęśliwie opuściła wagonik wraz z miodowo-włosą.
     - To było niesamowite!- krzyknęła Margaret i popędziła wraz z półprzytomną ciemnowłosą do kabiny luster.

         Około godziny szesnastej kiedy roześmiane, wychodziły z karuzeli, spostrzegły pokaźny budynek z czerwonym napisem: ‘Trasa 666- zobacz jak rodzi się zło’. Popatrzyły na siebie i już wiedziały, że tam właśnie chcą pójść. Tunel strachu był zdecydowanie numerem jeden jeśli chodzi o to, co trzeba zwiedzić w wesołym miasteczku. A one, jako maniaczki horrorów zdecydowanie nie mogły pominąć takiej atrakcji. Biegiem udały się do budki, przy której wymieniły jedne z ostatnich już żetonów na bilety.  
  W kolejce nie czekało dużo osób, ale to z uwagi na fakt, że tunelem w jednym czasie mogło jechać tylko dwa trzyosobowe wagoniki. 
Nastolatki rozejrzały się dookoła i z uśmiechem stwierdziły, że już aranżacja samego wejścia robiła wrażenie, więc mogły sobie tylko wyobrażać jak prezentuje się sam tunel. Niespodziewanie bramki znajdujące się za nimi zamknęły się z trzaskiem, powodując u dziewczyn lekką palpitację serca.
     - Przepraszamy, robimy godzinną przerwę. Na razie pojadą tylko osoby, które mają już bilet. – Do dziewczyn dobiegł głos sprzedawcy, który zapewne powiadamiał ludzi, którzy przyszli jak one w poszukiwaniu dreszczu emocji i strachu. Zgodnie wzruszyły ramionami i powróciły do podziwiana wnętrza. 
     - Proszę, przechodźcie dalej!- zawołał do nich ciemnoskóry ochroniarz i gestem ręki wskazał, aby poszły do przodu. Po chwili dostały na nadgarstki odblaskujące bransoletki z logiem wesołego miasteczka i zostały w skrócie powiadomione o tym, czego nie można robić w tunelu. Następnie przeszły przez jeszcze jedną bramkę i tam miały spokojnie czekać na przyjazd wagonika.
     - O nie! Wy! Tutaj?! No naprawdę przyszłyście nas szpiegować aż tu? – Dziwnie znajomy głos odbił się echem w głowach przyjaciółek. Margaret zacisnęła dłonie w pięści i podniosła wzrok na osobnika, do którego należał. Ku jej nieszczęściu mózg dobrze dopasował głos do osoby. Przed nią i jej przyjaciółką stała cała, cudna piątka ich sąsiadów. Wszyscy dumnie unieśli głowy do góry i przybliżyli się do siebie nieznacznie.
     - O kogo my tu mamy toż to One Direction we własnej osobie!- wzniosła okrzyk Shalie i udała podekscytowanie. Ochroniarz, który znajdował się przy panelu sterującym obok nich, wzniósł brew do góry i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. – Nie zapominajcie, że możemy oskarżyć was o to samo, w końcu wy też jesteście tu z nami – przypomniała nastolatka i zmroziła małpy wzrokiem. 
Zespół natomiast popatrzył się na siebie i wybuchł głośnym, pełnym goryczy śmiechem.
      - Och muszę sobie gdzieś zapisać żebym nigdy nie wątpił w wasze poczucie humoru, krasnoludki – odezwał się Louis między salwami śmiechu  w międzyczasie, poprawiając swoją koszulkę (tym razem nie w paski a z wizerunkiem myszki Miki). Margaret, słysząc jak nazwał je szatyn, zapragnęła sprzedać mu kopniaka w miejsce, które z pewnością by go zabolało. Stłumiła w sobie tę chęć z uwagi na to, że nie chciała psuć prezentu urodzinowego przyjaciółce, niepotrzebnymi problemami.
       - Zapisz to sobie najlepiej na czole, kapciu - syknęła i uśmiechnęła się do sąsiadów ironicznie. Odpowiedź szatyna zagłuszył przyjazd dwóch wagoników. Ludzie, którzy z nich wysiadali byli biali i wyglądali jak po spotkaniu ze wszystkimi żywiołami świata.  Dziewczyny nie mogły się doczekać, kiedy one przeżyją coś takiego. 
      - Ej chłopaki skoro do wagonika może wsiąść najwyżej trzy osoby na raz to…- zaczął Zayn i posłał swoim kuplom zdezorientowane spojrzenie. Cała siódemka patrzyła po sobie a po chwili każdy z nich zrozumiał, że o miejsca będą musieli walczyć. Wszyscy zerwali się do biegu. Margaret w pośpiechu zgubiła gdzieś rękę przyjaciółki, którą trzymała, ale dalej niewzruszona biegła do pierwszego wagonika, głodna emocji. W końcowym efekcie wsiadła do pomarańczowego pojazdu razem z blondynem i mulatem, którzy tak samo jak ona byli wielkimi fanami mocnego kina. Po paru próbach zepchnięcia ich zrozumiała, że tą trasę będzie musiała spędzić właśnie z tą znienawidzoną dwójką. Zdążyła tylko cierpiętniczo jęknąć i pokazać język na widok ich szerzących się paszczy a ochroniarz powiadomił, żeby pierwszy wagonik szykował się do odjazdu. 
Cała trójka ruszyła po nową przygodę.

Natomiast przy drugim wagoniku nastąpiły pewne komplikacje.

 Shalie udało się podstawić nogę Harry’emu, powodując jego niefortunny upadek i tylko dzięki temu zyskała miejsce w wagoniku. Oczywiście niesatysfakcjonujące było siedzenie w pojeździe z Liamem i Louisem, ale wolała to niż czekać godzinę na ponowne otwarcie tunelu. Lokers postanowił, niezłomnie walczyć dalej. Wstał i udał się do kolejki.
     - I co teraz ze mną będzie? Lou zostawisz mnie tak?- Najwyraźniej postanowił, wziąć swojego najlepszego przyjaciela na litość. Szatyn zaczął poważnie coś obmyślać, ponieważ w zadumie, stukał palcami o usta. Shalie uśmiechnęła się do lokowanego złowieszczo i wzruszyła ramionami (sorry tu rządzi prawo dżungli). Styles posłał jej krótkie, ale maksymalnie przepełnione złością spojrzenie.
     - Muszą się państwo szybciej decydować, bo za 10 sekund wagonik ruszy automatycznie - powiadomił znudzony ochroniarz, zbierając swoje rzeczy z prowizorycznego biurka zapewne, szykując się do zmiany z kimś innym.
Loczek niewiele myśląc rzucił się na trójkę osób, siedzących w wagoniku. Protesty mężczyzny nie wzbudziły w nim niczego, co dałoby by mu powód do wyjścia. Tym bardziej, że pojazd ruszył a mężczyzna, czując że nic nie wskóra, machnął na nich tylko ręką i wyszedł przez bramkę.
     - Boże ile ty ważysz? Nie czuję kości!- poskarżył się Payne, trzymając na swoich kolanach całą górną część przyjaciela. Harry na jego wypowiedź zaśmiał się tylko i ugiął nogi w kolanach by mógł zmieścić się w tunelu.
     - O mi się dostał tyłek!- oznajmił podekscytowany szatyn, całkowicie zapominając o swoim złym humorze, związanym ze spotkania niesfornych sąsiadek. Chłopcy puścili koło uszu, długi przepełniony bólem jęk ich towarzyszki.
      - Niestety musicie tak wytrzymać. Przykro mi, że nie jesteście tak sprytni jak ja – powiadomił brunet i wygodniej ułożył się na kolanach kompanów.
Widać, że miał ochotę dodać coś jeszcze do swojej jakże elokwentnej wypowiedzi, ale przerwał mu pisk ciemnego blondyna, który postanowił uderzać w bardzo wysokie nuty. Za chwilę Shalie również postanowiła, zacząć krzyczeć wniebogłosy, ponieważ przed nimi zupełnie niespodziewanie przebiegło coś, co definitywnie nie mogło zaliczać się do zwykłego papierowego stworzenia. Tym czymś musiała być żywa postać.
Ciemnowłosa popatrzyła z przestrachem na miejsce, do którego skierowała się, a już po chwili wszyscy usłyszeli tajemniczy dźwięk i było im dane było ujrzeć, pokaz rozcinania człowieka piłą mechaniczną. Dopiero teraz dziewczynie udało się stwierdzić, że przebiegająca postać była jedynie grą świateł i miała zwrócić uwagę na ekspozycje obok nich, która rzeczywiście prezentowała się wspaniale. Harry, który niestety leżał do niej tyłem kazał sobie opowiadać, co go ominęło, ale oczywiście każdy był zbyt zajęty, żeby zwrócić na niego uwagę. Co chwilę cały wagonik wybuchał krzykiem na straszne ekspozycje i krótkie przedstawienia z udziałem jakiś dziwnych (zazwyczaj pokrwawionych) stworzeń. Musieli przyznać, iż tunel był przerażający po każdym przejechanym milimetrze coraz bardziej, zdecydowanie ktoś, kto go projektował miał do czynienia z chorą ilością strasznych filmów.
     - Shalie wiedz, że w łydkach nie ma punktów erogennych. To nic nie da, jeśli będziesz mnie tam szczypała, świntuszku. – Leżący chłopak zwrócił się do brunetki i zachichotał a następnie po raz kolejny uchronił głowę (i cenne loki) przed spotkaniem z kanciastą, wystającą ścianą.
     - Ja cię nie szczypie panie o-jednym-tylko-myślący.- Panna Swift skrzywiła się na ten obrzydliwy zarzut a następnie wydała z siebie głuchy jęk na widok, kukły usadzonej na krześle elektrycznym. Nigdy bardzo nie bała się horrorów, ale zobaczenie tego wszystkiego na żywo budziło w niej nowe poziomy strachu. Z resztą jej towarzysze nie byli znowu tacy lepsi.
     - Już się tak nie wypieraj. Oboje wiemy, co między nami jest – rzucił Styles zaczepnie, z bliska oglądając jak jakaś lalka odcina swój palec a następnie kładzie go na desce, kroi i zjada.
     - Oczywiście, że wiem. To jedna wielka przepaść, tysiące kilometrów różnicy, miliardy jednego wielkiego „WTF” i nieporozumienia - orzekła Shalie i wychyliła się by dotknąć ściany, z której spływała zielona maź. Tak jak na filmach była ciągnąca i lepka. Obrzydzona bezceremonialnie wytarła ją w jeansy lokersa.
      - No, bo skoro nie ty to, kto? Lou? Liam?- Kiedy jego przyjaciele zaprzeczyli, podniósł krzyk niczym nieróżniący się od dźwięku, który wydaje zabijane prosię. Na domiar złego zaczął wierzgać, sprawiając, że zupełnie nieprzygotowany na to Louis przez przypadek, wypuścił telefon, którym nagrywał całą podroż gdzieś na tor przed nimi. System, tak jak mówił ochroniarz recytujący im regulamin, zatrzymał się automatycznie. Cała czwórka rozejrzała się wokół, uchyliła głowy przed spadającym na nich kościotrupem a następnie musiała się pogodzić z faktem, że projektant nie wymyślił światła w tej części tunelu.  Ich krzyki prawdopodobnie byłyby w stanie obudzić zmarłego, (ale to chyba w tym czasie nie był ich życiowy cel).


        Tym czasem pierwszy wagonik, wyjechał prawdopodobnie z najbardziej obrzydliwego odcinka tunelu. Krew, porozrzucane ludzkie części ciała, dzieci grające w piłkę głowami i tego typu rzeczy zdecydowanie robiły wrażenie, ale także budziły niewyobrażalną chęć pozbycia się całej treści żołądka. Trójka próbowała się pozbierać po tych strasznych widokach, ale dalsze ekspozycje nie pomagały, gdyż właśnie czekał ich odcinek w kostnicy. Poukładane trumny ludzie w workach, Mag dałaby sobie rękę uciąć, że zrobiło się również zimniej. Niespodziewanie tuż przed ich oczami wyskoczył trup. Wznieśli oni krzyk i czekali aż wreszcie pojadą dalej. Nic podobnego jednak nie nastąpiło. Wagonik stał w miejscu a sztuczne, (ale za to jak prawdziwie wyglądające) zwłoki, wisiały centralnie przed ich nosami. Miodowo-włosa zamknęła oczy i przysunęła się minimalnie do mulata, częściowo za sprawą tego, że Horan niemal kładł się na niej, byle tylko odsunąć się od znajdującej się obok niego trumny z krzycząca panną młodą.
     - Co się stało?! Dlaczego nie jedziemy?!- powtarzał w kółko, budując straszne napięcie.
     - Już nie drzyj tak tej japy Syossie! Jak bym wiedziała to z pewnością podzieliłabym się tym z tobą. Uwierz, siedzenie tutaj z wami to nie szczyt moich marzeń.- jęknęła miodowo-włosa, rozglądając się nerwowo i próbując wmówić sobie, że głowy chłopaków nie znajdują się z każdą sekundą bliżej niej oraz że krzyk, który słyszą jest tylko nagraniem.
     - Dlaczego Syossie?- zapytał Niall, prawdopodobnie tylko po to, by odciągnąć swoją uwagę od otaczającego go wszechogarniającego zła.
     - Przede mną nic nie ukryjesz. Jestem pewna, że farba, jakiej używasz do włosów jest tej firmy.
     - Nic o mnie…
     - Czekajcie, pamiętacie może drugą część „Oszukać przeznaczenie”? Czy ten wagonik, aby na pewno nie jest podobny do tego z kolejki, która tak na marginesie była przyczyną śmierci kilkunastu osób?- Malik przerwał bezsensowną wymianę zdań swoich towarzyszy, wpędzając ich w inny rodzaj przerażenia. Fakt faktem wszystko się zgadzało a najgorsze przecież w filmie było to, że nawet ci, którzy się uratowali po pewnym czasie zginęli.
     - Myślisz, że śmierć przyjdzie teraz po nas?- zainteresował się blondyn, po raz setny, oglądając otaczający go tunel.
     - Przecież to był film, teraz to prawdziwe życie.- Margaret próbowała nie wierzyć w słowa mulata, jednak zbyt dobrze znała ten horror. A jej mózg zaczął się zbyt ekscytować tą informacją. Poczuła na plecach cieple ramiona swoich towarzyszy, które sprawiły, że cała trójka znalazła się bliżej siebie i zbiła w ciasną grupkę.
     - Bez sensu się ratować potem i tak przyjdzie na nas kolej - lamentował Horan, łapiąc się za swoje krótkie włosy i machając głową we wszystkie strony.
     - Wysiądźmy z wagonika, zawróćmy i poszukajmy reszty. Wtedy się zastanowimy, co zrobić – zaproponował mulat z wyczuwalnym przerażeniem w głosie. Jego kompani zgodzili się machnięciem głów, choć żaden z nich nie wiedział czy to dobry pomysł. W sumie mogliby zaczekać na kogoś z obsługi, ale mieli dosyć tego strasznego miejsca. Gdy wreszcie całej trójce udało się opuścić wagonik, stanęli na kawałku posadzki blisko ekspozycji. 
Mag nagle przypomniała sobie o swojej nienawiści do sąsiadów, więc puściła ich ramiona i odsunęła minimalnie od ich ciał. Przeszła za nimi parę metrów a następnie w jej stronę wysunęła się panna młoda z zakrwawioną suknią i nożami zamiast kwiatów. Dziewczyna szepnęła do siebie w głowie, że tak właśnie kończą się małżeństwa a potem szła dalej beztrosko do momentu, kiedy nie zobaczyła tej samej kobiety ponownie. Zmarszczyła brwi i zgrabnie ją ominęła, ale kiedy ujrzała ją po raz trzeci, rozpędziła się i wbiła pomiędzy blondyna i Malika. 
Dziś zdecydowanie nie był jej zbyt dobry dzień na walkę ze złem. Cała trójka wolno udała się przed siebie.


         Tym czasem Louis, Harry, Liam oraz Shalie nadal darli się imponująco długo, robiąc tylko małe przerwy na złapanie oddechu. Nastolatek z lokami wdrapał się na kolana szatyna i uwiesił się na jego szyi. Shalie z zamkniętymi oczami, ściskała ramię, siedzącego tuż obok niej Payne’a a ten natomiast, przytulał się do swoich kolegów.
     - Myślę, że to wszystko przez tę czarownicę Margaret. Widzę nad nią złą aurę. Przy niej mam wizje z niebieskimi marchewkami. To takie wynaturzone!- Zakrzyknął Tomlinson, przeciągając samogłoski w ostatnim wyrazie.  Chłopcy wydali z siebie odgłos, jakby właśnie usłyszeli opowiadanie o seryjnym mordercy i teatralnie zasłonili usta dłońmi.
     - Jak tylko stąd wyjdziemy, to jej wszystko powiem. Będziesz miał gorzej przechlapane niż teraz. A poza tym to wina waszej dwójki, patafiany!- odcięła się brunetka, puszczając ramię ciemnego blondyna. Ciężko jej było odnaleźć sylwetki winowajców w tych egipskich ciemnościach, więc nie wiedziała o co uderzyła, gdy postanowiła wymierzyć im bolesną karę dłonią. Jedynie jęk Stylesa mógł potwierdzić, że obiła się o jego ciało.
       - Proszę bardzo, mów jej! A ja powiem ci coś jeszcze. Nad tobą też widzę tą aurę, czarną i obrzydliwą! Jesteście złe!- wykrzyczał Lou, niczym zawodowy wróżbita.
Ciemnowłosa bez zawahania podniosła się i zaczęła po omacku szukać jego ucha, by móc go za nie powyciągać. Nie było to jednak takie proste z uwagi, iż marchewka zaczęła osłaniać się swoim przyjacielem, siedzącym mu na kolanach.
Shalie miała szczerze dosyć towarzystwa sąsiadów. Nie tak wyobrażała sobie swoje urodziny, przecież miały być same z Maggie. Z planów, które jej zdradzono wynikało, że następną atrakcją, jaka ich czekała, miał być skok na mini bungee. Czuła jednak, że po wyjściu z tego nieszczęsnego tunelu strachów, będą miały ochotę tylko na to, by iść do domu i zjeść tort urodzinowy przy jakiejś durnej telenoweli.
Dziewczyna, myśląc o tym zdenerwowała się na towarzyszy jeszcze bardziej i ruszyła do walki ze zdwojoną siłą. Payne, widząc jej poczynania, zapalił wyświetlacz w swoim telefonie, podświetlił postać obok niego a następnie bez ogródek wstał i złapał ją w pasie. Styles oraz Tomlinson odetchnęli z ulgą i przybili sobie zwycięskie piątki. Zdruzgotana brunetka wyglądała jakby odebrano jej ukochana zabawkę i przemielono ją na jej oczach. Oczywiście nie nazywałaby się Swift, jeśli nie podjęłaby próby ponownie. Ciemny blondyn jednak był na tę możliwość przygotowany, głównie przez to, że kiedy ostatni raz ubezwładniał jej przyjaciółkę, ta zachowywała się podobnie. Gdy właśnie rozważał jak wielką zażyczyć sobie nagrodę za jego poświęcenie, do uszu wszystkich dobiegła cicha, ale dobrze znana im melodia. Nawet wyrywająca się Shalie, zastygła w bezruchu. Muzyka pochodziła z horroru ‘The Ring’ i wywołała gęsią skórę u całej czwórki. (Soundtrack -włączcie dla polepszenia efektu.)
     - Już niedługo koniec twojej trasy. Już niedługo koniec twojej trasy. Już niedługo…- Kiedy usłyszeli słowa dziecka, bezapelacyjnie poczuli się jak w filmie.
     - Zamknij się! Nie gadamy z nieznajomymi!- wydarł się Harry, gdy głos bez przerwy powtarzał w kółko te same zdania.
Po chwili wszyscy uznali, że wolą opuścić wagonik niż siedzieć i słuchać tych wpędzających ich w przerażenie zdań. Naturalnie nie obyło się bez problemów. Szatyn, który próbował zrzucić lokowanego z siebie, przypadkiem spowodował, iż spadł on na dziewczynę a ta w efekcie wylądowała na ciemnym blondynie. Żałosny dźwięk jaki z siebie wydali, wyraził więcej niż jakiekolwiek słowa. Brunet z trudem uniósł się z nastolatki a następnie ku zdziwieniu Shalie pomógł jej wstać.
Kiedy wreszcie wszyscy byli gotowi do wyjścia, Louis postanowił wyjąć swój roztrzaskany telefon spod kół wagonika. Jednak nie przemyślał tego zbyt dobrze, ponieważ sprawił, że system został automatycznie odblokowany i wagonik ruszył. Zbyt wąski tunel na tym odcinku nie dawał możliwości schronienia się na poboczu. Czwórka musiała zacząć uciekać przed pojazdem. Harry, który biegł na tyle stale pośpieszał osoby przed nim. Panna Swift biegnąca na samym przedzie nie spodziewała się, że tuż przed jej twarz wyskoczy krzycząca Baby-jaga, więc wykonała tak gwałtowny krok do tyłu, że wpadła na czyjąś klatkę piersiową a jej nieprzejęty właściciel, położył dłoń na ramieniu mocno za nie ścisnął i pociągnął. Wagonik jak na złość postanowił przyśpieszyć.
     - Matko, wszyscy zginiemy – oznajmił głośno Harry i zrównał się krokiem z Liamem. Ku ich radości tunel zaczął stawać się szerszy i cały komplet mógł bezpiecznie poczekać aż pojazd przejedzie na poboczu. Kiedy tylko tak się stało nie obyło się bez wiązanki przekleństw skierowanej do wspaniałomyślnego Tomlinsona.
     - O znaleźliśmy ich!- wrzasnął ktoś a następnie znalazł się tuż obok zdezorientowanej czwórki.
     - Weźcie Louisa! To wszystko przez niego!- doradziła wystraszona dziewczyna i schowała się w głąb tunelu, aby uciec przed światłem z wyświetlacza komórki, którą została potraktowana.
     - Pokaż to!- Pan marchewka, wyrwał urządzenie z rąk nowych przybyszy i zaświecił nim w ich twarze. Szybko okazało się, że tylko pasażerowie pierwszego wagonika, oblepieni sztuczną pajęczyną. Ciemnowłosa prędko odkleiła się od ściany i pobiegła stęskniona do swojej przyjaciółki.
     - I jak ci się podobała urodzinowa przejażdżka? – zapytała ironicznie Margaret, tuląc do siebie solenizantkę i gromiąc chłopaków spojrzeniem.
     - Czy ja dobrze usłyszałem? Shalie ma dziś urodziny? Chłopaki musimy jej zaśpiewać „Happy Birthday”!- wymyślił podekscytowany Payne i wraz ze swoimi kolegami, ignorując protesty dziewczyn, przystąpił do śpiewania wybranej przez niego piosenki.
     - Słyszę ich! Są tam!- Najwyraźniej ktoś z obsługi zainteresował się brakiem pasażerów, ponieważ za chwilę cała siódemka została oślepiona światłem latarek ludzi z ekipy techników.

  Cała akcja skończyła się tak, że nastolatków wyprowadzono z tunelu i skierowano do zarządu wesołego miasteczka aby się wytłumaczyli. Jednak zamiast wlepiać im kary za złamanie regulaminu, właściciel poprosił zespół o autografy dla swojej córki, która okazała się być wielką fanką One Direction i umorzył sprawę.
         - Szczęśliwych urodzin! – wykrzyknął Horan na pożegnanie z dziewczynami i posłał im szeroki uśmiech.
         - Nie będziemy was już widzieć, więc będą szczęśliwe - odpowiedziała któraś z nich i obydwie skierowały się w stronę domu, do którego postanowiły iść na piechotę, by mieć czas na poukładanie wszystkiego w głowie.
    Zdecydowanie Shalie nigdy nie zapomni tych urodzin.





Hej wam!
I JAK SIĘ PODOBA ROZDZIAŁ? JAKIEŚ ZASTRZEŻENIA, PYTANIA?
PROSZE BAAARDZO O KOMENTARZE!
Ten rozdział miał pojawić się przed świętami, ale macie do czynienia ze mną- osobą, której plany nie mają racji bytu xdd
I jak tam święta? Dostaliście jakieś prezenty? 
Następny rozdział nie wiem kiedy ale mam nadzieję, ze szybciej niż ten xd

SERDECZNIE ZAPRASZAM WAS DO CZYTANIA GENIALNEJ KOMEDII:

 jeśli kogoś nie powiadomiłam to uczynię to dziś wieczorem xd

PROSZĘ O KOMENTARZE I DZIĘKUJĘ ZA PONAD 14 TYŚ WEJŚĆ!






sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 10



Napad- czyli jak znaleźć pomoc na terenie wroga 



         Dzień zapowiadał się pięknie. Niebieskie niebo, wielkie, żółte, gorące słońce i ani grama chmur na niebie. Wymarzony ranek dla każdego ucznia w trakcie dwumiesięcznego wypoczynku zwanego potocznie wakacjami.

  Jednak przyjaciółki z dużego kremowego domu miałyby udany dzionek nawet gdyby w ich miasteczku przechodziła niszczycielska trąba powietrzna. A wszystko za sprawą zemsty, której udało im się dokonać wieczór wcześniej. Być może ‘małym’ błędem było podawanie adresu wroga na tak wielki portal społecznościowy, ponieważ już od rana dało się słyszeć podekscytowane jęki fanek sławnego boysbadu, ale ostatecznie współlokatorki uznały, że ich radość jest większa i nie pozwolą by coś ją popsuło. Zwłaszcza, że directionerki nie zaczepiały dziewczyn, kiedy te wyszły na szybkie zakupy w celu uzupełnienia braków w bieliźnie spowodowanych piątką z domu obok.
Obecnie z wielkimi uśmiechami na twarzach spożywały śniadanie składające się z ich ukochanych kuleczek czekoladowych i mleka (Mag ciągle miała nadzieje, że od niego urośnie). Telefon, który po części był powodem ogromnego zamieszania wokół One Direction spoczywał spokojnie obok miski jasnowłosej. Prawdę mówiąc dziewczyny miały w planie wziąć za niego okup, więc uparcie czekały na dźwięk nadchodzącego połączenia. Biedaczki nie wiedziały jednak, iż IPhone został zablokowany, kiedy tylko numery sąsiadów wyciekły do Internetu. Ciemnowłosa posłała koleżance chytry uśmiech i powróciła do konsumpcji. Margaret natomiast znieruchomiała i wyraźnie zaczęła czegoś nasłuchiwać.
     - To pewnie fanki - powiedziała z uśmiechem Shalie, przypominając sobie treści tweetów, które wczoraj napisały. Bez wątpienia wyobraźni im nie brakowało. Mało, kto miał odwagę narażać się gwiazdom światowego formatu, ale współlokatorki były zbyt chętne zemsty by myśleć nad konsekwencjami. Jak zawsze z resztą.
     - Nie, to chyba jakiś dzwonek – wymruczała miodowo-włosa, wstając z krzesła i ruszając w stronę holu. Idąc tropem owego dziwnego dźwięku doszła do schodów. – To chyba mój telefon! Idę odebrać.-  Po wypowiedzianych zdaniach, wspięła się jak strzała po stopniach. Ciemnowłosa, która szła za nią zmarszczyła brwi i powróciła do kuchni, napotykając Roxiego, który usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Shalie zmierzyła psa wzrokiem jakby czekając aż wreszcie wyjawi jej, o co mu chodzi. W końcu w przypływie inteligencji otworzyła mu drzwi na taras by mógł wyjść pobiegać w ogródku. Z szaleńczym ognikiem w oku popatrzyła na dom sąsiadów oblegany przez piszczące niewiasty i zaśmiała się dźwięcznie. Przysięgła sobie w myślach, że opowie o tej historii swoim dzieciom i wnukom. Już miała kierować się do kuchni, gdy ciało jasnowłosej wpadło na nią z impetem a następnie zaczęło ściskać.
     - Tak, Mag wiem, że ta pięcio-minutowa rozłąka była dla nas obu niezłą próbą, ale muszę cię poinformować o tym, że niestety za dwa tygodnie będziemy poddane większemu testowi – wyjawiła ze smutkiem Shalie, jednocześnie głaszcząc przyjaciółkę po plechach. Było to nie lada wyczynem gdyż Maggie zachowywała się jakby dostała jakiegoś napadu a na domiar tego darła się jakby ktoś postanowił odciąć jej nogi tępym nożem. 
      - Rodzice! Nie ma! Wyjechali! Same na dłużej!- Miodowo-włosa wyrzucała z siebie bezsensownie poukładane zdania, powodując, iż w głowie jej współlokatorki rodziła się jeszcze większa niewiadoma.
      - Może usiądź i opowiedz mi wszystko w trochę wolniejszym tempie – zaproponowała panna Swift, prowadząc dziewczynę w stronę kanapy. Pewnie ktoś, kto nie miał nigdy do czynienia z jasnowłosą od razu zabrałby ją do najbliższej drewnicy uprzednio, wkładając ją w kaftan bezpieczeństwa, ale jej przyjaciółka była już przyzwyczajona do tego dziwnego okazywania emocji. Nie zmienił tego nawet czas długiej rozłąki, na którą przyjaciółki były skazane po wyjeździe Margaret.
      - Rodzicie dzwonili, że dostali zaproszenie od jakiegoś ich szefa do jego domku we Florydzie, więc ich wyjazd przeciągnie się o tydzień lub dwa. Czujesz to?! – W tęczówkach miodowo-włosej zatańczyły radosne iskierki.  A ona sama wstała i zaczęła wyginać swoje ciało w dziwnych, pozach, które zapewnie miały pokazać jej zadowolenie. Po chwili jej wniebowzięta koleżanka dołączyła do niej, sprawiając, iż wyglądały jak czterolatki z podwyższonym stanem ADHD. Jedna z nich szybko pochwyciła w dłoń pilot i włączyła telewizor na jakimś kanale muzycznym. I choć zapewne z boku wyglądały jak totalne beztalencia to we własnym świcie podbijały właśnie świat egzotycznymi krokami do żywiołowej piosenki. W kulminacyjnym momencie ich wygibasów jasnowłosa wdrapała się na stół w kuchni i tam kończyła swój występ. Trochę zazdrosna Shalie również, weszła na mebel i zaczęła odczyniać dziwne kroki.  Jednak chwila nieuwagi wystarczyła aby nastolatka w jasnych włosach z hukiem upadła na posadzkę wyłożoną jasną terakotą. Wystraszona brunetka zeskoczyła ze stołu i ruszyła na pomoc. Jednak niepotrzebnie, bo jak to zawsze bywa, głupi ma najwięcej szczęścia.  Maggie tylko nieznacznie potłukła sobie plecy, ale poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku. Pomijając jej mózg, który chyba źle zinterpretował sytuacje i sprawił, że dziewczyna zaczęła się śmiać jakby usłyszała najlepszy kawał w historii.
      - Nawet nie wiesz jak bardzo chcę zobaczyć to jeszcze raz!- wykrzyczała rozbawiona Shalie, zarażając się śmiechem od leżącej na podłodze a następnie pomogła jej wstać.
     - Uprzedzę cię następnym razem, jeśli znów będę spadała ze stołu, to będziesz miała czas żeby wyjąć kamerę - rzekła ironicznie panna Colen, łapiąc się kurczowo za obolałe miejsce. Ciemnowłosa natomiast wybuchła jeszcze większym rechotem i poszła do kuchni w celu wyjęcia z zamrażalnika woreczka z lodem. Pogładziła ręką czarną bluzkę na ramiączka, która zdobiła górną partie jej ciała i otworzyła zamrażalnik, zamykając go, kiedy tylko dostała w ręce to, co chciała. Rzuciła przyjaciółce woreczek a sama poszła do łazienki w celu związania włosów, które w ten upalny dzień wyjątkowo jej przeszkadzały. Jasnowłosa natomiast przysunęła lód do pleców i jęknęła z ulgą. Była przyzwyczajona do bólu. W dzieciństwie jej ciało pokrywało tyle strupów, że ledwo widać było skórę. Codziennie po zabawach z rówieśnikami powracała z nową raną, ale nigdy nie płakała. Raz tylko uroniła parę łez, gdy wsunęła dłonie w szprychy roweru, którym jechał jej kolega i połamała obie ręce. Rodzice przestraszyli się wtedy nie na żarty, ale na szczęście wszystko zakończyło się dobrze (pomijając fakt, że prawą rękę połamała drugi raz, jeden dzień po zdjęciu gipsu). 
Margaret podniosła się i skierowała do salonu, napotykając Shalie stojącą z wystraszoną miną cztery metry od okna tarasowego. Jasnowłosa podążyła wzrokiem za miejscem, w które tak usilnie wpatrywała się jej współlokatorka.

I to, co tam zobaczyła przerosło jej najśmielsze wyobrażenia.

         W stronę przeszklonych drzwi na ogródek biegła piątka idiotów z domu obok. Z początku zamurowana ciemnowłosa, w jednej chwili puściła się biegiem przez pomieszczenie z zamiarem zamknięcia wejścia. Jednak sąsiedzi byli o wiele za blisko. Biegnący na przedzie Payne z rozmachem zderzył się z Shalie a następnie, kiedy odzyskał panowanie nad swoim ciałem złapał ją za ramiona i przesunął w bok odblokowując przejście kolegom. Kiedy tylko pozostała czwórka wbiegła do pomieszczenia, trzymający dziewczynę chłopak, pośpiesznie zamknął drzwi, a następnie z pomocą mulata, zaczął zasuwać rolety na całym paterze.
     - Wynocha kaktusy! Pomyliły wam się chałupki?!- ryknęła rozjuszona ciemnowłosa, łapiąc Nialla za łokieć i próbując siłą wyrzucić go z pomieszczenia. On jednak zaśmiał się tylko, wyrwał i pobiegł w głąb mieszkania. Margaret, która patrzyła na insekty (czyt. sąsiadów) wzrokiem bazyliszka, miała szczerą ochotę rozszarpać każdemu z nich jakąś ważną część ciała.
     - Widzisz, co tam się dzieje? – spytał loczek, wskazując na okno, przez które widać było sytuacje sprzed domu obok- Chcesz nas wysłać na pewną śmierć w morzu pisków i krzyków?- Dokończył z wyrzutem efektownie, zarzucając zbyt długą pokręcona grzywą. Tak na serio to żaden z zespołu nie miał nic do fanek, kochali je całym sercem, ale kiedy wdarły się do ich domu sytuacja trochę wymknęła się spod kontroli. Musieli uciekać, a z braku innych możliwości byli zmuszeni schronić się u sąsiadek (nie ma to jak szukanie ratunku na terenie nieprzyjaciela, to prawie tak samo jakby rozkładać namiot na polu minowym).
     - Szczerze to mało nas obchodzicie. Wyjdźcie i nie zbliżajcie się do nas, palanty. – Przyjaciółki, licząc na to, że małpy za chwile opuszczą ich królestwo, wbiły w nich wyczekujący wzrok i czekały aż potulnie zaczną kierować się w stronę wyjścia.
     - Radzę wam być dla nas miłym, bo uwierzcie, że od tylko od nas zależy, co teraz się z wami stanie. A i nigdzie się stąd nie ruszymy, to przez was to całe zamieszanie – wysyczał Tomlinson, który z trudem trzymał nerwy na wodzy i co chwila wypędzał z głowy obrazy niefortunnych wypadków przyjaciółek. Wiadomo, że nigdy nie podniósłby ręki na kobiety, ale czasami jego cierpiący na mocny przypadek sklerozy mózg, myślał inaczej.
     - Przez nas?! A kto zniszczył całą naszą bieliznę? Może my? Bo, przecież tak fajnie jest chodzić bez niej!- wykrzyczała miodowo-włosa z ironią w głosie. Właściwie to nie żałowała swojego czynu, choć wiedziała, że powinna, bo pewnie teraz czekają ją duże problemy. Jednak świadomość tego, iż dzięki niej i jej przyjaciółce, ich wrogów wyśmiewa pół kuli ziemskiej, powodowała, że uśmiechała się triumfalnie i czuła, że pomimo wszystko to one są na pozycji wygranej. Taki już miała charakter, że pakowała siebie i wszystkich dookoła w jakieś mniejsze czy większe kłopoty. Być może był to powód tego, że zawsze miała niewiele prawdziwych przyjaciół. Jednak ona uważała tylko, że pracuje na bombowe wspomnienia, których każdy będzie jej zazdrościł.
      - Wiedziałem, że ktoś, chociaż raz poprze mnie w tej kwestii. Dzięki Mag. – Sąsiad z lokami na głowie, który nerwowo patrzył na jeszcze niezasłonięte okno tarasowe, w miedzy czasie wysłał jasnowłosej powietrznego buziaka, który miał wyrażać jego uznanie. W jego naturze leżało chodzenie po swoim domu w samych slipkach lub nawet bez nich, ale cóż są ludzie i parapety.
     - Gdybyście nie rozpowiedziały o nas tych plotek, to nigdy by się nie wydarzyło!- oświadczył podniesionym tonem pasiasty. Brunet podszedł do niego, poklepał po ramieniu następnie, zakładając ręce na biodrach i wbijając karcące spojrzenie we współlokatorki.
      - Gdybyście się tu nie sprowadzili, nie było by teraz żadnego problemu!- drwiąco odcięła się Maggie, powstrzymując się przed rzuceniem w szatyna czymś ciężkim. Shalie, dostrzegając, iż jej przyjaciółka może długo nie wytrzymać zajęła miejsce tuż obok niej, pełniąc w gruncie rzeczy taką samą rolę jak Styles.
     - Gdyby twoi rodzicie nie zapomnieli o zabezpieczeniu, to teraz mój świat byłby z pewnością dużo bardziej fantastyczny.- Nie wiadomo, kiedy ich drastyczna wymiana zdań, przyjęła charakter osobisty, lecz wiadomo, że właśnie po tej ripoście marchewki w adresatce jego wypowiedzi zawrzało. Ku jego szczęściu obok znajdowała się jej koleżanka, która pilnowała by panna Colen nie wszczęła walki na śmierć i życie. W przeciwnym razie w salonie rozpętałaby się rzeź.
     - Odezwał się człowiek, któremu do aktu urodzenia dołączyli przeprosiny z fabryki kondomów - rzuciła jadowicie miodowo-włosa, ciesząc się z siebie w środku swojej głowy. Na jej słowa, na twarzy loczka pojawiło się niedowierzanie. W prawdzie wiedział, iż dziewczyna do najgrzeczniejszych nie należy, ale z tym zdaniem zrozumiał, że lepiej zbyt jej nie prowokować. Szatyn natomiast uśmiechnął się kpiąco sygnalizując, iż ta wypowiedź średnio go ruszyła, co z resztą było zgodne z prawdą.
     - Skąd wiesz? Czytałaś mój akt?- zapytał nadal, szczerząc szczęki w głupkowatym grymasie.
     - Nie zaprzeczyłeś, nie musiałam - wyjawiła Margaret, ozdabiając swą twarz ironicznym półuśmieszkiem, znacznie zbliżając się do wroga zapewne, chcąc go tym sprowokować. Louis już otwierał buzię by się obronić, ale w tym czasie do salonu wpadli zdyszani Liam i Zayn.
     - Padnijcie jakieś fanki obczajają dom!- wykrzyknął, któryś z nich a następnie jak na komendę cały zespół upadł na zimne panele. Shalie niesiona dziką chęcią wyjawienia fankom miejsca ukrycia ich idoli, już zmierzała w stronę przeszklonych drzwi balkonowych, ale została brutalnie ściągnięta na podłogę przez niepozornego blondyna, który cały czas znajdował się w pomieszczeniu w trakcie kłótni. Na nieszczęście Mag wolno idącej tyłem w stronę holu, nogi mulata stały się główną przyczyną, iż straciła ona równowagę i zderzyła się czołem z szatynem leżącym przy ścianie. Oczywiście nie byłaby by sobą gdyby nie popchnęła go i nie wszczęła szarpaniny. Para zaczęła na przemian gryźć się, szturchać i szczypać a w kulminacyjnym momencie chłopak usiadł na nastolatce okrakiem. Szybko podjęła ona próbę zrzucenia z siebie sąsiada, lecz to go tylko rozśmieszyło. Złapał jej latające we wszystkie strony ręce w swoją jedną dłoń, a drugą zaczął ciągnąć ją za znienawidzony nos.
     - Styles alarm czerwony, Louis siedzi na sąsiadce! – wydarł się blondyn, kątem oka, zauważając bijącą się dwójkę. W mgnieniu oka loczek doczołgał się w ich stronę, niczym zawodowy żołnierz.
     - Lou umawialiśmy się przecież, że będziemy grzeczni- upomniał z wyrzutem brunet, ściągając przyjaciela z sąsiadki. Jednak chwilę później musiał interweniować ciemny blondyn, ponieważ uwolniona niewiasta rzuciła się na szatyna. Payne jednym zwinnym ruchem odciągnął ją od obiektu jej morderczych zamierzeń, odsuwając ja od niego jak najdalej. Ona niewzruszona zaczęła wymachiwać górnymi kończynami, próbując uwolnić się i wymierzyć porządnego kopniaka marchewce. Prawdą było, iż najbardziej zdenerwował ją fakt, że chłopak bezczelnie śmiał się jej w twarz, kiedy ta próbowała uwolnić się spod jego obrzydliwego ciała. 
A warto wspomnieć, że ten, kto w szkole, choć raz zaśmiał się z niej zazwyczaj kończył marnie.  
W oczach Tomlinsona zapaliły się czerwone iskry oznaczające, że osiągnął szczyt zdenerwowania. Harry’emu z trudem przychodziło utrzymanie jego cielska, ponieważ ten stale chciał się oswobodzić.
     - Ludzie ewakuacja! Fanki przeskakują przez furtkę musimy uciekać!- Zarządził mulat ze strachem, obserwując jak pewna grupka niewiast pokonuje płot. Przyjaciółki w tym momencie jak nigdy wcześniej wolały, aby ich dom uległ zniszczeniu, niż żeby chłopcy pozostali niezauważeni. Jak w napadzie padaczki zaczęły wyrywać się małpom. Liam mocniej objął jasnowłosą pod żebrami i szybko począł wlec ją w stronę holu za ścianą. Natomiast blondyn z pomocą loczka, którego przywołał gestem dłoni, ciągnęli brunetkę po posadzce za ręce i nogi. Rozjuszonej dziewczynie dopiero teraz udało się zobaczyć, że pokręcony ma na głowie turkusowy, dziwnie jej znajomy stanik.
     - No, co? Kamuflaż jest najważniejszy. Ciekawe, co ty byś zrobiła gdyby do twojego domu wpadło jakieś dwieście dziewczyn, rzucających się na ciebie i skandujących twoje imię przez megafon prosto do ucha. – oświadczył Harry, czując na sobie pytające spojrzenie nieprzestającej się im wyrywać ciemnowłosej. Mulat, który czołgał się zaraz za nimi pośpieszył ich, gdyż zauważył, że jednej fance udało się już przeskoczyć furtkę i biegnie ona w stronę okna tarasowego, które pozostało niezasłonięte.
      - Z pewnością chodzący stanik nie wzbudza żadnych podejrzeń – bąknęła w odpowiedzi ciemnowłosa, czując, iż jej starania idą na marne. Przyrzekła sobie, że kiedy tylko ta chora akcja się skończy zapisze się na jakieś judo (pewnie i tak skończy się na artykule poczytanym w sieci). W ostatniej chwili czwórka przekroczyła próg salonu. Kiedy tylko ciemnoskóry schował się za ścianą dzielącą hol i salon, wszyscy usłyszeli głośne tupanie sygnalizujące, iż directionerki znajdują się tuż za przeszklonymi drzwiami tarasowymi. Blondyn i loczek nadal musieli trzymać kończyny wleczonej przez nich dziewczyny, gdyż ta najzwyczajniej w świecie chciała się od nich uwolnić i otworzyć wejście fankom. Liam natomiast musiał zatykać usta miodowo-włosej, ponieważ jej kaprysem było wykrzyczeć całemu światu miejsce pobytu piątki znienawidzonych frajerów. Na domiar złego sadzący naprzeciwko niej, Tomlinson, pokazywał jej dziwne miny, prowokując ją. I gdyby nie zbyt krótkie nogi i trzymający ją chłopak to z pewnością dzisiejszej nocy zasnąłby bez głowy.
     - Zayn zapomniałeś o tym oknie!- wydarł się Payne, wskazując ręką na duże okno przy drzwiach wejściowych. Mulat najpierw wybałuszył gałki oczne a następnie wstał i kazał wszystkim uciekać do pomieszczenia naprzeciwko nich. Chwilę wcześniej usłyszał, że fanki sprzed wejścia gdzieś pobiegły, ale odruchowo pomyślał, że skierowały się powrotem przed ich dom. Jednak teraz wszyscy mogli wyraźnie usłyszeć, kroki obok drzwi wejściowych.
Loczek i blondyn nie pytając nawet o zdanie panny Swift podnieśli ją, powodując, że zawisła w powietrzu gdzieś pomiędzy nimi a następnie zaczęli uprawiać szaleńczy maraton do pomieszczenia wskazanego przez Zayna.
Kiedy ku szczęściu zespołu jakoś udało się im się na czas wpaść do pokoju, (który okazał się garderobą), wszyscy upadli na ziemię pod sporym ukrytym za roletą oknem, ciężko dysząc.
Gdyby całą tę akcje nagrać i puścić jeszcze raz to zapewne zwolennicy komedii miałoby niezły ubaw.
Jednak w tej chwili siódemka potencjalnych aktorów (i laureatów nagród za „najlepiej odegrana rolę filmową w historii”) nie była w stanie nawet przez sekundę pomyśleć o radosnej stronie tego zdarzenia, tym bardziej, że potłuczone części ciała dały o sobie znać.
     - Styles zboczeńcu! To moje!- wysapała brunetka, która już od paru minut
 wpatrywała się w biustonosz na czuprynie loka i uświadomiła sobie, iż jest on jej własnością. Na śmierć zapomniała, że zapakowała go do walizki w ostatniej chwili. Zdecydowanie zawsze miała słabość do tego koloru. Pewnie gdyby wiedziała, że będzie on zdobił głowę jakiegoś debila, który zamienił się na mózgi ze strusiem, zostawiłaby go w domu.
     - Takie określenia to muzyka dla moich uszu, złośliwy kwiatuszku. A swoją drogą bardzo złym posunięciem było wpuszczenie naszego adresu do sieci, same na tym stracicie.- Pokręcony położył dłoń na swoim brzuchu i nieznacznie odsunął głowę przed rękami nastolatki chcącej odzyskać swój biustonosz. Wiedział jednak, iż nastolatka nie dosięgnie go z uwagi na swą dziwną pozycję (nogi na blondynie kawałek pleców na podłodze i głowa gdzieś blisko uda loczka ugięta pod imponującym katem)
     - Harry przypominam, że to nie ich zdjęcia w przebraniu za pszczoły ogląda cały świat – powiedział poważnie blondyn zapewne, próbując przekazać adresatowi swej wypowiedzi, że oni też nie są w korzystnym położeniu. Zwłaszcza, iż całą piątką zrobili sobie tę fotkę po pijaku i obiecali, że nikt, nawet najbliższa rodzina się o niej nie dowie. Jednak jak widać los chciał inaczej.
     - Oj nie przesadzajcie, to zdjęcie było bardzo ładne. – zakpiła miodowo-włosa posyłając sąsiadom ironiczne spojrzenia. – A właściwie to jak znaleźliście swoje tablety i telefony? Przecież wczoraj je schowałam – zainteresowała się nastolatka, uśmiechając się przebiegle.
   - Naprawdę myślicie, że jesteśmy tacy głupi? Nabieracie się na każda naszą przynętę. Jesteście takie przewidywalne…- przemówił szatyn, śmiejąc się gorzko. Jasnowłosa zmrużyła oczy i znów poczęła wyrywać się ciemnemu blondynowi, który miał cichą nadzieję, że sąsiadka da sobie spokój. Pasiasty, dostrzegając ostrzegawcze spojrzenie Liama był zmuszony zaprzestać prowokowania Maggie i z podkulonym ogonem podążył spojrzeniem za loczkiem, który był właśnie ciągnięty za włosy przez brunetkę. Widocznie dziewczyna tym sposobem chciała wyłudzić od Harry’ego swój gustowny biustonosz.
  - Powiedzieliście im? – spytał ciemnoskóry chłopak, patrząc na twarze swoich kolegów.
  - O czym?- Znudzona jasnowłosa, wywróciła oczami i popatrzyła wyczekująco na Malika. 
  - O tym, że jeśli nie zadzwonicie teraz do gazety i nie wyjaśnicie sprawy to wejdziemy na drogę sądową.- Jak na zawołanie współlokatorki spojrzały na siebie a następnie zaczęły się śmiać. Nie wiedzieć, czemu sąsiedzi w poważnej odsłonie również ich śmieszyli. Być może gdyby zobaczyły na piśmie wezwanie do sądu to by się przejęły, ale takie słowa z ust zespołu dawały odwrotny efekt.
   - Czekam na taką reakcje, kiedy nasz menager poda wam datę rozprawy - oznajmił szatyn, z szerokim uśmiechem na ustach. W tym momencie niewiasty ucichły, rzuciły sobie krótkie spojrzenia by po paru sekundach, wybuchnąć dzikim rechotem. Zdecydowanie powinny pomyśleć o wizycie u specjalisty. Na pewno mogłyby porozmawiać z nim o swoich dziwnych nawykach, reakcjach i charakterach…wrogach. Być może przepisano by im nawet śmieszne kolorowe pastylki lub w najgorszym wypadku zalecono kaftany bezpieczeństwa.
     - Paul napisał, że będzie tu za dwadzieścia minut - wyczytał Liam z ekranu swojego czarnego telefonu. I właśnie w tym momencie dziewczyny postanowiły ucichnąć. Musiały szybko rozważyć swoje położenie i zastanowić się, co teraz powinny uczynić.
     - Nie zapominajcie, że wy też nie jesteście święci - przypomniała Shalie, zdejmując nogi z blondyna i opierając się o zimną ścianę za nią.
     - Nie jesteśmy, ale czy macie na to dowody? Bo my na przykład mamy ukradziony przez was telefon z odciskami palców. A wy?- spytał blondyn, podnosząc się i stając obok okna w celu podpatrzenia sytuacji.

  Rzeczywiście nastolatki nie miały żadnych dowodów na sąsiadów. Nikomu nie udowodnią naruszania ciszy nocnej, bo nie wezwały policji lub nawet straży miejskiej. Nikt również raczej nie uwierzy na słowo w historię z tym, że przez nich Shalie zemdlała. Skradziony szczeniak już powrócił do swojej właścicielki. Nawet, jeśli zgłosiłyby najście w domu to przecież nikomu tego nie udowodnią. Bezcenna waza zbita przez blondyna jest już dawno w koszu z resztą tak samo jak staniki. Chłopaki natomiast mogą oskarżyć je, o co tylko chcą, a mają, w czym wybierać.
     - A co będzie, jeśli zadzwonimy do tej gazety? Odpuścicie nam?- zainteresowała się miodowo-włosa i uniosła lewą brew.
     - Jeśli wszystko odkręcicie i napiszecie przeprosiny w następnym artykule to jesteśmy w stanie wam zapomnieć, ale musicie obiecać, że nigdy już nie wywiniecie nam takiego numeru.- wygłosił ciemny blondyn i ku szczęściu Maggie wypuścił ją z prowizorycznego więzienia zbudowanego z jego ramion. Jasnowłosa szybko podeszła do Shalie i razem zaczęły rozważać tę ofertę. Wiedziały, że małpom na pewno nie uśmiecha się latanie po sądach w okresie wakacji, więc wymyślili inny sposób, aby ich pogrążyć. Jednak ta oferta nie była taka zła. Jedyne, co zatrzymywało współlokatorki w przyjęciu jej to ich ogromna duma.
      - Dobra dajcie ten numer.- Pierwsza pękła brunetka, jako, że wiedziała, iż w życiu nie zrobi tego jej przyjaciółka. Tym bardziej, że była wkurzona, więc prawdopodobnie wolała zostać ukarana karą grzywny lub więzienia niż przepraszać swojego wroga. Panna Swift wzięła do ręki telefon Liama i zadzwoniła pod wybrany przez niego numer. Sześć par oczu zwróciło się na nią i analizowało przebieg dość rzeczowej rozmowy. W czasie, kiedy Shalie ustalała jakieś szczegóły dotyczące artykułu, Margaret i Louis mierzyli siebie spojrzeniami spod byka. Jasnowłosa miała szczerą ochotę powybijać mu te zęby, które tak suszył w jadowitym pełnym triumfu uśmiechu.
      - Już. Jesteście oczyszczeni. Artykuł pokaże się jutro w pięciu gazetach. Zadowoleni? - odezwała się brunetka, siadając z powrotem obok swojej przyjaciółki, która była teraz troszkę podminowana.
      - Tak - potwierdzili wszyscy zgodnie, uśmiechając się kpiąco. Tak, iż obie nastolatki musiały, zacisnąć szczeki by nie powiedzieć im w twarz czegoś, czego już nie będą mogły odkręcić.
     - Fanki już poszły. Pewnie Paul już jest – powiadomił grupę Niall, który delikatnie odchylił roletę i patrzył na swój dom. Prawdę mówiąc zgłodniał od tego uciekania i marzył tylko o dużym pieczonym kurczaku z przyprawami.
Margaret podziękowała w myślach Bogu, ponieważ wiedziała, że osiłek zaraz zabierze te niewyżytą bandę z jej domu.
I właśnie wtedy wszyscy usłyszeli dzwonek do drzwi.
Potem sytuacja potoczyła się szybko. Paul wszedł do domu, wyjaśnił z dziewczynami całą sytuację i ostrzegł, że ostatni raz takie coś puszcza im płazem, ale zaznaczył też, iż wie, jacy są chłopcy, więc postara się o tym zapomnieć.
    - Wygraliście tą bitwę, ale nie wojnę. Mam nadzieję, że więcej nie będę musiała oglądać waszych obrzydliwych paszcz - powiedziała panna Colen do Tomlinsona, kiedy wszyscy ku jej radości opuszczali dom. Szatyn na jej słowa uśmiechnął się ironicznie.   
   - Do nie- zobaczenia, krasnoludku – rzucił uszczypliwie i zamknął drzwi za całą szóstką.



HEEEEEEEEEEEEJ!
CO TAM U WAS?
Jak się podoba rozdział? Z góry przepraszam za wszystkie błędy :)
PROSZĘ O KOMENTARZE ORAZ DZIĘKUJĘ ZA PONAD 10 TYŚ WEJŚĆ KOCHAM WAS! :D
Na blogu pojawiła się nowa zakładka mianowicie PODSTRONA BLOGA---anothercrystal-podstrona.blogspot.com  Tu macie link a na blogu jest ona tuż nad liczbą wyświetleń bloga :) Możecie tam znaleźć między innymi link z nominacjami bloga oraz z opami jakie sama czytam :)
NASTĘPNY ROZDZIAŁ NIE WIEM KIEDY BO MAM ZAWALENIE NAUKĄ;/
Z GÓRY PRZEPRASZAM JEŚLI KOGOŚ NIE POWIADOMIŁAM :)

sobota, 27 października 2012

Rozdział 9


Udawanie- czyli wmówmy sobie, że mamy 

mózgi i uwierzmy w to





     - Nienawidzę Cię ty brudna, tępa, bezmózga, prymitywna poczwaro!- Zaskakująco głośny wrzask jasnowłosej wlatywał prosto do Tomlinsowego ucha, sprawiając, że od ogłuchnięcia nie dzieliły go minuty tylko sekundy. Rozjuszona dziewczyna kończąc szaleńczy bieg, wpadła prosto na znienawidzony tors swojej ofiary. Niesiona umotywowaną chęcią mordu szybko ujęła w niewielkie dłonie pasiastą (a to niespodzianka) bluzkę chłopaka, i chaotycznie zaczęła nią szarpać.
    - Ja ciebie też podstępna wiedźmo!- Szatyn nie chcąc zostawiać w tyle z potyczką, przystąpił do szczypania przeciwniczki w ramiona. Ta jednak wiła się tak, że nie sposób było nadążać za nią wzrokiem, więc jego pozornie dobra taktyka spełzła na niczym. Musiał się szybko poprawić.

I tak o to zwykła bitwa przerodziła się w autentyczną rzeź.

  Nastolatek deptał sąsiadkę po stopach jednocześnie przytrzymując jej ręce jak najdalej od swoich oczu. Natomiast ona cudem wyrywając jedną dłoń z jego stalowego uścisku, złapała za ucho rywala i pociągnęła jak najmocniej w dół, śmiejąc się przy tym jak Baby-Jaga. Louis, wkurzony nie na żarty mocnym szarpnięciem uwolnił swój poszkodowany organ i począł z pasją wyrywać włosy Margaret.  Gdzieś w morzu jęków i okrzyków dało się usłyszeć, że wyzwiska i zbliżające się nieubłaganie kroki kolegów walczącej dwójki. 
Dziewczyna, przecząc totalnie jakimkolwiek prawom etyki (oraz BHP) i zachowaniom ogólnie przyjętym dla kobiet w jej wieku, zabrała się za gryzienie pasiastego gdzie popadnie. Współzawodnik ze zdumienia wytrzeszczył oczy i uświadomił sobie, że jest właśnie świadkiem jej przemiany w chomika ludojada.
     - Imponujesz mi, postój tu chwilę to zrobię Ci pamiątkową fotkę - poradził, udając, że wyciąga z kieszeni aparat. Za chwilę jednak przystąpił z powrotem do bójki.
     - To za czerwony, to za ten w panterkę, a to za koronkowy.- Nastolatka, aby poprawić dobitność swoich słów, przy każdym przymiotniku gryzła chłopaka w ramię.
Przed śmiercią, któregoś z nich (lub nawet obojga) uchronił ich Liam, który wpadł na dość nieprzemyślany pomysł oblania ich lodowatą wodą z węża ogrodowego.

  Jednak, aby zrozumieć, o co chodzi w tej rzece nieporozumienia trzeba zejść do jej źródła.

  

     



         Ranek nastał zdecydowanie za szybko.
       To była pierwsza myśl Shalie, tuż po brutalnym obudzeniu przez promienie słoneczne przedostające się przesz szybę prosto na jej zaspaną, zmęczoną twarz. 
Dziewczyna przekręciła się na drugi bok, ale nic to nie dało. Sen o tęczowej chmurze spełniającej marzenia odszedł gdzieś daleko w przestrzeń kosmiczną, powodując, że jej prośba o wyjazd na Karaiby z przystojnym brunetem z klatą jak marzenie, odeszła wraz z nim.
Sfrustrowana podeszła do okna, aby zasunąć rolety, przystanęła jednak na chwilę i zmrużyła oczy, aby poprawić swoją ostrość widzenia. Jej wzrok się nie mylił, przez wielkie okno w domu obok dostrzegła ciasno zbita grupkę sąsiadów z laptopami czy też tabletami na kolanach.
Oczywiście najpierw zrobiło się jej niedobrze, bo niestety nie dało się nie zauważyć, że siedzieli tam w samych bokserkach, ale zaraz potem ogarnęło ją przerażenie. Przypomniała sobie kawałek po kawałku poprzedni dzień i stwierdziła, że był tylko jeden racjonalny powód, dla którego mogli wstać o świcie i szukać czegoś w komputerze.
Autorów oczerniających ich plotek.
Trzeba było jak najszybciej coś wymyślić.
Podleciała szybko do łóżka swojej przyjaciółki i potrząsnęła mocno jej pogrążonym w krainie morfeusza ciałem. Reakcji nie było. Musiała przejść do drastycznych kroków. Z całej siły uszczypnęła ją w ramię i dla polepszenia efektu potrząsnęła nią jeszcze raz. W ciągu sekundy dostała plaskacza w policzek, ale za to Colen usiadła na łóżku prosto jak tyczka i wlepiła wzrok we współlokatorkę.
     - A ty, co, wylałaś sobie na policzek barszcz czerwony?- spytała sennie, przecierając oczy. Brunetka z drgająca powieką wpatrywała się w przyjaciółkę, ale nie miała jednak czasu na wygarnięcie jej ani na oddanie. Westchnęła tylko i obiecała sobie, że już nigdy nie będzie jej budziła, nawet gdyby się paliło.
     - Mamy problem, chyba nasi słodcy sąsiedzi wzięli sobie do serca słowa tego całego osiłka- Paula. Oni naprawdę szukają tych, co rozpowiedzieli o nich te plotki - wyjaśniła szybko, przelotnie głaszcząc, Roxiego po czarnym, puchatym grzbiecie. Swoją drogą nie wiedziała, po co rodzicie Margaret kupili mu takie wypasione legowisko skoro on i tak na przekór wszystkiemu spał w łóżku u swojej właścicielki.
     - Zalewasz.- Miodowo-włosa z nadzieją spojrzała w oczy koleżanki, ta jednak pomachała przecząco głową.  Sprawa nie wyglądała dobrze. Nastolatki zaczęły nerwowo chodzić po pokoju, wytężając swój umysł do granic możliwości (w wakacje to powinno być karalne).
     - Nie potrzebnie godziłyśmy się na tą fotkę z fankami, ale może nie wrzuciły tego do Internetu. – Jasnowłosa nadal pełna nadziei czekała na jakąkolwiek reakcje współlokatorki, ta jednak posłała jej takie spojrzenie, iż uświadomiła sobie, że jej wiara zmieniła się już w złudne marzenie.  Dziewczyna wyciągnęła z szuflady lornetkę i skierowała ją w stronę domu sąsiadów. Na szczęście nie był to badziewny sprzęt, zapłaciła za niego grubą kasę, która zarobiła rozdając ulotki na zniżkę w pizzerii (ach Ci fani detektywa Monka). Mogła doskonale zobaczyć, na jakim portalu przebywają członkowie zespołu 1D. Tak jak obie podejrzewały przesiadywali na Twitterze, oczywiście za wyjątkiem Nialla, który grał w kulki.
Wiadomo, że nawet totalny tępak, z łatwością znalazłby tam informacje na temat tych niesfornych twórców oszczerstw.   
Kolejne pytanie wiązało się z tym, jaka kara im groziła i do czego mogą posunąć się poszkodowani. Shalie, która z zapartym tchem oglądała, „CSI- kryminalnie zagadki Nowego Jorku”, wiedziała, że chłopcy mogą oskarżyć je o zniesławienie i wytoczyć proces, który może ich skazać na uiszczenie kary grzywny. Przestraszone nie na żarty przełknęły ślinę i wlepiły wzrok w dom obok.
     - Może pójdziemy do nich i powiemy, że chcemy im pomóc, ale tak naprawdę napiszemy do fanek, że te plotki to nieprawda a autorki ich wyjechały do Timbuktu - zabłysnęła ciemnowłosa, wkładając na siebie zwiewną, biała sukienkę do połowy ud.  Prawdą było, że nie za bardzo lubiła tego typu odzież, ale od czasu do czasu lubiła mieć trochę odmiany.
Jasna głowa przez chwilę intensywnie zastawiała się nad słowami przyjaciółki, ale po chwili zmarszczyła czoło i pokręciła głową.
     - Wiesz ile oni mają fanów? Jedna wiadomość nic nie da a chyba nie mamy czasu na wysyłanie każdej po kolei.
W pokoju znów zapanowała cisza. Faktem było, że dziewczyny miały duże kłopoty i prawdopodobnie ich czas na wynalezienie rozwiązania liczył się w dziesiątkach sekund. Colen szybko zarzuciła na siebie jeansowe krótkie spodenki i turkusową lekka koszulę.
     - A może z nimi po prostu pogadamy?- rzuciła jakby od niechcenia Shalie. Niby tak oczywiste pytanie sprawiło, że czas jakby stanął. Właścicielka domu zmarszczyła brwi, bo prawdę mówiąc nigdy nie rozmawiała z chłopakami, zawsze wszystko sprowadzało się kłótni. Zdumiewający był fakt, że zapomniała, iż są ludźmi i może umieją prowadzić w miarę cywilizowana konwersację.
Nastolatki szybko zeszły na dół, zahaczając najpierw o łazienki w celu uzupełnienia porannej toalety. A na wypadek gdyby rozmowa nie wystarczyła zgarnęły do toreb chyba cały asortyment ciastek, żelków i lodów, który był w domu, Mag poświęciła nawet dwa opakowania swoich cennych orzeszków ziemnych.
Obładowane i z dudniącymi sercami skierowały się do sąsiedniego budynku.
Shalie łagodnie zapukała do drzwi a gdy nikt nie otwierał powtórzyła czynność mocniej. Ich oczom ukazał się Niall, ku radości przyjaciółek – ubrany. Zmarszczył brwi i przez chwilę wyglądał jakby miał zadać pytanie, ale gdy zauważył torby sąsiadek, szybko zrezygnował z tego szalonego pomysłu.
     - Wchodźcie kochane, co tak stoicie w wejściu – otworzył szerzej drzwi, aby goście mogli wejść. - Dajcie te torby, pewnie jest wam ciężko.- Gdy tylko dostał w ręce to, co chciał, skierował dziewczyny do salonu a sam poszedł „rozpakować pakunki” do kuchni.
     - Och, jak dobrze, że jesteście! – Ciemny blondyn, podbiegł do dziewczyn i przygarnął je do siebie ramionami. Przyjaciółki uśmiechnęły się przebiegle, uświadamiając sobie, że jednak ich sąsiedzi są tępi i nadal nie znaleźli winowajców. To poprawiło im humor na tyle, że nawet nie zwróciły większej uwagi na fakt, że Liam nadal nie ma na sobie górnej części garderoby. – Wiecie, że Ci wstrętni bajkopisarze, powiedzieli, że jestem niski! Jakim prawem? Przecież to się w głowie nie mieści!- Zdesperowany chłopak, przycisnął sąsiadki mocniej do swojego nagiego torsu.
      - Rzeczywiście, są okropni - odezwała się niepewnie Shalie idealnie akcentując ostatnie słowo. Payne chyba nie miał zamiaru puszczać nastolatek, więc, zanim to uczynił Maggie już zdążyła ogarnąć sytuacje panującą w salonie.
Zayn oderwał wzrok od swojego białego laptopa i machał jak nakręcony do nowo przybyłych. Natomiast Tomlinson obejmował pokręconego, który uważnie śledził ekran swojego tableta i chyba nawet nie myślał o wyjściu spod koca w misie. Nie to jednak było dziwnie. Niezrozumiałe było to, że Harry miał tak zbolała minę, jakby przynajmniej dowiedział się, że umrze za 8 minut. Kumpel mówił mu coś na ucho, ale bezskutecznie. Lokers zachowywał się jakby zatrzymał się w czasie.
Kiedy Liam wreszcie łaskawie puścił swoje przytulanki, począł opowiadać im, co właściwie dzieje się ze Stylesem.
     - Hmm, siedzi tak od wczoraj. Prawdopodobnie zrozumiał plotkę na jego temat, te o tym, że jego… No wiecie, że nie sprawdza się, jako mężczyzna.
 Dziewczyny popatrzyły na siebie z przestrachem, ale zaraz wrzuciły na twarz swoja udawaną maskę troski.
    - Kto mógł wymyślić takie bzdury?!- odezwała się „oburzona” Margaret- Na poprawienie humoru przyniosłyśmy wam słodycze… ALE- przerwała widząc, że banda rozwydrzonych wyrośniętych małp szykuje się do szaleńczego biegu (zapewne na śmierć i życie), po swoje przysmaki.-  Najpierw zagramy w grę „Słodycze bez elektryczności”. Oddajecie nam wszystko, co posiada baterię lub w inny sposób jest zasilane prądem elektrycznym. Kto tego nie zrobi nie dostanie słodkości - wyjaśniła wolno, tak żeby wszystko zrozumieli.
Przeraziła się nieco, gdy w pomieszczeniu zapanowała napięta cisza i kilka par oczu zwróciło się w jej stronę. 

     - Ale fajna gra! Oddam wszystko pierwszy!- wykrzyknął Tomlinson z szaleńczym ognikiem w tęczówkach.
 Po chwili dziewczyny były w posiadaniu wszystkich urządzeń elektrycznych, jakie miało w swoim domu One Direction. Oczywiście miodowo-włosa trochę źle sprecyzowała warunki i spędziła parę minut na tłumaczeniu chłopcom, że obejdzie się bez bieżni z siłowni. Banda biegiem skierowała się do kuchni, w której już obżerał się Horan. Prawdę mówiąc, takie okazy wygłodniałych osobników płci brzydkiej są raczej rzadko spotykane, ponieważ powszechnie wiadomo, że oni wszędzie znajdą coś, co można będzie zjeść/schrupać/wypić/wylizać.
  Shalie patrzyła z dumą na swoją przyjaciółkę i miała ochotę klęknąć oraz dziękować za tak wspaniały dar, jaką jest. Wszystko szło po ich myśli- były teraz w posiadaniu wszystkich pięciu maszyn śmierci a przecież, kiedy je mają, sąsiedzi nie mogą szukać.
Jako, że Harry nadal pozostał w miejscu, ciemnowłosa chcąc nie chcąc musiała ciągnąć całe przedstawienie.

Wywróciła znudzona oczami i ruszyła w jego stronę.
     - Hej, może pójdziesz coś zjeść - zaczęła, najuprzejmiej jak umiała (zastanawiają c się, które z nich prędzej zachoruje na cukrzycę). Brak reakcji. Nastolatka przypomniała sobie, że równie podobnie rano zachowywała się jej przyjaciółka. Stłumiła w sobie chęć uiszczenia metody, która na pewno wzbudziłaby pokręconego z letargu. – Mamy ciastka truskawkowe, lody orzechowe, jabłecznik, chipsy serowe, orzeszki, żelki..
     - Haribo?- Z ust chłopaka padło pytanie, które sprawiło, że dziewczyna zaprzestała wyliczania i rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
     - Eee… chyba tak. – Styles wstał i strząsnął z siebie przykrycie. Brunetka niestety nie miała tyle szczęścia, co wcześniej, nastolatek miał na sobie jedynie czerwone bokserki z Zygzakiem McQuinem i nawet nie wydawał się tym faktem przejęty.
Zarzucił jej masywne ramię na barki i opierając się na niej powoli zaczął stawiać kroki. Nastolatka natomiast próbowała zapomnieć o tym, że jego naga skóra ociera się o nią i koncentrowała się na tym by nie upaść pod ciężarem cielska pokręconego.
     - Jak można było powiedzieć, że mam małego? No jak? Za kogo teraz uważają mnie te wszystkie fanki? Ja Ci powiem, za kogo! Za takiego, z którego można sobie żartować!- Harry w końcu wybuchł i niemalże rozpłakał się z powodu tak straszliwej zniewagi, z jaką musiał się zmierzyć. Szczerze mówiąc tak rozzłoszczony członek 1D prezentował się wręcz komicznie i ciemnowłosa musiała się kontrolować by nie wybuchnąć śmiechem.  – Uwierz mi, że ten, kto to napisał może już zaczynać oglądać miejsce na cmentarzu. Chłopaki powiedzieli, że to szaleństwo, ale możesz być pewna, że wynajmę płatnego mordercę i wcale nie poproszę go o szybką i bezbolesną śmierć dla winowajców. Najpierw odetnie im…
     - A może po prostu zapomnicie o całej sprawie, przecież to sumie nie są takie poważne plotki, na pewno nikt nie uwierzył - rzuciła niepewnie nastolatka, zastanawiając się czy zemdleć teraz czy uciec i zrobić to w domu. W końcu postanowiła trzymać fason (jakby nie mało było Harrego do noszenia) i wynegocjować z lokersem jakąś inną karę.
     - Żartujesz? Dziś dzwonili z RolingStone i pytali się czy mogą zmierzyć Liama.
Shalie nerwowo się zaśmiała i przełknęła ślinę, orientując się jak wielki bałagan zrobiły z Maggie. Mogła się spodziewać, że jak zwykle się w coś władują. Od kiedy tylko pamiętała nie było dnia w ich wspólnej szkole, żeby nie były w tarapatach. Najpierw w pierwszej klasie podstawówki jasnowłosa pobiła jakąś dziewczynę, bo ta dostała się do samorządu klasowego, choć razem z Shalie włożyły więcej karteczek z jej imieniem do urny.
W drugiej upiekło im się pomalowanie wszystkich luster wodoodpornym markierem, ponieważ szły wtedy do komunii i wybroniły się faktem, że Bóg wszystkim wybacza.
Następnie, gdy w trzeciej klasie spokojnie siedziały sobie na schodach, dyrektor, który biegł na spotkanie wywrócił się o nie i połamał obydwie nogi, przez co musiały do końca roku szkolnego zostawać po lekcjach i czyścić wszystkie ławki.
(W ich dalszej kadencji, działy się rzeczy, o których lepiej nie wspominać, gdyż nawet one próbują o nich zapomnieć).

  Kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do reszty, Shalie szybko oddała przyjaciółce tablet, który niepostrzeżenie zabrała pokręconemu. Tymczasem Margaret próbowała uśmiechać się szczerze do swoich sąsiadów, ale omal nie spadła z barowego krzesła, gdy sam marchewko-jadacz posłał jej szeroki uśmiech ukazując swoje wysmarowane czekolada uzębienie. Dziewczyna jedynie zmarszczyła brwi i przerzuciła wzrok na mulata, który rozczłonkowywał swoje ciastka zbożowe sztućcami i uśmiechał się do talerza jak obłąkany. Shalie, która również go obserwowała wstrzymała gwałtownie oddech i z zamiarem przekazania ważnej informacji przyjaciółce uszczypała ją mocno w udo.
     - Ała! No, co zrobiłem? Czy nie uważasz, że i tak dziś dużo wycierpiałem? – wydarł się Styles niemal gromiąc nastolatkę wzrokiem. No tak, brunetka na śmierć zapomniała, że lokers zmusił ja by usiadła pomiędzy nim a ciemnym blondynem i ” zaczęła obracać się w seksownym, męskim towarzystwie”.
     - Eee…przepraszam, miałam jakiś skurcz - wydukała dziewczyna, modląc się o telepatycznie skontaktowanie z koleżanką. Prawdę mówiąc doszła do ciekawego wniosku, a jako wielka fanka CSI mogła być pewna, że jest on prawdziwy. Malik po raz pierwszy, od kiedy się wprowadził napawał ją strachem. I to nie takim oczywistym w stosunku do „ludzi mądrych inaczej” czy też „małp zachowaj ostrożność do trzech metrów” tylko takim prawdziwym. Takim, jaki się czuje do mordercy. No, bo niby, co one o nim wiedziały, oprócz tego, że jest tak samo dziwaczny jak reszta 1D i lubi kraść cudze, niewinne psiaki? Właściwie nic. Harry mówił o wynajęciu płatnego zabójcy, ale co jeśli nie żartował? Bo w sumie, jeśli ma go na miejscu to nie brzmi już tak niewiarygodnie. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i zaczęła rozmyślać ile wziąłby za zamordowanie dwóch rozsiewających plotki nastolatek.
Miodowo-włosa popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem i dalej brała na lupę ciemnoskórego oraz jego zmasakrowane słodkie ofiary.
     - Skurcz? Może chcesz, żeby go rozmasować?- Zaoferował się obiekt szaleńczych rozmyślań dziewczyn, powodując, że ciemnowłosa wytrzeszczyła oczy i instynktownie przysunęła się do pałaszującego lody Liama.
     - Nie! Znaczy, nie. Już mi przeszło - pisnęła, trochę zbyt szybko, przerażona nastolatka. Mulat wzruszył ramionami i powrócił do konsumowania ciasteczek. Tym czasem Maggie próbowała zrozumieć zachowanie przyjaciółki, lecz szybko uznała, że nie może nadmiernie przegrzewać systemu, a to nie był czas na potyczki. Każdy ich mylny ruch i bach, witajcie więzienne koleżanki.
A ostatnim, co by zniosła byłoby uziemienie w jednym miejscu, ( achh…to niestwierdzone ADHD). Czasami zwyczajnie musiała sobie pobiegać, albo po prostu poślizgać się na posadzce w puchatych, barwnych skarpetach.
Liam ewidentnie usatysfakcjonowany bliskością Shalie, z uśmiechem na ustach podsunął jej pod nos widelec z lodami orzechowymi, zachęcając uśmiechem do ich spożycia. Dziewczyna lekko zdezorientowana odkleiła oczy od jej potencjalnego mordercy i odsunęła się znacznie od Payne’a. Zwróciła jednak wzrok na zimny przysmak przed jej oczami, zastanawiając się, jakim trzeba być człowiekiem by jeść go widelcem.
     - Sorry, nie znamy się na tyle by jeść lody orzechowe jednym sztućcem - orzekła, odsuwając od siebie rękę chłopaka, który zaraz strzelił smutną minę. Natychmiast zwróciło się na nią pięć par oczu. Jasnowłosa chrząknęła niby przypadkiem, ale Swift, z marszu przypomniała sobie, że akurat dziś muszą być miłe w stosunku do tych dziwacznych małp. Wyklęła w myślach swoje sarkastyczne „ja” i spróbowała rozciągnąć usta w miarę wiarygodnie uczciwym uśmiechu. 
     - To znaczy… Nie widzę przeszkód w naszym wzajemnym poznaniu – wypaliła, klepiąc po plecach zranionego ciemnego blondyna. Niall, który włożył do ust większość słodyczy ze stołu, nagle zaczął się krztusić i ruszać rękami w znaku, który prawdopodobnie miał za zadanie prosić o pomoc. Siedzący najbliżej pasiasty podbiegł do farbowanego i zaczął skakać wokół jego osi, również wymachując dłońmi. Dopiero później zaczął klepać poszkodowanego po plecach, wkładając w to jednak zbyt dużo siły, bo co i nie raz dało się usłyszeć pomieszane ze spazmatycznym kaszlem, jęki Horana.
Kiedy sytuacja wreszcie została opanowana, wszyscy usiedli w głębokiej ciszy bojąc się odezwać.
     - Z kim spędziliście ostatnio, jakąś upojną noc? – zapytał, jakby nieobecny loczek- No, co? Mieliśmy się nawzajem poznać.- Dodał, gdy zauważył zdziwienie u większości zgromadzonych.
Shalie przez chwile dałaby sobie uciąć głowę, że chłopaki wymienili ze sobą szybkie spojrzenia, ale trwały one tak, krótko, iż nie była pewna, czy nie miała zwid.
     - Myślałam raczej o lekkich pytaniach:, „Jaki lubisz kolor?” „Jaki jest twój drugi ulubiony kolor?” itd..- Zaczęła, zdezorientowana Colen, prosząc w myślach o szybki powrót do domu. Tomlinson w zadumie nad słowami dziewczyny, zaczął stukać palcami o swoje usta. Natomiast Liam uważnie obserwował blondyna, który pochłaniał ze stołu chyba trzecią paczkę ciasteczek, zagryzając ją orzechami ziemnymi. Najśmieszniejsze w jego obżarstwie było to, że nigdy po nim nie było tego widać. Mógł jeść tonami a i tak zawsze trzymał idealną figurę. Koledzy przypuszczali, że jego żołądek to jedna wielka, paru metrowa dziura, w której można by zmieścić cały dom i słonia.
Shalie widząc, że sytuacja wymyka im się spod kontroli postanowiła interweniować.
     - Ładnie odmalowaliście ściany – pochwaliła, przyciągając na siebie spojrzenia całej grupy. Mulat przymknął gniewnie oczy, zapewne przypominając sobie, dlaczego wyskoczył im ten nagły remont, a roztrzepany szatyn prychnął pod nosem jednocześnie mierząc srogim wzrokiem pannę Swift. Mag przyłożyła rękę do czoła i przymknęła oczy, próbując zrozumieć, tępotę współlokatorki. Obiecała sobie, że jeszcze nauczy ją strategicznego myślenia, bo w wojnie najważniejsza jest trafna taktyka. Nie miały czasu na pomyłki.
     - Możemy włączyć TV?-  Niall najwyraźniej nieprzejęty gafą brunetki postanowił zrobić sobie krótką przerwę w jedzeniu, na zadanie pytania organizatorkom gry. Czym sprawił, że cisza, która panowała między zebranymi, pogłębiła się jeszcze bardziej.
      - Okey - odparła krotko jasnowłosa. Prawdę mówiąc nikt z nich nie miał chęci na poznawanie siebie, więc wszyscy bezproblemowo udali się do salonu. Trochę zajęło chłopakom szukanie pilota, ale dziewczyny postanowiły przemilczeć ich bałaganiarstwo i dalej szczerzyć się jak głupi do sera.  Po chwili do przyjaciółek siedzących na kanapie przysiadł się Styles, owinięty bardzo pociągającym kocem w misie. Biedna Shalie by się znowu nie narazić, postanowiła nie protestować, gdy chłopak również owinął ją kocem tłumacząc, że „samej na pewno jest jej zimno”. Nie zdołała jednak powstrzymać jęku, gdy obok niej zjawił się Malik taszcząc ze sobą swoje ciasteczkowe ofiary.
Mag odsunęła się trochę od trójki i zabrała farbowanemu pilot, zwinnie przełączając „Wiadomości” na kanał muzyczny. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że chłopcy, znają wszystkie piosenki, jakie są na czasie i zaczną je śpiewać na cały regulator.
Dziewczyna zaciskała mocno usta, próbując nie powiedzieć jakiejś kąśliwej uwagi. Było to trudne, bo niemalże słyszała w swojej głowie głosik mówiący: „ Obraź ich, „No, powiedz im coś”, „Mag ta dobroć w stosunku do nich Cię zabija”.
Miodowo-włosa, aby odgonić od siebie pokusy pomachała głową w obie strony.
Kryzys w jej wstrzemięźliwości nastąpił, gdy właściciel bluzki w paski usiadł za nią na sofie i zaczął pleść jej z włosów coś, czego na pewno nie można było nazwać warkoczem. 

A panna Colen nikomu nie pozwalała dotykać jej włosów.

Miała tylko jednego zaufanego fryzjera, który i tak przeżywał straszliwe męki, robiąc fryzurę dziewczynie.
Objawem ogromnego wzburzenia dziewczyny, był jej szybki niemiarowy oddech i niemal ciskające piorunami oczy.
Mocno zacisnęła szczęki i dłonie, uświadamiając sobie, że głosy w jej głowie przerodziły się niemal w wrzask. Musiała szybko temu zaradzić.
     - Co jeszcze możemy dla was zrobić?- Na pół warknęła, na pół spytała, zwinnie wyrywając swoje kłaki, spod nikczemnych palcy pasiastej marchewki.
Chłopcy na chwilę oddali się zadumie a że ich mózgi nie były przyzwyczajone do pracy na szybkich obrotach, (jeśli w ogóle miały obroty), to nastolatka musiała na odpowiedź trochę poczekać.
Znudzona rozejrzała się po mieszkaniu. Wyglądało tak samo jak przed zniszczeniem ścian, jedynym nowym nabytkiem była duża lornetka na statywie. Dziewczyna, pewnie mogłaby się nad tym rozwodzić, ale musiała jeszcze obserwować Louisa, któremu wszystko mogło wpaść do łepetynki.
     - W sumie napiłbym się soku porzeczkowego - wyznał ciemny blondyn, patrząc na Shalie, która wyglądała jakby bardziej wolała znaleźć się sercu wulkanu niż pomiędzy mulatem i lokersem. W zasadzie nie mogła trafić gorzej. Czuła przy sobie niemal nagie ciało, Stylesa, a Zayn mówiący do zamordowanych słodkości też nie wypadał w jej oczach najlepiej. Jedynym pokrzepieniem w jej głowie była myśl o tym, co by zrobiła gdyby nie musiała wystrzegać się sarkazmu do płci znienawidzonej.
 Reszta małp również orzekła, ze chce to samo, co Liam.
     - Tylko, że ja ostatnio wypiłem ostatni kartonik - wymruczał po cichu Horan uważnie, śledząc ruchy jednej tancerki z teledysku.
     - Dobra pójdę do sklepu.- Mag, wzniosła oczy do góry i w myślach podziękowała, chociaż za chwilę oderwania się od bandy dziwaków.
     - Idę z Tobą!- Dało się zauważyć, że Shalie wyplątała się z koca ze zbyt dużym zapałem, powodując tym samym, że lokers siedzący obok niej zaczął podejrzewać, iż nie odpowiadało jej jego towarzystwo. Urażony przysunął się do ciemnoskórego chłopaka i podwędził mu z talerza jedno rozczłonkowane ciasteczko.
     - Wróćcie szybko będziemy czekać, misiaczki. – Pasiaty odprowadził dziewczyny do drzwi i posłał jakiś bliżej nieokreślony znak chłopakom z kanapy, na co oni pokiwali włosami w geście potwierdzenia. Dziewczynom jednak nie było dane tego zauważyć gdyż Tomlinson sparaliżował je, zarzucając im na barki swoje ciężkie ramiona. Mag obiecała sobie, że wyrzuci wszystkie ciuchy, jakie na sobie miała i położy się do wanny na parę godzin. Dziewczyny celowo przyśpieszyły kroku przy drzwiach i pędem przekroczyły próg znienawidzonego domu.
     - Maggie niedobrze mi- wymamrotała nadal sparaliżowana ciemnowłosa. – On był prawie nagi.- Miodowo-włosa zaczęła poważnie martwić się o współlokatorkę gdyż ta cała pobielała a jej oczy wyglądały jakby zobaczyły stado goniących duchów. Prawdę mówiąc podziwiała ją za to, że nawet w obliczu tak wielkiej próby zachowała zimną krew. – Mag, myślę, że oni nas zabiją.- Brunetka nie wyglądała na osobę, która za chwilę miała wybuchnąć śmiechem, wiec panna Colen uważnie zaczęła rozważać jej słowa.
    - Chyba sobie żartujesz, sama wiesz, że oni są jakby to określić…Niepełnosprytni.- Shalie wzruszyła na to ramionami i pociągnęła przyjaciółkę za ramię, zmuszając ją tym samym do biegu. Faktem było, że miała dosyć tego całego przedstawienia, ale nie chciała żeby miały z Margaret kłopoty. Jej rodzice na pewno nie byli by zachwyceni gdyby dowiedzieli się, co wyprawia ich córka.
W rekordowym tempie dotarły do sklepu i wzięły to, co trzeba. Musiały się spieszyć, bo nigdy nie wiadomo, co może strzelić do głowy tym niedorozwojom podczas ich nieobecności. Jasnowłosej wydawało się, że dobrze schowała ich maszyny śmierci (w kantorku na miotły), ale nie mogły ryzykować. Kiedy tylko znalazły się pod drzwiami panna Swift nacisnęła na klamkę a ta…nie chciała ustąpić. Przyjaciółki zmarszczyły brwi a ciemnowłosa ponowiła czynność. Na nic. Maggie potulnie zapukała, ale nawet po powtarzaniu czynności przez parę minut odzewu jak nie było, tak nie było.
     - Co tu jest grane? – spytała retorycznie jedna z dziewczyn, na co druga szybko złapała się za kieszeń i pośpiesznie włożyła do niej rękę. 
     - Mag nie mam kluczy od twojego domu.- Miodowo-włosa popatrzyła na dziewczynę z przestrachem a potem sama zaczęła obmacywać swoje kieszenie, jednak bezskutecznie. Współlokatorki popatrzyły na siebie wolno i jak na komendę zerwały się w kierunku swojego domu.
Czasem te ich rozumienie bez słów było przerażające.
Prawdę mówiąc z ich oczu mało można było w takich chwilach wczytać, gdyż najwyraźniej wszystkie emocje targające nimi uwolniły się i utworzyły w ich spojrzeniach coś na kształt wielkiej kuli nieporozumienia, która zwiększała się z każdym pokonanym przez nie metrem.
Niczym rozszalałe tornado pokonały kawałek dzielący je od domu. Ciemnowłosa nerwowo szarpnęła za klamkę a kiedy ta ustąpiła w jej wnętrznościami drgnął nieprzyjemny spazm wzburzenia.
Dwoma szybkimi krokami pokonały próg, ale widok panujący w holu zmusił je do zatrzymania.
Z ust Margaret wydobył się cierpiętniczy jęk, ale szybko stłumiła go ręką w przeciwieństwie do jej przyjaciółki, która krzyczała w niebo głosy i padła na kolana głośno zawodząc.
Na podłodze przed nimi leżała spora sterta pociętych, kolorowych biustonoszy- wszystkich, jakie posiadały, a na ścianie różowym mazakiem napisane było jedno zdanie: My wiemy wszystko.”  

  Nie musiały być spokrewnione z Albertem Einsteinem żeby wiedzieć czyja to sprawka (niedokładnie zamalowany autograf Tomlinsona też zbyt nie taił prawdy). Zwinne oko jasnowłosej w ciągu mili sekundy wyłapało za oknem ruszającą się postać i zmrużyło się tylko po to by za chwilę zapłonąć z krwistym, szaleńczym ognikiem w środku. Shalie, która przytulała do piersi koronkowy, poszarpany materiał zdębiała, słysząc, że współlokatorka zaprzestała recytowania wiązanki przekleństw. Powoli przekręciła głowę i zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem, ale zaraz zaciekawiona również spojrzała w miejsce, które przeszywała wzrokiem. Nie stał tam nikt inny jak pasiasty na jego nieszczęście –tyłem.
     - Mag ochłoń trochę! Mag nie rób głupot, wymyślimy jakąś zemstę, ale nie działaj tak pochopnie!- Brunetka zerwała się z podłogi widząc, że jasnowłosa zaczyna biec w stronę drzwi balkonowych prowadzących prosto do Louisa.- Mag! I tak mamy dużo kłopotów.- Ostatniego zdania właścicielka domu jednak nie mogła usłyszeć gdyż znalazła się już na podwórku.
Swift przełknęła ślinę i rzuciła się za przyjaciółką, przelotnie patrząc na wystraszonego, Roxiego, który najwyraźniej na czas włamania postanowił schować się za komodą.

(Wychodzimy ze źródła, wracamy do rzeki)

     - Liam zabije cię, pacanie!- ryknęła rozjuszona do granic możliwości jasnowłosa i już miała obrócić swoje słowa w czyny, ale nagle została powstrzymana przez parę ramion zaciskających się na jej tali. Można by przysiąc, że woda, która znajdowała się na jej ciele zaczęła parować z gniewu. Malikowi jednak nie straszne było wiercenie i kopanie trzymał ją jakby ktoś ulepił jego ramiona z betonu. Ciemnowłosa, która dopiero dobiegła próbowała pomóc przyjaciółce, ale mulat odkręcił się do niej plecami skutecznie uniemożliwiając jej jakąkolwiek drogę manewru.
      - Chłopaki nie bójcie się już biegnę!- Blondyn jak strzała przemierzał dzielącą ich odległość, tarmosząc w reku jakąś kanapkę. Nie miał jednak wystarczająco podzielnej uwagi, by zauważyć na swojej drodze rozciągnięty wąż ogrodowego, więc bezceremonialnie zaliczył przez niego epicką glebę lądując nosem w swojej bułce.
Na początku pośród zebranymi zapanowała głucha cisza, ale w końcu Harry wybuchł niepohamowanym śmiechem jednocześnie przerywając ją. Marchewkowy zaczął rzucać się po ziemi w przeciwieństwie do Liama, który jako winowajca rozdziawił szeroko usta i zastanawiał się, jaka kara go czeka. Zayn złapał miodowo-włosą za jedno ramię i zwinnie wyciągnął ze swojej kieszeni IPhona by, po chwili zrobić nim zdjęcie poszkodowanemu (Mag oczywiście zapomniała zabrać go od niego, skupiając się bardziej na komputerach)
     - Twitterze przywitaj się z nowym przypałowym zdjęciem Nialla Horana - rzekł wolno roześmiany Malik, jednocześnie klikając coś na ekranie telefonu.
Blondyn na te słowa zerwał się szybko, powodując, że Styles i Tomlinson zanieśli się jeszcze większym rechotem.
     - Nie rób tego, Malik!- wydarł się farbowany, ścierając z twarzy majonez i masło.
     - Za późno, poszło - oznajmił ciemnoskóry odkładając telefon do kieszeni.
Niall zrezygnowany westchnął i przysiadł na niskim płotku obok niego, ubolewając nad straconą kanapką.
     - Puść mnie cymbale, teraz i tak już bym nie chciała go nawet dotknąć - warknęła Margaret, wskazując głową na usmarowaną i rozchichotaną marchewkę.
Malik nie widząc dalszego sensu przetrzymywania panny Colen, puścił ją i podszedł do Horana mówiąc coś o nowej kanapce.
     - Nie powinniście być na nas złe, my tylko odpłacamy się pięknym za nadobne - wyjaśnił loczek, poważniejąc i klepiąc nadal rżącego szatyna po ramieniu.
Shalie zmrużyła oczy i już miała wszcząć kłótnie zakończoną czyjąś śmiercią, kiedy została powstrzymana przez swoją przyjaciółkę. Posłała jej pytające spojrzenie, lecz nie dostała żadnej odpowiedzi.
     - Rozumiem. Zapomnimy o sprawie, jestem zmęczona tym wszystkim.  Oddajecie mi tylko klucze od domu i idźcie do siebie. Przypominam, że jesteśmy na moim podwórku. – Chłopaki posłali sobie zdziwione spojrzenia i wzruszyli ramionami. Styles rzucił dziewczynom, o co prosiły i uśmiechnął się triumfalnie do pasiastego najwyraźniej sądząc, że wygrali wojnę.
Gdy tylko małpy opuściły posesję Colenów, Mag uśmiechnęła się przebiegle i zakręciła kluczami na wskazującym palcu.
     - Okay, możesz mi powiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz?!- krzyknęła brunetka patrząc się na swoją przyjaciółkę spod byka. Uśmiech właścicielki domu przypominał minę świra-mordercy, który właśnie zabijał swoją ofiarę.
Jasnowłosa w odpowiedzi pokazała Shalie błyszczący czarny przedmiot.
     - Czy to telefon Zayna? – Na twarzy ciemnowłosej zagościł uśmiech, który z pewnością nie wróżył nic dobrego. Obie wolnym krokiem udały się do domu i zamknęły się na cztery spusty by nikt im nie przeszkadzał.
     - Zaczniemy spokojnie – od adresu zamieszkania, potem może przejrzymy galerię. – Powiedziała cicho jasnowłosa logując się z konta Malika na dobrze znany portal społecznościowy „Twitter”.





HEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!!!!!!!!!
ALE JESTEM OKROPNA NIE? 
Serio dodałabym wcześniej ale nie mam na swoim komputerze programu ,w którym mogę pisać ;/ i muszę pożyczać od mamy xd
I jak się podoba? Jakieś błędy? Zastrzeżenia?
PROSZĘ PISZCIE KOMENTARZE!
Najbardziej dziwie się, że gdy zaczynałam pisać ten rozdział był 30-sto stopniowy upał a kończę go kiedy pada śnieg 0.0
Nie wiem kiedy następny rozdział teraz będzie trochę wolnego od szkoły to zacznę pisać xd
A CO TAM U WAS? MACIE ŚNIEG? ^^
Jeszcze raz przepraszam i PROSZĘ O KOMENTARZE
I OCZYWIŚCIE DZIĘKUJĘ ZA PONAD 7000 TYŚ WEJŚĆ
KOCHAM WAS XD

*przepraszam za różnice w rozmiarach czcionki ale blogspot postanowił zostać chamem jak onet ;/