piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 5




Zemsta- czyli jak złamać prawo i przeżyć huragan ludzkiego idiotyzmu





        Pewnego dnia w życiu każdego nastolatka przychodzi moment, w którym stawia sobie pytanie „ Czy jestem normalny?”. Odpowiedzi, które przychodzą mu do głowy mogą być najróżniejsze, ale on sam musi wiedzieć, że jeśli już zadał sobie to pytanie, to wszystko z nim w porządku.
Najgorsze jest, gdy ktoś nie zdaje sprawy z tego, że jego miejscem zamieszkania powinien być psychiatryk.
Wiele niepojętych dla społeczeństwa osób, wychodzi z założenia, że są dziećmi i nie dorośli do tego typu pytań.

Ten problem posiadali na pewno Zayn i Margaret.

  Gdy człowiek ma już pewnie lata, to zazwyczaj robi wszystko trochę dojrzalej. A przynajmniej stara się. Mulat i jasnowłosa chyba nie znali pojęcia „dojrzałość”, więc elegancko, na ulicy, nie zwracając uwagi na patrzących przez okna sąsiadów, kłócili się o psa jak o misia.
     - Oddawaj, on jest mój - mówił chłopak, przeciągając psa na swoją stronę.
     - Chyba cię pogięło - rzuciła dziewczyna, przejmując szczeniaka, który wierzgał, próbując zeskoczyć na ziemię. Shalie próbowała jakoś załagodzić sytuację, by ocalić niewinne istnienie zwierzaka, ale ku jej zdziwieniu machanie rękami było na nic.
     - Był pod moją wycieraczką, znalazłem go, jest mój!- Ciemnoskóry, miał pewną słabość do psów. Zawsze uważał, że mają duszę i na pewno umieją mówić, tylko żeby zaczęły rozmawiać z ludźmi trzeba je mocno kochać. On już miłował tego szczeniaka z całego serca i miał cichą nadzieję, że za chwilę pupil sam zaprotestuje i stwierdzi, że bardziej lubi jego ( to by było coś).
     - Ten pies należy do mnie od dwóch lat!- oburzyła się jasnowłosa, mierząc Zayna wzrokiem od góry do dołu. Wzbudziła się w niej szczera ochota podrapania chłopaka (nie ma to jak sobie na kimś zdrowo pościerać paznokcie).
     - Nie miał obroży, nikomu tego nie udowodnisz.- Wystawił język i całkowicie odebrał psa dziewczynie, na co ta zaczęła skakać i krzyczeć. Na nic były jej próby przejęcia psa, nie walczyła z koleżanką tylko z chłopakiem. I to w dodatku nastolatkiem. Było to porównywalne z chęcią pokonania wiatru, albo siłą wyporu w słonej wodzie. 
Po chwili namysłu z całej siły kopnęła chłopaka w piszczel. To przyniosło pożądane skutki. Szczeniak spadł prosto w jej ramiona.
     - Tęskniłam Roxi - wyznała, przytulając oszołomionego zwierzaka. Ciemnowłosa jęknęła z ulgą, bo w którymś momencie była, zdecydowanie pewna, że dwójka zrobi krzywdę albo sobie, albo psu, albo co gorsza jej ( a jedno nieszczęście na dzień już wystarczy).
Przyjaciółki nie spodziewały się, że chłopak tak szybko dojdzie do siebie, więc gdy ponownie zabrał Roxiego były w wielkim szoku.
     - Jak mogłaś nazwać Pana psa damskim imieniem? Nie dziwię się, że od ciebie ucieka - rzekł mulat, robiąc uniki przed rękami dziewczyny.
     - Nie twoja sprawa - wycedziła dziewczyna, nie przerywając swoich zabiegań o pożądany obiekt. Niespodziewanie na ulicę wyszedł Harry w niebieskim kombinezonie do spania i dziwnej czapce zakończonej pomponikiem. Shalie ledwo powstrzymała się od śmiechu. Pozostała dwójka nawet nie dojrzała nowego obserwatora.
     - Zayn, możesz mi powiedzieć, co wy do jasnej cholery wyczyniacie?- zapytał nowo przybyły, kładąc ręce na biodrach i przekrzywiając głowę pod dziwnym kątem. Wyglądał jak ojciec, który przyłapał swoje dzieci w jakiejś dziwnej/krępującej/nieprzyzwoitej sytuacji.
     - Ona, chce zabrać mojego nowego szczeniaka!- poskarżył się ciemnoskóry nastolatek, próbując nawiązać kontakt wzrokowy ze stworzeniem na rękach dziewczyny.
     - To nie jest twój pies!- krzyknęła, odbijając się od ziemi jak od trampoliny. Shalie zamknęła oczy, aby nie musieć patrzeć na mękę szczeniaka. Sytuacja z krytycznej przerodziła się w tragiczną. Najróżniejsze wyzwiska padały na prawo i lewo, w ruch poszły też paznokcie i takie tam… inne.
     - STOP! Zayn oddaj jej tego szczeniaka…- donośnie krzyknął ubrany w niebieską (jakże pociągają) piżamę, chłopak. Zdziwienie tym zdaniem wywołał nie tylko u kolegi, ale też u swoich uroczych sąsiadeczek. Dziewczyny były pewne, że stanie w obronie mulata, wymyślając niepodważalne argumenty mające na celu odebranie im Roxiego – i tak jest za głupi - dokończył uśmiechając się szeroko.
Mag i Shalie popatrzyły na siebie, potem na Zayna na końcu na Stylesa a następnie wybuchły śmiechem tak szczerym i głośnym, iż można było uważać, że ktoś podarował im willę z basenem oraz pokojówką.
Chłopcy trochę zdezorientowani, zaczęli oddalać się od sąsiadek. Ciemnoskóry nawet bezproblemowo zwrócił szczeniaka. Prawda była taka, iż obaj mieli pewność, że są świadkami jakiegoś napadu choroby lub agresji u nastolatek.
    - Gwarantuje wam, że ten pies ma w sobie więcej klasy i ogłady niż wy - wyjęczała jedna pomiędzy salwami śmiechu, łapiąc się za brzuch.
    - Jestem pewien, że tej klasy nie nauczył się od właścicieli - odciął się mulat, tęsknie spoglądając na pupila. Głupi czy nie głupi. Te jego czarne ubarwienie było wręcz fenomenalne, a te oczy wyglądające jak dwa węgielki, przyprawiały go o dreszcze. Ideał nie pies.
   - Od swojego niedoszłego właściciela też by się nie nauczył -powiedziała, zapewnie zgodnie z prawdą Shalie, próbując uspokoić się trochę poprzez wstrzymywane powietrza. Dziwny był to sposób na zaprzestanie śmiania, ale jedyny skuteczny, jaki znała (niech żyje kreatywność).
     - Jak chcesz to możemy to sprawdzić.- Napalił się Zayn, ochoczo wyrzucając ręce w stronę Roxiego. W samą porę jasnowłosa odkręciła się do chłopaka tyłem i uchroniła psa. Ostatnie, czego chciała to jeszcze jedna bójka z niewyżytym nastolatkiem. Poniosła już straty we włosach i ubytki w paznokciach. Pocieszała ją tylko myśl, że zdążyła walnąć chłopaka w głowę, zapewne nabijając mu tym guza.
    - Żeby zaczął chodzić tyłem? Już wystarczy, że będziemy musiały patrzeć na wasze ułomstwo. Idziemy, nudzicie nas.- Miodowo-włosa pociągnęła przyjaciółkę za rękaw, przerywając tym jej wojnę na spojrzenia z loczkiem. Na koniec cała czwórka pokazała sobie języki i wszyscy rozeszli się w stronę domów, trzaskając drzwiami frontowymi najgłośniej jak się dało (biedni sąsiedzi).
     - Ja mam tego dość, to miały być wakacje moich marzeń!- krzyknęła zbulwersowana ciemnowłosa, wpadając do kuchni z prędkością, która zapewne, przekraczała normy na autostradzie. Jej przyjaciółka jeszcze raz wyściskała psa, a następnie poszła do szafki, aby przygotować dla niego jedzenie, w miedzy czasie rzucając Shalie spojrzenie pełne politowania.
    - I będą - zapewniła, wyrzucając psią karmę z puszki do miski Roxiego. Ten skakał wokół niej najwyraźniej nie mogąc się doczekać posiłku. Warto by tu wspomnieć, że ta czarna kula mogła zjeść wszystko o każdej porze dnia i nocy. To coś jak odkurzacz tylko szczeka i ma sierść.
    - Nie rozumiem, przecież oni nam zniszczą…- niedane było dokończyć ciemnowłosej, bo Mag położyła jej palec na usta i uśmiechnęła się tajemniczo. Co naprawdę przeraziło jej przyjaciółkę. Kiedy ostatni raz jasnowłosa uśmiechnęła się w ten sposób dziwnym trafem ich matematyczka w dzień testu na koniec szkoły, złamała nogę (ach jak te przypadki chodzą po ludziach).
    - Teraz nasza kolej, chyba nie chcesz siedzieć bezczynnie - powiedziała miodowo-włosa, zaczynając w celach bezpieczeństwa na ucho tłumaczyć jej nikczemny plan.


 


         Dwie dziewczyny zmierzały szybko w stronę swojego upragnionego celu. Jedna z nich najwyraźniej, nie wiedziała do końca czy dobrze robi, bo zatrzymywała się, co chwilę i próbowała wycofać. Na szczęście (lub nie) miała obok siebie jasnowłosą, która cierpliwie jak pasterz wskazywała jej poprawny kierunek.
    - Ja nie wiem, czy to dobry pomysł - powtarzała ciągle Shalie, idąc za swoją przyjaciółką w stronę domu sąsiadów. Ta natomiast trzymała w dłoni taboret z tarasu i z okiem tygrysa patrzyła na świat. Prawdę mówiąc czuła się jak komisarz Rex na patrolu. Tylko ona właśnie łamała prawo.
    - Wątpisz w moją siłę umysłu?- zapytała poirytowana, przekraczając furtkę. Przepuściła przyjaciółkę i jeszcze raz wyjrzała na ulicę w celu sprawdzenia czy są same na terenie lub czy nikt ich nie śledził. Czysto. Pozostało jeszcze tylko modlić się, że innym sąsiadom nie zamarzy się teraz zwiedzanie swoich podwórek. Na szczęście to raczej mało prawdopodobne, bo to typowi Amerykanie (wiecie telewizor, frytki, cola i te sprawy).
     - Szczerze to tak. Jesteś pewna, że ich nie ma?- Ciemnowłosa była wyraźnie zestresowana, ale co się dziwić, raczej rzadko włamuje się z przyjaciółką do czyjegoś domu.
     - Nie ma ich, sama widziałam jak cała hałastrą wychodzili. Ile razy mam to jeszcze powtarzać żebyś wreszcie pojęła?- Miodowo-włosa podstawiła taboret pod okno ze strony ogrodu, weszła na niego i sprawdziła czy jest otwarte.-Idziemy do innego, to jest zamknięte - zarządziła i po chwili obie szły w stronę następnego okna.
     - Swoją drogą to skąd ty masz tyle sztucznej krwi w domu?- spytała zaciekawiona Shalie, mocniej łapiąc za rączkę pomarańczowego wiadra, które po brzegi było wypełnione plastikowymi opakowaniami rodem ze szpitala. Ciemnowłosa czuła w kościach, że z tego będą kłopoty i już w myślach zaczęła nawet uniewinniać chłopaków. Marnie jej to szło, ale strach przed więzieniem był większy.
     - Całe życie czekałam na dzień, w którym wywinę komuś ten numer, więc kupowałam krew przy każdej okazji. A okazji uwierz mi trochę było - tłumaczyła jasnowłosa, jednocześnie podstawiając taboret pod kolejne okno, tym razem od strony jej domu. Po sprawdzeniu stwierdziła, że jest uchylone, uśmiechnęła się tryumfalnie i włożyła rękę do środka. Po lekkich zmaganiach z klamką ta poddała się i dziewczyna otworzyła okno. Wdrapała się na parapet i po wydaniu okrzyku radości, wskoczyła do środka. Wylądowała najprawdopodobniej w salonie, który swoją drogą był olbrzymi. Ściany były pomalowane na modny śliwkowy kolor. Meble, które wcale nie wyglądały na tanie, były intensywnie czarne. Całości dopełniał olbrzymi naścienny telewizor z masą głośników po bokach.
    - Ciekawe, gdzie pracują - zastanawiała się głośno Shalie, która właśnie weszła do pomieszczenia. Jej oczy można było porównać do wielkości spodka od filiżanek i jasnowłosa mogłaby przysiąc, że za chwile mimowolnie opuszczą oczodoły.
    - Tsaa, raczej ich rodzice - prychnęła i skierowała się w stronę korytarza. Ten natomiast dla kontrastu był pomalowany na jasny kolor i tylko artystyczne biało-czarne obrazy z wizerunkiem nagich kobiet przypominały, że mieszkają tu osobniki płci męskiej. Gdy miodowo-włosa przemierzyła korytarz skierowała się do kuchni, która również była urządzona w nowoczesnym stylu. Czarne połyskowe szafki i srebrne blaty rzeczywiście robiły wrażenie. Jasnowłosej przez chwile przebiegło przez myśli, że byłyby jeszcze ładniejsze gdyby zrobiono im podpisy niezmywalnym białym markerem.
     - Aż szkoda, niszczyć te ściany - powiedziała ciemnowłosa, trzymając w dłoniach jakiś bliżej nieokreślony przedmiot, dziwnie przypominający mosiężną statuetkę marchewki? Ostatnie, czego można było się spodziewać po sąsiadach to tego, że dorabiają, jako farmerzy. Shalie wyobraziła ich sobie z łopatami i słomianymi kapeluszami na głowach. To zdecydowanie nie był normalny widok.
     - Nie bredź głupot, tylko rozrabiaj tą krew - poradziła Maggie, wysypując opakowania na podłogę. Potem zaczęła kolejno każde otwierać, ciesząc się przy tym jak głupia. Przyjaciółka obserwowała jej zachowanie z lekkim przestrachem, ale po chwili zaczęła jej pomagać.

  Opakowań było sporo, więc zleciało trochę czasu zanim skończyły, ale efekt za to był niesamowity. Bez zastrzeżeń można było stwierdzić, że krew pochodzi z czyjejś tętnicy. Dziewczyny z radością zaczęły moczyć w niej ręce i zostawiać ślady palców na każdej ścianie. Planem było zrobienie z domu wroga miejsca zbrodni (co zapewne odzwierciedlało stany psychiczne dziewczyn). Jasnowłosa zaczęła lać czerwony roztwór na schody, by upozorować ciągnięcie ofiary. Shalie już bez oporów i pytań pisała na ścianach pogróżki typu” Jeszcze tu wrócimy. Wiemy ile was tu mieszka. Mordercze spaghetti atakuje.” Po skończonej pracy na dole, radośnie powędrowały na piętro, z lekkim zaskoczeniem spoglądając na kremowe ściany ozdobione tylko jakimiś tekstami piosenek i złotymi myślami.
     - Kochanie, rozświetlasz mój świat jak nikt inny…- czytała na głos ciemnowłosa, marszcząc brwi w wyraźnym zdziwieniu- To, co ona jakaś żarówka?- spytała, mażąc ścianę brudnymi dłońmi.
     - Żeby go nie oślepiła - powiedziała pod nosem druga przyjaciółka i otworzyła drzwi do jakiegoś pokoju, który tym razem okazał się sypialnią. I nic w nim nie było by zaskakującego, gdyby nie fakt, że na półkach stała spora kolekcja fioletowych misi w imponujących rozmiarach. Uwagę przykuwała również, dmuchana lala w samej bieliźnie, spokojnie spoczywająca na podwójnym łóżku.
     - Tu są tylko trzy sypialnie - obwieściła uśmiechnięta ciemnowłosa, która weszła właśnie do pomieszczenia. Wyglądała już jakby sama mała być tą ofiarą zbrodni, cała jej twarz ręce oraz bluzka umazane były w czerwonej mazi. Margaret od razu przypomniało się jak kiedyś za ich dzieciństwa (jakby teraz zachowywały się mądrzej), razem jadły zupę buraczkową, a że obie jej nienawidziły wpadły na genialny pomysł wylania jej na…sufit. Miny ich rodziców były nie do opisania, naraz gniewne, smutne i zdziwione. Dziewczyny dostały zakaz widywania się ze sobą do końca wakacji. Co oczywiście i tak obeszły, bo widywały się daleko poza domem.
     - To dziwne, raczej po tym, co tu zobaczyłam, nie wyglądali mi na ludzi, których nie stać na oddzielne pokoje - kontynuowała dalej przejęta dziewczyna, krzywo patrząc na pluszaki.
     - Patrz chyba mamy naszą ofiarę.- Miodowo-włosa nastolatka, wskazała na nadmuchaną panienkę. By nie tracić czasu od razu postanowiły oblać ją solidną porcją krwi, nie zwracając uwagi na to, że niszczą pościel. Czuły się jak Kuba rozpruwacz albo terminator w akcji. Brakowało tylko helikoptera, który podlatując pod same okno zabrałby ich niepostrzeżenie.
     - Teraz jest dużo ładniejsza- stwierdziła Shalie, patrząc na czerwoną masakrę, bo tak teraz można było nazwać lalę. Biedaczka miała nawet zalane oczy, nie wspominając już o włosach. Jednak po mimo swojego nieszczęścia nadal się uśmiechała (najwyraźniej wyznawała zasadę „grunt to śmiać się ze swoich problemów”). Zdenerwowało to Mag, więc przebiła jej pierś długopisem i po tym zabiegu stwierdziła, że to najlepsze morderstwo jej życia.
Kiedy wylały już resztę krwi w korytarzu, uznały, że czas się zbierać, więc zadowolone z siebie zjechały po barierce od schodów na dół. Zahaczyły jeszcze o kuchnie, bo chciały zmyć z siebie krew. I kiedy już naprawdę były pewne, że mogą robić za drugiego Szerloka Holmesa, jak w zwolnionym tempie spojrzały na siebie.
     - Słyszałaś coś?- spytała Mag z mocno bijącym sercem. 
Przeraziła się jeszcze bardziej, gdy jej przyjaciółka pokiwała głową na tak. Dziewczyny spojrzały na okno przed nimi. Tak jak myślały, na podjazd zajechało czarne auto i z jego środka zaczęły wychodzić ich najgorsze przypuszczenia (czyt. piątka roześmianych chłopców). Przyjaciółki w zawrotnym tempie opuściły kuchnię, ale nie wiedziały gdzie biec, więc kręciły się bezradnie po dole. Zdyszane szukały miejsca ukrycia.
     - Tutaj!- krzyknęła, jedna z nich i otworzyła szafę w salonie. Nie był to dobry pomysł, bo ze środka zaczęły wypadać jakieś rzeczy. W końcu to mieszkanie chłopaków, musiałyby być naiwne, żeby spodziewać się porządku. W panice szukały innego schronu a sprzed wejścia dochodziły już głosy. To była niemalże beznadziejna sytuacja.
     - Tu chyba są drzwi.- Ciemnowłosa pokazała na prawie niewidoczne wejście obok szafy. Było pomalowane na kolor ścian i widocznie domownicy nie chcieli, aby nikt tam wchodził. Kiedy chłopcy przekręcali klucz, dziewczyny siłowały się z klamką, ku ich szczęściu ta jednak odpuściła i z wyrazem ulgi wpakowały się do środka o dziwo dobrze oświetlonego pomieszczenia.
     - CO TU SIĘ DO JASNEJ MARCHEWKI STAŁO?- Usłyszały donośny krzyk osoby, która jako pierwsza weszła. Dziewczyny popatrzyły na siebie chwilę a potem dalej nasłuchiwały.
     - Gdzie jest mój dom?- pytał żałośnie któryś z nich
     - Jak coś się stało mojemu telewizorowi to przysięgam, że poćwiartuję, usmażę, zakopie i odkopie tego, kto to zrobił - zapowiedział się najprawdopodobniej Zayn. Ciemnowłosa oddałaby w tej chwili wszystko, żeby zobaczyć ich miny.
     - Ty się przejmujesz telewizorem? Co jeśli ukradli zawartość lodówki?- zawył, któryś z nich biegnąc chyba w stronę kuchni.
     - Czyli wszyscy jesteśmy pewni, że to nie nasza sprawka?- pytał chłopak, który najwyraźniej miał problemy z pamięcią( i z mózgiem też). Przyjaciółki po mimo stresu zaśmiały się cicho pod nosem.
     - Chodźmy na górę - zaproponował któryś i po chwili, dziewczyny usłyszały tylko stukot butów na schodach. Zyskały chwilę na rozejrzenie się po pomieszczeniu, w którym przebywały. W rogu znajdowała się jakaś wystawa, podeszły bliżej, aby zobaczyć, czemu jest poświęcona. I zdziwiły się, gdy zobaczyły, że ołtarzyk jest o domownikach. Pośrodku stało dość duże zdjęcie wszystkich chłopaków a nad nim dużymi srebrnymi literami napisane było „One Direction”. Można by było to podciągnąć pod przyjacielskie foty gdyby nie fakt, że na ziemi spoczywała ułożona na poduszce płyta, również z fotą sąsiadów na okładce.
    - Oni śpiewają?- zapytała retorycznie, zdziwiona ciemnowłosa, otwierając książeczkę załączoną do płyty. Z przerażeniem rozpoznała tekst piosenki z ich ściany na piętrze. Pokazała swoje odkrycie przyjaciółce.
    - Najwyraźniej.-mruknęła miodowo-włosa.
    - BETSY! BETSY! CO CI JEST? POWIEDZ, ŻE ŻYJESZ!- darł się wniebogłosy chłopak. Dziewczyny uznały, że to czas, aby się zbierać. Z prędkością błyskawicy udały się do okna. Ciemnowłosa stanęła na parapecie i je otworzyła. Po pięciu minutach wydostały się na zewnątrz i z ulgą przybiły piątkę.
    - Mało brakowało.- jęknęła jasnowłosa przy otrzepywaniu kolan.
    - Tak sądzicie?- Przed nimi stał chłopak w blond włosach. 
W przerażeniu wydarły się głośno.






JEST OSTATNI WAKACYJNY ROZDZIAŁ!!!!
I jak wam się podoba? Jakieś uwagi, spostrzeżenia? Jeśli tak śmiało zamieszczajcie je w komentarzach.:P
Nie mogę uwierzyć, że nasz wolny czas się już kończy i mam WIELKĄ nadzieję, że czytając to opowiadanie w roku szkolnym będziecie przypominali sobie własnie te wakacje.
Ja swoją drogą jestem BARDZO SZCZĘŚLIWA, że dostaje tyle pozytywnych opinii na moim twitterze  i jeszcze więcej w komentarzach pod rozdziałami. I wspominając te wakacje będę myślała własnie o was- o moich czytelnikach, którzy piszą mi tyle wspaniałych rzeczy DZIĘKUJĘ KOCHAM WAS!!! :P
Jeśli będziecie mieli zły dzień w szkole to wbijajcie tu i czytajcie mam nadzieję, że ta historia poprawi wam humor :D. Napisałabym tu link do opowiadania mojej przyjaciółki ALE ona zdecydowała, że go nie wstawi, bo nie jest zbyt dobre -,-. WSTAWISZ JE TYLKO JESZCZE O TYM NIE WIESZ.
Dobra koniec gróźb xddd 
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM I KOMENTUJĄCYM, BEZ WAS TO BY NIE MIAŁO SENSU :)
BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE I DZIĘKUJĘ MOCNO ZA PONAD 2000 TYŚ WEJŚĆ :********










poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 4


Nieporozumienie- czyli jak robić dobre wrażenie tego, że się myśli


Jedna dziewczyna wspominała w komie, że mylą jej się osoby gdy opisuje ich tylko włosami (jak to głupio brzmi xd), więc dodaję wam małą pomoc:

Louis: szatyn
Liam: ciemny blondyn
Niall: blondyn, farbowany
Zayn: zazwyczaj piszę mulat albo ciemnoskóry ale może zdarzyć się też ciemnowłosy
Harry: niby on jest brunetem ale ze względu na jego loki jest: lokers, pokręcony, lok itp.
Shalie: brunetka, ciemnowłosa
Margaret: jasnowłosa, miodowo-włosa 



         Gdy patrzy się na wulkan, który jest w stanie spoczynku, to wydaje się on nawet całkiem fajny. Imponujących rozmiarów góra, która prowadzi swoje podziemne życie w spokoju. Zupełnie zmienia się o nim mniemanie, gdy owy wulkan postanowi wyrzucić ze swojego wnętrza nieskończone ilości lawy oraz pyłu. Za szkody, które wyrządził nie wystarczy powiedzenie zwykłego ‘przepraszam’. Zbyt bardzo nas zawiódł.

  Dziewczyny też zmieniły zdanie o swoich sąsiadach. Byłyby w stanie wybaczyć nawet zbyt głośną muzykę w nocy ( a co tam, przecież same nie są święte), jasnowłosa po jakimś czasie wybaczyłaby Louisowi wyzwiska i żarty pod jej adresem, ciemnowłosa jakoś dałaby sobie radę z tym, że nawet nie podziękowali jej za grę ( i jednego kosza).
Ale nie. Przyjaciółki, nie posiadały w sobie tyle dobroci, by wybaczyć im ich próżność, głupotę i olewkę na wszystko, kiedy jedna z nich ucierpiała i to przez jednego z chłopaków.
  Droga na początku mijała w martwej ciszy, lecz potem Lou, który miał już jej dosyć, zaczął swoją przemowę o tym, że „dziewczyny wcale nie musiały z nimi iść i lepiej już niech nie przesadzają”. Margaret po tym zdaniu odkryła w sobie nowy rodzaj zdenerwowania. Jej nogi same powędrowały w stronę mówiącego a prawa ręka, która zaczęła żyć własnym życiem z prędkością błyskawicy, strzeliła szatyna po policzku. Idący obok niego Harry przełknął ślinę i oddalił się w stronę Liama. Przez pierwsze sekundy para mierzyła się wzrokiem i gdyby Zayn nie niósł na plecach dziewczyny to uciekłby stąd, aby nie musieć na to patrzeć.
     - To tak będziesz grała. Ja też mam dla mam coś dla Ciebie.- Zdenerwowany Louis zaczął pogoń za uciekającą już dziewczyną. Ciemny blondyn i lok najpierw popatrzyli na siebie a potem udali się za nimi.
     - Zobaczysz dorwę Cię!- darł się chłopak w granatowych spodniach, będąc o krok za dziewczyną. Ta tylko parsknęła śmiechem i przyśpieszyła.
     - Czekajcie!- Styles i Payne doganiali już prawie swojego nakręconego kolegę. Wiedzieli, że to może skończyć się źle, ale byli też pewni, że szatyn ma w sobie godność (jakąś) i nie pobije dziewczyny. Wszyscy byli wychowani w przekonaniu, że podniesienie ręki na kogoś, kto nie ma wystarczająco siły by oddać,  to najgorsze, co może się zrobić. Nasuwa się więc pytanie, po co Lou ją gonił? Odpowiedź albo jest bardzo szokująca, albo nie istnieje.
     - No, co z tobą, słaba kondycja?- zakpiła jasnowłosa, oglądając się w tył. To było dla niej jak deja-vu. Zaczęła się zastanawiać, kto tym razem bardziej zawinił. Ona czy chłopcy. Po chwili namysłu uznała, że płeć przeciwna (nie ma to jak obiektywizm). W oddali było widać jej dom, to dodało dziewczynie sił.
     - Jeśli się nie zatrzymasz, to zabierzemy twoją małą przyjaciółkę i nie jestem pewien czy oddamy - odezwał się w końcu szatyn, z szelmowskim uśmiechem na zdyszanej buzi. Dziewczyna stanęła jak wryta, chłopak z rozpędu na nią wpadł a żeby zapewnić poszkodowanym dodatkowe wrażenia to goniąca ich dwója również. Wszystko byłoby straszne gdyby nie fakt, że przypominali prawdziwą ludzką kulę. Lou z zacieszem na ustach złapał dziewczynę za ramiona, lecz nie nacieszył się wygraną długo. Dwójka jego wspaniałych kolegów podniosła go i złapała za ręce.
     - No weźcie, chcę tylko powyciągać ją za ten nos - jęknął, próbując się wyrwać, dziewczyna podniosła się z ziemi z triumfującym uśmiechem na twarzy.
     - Proszę zróbcie przysługę dla ludzkości i utopcie się w budyniu - poradziła, otrzepując dłonie z piachu.
     - Oby to był budyń czekoladowy - rozmarzył się Niall, który właśnie doszedł wraz z Zaynem i Shalie do grupki. Chłopcy spojrzeli na niego zrezygnowani i poklepali się po czołach.
     - A wy nastawcie piekarnik na 180° i do niego wejdźcie. Gorące przeżycia gwarantowane - zabłysnął pasiasty, nie chcąc być w tyle z docinką.
    - Tak, śmierć przez spalenie jest gorsza - dorzucił Harry, kładąc ręce po bokach. Wyglądał jakby chciał udowodnić wszystkich swój OLBRZYMI poziom naturalnego intelektu oraz uroku osobistego.
    - Znam was parę godzin a moja intuicja już podpowiada mi, że waszym marzeniem raczej nie jest śmierć przez utopienie.- Jasnowłosa podeszła do Zayna i odebrała od niego dziewczynę, tak na wszelki wypadek, aby mieć ją przy sobie.
     - Intuicję mają tylko kobiety - odciął się Louis, poprawiając grzywkę tak gwałtownym i niespodziewanym gestem, iż można było uważać, że choruje na Zespół Tourette’a Jasnowłosa parsknęła śmiechem.
    - Próbując obrazić mnie, jednocześnie stwierdziłeś, że faceci to głupki. Dzięki, że wreszcie zrozumiałeś tę szokującą prawdę.- Shalie była biała jak ściana, ale mamrotała się do ucha przyjaciółce o tym, że jest wspaniała. Nawet podczas chwilowego otumanienia ją kochała. Mag była z siebie zadowolona.
     - To nie nasza wina, że nie umiemy udzielać pierwszej pomocy!- wtrącił Niall, który jak zwykle najbardziej przeżywał sytuację. Nastolatek z trochę ciemniejszą czupryną podszedł do kolegi i poklepał go po plecach, aby przekazać mu trochę swojego opanowania.
     - Ty chciałeś upozorować jej samobójstwo!- Dziewczyna nie miała ochoty patrzeć dłużej na żadnego z nich. Co chwile zamykała oczy i myślała, co zrobi jak już znajdzie się w ciepłym domu.
     - To było w panice, nie chciałem, żeby zamknęli nas w więzieniu za zabójstwo.- wytłumaczył się, poprawiając w między czasie swoją czerwoną koszulkę. Niby najniższy, a głupoty tyle samo, co w jego kolegach, przeleciało przez głowę Margaret.
     - Wolałeś siedzieć za upozorowanie śmierci?!- spytała, zaczynając iść w stronę domu. Shalie okazała się jednak sporym utrudnieniem bo opierała się na niej całym ciężarem ciała. Panna Colen obiecała sobie, że kiedy tylko jej się polepszy każe jej się nosić na rękach przez cały dzień, niech nie uważa, że będzie miała coś za darmo.
     - Teraz to brzmi gorzej.- Zgaszony blondyn, stanął koło mulata, który mocno go przytulił. Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami, powodując tym napad śmiechu u loczka.
     - Przestańmy się kłócić, po prostu zapomnijmy o całej sprawie.- Liam postanowił wreszcie zabrać głos, jako, że uważał się za najbardziej ogarniętego z nich. Chłopcy mieli, co do tego zupełnie inne zdanie.
     - Co?! Niedoczekanie.- Oburzeni Mag i Lou nie mogli teraz nawet pomyśleć o rozejmie. Każdy z nich był przekonany, że wina leży po drugiej stronie (a tak się do kompromisu nie dojdzie). Spokojnie poradzą sobie bez miłości sąsiadów. Podobnego zdania był także chłopak w lokach i Niall, ale nie przyznali tego na głos gdyż zwyczajnie bali się reakcji Liama. Ciemnoskóry nastolatek jeszcze nie wiedział dokładnie, co się stało, a już był ciągnięty przez kolegów w stronę domu.
Trzask drzwi i można już było uznać, że kłótnia dobiegła końca. Ładne łamanie pierwszych lodów, pomyślała nieprzytomnie Shalie, kładąc się na kanapie. Z przerażeniem przypomniała sobie, że przewidziała ten (lub chociaż podobny) przebieg sytuacji.
     - Dlaczego w te wakacje?! Dlaczego koło nas?! Co ja, komu zrobiłam?- Słowa wylewały się z ust miodowo-włosej jak wodospad w Salto Angel. Leżąca na sofie istota wiedziała, że przyjaciółka nie zapomni tak łatwo o tym zdarzeniu. Nie dziwiła się, sama była poruszona i choć nie wiedziała jeszcze wszystkiego (taka mała dziura z omdlenia) to teraz już była pewna, że nie chce mieć z nowymi sąsiadami nic wspólnego. Na szczęście w Thousand Oaks* jest wiele do roboty i nie grozi im zbyt duże narażenie spotkania, trzeba tylko jakoś przeżyć noce. Właśnie noce. Gdy Shalie była mała, strasznie bała się ciemności, wszędzie towarzyszyła jej latarka Tessa. Dziewczyna myślała, że za każdym rogiem czai się jej potencjalny zabójca a do 14-go roku życia była przekonana, że za szafą istnieje drugie życie. Rodzice zabierali ją do psychologów, ale oni nie wiedzieli, co poradzić, więc przepisywali nastolatce śmieszne różowe lekarstwa. Pewnego razu, kiedy wieczorem szła ulicą, zgasły wszystkie latarnie i najgorszy był fakt, że wyczerpały jej się baterie w latarce, a telefonu nie posiadała. Z mocno bijącym sercem zaczęła uciekać oraz oczywiście krzyczeć, budząc przy tym każdego mieszkającego w pobliżu. Była pewna, że to ostatni dzień jej żywota, dopóki nie stanęła na polanie i nie zobaczyła pełni księżyca. To było dla niej coś nowego, nigdy wcześniej nie widziała księżyca w pełni, najwyżej jego kawałek przez szybę w oknie. Ten widok jednak powalał. Wszystko było skąpane w srebrnym blasku a gwiazdy prosiłyby na nie patrzeć. Od tamtej pory dziewczyna spędzała każdy wieczór na zwykłym obserwowaniu. Oczywiście, gdy poznała Margaret bezczynność się skończyła, bo ona na nią nie pozwalała. Ciemnowłosa była pewna, że przyjaciółka ma ADHD, ponieważ kiedy próbowało się na nią patrzeć to zazwyczaj widziało się tylko rozmazany, rżący się obiekt.
Potem obie stały się takimi obiektami, tylko z wiekiem potrzebowały coraz więcej snu (mniej więcej tyle, co niedźwiedzie w zimie). Shalie uśmiechnęła się na te wspomnienia, jej przyjaciółka zajęła miejsce obok niej.
     - Będzie dobrze, pomyśl ile mamy czasu razem ze sobą.- Kładąc nogi na kolanach miodowo-włosej, nakazała gestem głowy, aby zaczęła je masować. Mag posłusznie zaczęła pracę, jęcząc coś o wykorzystywaniu. Ale czego się nie robi dla poszkodowanych?
     - Zapomniałam Ci podziękować, za to, że wpakowałaś nas w super, hiper, wycieczkę z sąsiadami. Tak, więc dzięki.- Jasnowłosa próbowała posłać przyjaciółce mrożące spojrzenie, ale ze względu na ich miłość dała sobie spokój.
     - Dobra, co się stało to już było. Teraz pooglądajmy TV - zaproponowała szybko, machając powiekami i uśmiechając się zalotnie. Przyjaciółka chwilę próbowała się jeszcze gniewać, ale ostatecznie wzięła pilot i włączyła na byle, jakim kanale. Była to jakaś telenowela, a cóż by innego. Niby nikt nie lubi, ale jak się zacznie to nie można skończyć. Sens polegał na tym, że jakaś długonoga blondynka, mówiła swojemu mężowi, że ich syn nie jest jego, a jego brata. Dziewczyny miały niezły ubaw z miny faceta. A gdy znudziły im się te bzdury, zaczęły odgrywać podobne scenki, w których zawsze jakaś z nich mdlała.
     - Jak to moja ciocia! Przecież mówiłaś, że to moja córka - lamentowała Shalie, machając rękami jak w jakimś napadzie.
     - Kłamałam - wyznała poważnym głosem Margaret i następnie legła na ziemi w jakiejś dziwnej pozie.
     - To chyba ja miałam tracić przytomność - wtrąciła ciemnowłosa z oburzeniem, gdyż jej przyjaciółka po raz czwarty z rzędu myliła kolejność.
     - Tobie już za dużo mdlenia, przystopuj.- Zaśmiała się dziewczyna i zastygła na chwilę w bezruchu. Coś tu nie grało. Czy jej ukochany pies nie powinien teraz rzucić się na nią ze swoim mokrym językiem? Wzrokiem szukała gdzieś ukrytej grubej, czarnej kuli. Na nic.
     - Widziałaś gdzieś Roxirgo?- spytała, wstając. Przyjaciółka pokręciła przecząco głową.
     - Może jest na górze?- rzuciła i obie zaczęły biec po schodach nawołując psa. W pokojach na piętrze go nie było a przeszukały nawet szafy. Zeszły z powrotem na dół dokładnie szukając. Kuchnia, garderoba, salon, łazienki, schowki wszędzie pusto. Jego łóżeczko przy grzejniku w kuchni oczywiście świeciło pustkami. Roxi zapadł się pod ziemię.
     - A co jeśli, pomyślał, że go nie kocham i po prostu odszedł?- Bliska płaczu Maggie, stwierdziła, że to najgorszy dzień jej życia.
     - Jestem pewna, że nie.- Shalie poklepała jasnowłosą po plecach i uśmiechnęła się do niej. – Chodźmy go poszukać na dworze, nie odszedł daleko.- Przyjaciółki założyły bluzy, gdyż po zmroku zrobiło się chłodno. Nawołując głośno próbowały go przywołać. Najpierw zaczęły przeczesywać ogród. Margaret o mało nie rozpłakała się na widok jego ulubionej zabawki, która była zwykła powyciąganą świnką. Gdy okazało się, że go tam nie ma skierowały się na ulicę. Szły nią aż do oddalonego o kilometr placu zabaw, jednak jedyne, co tam było to żule zaczynający swój melanż (w roli głównej: tanie wino). Szybkim krokiem zaczęły wracać, nie przestając nawoływać. Potem postanowiły wejść w dróżkę przy ich domu, niestety szczeniaka jak nie było tak nie było. Za to pojawiło się zdenerwowanie u właścicielki, która w myślach zaczynała siebie przeklinać.
     - Chodźmy jeszcze tam - powiedziała ciemnowłosa, wskazując na dobrze oświetloną ulicę przed nimi. 

  Wybijała godzina 23.00 kiedy zrezygnowane wróciły pod dom. Jasnowłosa, choć tego nie pokazywała to już wycierała łzy z policzków. Shalie mocno ją przytuliła i obiecała, że wznowią poszukiwania rano.
     - Wracaj! Dałem Ci najlepszy kawałek kurczaka a ty tak się odwdzięczasz?- Dobiegł do nich głos chłopaka z domu obok. Gonił on czarne stworzenie, które gdy tylko zobaczyło miodowo-włosą, wywaliło język i wskoczyło jej w ramiona. Roxi! Przytulaniu i dziwnym całusom nie było końca. Mag pomyślała, że chyba pierwszy raz cieszy się tak na widok swojego pupila.
     - Nie dotykaj mojego psa!- krzyknął chłopak, próbując go wyrwać. W ciemności Shalie ledwo widziała ciemną karnację i włosy, ale to zdecydowanie był Zayn.

Zayn, który chciał zabrać nie swojego psa?


* Jak widzicie akcja opowiadania nie dzieje się w Anglii, tylko w poczciwej Ameryce (a dokładnie: USA, California, Thousand Oaks xd), gdzie nasi chłopcy z 1D spędzają wakacje.



JEESTTTTTTTTTTT KOOOLEEEEEJNYYYYYYYYYYY!!!!!!
Przepraszam, że tyle czekaliście ale niestety jak zwykle nie miałam czasu. Dodałabym go z piętnaście minut temu ALE pod presją babci musiałam zjeść surówkę z marchewki i jabłka bo to podobno "najlepsze lekarstwo na wszystkie choroby" pomijając fakt, że jestem całkowicie zdrowa xd
Dobra dosyć o tym, jak wam się podoba rozdział?
Napisany chyba 5 miesięcy temu, starłam się poprawić wszystkie błędy ale nie nie zawsze wszystko zauważę. Wiec jeśli jakiś zauważycie, lub po prostu coś wam się nie podoba/ macie pytania itd. to śmiało piszcie w komentarzach.
A skoro już przy tym jestem TO DZIĘKUJĘ BAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARDZO ZA WSZYYYYYYYYYYYSTKIE KOMY I OCZYWIŚCIE PROSZĘ O WIĘCEJ! XD
Jesteście naprawdę kochani i jak widzę jeszcze prawie 1800 wejść na bloga to moje serce już bardzo ale to bardzo się cieszy xd.
Czytajcie i komentujcie, następny rozdział pojawi się jak najszybciej.
Standardowo nakłaniam do obejrzenia ZAPOWIEDZI FILMOWEJ ->>KONIECZNIE WEJDŹCIE
Mój tt @Another_Crystal


środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 3


Boisko- czyli jak zamydlić oczy i paść ofiarą głupoty





         Czasami ma się wrażenie, że jest się ignorowanym. Mówisz coś do kogoś a on po prostu Cię olewa. Wkurzające nie?

         Podobnie czuło się dwóch chłopaków, stojących przed wejściem do domu sąsiadek. Dwie dziewczyny urządzały sobie na ich oczach prawdziwy maraton śmiechu, a oni nie wiedząc, o co im chodzi, wspaniałomyślnie postanowili zacząć radować się razem z nimi, aby nie czuć się odrzuconymi (dobry pomysł nie ma, co). I tak oto cała czwórka śmiała się zataczając kręgi.
     - Myślę, że powinniście skończyć te żarty. Śpieszymy się – oznajmiła Shalie, ocierając policzki z łez.
     - Chcemy przełamać pierwsze lody, w przeciwnej drużynie też będą dziewczyny. Zobaczycie będzie fajnie – zachęcił Niall po skończonej partii bezsensowego śmiechu. W sumie nie miał nic przeciwko temu, od kiedy dowiedział się ( nie wiadomo skąd), że okazywanie radości daje życie wieczne, był szczęśliwy praktycznie przez cały czas.
     - Sorry, ale kosz to raczej nie sport dla nas – powiedziała jasnowłosa, przypominając sobie ile to razy uciekała z zajęć wychowania fizycznego w szkole.
     - Z nami nie będziecie się nudzić, przysięgamy.- Dalej przekonywał blondyn, wpatrując się w dziewczyny.
Gdy Maggi już chciała odmawiać, jej przyjaciółka pękła.
     - Dobra, ale tylko na godzinkę. Potem idziemy.- Sąsiedzi przybili sobie piątki.
Jasnowłosa zmierzyła przyjaciółkę morderczym wzrokiem, kręcąc głową z dezaprobatą. Wiedziała, że brunetkę kręciły sporty, ale żeby zgadzać się iść na mecz z nieznajomymi chłopcami? I to w dodatku z takimi, którzy doprowadzili ich wczoraj do białej gorączki? Zdecydowanie należą się brawa.
     - Lepiej udawajmy, że wczoraj nic się nie stało - powiedziała ciemnowłosa cicho, kiedy zawróciły do domu po bluzy. Margaret jeszcze trochę zła, spróbowała zrozumieć tok myślenia przyjaciółki. Po chwili uznała, że jej pomysł rzeczywiście mógł się nadać.

Oczyściłyby się.

           Gdy zamknęły już dom i wszyscy wyszli na ulicę, spotkali się z resztą sąsiadów. Mag od razu wyłapała Lou, który wisiał na ramieniu chłopaka z burzą loków na głowie. Posyłając mu złowrogie spojrzenie, stanęła obok przyjaciółki.
     - Myślałem, że już wam się nie uda - rzekł ciemnoskóry chłopak w zielonym T-shircie. Widać było, że nie jest typem nastolatka, który olewa swój wygląd. Mięśnie na klatce piersiowej było widać nawet przez materiał. Może gdyby przyjaciółki, były typem dziewcząt patrzących na wygląd, to z miejsca zakochałyby się w nim, (ale na szczęście było inaczej). Liam podszedł do mulata i powiedział mu coś na ucho a ten popatrzył się na niego z niedowierzaniem w oczach. Przyjaciółki spojrzały na siebie, robiąc miny, które miały pokazać obojętność, co do tej niegrzeczności, (mama nie uczyła, że nie ładnie szeptać przy gościach?).W głowie Mag pojawiła się szaleńcza myśl. A co jeśli oni chcą się zemścić za ten sprzęt? Wszystko byłoby jasne, rano urządzili to przedstawienie, żeby myślały, że one nic nie pamiętają. Teraz wyciągają je z domu by uczynić zbrodnię w lesie. To przywidzenie stało się w jej głowie tak prawdziwe, iż zaczęła się zastanawiać, w którą stronę najlepiej zacząć uciekać.
     - To jest Harry. - Blondyn wskazał na chłopaka w lokach.- To Zayn.- Wskazał na mulata.- A wy chyba się znacie…- Zakończył na szatynie w zielonych spodniach, chłopcy lekko parsknęli pod nosem, wlepiając głowy w posadzkę. Jak widać, Louis zdążył podzielić się nowościami z resztą. Brunetka pomyślała, że pewnie mieli niezły ubaw. Miodowo-włosa z żywym ogniem w oczach obserwowała szatyna.
     - Ja jestem Shalie, a to Margaret.- przedstawiła je ciemnowłosa- To gdzie idziemy na to boisko?- spytała, aby jak najszybciej zmienić temat. Nastolatkowe zaczęli się rozglądać i drapać po głowie.
     - To będzie w tamtą stronę.- Chłopak z lokami na głowie, pokazał na dróżkę przed nimi. Wszyscy zwrócili się we wskazanym przez niego kierunku. Dwie dziewczyny nie rozdzielając się zaczęły się przepychać łokciami. Jasnowłosa, która szła jak na ścięcie, co chwila przewraca oczami i wzdychała pod nosem.
     - Długo tu mieszkacie?- zastanawiał się ciemny blondyn, odbijając piłkę od asfaltu.
Margaret, która w ogóle nie zamierzała się udzielać, założyła na nos okulary by już nie musieć patrzeć na nikogo.
     - Ja przyjechałam dwa dni temu na wakacje, Maggie mieszka tu od pięciu lat.- wytłumaczyła ciemnowłosa, szczypiąc idącą obok niej przyjaciółkę. Ta wyszarpnęła rękę i podeszła parę kroków przed nią. Harry i Louis rozpoczęli walkę na łapki i pokazywanie dziwnych min a brunetka poczuła się jakby patrzyła na siebie i miodowo-włosą z boku. Nagle szatyn oderwał się od towarzysza i podbiegł do jasnowłosej.
     - Jak chcesz, to ja mogę przeprowadzić z Tobą TĄ pogadankę. Wiesz jestem starszy, bardziej doświadczony. Myślę, że zabłyśniesz przy rodzicach- „zaoferował” się chłopak, równając się krokiem z dziewczyną. Ta robiąc się czerwona na twarzy, ze zdenerwowania, myślała, że za chwilę po prostu wyrwie mu wszystkie kłaki z głowy i zszyje usta nitką.
     - Myślę, że dam sobie radę bez twojej pomocy - wycedziła, odsuwając się od nastolatka. Ten z uśmiechem na twarzy odwrócił się i zamachał brwiami w stronę chłopaków, którzy z ledwością powstrzymywali śmiech.
     - Jeśli jednak, zmienisz zdanie to wiesz gdzi…- Tym razem niedane mu było skończyć. Dziewczyna zastąpiła mu drogę i położyła palec wskazujący na klatce piersiowej.
     - Jeszcze jeden głupi żart a zaczniesz szukać swojej głowy po drugiej stronie oceanu.- zagroziła, dźgając go. Pozostali wydali zbiorowy jęk i czekali na dalszy rozwój sytuacji.
     - Widzicie, jaka ostra, a wy mi nie wierzyliście.- Lou odsunął się od dziewczyny ponownie podchodząc w stronę chłopaka w lokach. Ten począł klepać go po plecach i uśmiechać się głupkowato.
Shalie poczuła się niezręcznie, bo znowu nie posłuchała przyjaciółki i w dodatku ta teraz jest wkurzona. Sama wiedziała, że gdy ktoś zdenerwuje jasnowłosą, to mogą być ofiary śmiertelne (te poległe w walce psychicznej). Coś przeczuwała, że i tym razem na wyzwiskach się nie skończy.
  Po jakiś pięciu minutach napiętej ciszy, cała siódemka dotarła do wielkiego boiska, położonego na powietrzu, nie w budynku. Mag znała to miejsce, czasami przychodziła tu, gdy uciekała ze szkoły i bała się wracać do domu (oryginalne to nie było, bo przecież straż miejska zawsze kontroluje takie miejsca). Chłopcy od razu skierowali się do grupki ludzi, którzy najwidoczniej na nich czekali. Było tam trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Wszyscy wyglądali jak z jakiś reklam toników oczyszczających. Dziewczyny miały na sobie jakieś specjalne różowo- filetowe ubrania i nie wyglądały na zbyt miłe. Chłopcy mieli atletycznie zbudowane sylwetki i widać było, że zajmują się sportami. Gdy zobaczyli idącą do nich grupkę, zaczęli się szczerzyć jakby, co najmniej ujrzeli kogoś ważnego. Istoty żeńskie nawet zaczęły zasłaniać sobie usta, żeby nie piszczeć.
     Tak, to było dziwne. 
    Potem nastąpił etap witania, Margaret i Shalie zostały elegancko olane, ale za to mogły popatrzeć jak panienki z tamtej grupy przytulają się do ich sąsiadów. Jeszcze chwila a by ich podusiły (jasnowłosa dopingowała im z całej siły, ale o tym cicho-sza). Chłopcy starali się wyglądać normalnie, ale widać było, że są podekscytowani.
    Coś tu nie grało.
     Po jakimś czasie wypełnionym dziwnymi, wręcz niewytłumaczalnymi sytuacjami, w końcu postanowili się podzielić na grupy. Wiadomo, że w piłce koszykowej na polu  najwięcej może stać sześciu zawodników, więc jedna osoba musiała przejść na drugie pole. Z miejsca zgłosiła się Mag, która już miała serdecznie dość swojego zespołu. Gdy przeszła za linię, jej współgracze bąknęli swoje imiona i uśmiechnęli się sztucznie.
   Wybicie piłki, przez jakąś dziewczynę i Zayna. Gwizdek Liama. I start.
    Zaczęło się.
    Jasnowłosa zaczęła biegać w te i powrotem, jak to zwykła robić na w-fie. Grać nie umiała, za to robiła świetne wrażenie tego, że coś robi. Jej współzawodnicy rzucali jej spojrzenia, jakby bynajmniej zamordowała im rodziców i zostawiła kartkę z napisem „Sorry trochę mnie poniosło”. Niewzruszona robiła to, co umiała, przecież to tylko gra.
Jej przyjaciółka radziła sobie o niebo lepiej, ale ciężko było dostać piłkę od osób, które grają tylko ze sobą. Chyba jej uroczy sąsiedzi zapomnieli, że mają na stanie jeszcze jednego zawodnika. Z braku jakiegokolwiek ciekawszego zajęcia postanowiła kręcić się na obronie kosza. Nie przewidziała jednak, że tam nic się nie dzieje. Usiadła, więc, na murawie i zaczęła gładzić sztuczną trawę rękoma a żeby nie czuć się odrzuconą, zaczęła śpiewać sobie jakąś piosenkę. Dopiero po parunastu minutach dojrzała na koszulkach przeciwnej grupy zdanie” One Direction Team”. Po powiązaniu tego z identycznym napisem w domu sąsiadów, stwierdziła, że pewnie One Direction to grupa koszykarzy Tylko, dlaczego nigdy o nich nie słyszała? Zdawało jej się zna sporo nazw grup.
      No cóż, może to prowincjonalna drużyna.
     -Shalie wstawaj!- Usłyszała krzyk któregoś z chłopaków. Wszyscy biegli w jej stronę a ona ponosząc się z murawy, rozpoczęła walkę. Nie było to trudne, z miejsca przygarnęła sobie piłkę, którą kozłowała jakaś dziewczyna i zaczęła biec jednocześnie ją odbijając. Gdy dotarła do kosza przeciwników oddała ją Liamowi, który celnie do niego trafił. Jeden zero. Przybiła z chłopakiem piątkę a potem ponownie oddaliła się na swoje pole. Jasnowłosa z nudów obgryzała paznokcie ( to taki obrzydliwy nawyk). Uśmiechając się do siebie patrzyła jak wszyscy starają się o pomarańczową wypchaną powietrzem gumę. Podbiegła trochę, żeby zachować pozory.
     - O, kogo my tu mamy?- Louis znikąd znalazł się przy dziewczynie. Jego włosy były roztrzepanie w niepojęty dla nikogo sposób, dosłownie sterczały we wszystkie strony.
     - Od kiedy opisujesz siebie w liczbie mnogiej?- zapytała, mierząc go obojętnym spojrzeniem i podchodząc krok w tył.
     - Od kiedy przy moim boku jest szczęście - odpowiedział, kładąc rękę na wysokości serca.
     - Jesteś pewien, że to nie głupota?- Jakaś dziewczyna z grupy jasnowłosej, zaczęła posyłać dziewczynie złowrogie spojrzenia. Margaret je odwzajemniła
     - Jak na razie to wy przegrywacie.- Poklepał dziewczynę po ramieniu i pobiegł dalej, krzycząc coś o tym, że jest dzieckiem światła. Dziewczyna wzdrygnęła się z obrzydzenia. Jak to przegrywają? Musiała się zagapić, gdy ktoś rzucił kosza. Pocieszyła się myślą, że może szybciej skończą, bo to było naprawdę nudne. Biegać w jedną i w drugą stronę, walcząc z jakimiś mutantami o piłkę, w której jest tylko, o2, ale czego się nie robi dla kaprysu przyjaciółki. Szczerze to teraz wolałaby powygrzewać się na jakiejś plaży, najlepiej takiej, na której obsługują kelnerzy bez koszulek. Za darmo rozdawane są koktajle z parasolką, no i przede wszystkim kręcą się jacyś przystojni ratowni… Wtem ni stąd ni zowąd w jej ręce wpadła pomarańczowa kula. Co teraz? W którą stronę biec? Do którego kosza ma rzucać? Stado dzikich nastolatków zbliżało się w jej stronę, nie myśląc długo, pognała przed siebie.
     -Podaj do mnie!- krzyczał jakiś chłopak. Dlaczego ma mu podać? Czy on na to zasłużył? Czy ona chce się rozstać z piłką?
Nie.
  Uprawiała, więc swoją szaleńczą pogoń dalej, nie zdając sobie nawet sprawy, że potrafi tak szybko biegać i kozłować jednocześnie. Była już prawie pewna wygranej, gdy, ze wszystkich stron otoczyło ją troje chłopaków. To niesprawiedliwe, nawet nie widziała drogi (przeklęty wzrost). Jak jakieś małpy darli się do siebie i pokazywali znaki, dziewczyna teraz była przekonana, że to zbiedzy zoo.
     - No podaj do nas- zachęcali, próbując przejąć piłkę. Margaret zręcznie wykręcała się i rozważała czy lepiej wyrzucić piłkę dołem czy górą. Jako, że druga opcja była możliwa jedynie po wypiciu rebdula, zdecydowała się na pierwszą. Schyliła się i dołem podała piłkę do jakiejś dziewczyny a ta odebrała ją, ale niestety do kosza nie trafiła. Zawsze to samo.
Reszta meczu minęła w względnym pokoju. Wynik wynosił 2:2 co każdego satysfakcjonowało. Uradowana jasnowłosa, pobiegła do przyjaciółki i obwieściła plany na spędzenie wieczoru, bo na boisku miała czas na ich wymyślenie. Chyba tylko ona mogła mieć siłę na zakupy. No tak, nie dziwne skoro się nic nie robiło na meczu (nie wliczając jeszcze małej bójki z Harrym).
     - Świetny mecz - stwierdził Liam, kiedy wszyscy pożegnali się już z przeciwną drużyną. Chłopcy przybili ze sobą piątki i wydali okrzyk w stylu, Flinstonów, co miało chyba oznaczać, że zgadzają się ze zdaniem chłopaka.
     - Trzeba to kiedyś powtórzyć - rzekł Niall, spoglądając rozmarzonym wzrokiem w niebo. Po chwili jednak zgiął się wpół, jakby dostał jakiegoś napadu.
     - Będę miał atak! Nic nie jadłem.- Na pomoc ruszył mu szatyn, pocieszając i opowiadając o tym, co zjedzą jak wrócą do domu. To zdecydowanie poprawiło humor blondynowi. Mag zmarszczyła brwi i w myślach spytała Boga, co jeszcze ją dziś czeka. Od samego patrzenia na tyle dziwnych ludzi już czuła się inna.
     - Liam łap!- Ciemnoskóry chłopak stojący parę metrów od nich, wykopał piłkę w stronę adresata swojej wypowiedzi. Ten odebrałby ją gdyby nie przechodząca tamtędy Shalie. Dziewczyna, nie zauważyła Zayna bawiącego się pomarańczową kulą i postanowiła radośnie przeprawić się ponownie na boisko, aby zabrać swoją bluzę. Znalazła się tam w tak nieodpowiednim momencie tak, że piłka zamiast powędrować w ręce Liama zderzyła się z jej głową, Brunetka padła na ziemię jak kłoda. W niewiarygodnym tempie znalazła się przy dziewczynie grupka ludzi. Maggi klepała ją po policzkach, bliska omdlenia ze strachu o nią. Na nic nie reagowała.
     - Zabiłeś ją!- wydarła się w stronę mulata, który patrzył na wszystko, jakby nie do końca wiedział, co się dzieje.
     - Wiem, co trzeba zrobić!- Głos zabrał Niall, podchodząc bliżej. Miodowo-włosa popatrzyła na niego z nadzieją wymalowaną w jej szaro-niebieskich oczach.- Z tysiąc razy oglądałem „Zbrodnie Niedoskonałe”, po prostu trzeba ją tak zostawić - stwierdził, spoglądając w stronę jasnowłosej.
Dziewczyna na przemian robiła się purpurowa, zielona, biała i czerwona. Żarty w takim momencie? Gdyby miała czas zdecydowanie wydrapałaby mu oczy.
     - Jesteście pewni, że on jest zdrowy psychicznie…Boże, kogo ja o to pytam.- Mag, patrząc na chłopaków niemal dostała załamania nerwowego. Dwóch leżało na ziemi kilka metrów od nich, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół. Spoglądali na niebo i słychać było, że są w trakcie poszukiwań domu Yeti. Ciemny blondyn, przeżywał jakieś małe zawieszenie i miał minę jakby ktoś masował go po tyłku piłą mechaniczną. Sam sprawca uznał, że najlepszym ratunkiem dla dziewczyny, będzie położenie się obok niej. Jasnowłosa poczuła się jak na herbatce w domu wariatów (wiecie, pijecie sobie a tu nagle, facet w stroju baletnicy krzyczy, że widział chodzącą tęczę). Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, nie wiele myśląc, poczęła uciskać kolana poszkodowanej, bo według niej było to jedynym ratunkiem, w sytuacji, gdy oberwało się piłką w głowę.
     - Niall, przecież nikt nie weźmie tego za nieszczęśliwy wypadek. Sama sobie głowy nie uszkodziła - ocknął się Liam, który chyba na serio zaczął rozważać słowa blondyna.
     - Trzeba położyć piłkę obok. Pomyślą, że odbiła się od kosza i nieszczęśliwie ją trafiła. - wymyślił po chwili namysłu. Obrazy z jego ulubionego serialu, przelatywały mu w głowie. Cieszył się, że może się na coś przydać (szkoda, że jego ulubionym serialem nie był „Ostry dyżur”).
     - Przecież kosz jest jakieś 100 metrów stąd - spostrzegł Liam, kładąc ręce na czole Shalie. Jasnowłosa strzeliła go po nich i kazała mu je zabrać.
     - Nie wierzę, że to słyszę - jęknęła z niedowierzaniem w głosie, co chwilę patrząc czy jej zabiegi, na coś się przydają. Dziewczyna nadal miała zamknięte oczy. Mag zaczęła robić sobie wyrzuty o to, że zawsze uciekała z zajęć pomocy ratunkowej.
     - Już wiem, czemu zawsze łapią przestępców, przecież to same trudności. Myśl, myśl, myśl.- Blondyn złapał się za skronie i zamknął oczy.- Może po prostu zadzwońmy po policję i ucieknijmy! Gdzie jest budka telefoniczna? No gdzie?!- Niall pobiegł w poszukiwaniu telefonu, Liam zaczął mruczeć po nosem i kołysać się w przód i w tył. Jasnowłosej łzy zaczęły cisnąć się do oczu. To niemożliwe, co teraz? Dlaczego to jest taka beznadziejna sytuacja? Dlaczego tu nikt nie wie, co robić? Dziewczyna grzebała w kieszeni w poszukiwaniu telefonu, by jak najszybciej dodzwonić się gdzieś… Nawet nie pamiętała numeru. I właśnie wtedy poczuła uścisk dłoni.
     Potem były tylko okrzyki radości, ściskanie i przytulanie.
    - Uratowałam ją!- darła się jasnowłosa, tak głośno, że nawet poszukiwacze domu Yeti przyszli zobaczyć, co się dzieje.
     - To ona żyje?!- spytał Zayn, odsuwając się od ciemnowłosej i patrząc na nią jak na autentyczną zjawę.
Shalie nadal oszołomiona zaczęła dotykać miejsca, w które dostała piłką. Istniał tam już, imponujących rozmiarów guz.
     - Dobrze się czujesz?- dopytywała się Margaret, poszerzając swoją listę dobroci. Teraz nie musiała się lękać piekła, swoim niecodziennym masażem uratowała czyjeś istnienie, anioły na pewno już ją kochają. Ciemnowłosa machała powiekami, chcąc odzyskać ostrość widzenia.
     - Nie - odpowiedziała, kręcąc głową wolno a następnie oparła się o przyjaciółkę.
     - Co się znowu stało?- zapytał Harry, ze zdziwieniem obserwując, grupkę zebraną na ziemi. W pierwszej chwili był pewien, że owi zwykli ludzie zebrali się, aby wysławiać go i jego włosy, ale przecież nikt nie mówił jego imienia, ani nawet nie patrzył pożądliwie na jego loki.
    To naprawdę go zdziwiło.

     - Może gdybyś zainteresował się tym, co tu się dzieje, to byś wiedział - wycedziła, mrużąc oczy modowo-włosa. Z pomocą nadal oszołomionego Zayna, podniosła przyjaciółkę na równe nogi a ta natychmiast z powrotem oparła się na niej.
     - Ej już nie mdlej na mój widok - powiedział Lou, który właśnie dołączył do reszty. Tego było za wiele dla dziewczyn. Shalie, choć półprzytomna zacisnęła ręce w pięści a Margaret spięła się cała.
     - Słuchaj, zepsuty tosterze…- Dziewczyna zaczęła nadzwyczajnie spokojnie przemawiać - nie mam ochoty na was dłużej patrzeć, dłużej was słuchać i dłużej was znosić. Zachowujecie się jakbyście wylecieli z planety „Próżność”, więc ty masz ją zanieść do domu- wskazała na Zayna- i to będzie ostatnia, rzecz, jaką zrobimy razem. Potem po prostu staniemy się dla siebie powietrzem.- Zakończyła, próbując zabić każdego z nich wzrokiem. Szatyn nadal uśmiechał się jakby, to była szczególnie śmieszna przemowa.
     - Słuchajcie, tu nie ma budki, po prost…- do grupy dołączył zdyszany blondyn, o którym prawie każdy już zapomniał.- Liam, czy tylko ja widzę tego ducha?- Przeraził się, patrząc na ciemnowłosą dziewczynę, chłopak zbył go gestem dłoni. Przejął Shalie, od jasnowłosej i po chwili usadził ją na barkach Zayna. Wszyscy zaczęli iść w grobowej ciszy w stronę domów.
Najgorsze stało się jednak potem.



I jest kolejny jejejeje!!! xd Miałam dodać trochę wcześniej ale musiałam pomagać w domu xdd I jak wam się podoba? Za wszystkie błędy przepraszam, starłam się wszystko starannie poprawić, ale mogło mi coś umknąć. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE JESTEM NAPRAWDĘ SZCZĘŚLIWA, ŻE CZYTACIE!
Chcę żeby weszło tu jak najwięcej ludzi, więc ogólnie robię całodzienny spam na tt
 xd 
A I JAK WAM SIĘ PODOBA GRAFIKA? XD
ZROBIONA PRZEZ @FREETIMELOVE xd
Proszę zostawiajcie po sobie ślad! 
Kocham was:****


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 2


Początek- czyli ile dni zostało do śmierci


"Kiedy widzisz moją twarz
Mam nadzieję, że to Cię cholernie wkurza
Kiedy chodzisz moją drogą
Mam nadzieję, że to cię cholernie wkurza (...)"- 
The All- American Rejects- Gives you hell (I hope it gives you hell)-
Piosenka przewodnia 




     - (…) Zawsze odwalasz największe głupoty po alkoholu, jestem pewien, że to TY LOUIS!- wrzeszczał ciemnowłosy chłopak, w stronę nastolatka ubranego w bluzkę z paskami i granatowe spodnie. Natomiast owy właściciel imienia, stał, przyglądając się każdemu chłopcu po kolei, mrużąc przy tym oczy i wolno kręcąc głową.
     - Ja?! Nawet nie trzeba mówić Zayn, kto ostatnio wpadł na genialny pomysł, „wyprania” wszystkich naszych ubrań w KOMINKU! – Tęsknie spojrzał w niebo, przypominając sobie jego ulubioną bluzkę w marchewki, która niestety zginęła śmiercią tragiczną, płonąc z resztą ciuchów. Mulat nieco się zmieszał, ale chcąc odzyskać resztki godności podniósł wysoko głowę.
     - To było dawno i… nieprawda, poza tym sam uznałeś, że to dobry pomysł.- przypomniał, łapiąc za ramię stojącego obok ciemnego blondyna, w kraciastej koszuli, by choć trochę uspokoić swoje nerwy.  - Odkupujesz mi ten sprzęt, kapciu - dodał po chwili przerwy.
     - Przecież mówię, że to nie ja! To jedna z tych nowych sąsiadek!- usprawiedliwiał się oskarżony, tupiąc nogami jak czterolatek, ( którym w pewnym sensie był).
     - Ile takich osób już wymyśliłeś? Czekaj może jakaś koło Ciebie stoi?!  Może mam do niej pomachać?! – Chłopak w kraciastej koszuli był zmuszony trzymać ciemnowłosego, bo ten w każdej chwili mógł podejść do szatyna i po prostu go rozszarpać. Ale co mu się dziwić, sprzęt kosztował z jakieś 5000 tyś.$ I nie uśmiechało mu się wykładać na niego znowu kasę.
     - Wkurzyłeś nas!- Dołączył się jasnowłosy, z całym zaangażowaniem wymachując rękami. Widać było, że jest bardzo emocjonalną osobą.
     - Dobra, Niall to już wiemy, uspokój się.- Do akcji wkroczył, chłopak z lokami, przytrzymując ramiona blondyna.-Wiem też, że to z twojej karty poleci.- powiedział spokojnie, obserwując reakcje szatyna. – A i dziś śpimy oddzielnie - dodał po przerwie.
     - Co?! Ty tyranie, zapamiętam to sobie! Wiedz, że to ty pierwszy za mną zatęsknisz!- wykrzyczał Lou, robiąc się czerwony z gniewu.
     - Nawet nie wiesz w jak wielkim błędzie jesteś, zepsuta marchewko.- Posłał mu spojrzenie pełne rozczarowania, ciągnąc za sobą wierzgającego blondyna. Po chwili szatyn został sam na ulicy, skacząc w miejscu jak kangur.
  Dwie dziewczyny, zbudzone krzykami z zewnątrz, od dziesięciu minut stały przy oknie i obserwowały niezły teatrzyk sprzed domu nowych sąsiadów (rżąc przy tym jak agresywne małpy). Pewnie gdyby akcja działa się wcześniej,( czyli o jakiejś 11.00) to by nawet nie wiedziały o jej istnieniu, ale, że poczciwi mieszkańcy domu obok obudzili się ok. 14, to tym samym zapewnili im niezłą pobudkę. Shalie opierała brodę na parapecie, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa, gdy usłyszała drugą część kłótni. Natomiast jej przyjaciółka tak uporczywie szukała wsparcia w zasłonce, że ją zerwała.
     - Boże, byli tak zalani, że nawet nie pamiętają. Następnym razem zwinę im coś jeszcze z domu - wymyśliła Margaret, siadając na łóżku, co nie okazało się dobrym pomysłem, gdyż obudziła swojego pupila, który swoją miłość postanowił okazać sporą porcją psich buziaków.
     - Tak najlepiej coś cennego. Opchniemy to na Ebayu a zarobek wydamy w wesołym miasteczku.- Ciemnowłosa stanęła przed walizkami, postanawiając je wreszcie rozpakować. Otworzyła jedną i zaczęła przenosić, starannie poukładane ubrania do szafki, z której wcześniej, bez skrępowania zepchnęła wszystkie rzeczy. Margaret jęknęła i zaczęła je zbierać z podłogi, mrucząc coś o tym jak to teraz ciężko jest mieć przyjaciółkę i takie tam. Shalie posłała jej rozbawione spojrzenie i stwierdzając, że w tej pozycji ( na czworaka po podłodze) wygląda zupełnie jak jej pies. Miodowo- włosa już miała gryźć ją w łydkę, gdy w domu rozbrzmiał się jakiś radosny dźwięk.

     - Czy to dzwonek?

    - To pewnie familiada się zjechała po rzeczy. Pozbieraj to, bo pomyślą, że wczoraj urządziłyśmy sobie jakąś orgię i jeszcze nie będą chcieli wyjechać.- Jasnowłosa ogarnęła wzrokiem dom i stwierdziła, że jest względnie czysto. Po chwili, szybko zeszła na dół drewnianymi schodami. Szeroko otworzyła drzwi frontowe i zdziwiła się, gdy zamiast dwóch osób, była tam tylko jedna i w dodatku okazała się być chłopakiem.

Jednym z nowych sąsiadów.

  Z jej wykradzionych (a raczej podsłuchanych) danych wynikało, że to Louis, - pierwszy z chłopców, którego miała okazję wczoraj poznać. Szatyn zmierzył dziewczynę od góry do dołu, robiąc dziwną minę, gdy oglądał jej „seksowną” koszulę w banany.
     - Słucham?- Próbowała, zrobić obojętną minę, bo tak naprawdę nie wiedziała czy teraz lepiej się bać, czy znowu śmiać.
     - To ty! Pamiętam Cię! Byłaś u nas w domu, ty wariatko rozwaliłaś nam sprzęt! Bądź przeklęta, przez Ciebie muszę spać sam!- Słowa wylewały się z ust chłopaka jak z procy. Zdziwiona miodowo-włosa, zupełnie nieprzygotowana, na to, że on zbierze się na jej odwiedziny, postanowiła  grać na zwłokę.
     - Tak, wzruszyła mnie twoja opowieść. Coś jeszcze?- Zadowolona ze swojego zimnego tonu, zaśmiała się złowieszczo w środku swojej głowy. Chłopak wybałuszył oczy i zaczął się zastanawiać, czy dobrze zapamiętał wczorajszą postać. Łatwo było go zbić z tropu, gdyż miał duże problemy z pamięcią.
Jego skleroza najbardziej szkodziła jego kolegom, kiedy wysyłali go po coś do sklepu a on wracał z czymś zupełnie innym. Z odsieczą przyszła mu kartka i długopis, na których zapisywał wszystkie produkty do kupienia. (Jednak zdecydowanie wolał mieć przy sobie któregoś z przystojnych kumpli, którzy tak dużych problemów z pamięcią nie mieli).
     - Nie udawaj, oboje wiemy jak było.- Wypiął dumnie pierś.- Nie mów, że nie.- Dodał na pozór pewny siebie.
     - Było miło, ale sobie poszedłeś.- Maggi zaczęła zamykać, mu przed nosem drzwi, lecz chłopak przytrzymał je ręką.
     - Wiedz, że i tak wszystko im powiem - zagroził, patrząc sąsiadce prosto w oczy, ta natomiast, zaśmiała się krótko i dźwięcznie, aby uświadomić mu jak ma dosyć jego towarzystwa.
    - Teraz mam zacząć, krzyczeć ze strachu?- spytała wskazując na siebie i pochylając się nieznacznie do przodu. Na myśl jej przyszło, że dziwniejszą od niego osobą, którą zna mogła być tylko Nicki. Z dziewczyną tą miała okazję chodzić do podstawówki. Nie byłoby nic w niej dziwacznego gdyby nie fakt, że cały czas piła mleko...nosem.
     - No ja myślę, bananowa matko Isabello - prychnął Lou, jeszcze raz spoglądając na cudowne odzienie dziewczyny i poprawiając w tym czasie swoją fryzurę.
     - Wolę mieć banany na koszuli nocnej, niż w głowie – podsumowała sarkastycznie nastolatka, nie zwracając większej uwagi na swoje zachowanie. Od zawsze wyznawała zasadę „Mówię, co myślę, robię, co uważam”, więc rzadko zastanawiała się nad względami grzeczności. Szatyn, podniósł do góry lewą brew i tak patrzył na jasnowłosą przez jakiś czas. Dawno nikt go nie obraził, raczej tylko na niego rzucał i zabijał pocałunkami, ale to inna historia.
     - Dostałeś jakiegoś skurczu? – zastanawiała się głośno dziewczyna, w zadumie, stukając palcami po ustach.
     - Ej, gdzie mam wpakować te twoje staniki?! – Do dwójki dobiegł głos Shalie, która zapewne myślała, że na dole są tylko rodzice Mag, którzy byli przyzwyczajeni do tego typu rozmów. Miodowo-włosą przebiegł po kręgosłupie mały dreszcz wstydu i poprosiła Boga w myślach, aby przyjaciółka sama domyśliła się, gdzie położyć bieliznę. Chłopak cicho parsknął śmiechem.
  Na domiar złego, pod dom wjechał srebrny samochód jej rodzicieli, którzy w szybkim tempie wysiedli z niego, zapewnie śpiesząc się na samolot. Wspaniałomyślna ciemnowłosa podeszła pod drzwi, z przewieszonymi przez ramię biustonoszami. Dziwna sytuacja, co? Jasnowłosa zrezygnowana wsadziła głowę w dłonie, Shalie zamarła widząc chłopaka, a ten patrzył, co chwile na staniki i na rodziców Maggi, którzy stanęli przed wejściem, patrząc na całe zdarzenie.
     - Może ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje?- zapytał ojciec jasnowłosej, ustając za swoją żoną.
     - No, bo…to taka głupia…to wszystko….- Zaczęli wszyscy jednocześnie, lecz w końcu głos zabrała miodowo-włosa.
     - Po prostu, to taka gra. Ja przegrałam i teraz on może wziąć ode mnie jakąś część garderoby – wymyśliła, patrząc na reakcję rodziców. Pomyślała, że ostatni raz była w takiej głupiej sytuacji, gdy sama oblała się sokiem pomarańczowym na środku szkoły.

Nawet nauczyciele się śmiali.

     - Widzę, że po naszym powrocie będzie trzeba już przeprowadzić z Tobą TĄ pogadankę - zakomunikowała mama promiennie, uśmiechając się do chłopaka. Margaret uznała, że lepiej od razu władować jej kulę w czoło i popchnąć w kierunku jej mogiły. Wlepiła głowę w swoje bose stopy i wmawiała sobie, że stłumiony kaszlem, śmiech szatyna był spowodowany jakimś innym zdarzeniem.
     - Wrócimy do tego, teraz musimy się szykować - uznał pan Colen, wchodząc do wnętrza domu.
     - Nie zaprosisz chłopca do środka?- spytała mama, kładąc rękę na ramieniu córki i nasuwając na twarz uśmiech nr 42.
W głowie Margaret pojawił się szaleńczy pomysł, jak to wkłada pod nogi rodziców bombę atomową. Zaczęła sama sobie wmawiać, że wcale nie chce tego robić, lecz wcale nie była taka pewna.
     - Muszę, już iść proszę Pani, ale wpadnę, kiedy indziej.- Podlizał się szatyn, po czym delikatnie skinął głową i uroczyście udał się w stronę furtki. Dziewczyny stwierdziły w myślach, że taki kretyn zdarza się raz na milion.
Pani Colen jęknęła przeciągle.
     - Jacy Ci chłopcy teraz przystojni, normalnie tylko stać i podziwiać - wyznała rozmarzona.
     - Mamo, pamiętasz jeszcze, że masz męża?- spytała retorycznie miodowo-włosa, patrząc na rodzicielkę jak na rodzynki, które przyleciały prosto z kosmosu. Kobieta zmierzyła dziewczynę wzrokiem, prychnęła a następnie również udała się do środka, zasypując Shalie masą pytań.

         Następna godzina wyglądała jak jedna wielka wojna w jungli. Pani Colen biegała po schodach na górę i w dół w poszukiwaniu czegoś, czego nie mogła znaleźć. Natomiast pan Colen, pakował wszystkie dokumenty i pośpieszał żonę. Cały czas było słychać pytania: „Gdzie moja suszarka? Ktoś widział moje rajstopy? No gdzie są te kluczyki?” Dwie młode dziewczyny natomiast urządziły sobie w korytarzu wojnę na papierowe kulki, czego wprost nie mogli znieść pozostali domownicy, bo wszędzie latały ich naboje, co i nie raz trafiając któregoś z nich.
  Około godziny 16.00 dorośli spakowani, wreszcie postanowili się zbierać.
     - Macie być grzeczne, nie spalcie, nie zniszczcie i nie sprzedajcie domu - zaczął mężczyzna, mierząc dwie damy przenikliwym wzrokiem.
     - Spoko, tylko się nie zdziwcie jak będziecie mieli jakieś plamy na ścianach - uprzedziła Maggi, pukając łokciem swoją przyjaciółkę.
Pan Colen puścił to mimo uszu i dalej zaczął pouczać je jak mają się zachowywać, pytać czy wiedzą, co zrobić, gdy będzie burza, dawać córce kasę (co zdecydowanie było najlepszą częścią pogawędki).
Gdy wychodzili matka Mag patrzyła na dziewczynki, jakby żegnała się z nimi na zawsze. Po ataku buziaków, przemówiła.
     - W razie, czego, pamiętaj musisz się zabezpieczać…
     - Mamo, ja jestem na to za młoda! Nie jestem nawet pewna, czy dokładnie wiem, o co Ci chodzi!- oburzyła się jasnowłosa, udając obrażoną.
     - Ja po prostu nie chcę, żebyś czegoś żałowała.- Kobieta ponownie zaatakowała, dziewczynę swoimi morderczymi uściskami i pocałunkami. 
Przed śmiercią uchronił córkę, jej ojciec, który oderwał swoją żonę od niej. Mag obiecała sobie, że będzie mu za to dozgonnie wdzięczna. Kiedy wszystkie bagaże zostały, przeniesione do samochodu i Pani Colen była zapięta pasami, wszedł jeszcze na chwilę do domu i sprawdził czy wszystkie zabezpieczenia działają.
     - Dobrej zabawy dziewczyny - powiedział i skierował się w stronę samochodu.
Przyjaciółki wyszły na taras i patrzyły na odjeżdżający samochód. Po skończonej serii machania i wysyłania powietrznych całusów, popatrzyły się na siebie, a zalążki uśmiechu już wstępowały na ich usta.
     - Czekaj, nie wchodź, szczęście pierwsze.- Pouczyła brunetka, zatrzymując przed wejściem współlokatorkę. Gdy już wszyscy weszli, nastolatki odtańczyły swój taniec radości na parapecie, zaczynając swój pierwszy dzień totalnie bez opieki.
Roxi przyszedł do kuchni w poszukiwaniu jedzenia i nawet on zrobił dziwną minę, gdy zobaczył te dwie istoty.
     - Ja nadal nie wierzę, nawet nie wiem, co będziemy robić - wykrzyknęła jasnowłosa z jakimś dziwnym, szaleńczym ognikiem w oczach.
     - A ja wiem.- Shalie zamachała dziewczynie przed nosem, pudełkiem murzynka w proszku.
To raczej dobry pomysł nie był, każda z nich wiedziała, że ich urzędowanie w kuchni kończy się spaleniem, zalaniem, wybuchem lub zniszczeniem wszystkiego, czego dotykają.
Ostatnim razem ucierpiał Bogu ducha winny toster, z którego dziewczyny postanowiły wydobyć drugie „ja” i sprawdzić go w roli gofrownicy. W kuchni był chyba większy bałagan niż w ruinach po tornadzie.
Nie wspominając już o zastosowaniu mikrofalówki w celu roztopienia lakieru do paznokci.  Wtedy nawet strażacy stwierdzili, że poziom głupoty dziewczyn wykracza zaskakująco dużo ponad normę.
     - No dobra, ale tym razem czytamy instrukcję.- Mag, zeskakując z parapetu porwała w objęcia pudełko i zaczęła na głos czytać składniki, by ciemnowłosa mogła je wyjąć z lodówki bądź szafek. Po dokładnym umyciu rąk rozpoczęły swoją pracę, oczywiście nie zapominając o włączeniu radia. Kołysząc biodrami w rytm muzyki, zaczęły wbijać jajka do miski.
     - Może, to głupie, ale zawsze chciałam mieć własną kurę, nazwałabym ją Madonna i byłabym pierwszą osobą na ziemi, która nauczyłaby aportować kurczaka  – wyznała Shalie, z uwielbieniem spoglądając na żółtka.
     - Nie wiem jeszcze dlaczego, ale czasami mnie przerażasz - stwierdziła miodowo-włosa, uważnie przyglądając się dziewczynie.
     - Mnie przeraża to, co się stało, gdy przyszedł tu ten cały chłopak. Nie ma, co zrobiłam pierwsze wrażenie.- Ciemnowłosa parsknęła śmiechem, przypominając sobie tą dziwną sytuację. Mogłaby w sumie zacząć się wstydzić, ale jakoś zawsze bardziej jej było do śmiechu. Rzadko brała życie na poważnie.
     - Ten koleś działa mi na nerwy. Wiesz, że, wczoraj porównał mnie do liliputa? – Na samo wspomnienie tej strasznej zniewagi, Mag zakręciło się w głowie. Nigdy, ale to przenigdy nie można było obrażać jasnowłosej pod względem wzrostu. Wielu próbowało, a potem dziwnym trafem stawały im się dziwne rzeczy. ( Np. ich nagie zdjęcia z czasów młodości, w cudowny sposób wisiały na korytarzach całej szkoły).
     - Oj przestań, już tak bardzo się nie pomylił - bąknęła rozbawiona ciemnowłosa mierząc 158 –mio centymetrowe ciało przyjaciółki, na co ta oczywiście zareagowała natychmiastowo, rzucając się na dziewczynę.
Można by napisać książkę ich autorstwa pod tytułem, „Co się stało w naszej kuchni? ”. Teraz, kiedy przyjaciółki bez ograniczeń uprawiały zapasy na środku pomieszczenia, dziwnym trafem większa część mąki z torby postanowiła, zacząć lewitować w powietrzu. (Oczywiście, Shalie użyła jej, jako broni, zapominając, że jest otworzona) Tak o to cały stół, cały blat i cała podłoga były pokryte idealną warstwą białego proszku.
     - Nawet nie zaczęłyśmy nic robić - jęknęła jedna z nich, otrzepując poszkodowanego psa.
Już bez kłótni, ale za to z masą dobrej zabawy, postanowiły wziąć się do roboty.    Sprzątaniem zajęła się jasnowłosa, która uznała, że może miotłą nic nie popsuje (nadzieja matką głupich). Druga nastolatka postanowiła dokończyć robienie czarnej słodkiej masy. I tak oto po godzinie ciasto zostało włożone do piekarnika, a z kuchni znikł wszelki brud.
Dziewczyny, jako, że ich ubrania i włosy trochę ucierpiały postanowiły się odświeżyć a potem gdzieś wybrać. 
Po relaksacyjnych prysznicach i doborze ciuchów dwie istoty zbierały się do wyjścia. Shalie przeglądając się w lustrze stwierdziła, że nie wygląda źle w kremowej bluzce z czarnym sercem i jeansowych krótkich spodenkach. Należała ona do osób średniego wzrostu (163cm), była raczej drobnej budowy, ale jej zdecydowanymi zaletami były piękne, duże szare oczy oraz długie ciemnobrązowe włosy. Maggi postanowiła uwodzić wszystkich napotkanych chłopaków jasno granatowymi szortami i czarną bluzką z błyszczącym napisem „Do you wanna go to the party with me?”. Swoje długie, ciemno miodowe włosy rozpuściła, aby pokazać ich unikatowość ( od góry były proste, a na dole lekko się kręcone). Obie w okularach przeciwsłonecznych na nosach i conversach na stopach, otworzyły drzwi.

Jak wiele może stać się jednego dnia?

Centralnie w wejściu stało dwóch chłopaków. Jeden zamarł z dłonią naszykowaną do pukania a drugi chyba przeżywał jakiś zawał z przerażenia.
Margaret od razu skojarzyła ich z wczorajszego dnia. Ciemny blondyn, jako drugi otwierał jej drzwi, a jasny blondyn koło niego płakał po wydarzeniu z odtwarzaczem. Obaj byli ubrani w luźne T-shirty i spodnie kończące się przed kolanem.
     - Cześć jestem Liam a to jest Niall.- zaczął wyższy, wskazując na siebie a potem na swojego towarzysza.- Jesteśmy z domu obok i mamy pytanie.- Serce jasnowłosej wywinęło koziołka. To chyba niemożliwe, żeby uwierzyli tamtemu głupkowi, przecież rano sama słyszała…. - Czy chciałyście by może iść z nami pograć w kosza? Brakuje nam akurat dwóch zawodniczek.- Chłopak uśmiechał się do nich promiennie.
Jeszcze chyba tylko brakowało żeby zginęły na boisku, stratowanie przez zapaleńców koszykarskich. Dziewczyny zgodnie wybuchły śmiechem.





I jest kolejny heh xd Mam nadzieję, że się spodobał, myślę, ze nie ma dużo błędów jeśli chodzi o ortografię bo poprawiałam go chyba z 7 razy. Jeśli chodzi o stylistykę i budowanie zdań to starłam się pisać je jak najprzejrzyściej, ale nie zawsze dawałam radę xd 
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE WEJŚCIA I KOMENTARZE!
Jestem naprawdę szczęśliwa, że ktoś czyta moje wypociny.
I nawet nie wiecie jak mi się mordka cieszy jak widzę nowy komentarz!:D
Mam nadzieję, że nie wywalą me z TT za mój ciągły spam opem xd hehe serio chyba napisałam z 50 wiadomości o nim, ale widziałam też ludzi- czytelników , którzy go reklamowali i Z CAŁEGO SERCA IM DZIĘKUJĘ!
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM I KOMENTUJĄCYM!
Serio chyba was kocham xd
Jeśli chcecie być informowani, dołączajcie do obserwatorów lub piszcie swoje nicki na TT, powiadomię na pewno! :)
Jeszcze raz nakłaniam do obejrzenia zapowiedzi filmowej
Czekam teraz na komentarze :D Piszcie gdy coś wam się nie podoba, przeszkadza lub macie pytania :D