wtorek, 18 września 2012

Rozdział 7





Basen- czyli jak odpoczywać i wplatać się w kłopoty




      Gdyby położyć ciężarki tylko po jednej stronie wagi, ta nie zachowałaby równości i przechyliła się jedną częścią. Wtedy od razu byłoby wiadomo, która strona jest cięższa. Natomiast, kiedy nałożymy po równo z każdej strony nie można określić, która część jest cięższa. Każda sztanga ‘ma rację’, co do swojej masy, nie ma wątpliwości i wie, na czym stoi. W ten sposób żadna się nie przechyli. I żeby stwierdzić, która z nich ma większą masę potrzebujemy złotego środka.
      Takiego specjalnego wyjścia z sytuacji również szukała siódemka sąsiadów.
      Gdy blondyn z całą zapisaną mu w genach gracją zbił wazę, w pierwszych chwilach w domu jak nigdy nastała cisza. To było dużo gorsze od kłótni czy małej demonstracji siłowej. To było jak upadanie w nicość. Totalnie nieznajomą, dziwną i niecodzienną.
       Miodowo-włosa, odprowadzona przez przyjaciółkę, usiadła na krześle przy stole i usiadła na nim tak prosto, jakby miała tyczkę na plecach, wlepiając wzrok w jeden punkt (tak to ten atak). Chłopcy uznali, że teraz wszyscy są kwita, więc zapomną o demolce a one o wazie. Nie było to takie proste, bo naczynie, które zbito było bezcenną pamiątką po prababci Margaret. Jednak po kilku minutach zaciętej wymiany zdań, Shalie (jej przyjaciółka była w tamtej chwili w innym, lepszym świcie) przystała na propozycję sąsiadów. Na koniec wszyscy obiecali sobie, że w ramach bezpieczeństwa nie będą się do siebie zbliżać, ani ze sobą rozmawiać.
       Jednak już w pierwszym dniu tej umowy, wydało się, że nie każdy ją rozumie. Niall ukradł dziewczynom z parapetu zapomniane przez nie ciasto. Nie obyło się bez serdecznych życzeń szybkiej i niespodziewanej śmierci.
       Drugi dzień, urocze sąsiadeczki, poświęciły główkowaniu na temat tego- jak wyjaśnią rodzicom nagły brak naczynia. W rezultacie postanowiły, że zwalą na psa.
        I tak oto mijał trzeci dzień udawania, że dom obok nie istnieje a poruszający się w nim sąsiedzi to tylko wymysły niesfornej wyobraźni. Szczerze powiedziawszy nie szło to źle, nikt specjalnie nawzajem o swoją sympatię nie zabiegał. Wszyscy prowadzili normalne życie (oczywiście, jeśli normalnym można określić zabawy w całodzienne szukanie tornada pod stołem).


        Dwie przyjaciółki szybko przemierzały ulice Buar Len, całe obładowane torbami z zakupami. Ciemnowłosa miała na sobie fioletowe, połyskujące szorty oraz białą bokserkę. Strój jej dopełniały czarne koturny, srebrny, długi wisior z sercem oraz nieśmiertelne, rainbany na nosie. Jej koleżanka postanowiła włożyć krótkie, jeansowe spodenki, czarne rajstopy z nadrukowanymi, maleńkimi kokardkami oraz szary T-shirt z niezobowiązującym napisem „I hate you”. Trzeba było przyznać, że chłopak, który nie doczytał napisu z bluzki, odkręcał głowę za przyjaciółkami. Dziewczyny, nie zauważyły tego jednak, gdyż powalone, zmęczeniem wodziły głową po ziemi. Takie przymierzanie, chodzenie i kupowanie to zdecydowanie ciężkie czynności a już szczególnie dla osób, które mają energię godną leniwca. Przyjaciółki zgodnie skręciły do jakiegoś baru kanapkowego i po złożeniu zamówienia zajęły miejsca
     - Jak mogłaś nie zwrócić uwagi na tego sprzedawcę! Przecież stał centralnie przed tobą.- Ciemnowłosa, bawiąc się rurką od swojego picia, ekscytowała się prawdopodobnie wszystkim, co dziś zobaczyła. Oddalenie od chłopaków, zdecydowanie poprawiło jej nastrój.
     - On miał z czterdzieści lat - mruknęła Mag, która przez ostatnie dni ulegała przemianie się z szalonej w wiecznie złą. Miało to różne przyczyny i chyba nawet nie wszystkie miały sens.
     - Wiek to tylko cyfra, potem i tak będziemy starzy.- Shaile robiąca za całkowite przeciwieństwo przyjaciółki, ciągłe patrzyła na wejście. Musiała być przygotowana na odwiedziny jej księcia z bajki o każdej porze i w każdym miejscu. Prosiła tylko Boga w myślach, by swojego konia zostawił przed wejściem. Po paru chwilach była bliska rozpaczy, bo wyśniony chłopak nie nadchodził ( nie ma to jak tragizm sytuacji).
     - Mam wrażenie, że jeśli spojrzę pod stół to oni tam będą - wyznała spięta miodowo-włosa, podnosząc obrus. Z ulgą na twarzy stwierdziła, że nic niepokojącego tam się nie znajduje. Jej przyjaciółka zmarszczyła brwi i rozejrzała się gorączkowo dookoła.
     - Chodzi Ci o kosmitów?- spytała niepewnie. Pomimo tego, że dziewczyna wzbraniała się przed paranoją przyjaciółki -ta zaczynała się jej udzielać.
     - Nie! O tych całych lalusiów, kosmici nie zmieściliby swojego latającego spodka pod stołem.- Margaret machała rękami w taki sposób, iż można było pomyśleć, że odgania natrętną muchę. Ostatnimi czasy, często zdarzało jej się mieć wrażenie, że uroczy sąsiedzi są gdzieś w pobliżu i tylko czekają na moment, w którym wyskoczyć i zepsuć jej życie. Już nawet nie wspominając o sytuacji, gdy szukała ich w lodówce. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, przez co naprawdę robiła dobre wrażenie tego, że myśli.
     - Chodzi Ci o naszych utalentowanych, przystojnych i słodkich chłopców z One Direction?- Ciemnowłosa dobrze wiedziała, co może zirytować przyjaciółkę. Zeszłego wieczoru przez dwie godziny czytała jej na głos informacje na temat zespołu i zanim jej pogratulowała to szczerze śmiała się z faktu, że miodowo-włosa zepsuła sprzęt grający piosenkarzom. Teraz, gdy obie posiadały niezbędną wiedzę, mogły użyć jej przeciwko sąsiadom. To było jak przygotowywanie się prawnika przed rozprawą, tylko, że w trochę innej odsłonie.
     - Nie wierzę, że was widzę! To naprawdę wy?- Głowy przyjaciółek machinalnie powędrowały w stronę dobiegającego ich głosu. Mogły spodziewać się, że zobaczą każdego innego, ale ją? Rebecca Herson, dziewczyna, która uczęszczała z nimi do podstawówki. Ostatni raz widziały ją na zakończeniu szóstej klasy, potem jakby rozpłynęła się w powietrzu. Relacje, jakie miały kiedyś ze sobą, nie były określane w stopniu wielkiej przyjaźni, lubiły się tylko i świetnie dogadywały. Kiedy, było trzeba razem szykowały jakieś przekręty. Shalie i Margaret popadły w głębokie zaskoczenie na jej widok, ponieważ kiedy ostatni raz ją widziały, była rudą, zakompleksioną dziewczynką z aparatem ortodontycznym. A teraz za to miały przed sobą, marzenie każdego nastolatka. Długie, czarne, kręcone włosy, opadające luźno na ramiona, opalone nogi i talia osy. Nie wspominając już nawet o idealnie dobranych ubraniach.
     - Jak widać.- Pierwsza z osłupienia wyrwała się jasnowłosa, wstała i wszystkie dziewczyny, po chwili przytuliły się mocno na powitanie.- Gdzie ty się podziewałaś?- zapytała, kiedy emocje trochę opadły.
     - Tu i tam - rzekła marzycielsko i zajęła miejsce obok ciemnowłosej.- Rodzice postanowili, że zamieszkamy w Anglii, tam kontynuowałam naukę.- Ciągnęła dalej, w miedzy czasie, wyciągając ze skórzanej torebki telefon.- Wy nadal mieszkacie w Telford?- zainteresowała się i posłała im szeroki uśmiech.
     - Ja tak, Maggie też wyprowadziła się po zakończeniu podstawówki - wytłumaczyła Shalie, nie mogąc oderwać wzroku od Rebbeki. Nastolatka była naprawdę piękna, na twarzy nie posiadała nawet jednego defektu. Faktem było, że powoli zaczynała jej tego zazdrościć.- Widzę, że już nie masz odrutowania.- Zażartowała spoglądając na jej idealnie proste zęby. W podstawówce po mimo tego, że posiadała aparat każdy rósł jej w inną stronę.
     - Na szczęście - westchnęła przeciągle i zmierzyła przyjaciółki badawczym wzrokiem.- Jejku, ale wy jesteście ładne - pochwaliła, czym zapewne spowodowała podniesienie ich samooceny o jakieś 50%.
     - Dzięki, ale jak patrzę na Ciebie to pytam się gdzie jest tamta rudita z podstawówki.- Tym razem komplementowała miodowo-włosa, wyraźnie odzyskując dobry humor. Dobrze czasem, zobaczyć kogoś, kto przypomina jak fajne było dzieciństwo. Pierwsze, co zawsze nasuwało się na myśl Mag, gdy wspominała była jej piwnica ze starego domu. To pomieszczenie widziało wiele, ale zdecydowanie wyjątkowym wydarzeniem był eksperyment z wrzuceniem dezodorantu do ognia. I ona i piwnica nigdy nie zapomną huku, który wtedy powstał.
    - Musiałam się kiedyś ogarnąć, te włosy mnie dobijały - wyznała Rebbeka, patrząc na swoje ciemne, kręcone kosmyki. Shalie, pomyślała, że oddałaby wszystko za nazwę farby, którą używa. Jak można było tak idealnie pokryć włosy rude włosy?
    - Mi tam się podobały, miały niepowtarzalny marchewkowy odcień.- Miodowo-włosa dostała, w ramach żartu kuksańca od czarnowłosej.- A w sumie, co tu robisz?- zapytała, po przeżuciu kęsa kanapki z kurczakiem.
    - Dorabiam, jako kelnerka w kawiarence na basenie.- Dziewczyna, uśmiechnęła się szczerze i po tej minie od razu można było stwierdzić, że lubi swoją pracę. Raczej mało ludzi na świecie tak uważa. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wyciągnęła z torebki dwa kartoniki. - W sumie to mam na dziś dwie wejściówki, może chcecie? Jak i tak nie lubię pływać- Przyjaciółki zaczęły się wymigiwać, obie kiedyś chodziły na basen i to wcale nie był dobry pomysł. Nie umiały pływać, więc radośnie kąpały się w brodziku dla maluchów. Oczywiście ratownicy usilnie próbowali ich stamtąd wygonić. Na marne, one wiedziały lepiej gdzie chcą przebywać oraz jak dbać o swoje zdrowie i życie. Były mocno oburzone, gdy zostały wyproszone z pływalni przez dyrektora.
    - Jest tam sauna i jacuzzi - namawiała czarnowłosa, widząc wahanie dziewczyn.- Jak i tak za chwilę muszę iść do pracy, mogłybyśmy dokończyć rozmowę - dorzuciła, zaszczycają je śnieżnobiałym uśmiechem.
Ten argument zdecydowanie przemówił im do rozumu przyjęły zaproszenie i po odbyciu jeszcze kilkuminutowej pogawędki, umówiły się na 16.00 w pływalni. W wyjątkowo dobrych humorach dotarły do domu. Dzień stał się lepszy, gdy zauważyły, że ich sąsiedzi wspaniałomyślnie wybyli ze swojego tymczasowego zoo. Wszystko szło w dobrym kierunku. Jedynym problem, jaki teraz został to wybranie stroju kąpielowego i choć może dla zwykłych śmiertelników to coś prostego- to dla jasnowłosej jest to prawdziwe wyzwanie. Trzeba wziąć pod uwagę wiele aspektów, no, ale najpierw trzeba ten strój oczywiście znaleźć. Dziewczyna należała do lekkich bałaganiar, ale walczyła z tym najgorliwiej jak umiała. Zniecierpliwiona Shalie stukała palcem o biurko, nie służąc przyjaciółce pomocą.
 Poszukiwania trwały ponad godzinę i czas do wyjścia skurczył się znacznie. W pokoju, magicznym sposobem zdążył się nawet uczynić, niewielki bałagan. Ciemnowłosa wyłącznie z nudów postanowiła odstawić wszystko na swoje miejsce. Margaret wydała triumfalny okrzyk, gdy wygrzebała z dna szafy czarny dwu- częściowy materiał. Potem nastąpił etap pakowania i o 15.45 śmiało można było powiedzieć, że współlokatorki były gotowe do wyjścia. Jednak żeby zdążyć na czas musiały puścić się biegiem po ich małym miasteczku, wywołując narastające zdziwienie przechodniów. Wbrew pozorom w Ameryce, mało osób uprawia jakieś sporty, młodzież preferuje bardziej poznawanie się za pomocą Internetu niż wychodzenie na miasto. To smutne, bo Thousand Oaks jest bardzo pięknie i pełno w nim rozrywek.
Zdyszane dziewczyny wpadły do budynku, z marszu wyłapując swoją koleżankę. Ta powitała ich uśmiechem i gestem ręki zaprosiła do wnętrza prowizorycznej kawiarenki. Było to przytulne miejsce a barman, który stał za ladą wyglądał jak Brad Pit w czasach swojej świetności. Teraz mogły się domyślać, dlaczego Rebecca sprawiała wrażenie lubiącej swoją pracę, samo patrzenie na tego faceta było jak ugryzienie kawałka nieba. Rozmarzone podeszły do czarnowłosej dziewczyny.
     - I jak wam się podoba?- spytała, z rosnącym podekscytowaniem. Przyjaciółki w pierwszym momencie nie zrozumiały, o co jej chodzi, bo jeśli pytała o to ciacho robiące drinki to były trzy razy na tak. Dopiero po chwili uświadomiły sobie, że dziewczyna chce poznać ich opinię o lokalu.
     - Jest świetny!- stwierdziła zgodnie z prawdą Mag, lustrując czerwone ściany i złote dodatki kawiarenki. Choć była mała to miała swój niepowtarzalny klimat. Shalie potwierdziła słowa przyjaciółki, również była pod wrażeniem. Od razu odtworzyła sobie w myślach buddyjską świątynię, w której miała okazję być. Westchnęła głęboko i w akompaniamencie śmiechu dziewczyn zrobiła zdjęcie pomieszczeniu (zupełnie przypadkiem uwieczniając na nim chłopaka zza baru). Pouczone przez czarnowłosą skierowały się do przebieralni, umieszczonej na końcu długiego korytarza. Oczywiście nie były by sobą gdyby przez przypadek nie wlazły do jakiegoś kantorka, ale dumne jak pawie w końcu znalazły prawidłowe wrota. Ubrały stroje i po wykonaniu koniecznego prysznica, dotarły do dość dużej pływalni. Znajdował się w niej duży basen olimpijski, dwa średnie i trzy brodziki dla dzieci oraz ustawione po brzegach jacuzzi. Uśmiechnęły się cwaniacko i poszły w kierunku regału ze wszystkimi sprzętami pływackimi. Oczywiście nie miały na myśli wzięcia płetw czy jakiegoś stroju do nurkowania, współlokatorki, aby dbać o swoje zdrowie oraz życie zdecydowały się na rękawki i koła ratunkowe. Kompletnie ignorując zdziwione spojrzenia innych klientów basenu, wkładały na siebie zapewne wszystkie dostępne urządzenia, które mogłyby ocalić je w czasie niebezpieczeństwa. Odziane w koła z misiami i rękawki z jakimiś księżniczkami, niepewnie weszły do jacuzzi. W sumie te wszystkie sprzęty nie były im kompletnie potrzebne, bo bąbelkująca woda zapewne miała tylko jakieś pół metra, ale jak to mówi mama Shalie: od ostrożności jeszcze nikt nie umarł (chwała Bogu, że nie zauważyły pontonu).
     - Teraz nic nam się nie stanie - oświadczyła ciemnowłosa, układając się wygodniej we wnętrzu brodzika.
     - Ej mam na sobie tyle tej gumy, że nie mogę się zanurzyć.- Margaret, siłując się próbowała wejść głębiej do wody- na marne. Z naturą jeszcze nikt nie wygrał. Jednak na myśl dziewczynie, nie przyszło, żeby zdjąć jakiś sprzęt z siebie, gdyby zaczęła się topić zrobiłaby sobie wstyd nie tylko przy innych ludziach, ale też przy ratownikach a tego nie chciała dopisywać do swojego dzisiejszego w miarę udanego dnia.
     - Wolisz wyjść stąd w plastikowym worku?- Shalie, która jak zwykle ‘trochę’ przesadzała zaczęła z zaciekawieniem rozglądać się po sali. Dzieci z sąsiedniego brodzika pokazywały na nią palcem i coś mówiły sobie na ucho, zmarszczyła brwi i udała, że ich nie widzi. Skontrolowała swój niebieski jednoczęściowy strój, ale nie widniało na nim nic niepokojącego. Być może dwójka pomyliła ją z jakąś gwiazdą, to często się zdarza (szkoda, że tylko w jej głowie). Dowartościowana zaczęła bawić się swoją kaczuszką- Anastazją, od dziecka nazywała tak wszystkie swoje gumowe zabawki, więc i ta nie mogła być wyjątkiem. Miodowo-włosa zaczęła chlupać na przyjaciółkę wodą i oczywiście ta niewinna czynność po paru sekundach skończyła się prawdziwym tsunami. Tylko śmiech dzieci obok uchronił dziewczyny przed prawdziwą wojną. Gdy Shalie była zajęta pokazywaniem języka dwójce obok, jej przyjaciółka kopnęła ją lekko w kostkę.
     - Ciacho na dwunastej - powiadomiła cicho. Obie jak na komendę przybrały, pozy, które w ich mniemaniu miały być seksowne.
     - Której dwunastej? - dopytywała szeptem ciemnowłosa, rozglądając się dookoła siebie.
     - A ile masz dwunastych? Oczywiście, że po lewej.- Margaret niemal z wyrzutem wskazała głową w odpowiednim kierunku. Zawsze uważała, że nadaje się na detektywa, w młodości wprost marzyłaby pracować z Monkiem. To by dopiero była przygoda, codzienne zlecenia, tuziny kubków po kawie, no i oczywiście możliwość poznania pedanta.
     - Tam stoi za dużo ludzi, nic nie widać - zajęczała ciemnowłosa, patrząc na sporą grupę dziewczyn w wejściu na pływalnię.
     - Przecież tam nikogo...- Jasnowłosa ze zdziwieniem spojrzała na osoby, zasłaniające jej potencjalnego kandydata na męża. Nie miały, kiedy przyjść, tylko akurat w takim momencie, poirytowana zaczęła łapać wszystkie bąbelki w dłonie. Skóra na jej palcach powoli zaczynała się marszczyć, co wskazywało na to, że czas jej pobytu w jacuzzi powinien dobiec końca. Niewzruszona kontynuowała zabawę.
     - No Jimmy protested!-  W sali zapanował dziwny harmider, zdezorientowani ludzie zaczęli rozglądać się po sobie. Przyczyną hałasu okazała się być grupa spod wejścia, która wychodząc na wolną przestrzeń na środku zaczęła przybierać jakieś dziwne pozy. Przyjaciółki z rosnącym zainteresowaniem obserwowały jej poczynania. – Vas Happenin’!- Dziewczyny zgodnie, co chwilę wykrzykiwały jakieś bezsensowne powiedzonka i wykonywały przy tym skomplikowane figury. Trzeba było przyznać, że tak dopracowanego układu nie było w samym „You can dance” Po chwili z głośników wydobyły się pierwsze takty piosenki. Mag i Shalie nie mogły sobie przypomnieć skąd ją znają, ale były pewne, że obiła im się o uszy. Grupa zaczęła prawdziwe szaleństwo i choć może niektóre części układu były dość dziwne, (np. przypałowe rybki) to wszystkim ludziom zgromadzonym w sali podobało się. Kulminacyjny moment nadszedł, gdy dziewczyna w różowym kostiumie wykonała potrójne salto i spadła prosto w ramiona koleżanek. To było niesamowite!
     - We’re directioners!- Cała grupa ustawiła się na linii basenu. -Forever and always!- Po wykrzyczanych zdaniach, dziewczyny w tym samym czasie skoczyły do basenu. Nikt nie skąpił braw.
Klaskali nawet ratownicy, którzy w pierwszej chwili chcieli wyprosić ekipę z pływalni. Po chwili tancerki zaczęły się kolejno wynurzać, śmiejąc się i machając wszystkim. Przyjaciółki przebywające w jacuzzi były zauroczone tym, co zobaczyły, biły brawo tak mocno, że ich dłonie stawały się powoli bardzo podobne do dojrzałych pomidorów.
     - Pozdrawiamy One Direction oraz wszystkich ich fanów! Pamiętajcie jesteśmy rodziną!- Współlokatorki, śmiało mogły zacząć zbierać szczęki z podłogi. Cała ta wspaniała choreografia była dla ich...sąsiadów? No, ale dlaczego? Przecież to tylko jakiś marny zespolik, który zachowuje się (i wygląda) jakby wyleciał z ośrodka o zaostrzonym rygorze.

  Dziewczyny popatrzyły na siebie zrezygnowane. Mogły znieść wiele, ale ostatnio zbyt dużo w ich życiu znienawidzonej piątki. Byli jak okropny pieprzyk na brodzie, którego po mimo wielkich starań nie można się pozbyć. Bo wszystko, co zaszkodzi mu, będzie również niekorzystnie dla nich.
    - Może, po prostu zapomnimy o tym...Ja w sumie już nie pamiętam.- Shalie czuła się jakby ktoś ją zjadł i wypluł. Dosłownie uszła z niej wszelaka energia. Jednak wiedziała, że musi trzymać fason za nie obie.
    - Ja w sumie też.- Gdy grupa postanowiła śpiewać piosenki swych idoli, współlokatorki zgodnie postanowiły też ogłuchnąć. Z nudów popychały do siebie Anastazję, która o dziwo w obliczu tak wielkiej katastrofy- wyginała swój dziób w przyjaznym grymasie. Dzieci, obok, które były ‘lekko’ przerażone zachowaniem nastolatek opuściły swoje jaccuzi z krzykiem. Miejsce ich natychmiast zajęła jakaś pani w podeszłym wieku. Uśmiechała się przyjaźnie do wszystkich wokoło. Szczerze mówiąc Mag uwielbiała takich staruszków żadnego kłamstwa tylko 100% czystej dobroci.
Niczego nieświadoma kaczka poruszała się coraz szybciej po powierzchni wody, lecz za którymś okrążeniem nie wytrzymała jednak presji i przekręciła się zatapiając swój tułów wraz z głową. Przez pierwsze sekundy przyjaciółki wpatrywały się beznamiętnie w żółtą kropkę pozostała po niej. Cisza, która między nimi panowała zupełnie nie odzwierciedlała tego, co dzieje się w środku ich głowy. Coraz głośniejsze śpiewanie directionerek tylko pogarszało sytuacje.
     - Lubiłam ją  – wyznała Mag dźgając Anastazję palcem.
     - Schowała głowę jak struś w obliczu problemu - zauważyła z wyrzutem jej koleżanka i posyłała żutej gumie pogardliwe spojrzenie. Na dziewczyny w jednakowym czasie spadło pewnego rodzaju oświecenie. Popatrzyły na siebie i uśmiechnęły się nieprzewidywalne.

     - A gdyby tak sprawić, że ktoś ze wstydu będzie miał ochotę wsadzić głowę w piasek? 

Współlokatorki opuściły jacuzzi, wcześniej jednak pozbywając się całego sprzętu, który mógł uratować ich życie w razie takiej konieczności. Szybkim krokiem skierowały się do stolika, przy którym siedziała grupa. Obie widziały, że tak bliskie przebywanie w ich otoczeniu może doprowadzić do jakiegoś poważnego uszczerbku na zdrowiu lub przynajmniej ogłuchnięcia. Tak, więc przystanęły na chwilę i ustaliły, co mają powiedzieć. Oczywiście, Shalie nie odmówiła sobie krótkiej pogawędki z przystojnym ratownikiem, lecz nawet on nie wiedział, w jakiej temperaturze najlepiej opalać nogi. Zniecierpliwiona miodowo-włosa pociągnęła przyjaciółkę do directionerek. Te ku radości wszystkich klientów basenu na ich widok przestały śpiewać i odwzajemniły uśmiech.
     - Świetny występ - pochwaliła zgodnie z prawdą ciemnowłosa, stwierdzając, że za chwile od tego ciągłego wyszczerza dostanie jakiegoś skurczu.
     - Dzięki. Jesteście directionerkami?- spytała radośnie jakaś drobna dziewczyna w krótko przyciętych włosach. Margaret z przerażeniem zauważyła, że cała grupa posiada jednakowe kapcie z wizerunkiem głupkowato szczerzących się członków 1D. Z obrzydzenia niemal zakręciło się jej w głowie, jej współlokatorka natomiast o mało nie parsknęła śmiechem na postawione pytanie.
     - Można tak powiedzieć, znaczy widziałyśmy się z nimi raz czy dwa.- Dumna ze swojego obojętnego tonu głosu, lekko dźgnęła koleżankę w ramie. Grupa natomiast wpadła w szaleństwo, zaczęły krzyczeć i obściskiwać dziewczyny, które zostały usadzone przy stoliku i zmuszone do odpowiadania na pytania. Nastolatki odpowiadały na każde mając przy tym niezły ubaw.
     - Czy Liam naprawdę jest taki wysoki?- Ciemnowłosa przez chwilę zastanawiała się, który to z nich, lecz do odpowiedzi nie potrzebowała aż tak wyszukanych danych.
     - Liam?- Miodowo-włosa przejęła pałeczkę śmiejąc się kpiąco- Z metra cięty a w dodatku chyba ma na bakier z wodą, bo te wszy na jego głowie raczej nie wróżą niczego innego.- Grupa była naprawdę zaskoczona ta wypowiedzią, więc rozległy się wśród nich jęki niedowierzania a nawet sprzeciwu. Przyjaciółki przybrały miny, które miały wyrażać zawiedzenie oraz obrzydzenie w jednym i zapewniały fanki, co do swojego smutnego odkrycia.
     - Czy włosy Harrego naprawdę są takie boskie?- spytała z nadzieją jakaś dziewczyna w czarnym bikini i gumową bransoletką z nazwą swojej ulubionej grupy. Jasnowłosa pomyślała, że ludzie marnują sobie życie na czczenie tej bandy popaprańców.
     - Muszę was zawieść. Byłam świadkiem jak rano wkładał perukę, bo jego włosy nie nadają się do pokazania. Biedak wyniszczył sobie organizm przez hormony i teraz wypadają mu całymi garściami. – Shalie trochę przerażona swoją wyobraźnią uszczypnęła koleżankę pod stolikiem, ale ta posłała jej uspakajające spojrzenie i buziaka. Widocznie podobała jej się kreatywność ciemnowłosej.
     - Jakie hormony?
     - Cóż…Jego „przyjaciel” niestety nie posiada prawidłowych rozmiarów. Co ja tam będę was oszukiwać, fistaszek czuję się przy nim jak wielkolud.- Directionerki podniosły dłonie do ust próbując ukryć swój strach, ale po chwili zbiły się w ciaśniejszą grupkę by mogły usłyszeć dalszą część opowieści. Shalie zwilżyła usta językiem i kontynuowała próbując nie wybuchnąć śmiechem –Pewnego dnia chłopak tam się tym zdenerwował, że wziął całe opakowanie swojego leku naraz z nadzieją, że może coś się poprawi. Oczywiście skończyło się to chorobą, która źle wpłynęła na jego ciało.- Dramatyczny ton nastolatki miał oddać powagę sytuacji, ale jej koleżanka popsuła nastrój parskając śmiechem. Przez jedną długą chwilę mogłoby się wydawać, że dziewczyny zaczęły coś podejrzewać. Jednak bez większego zdziwienia przyjęły bajkę o ataku kaszlu. 
- A co wiecie o Niallu?- Pytanie padło z ust wysokiej rudej dziewczyny, która wyglądała jak trenerka fitness. Ciemnowłosa z podziwem w oczach mierzyła jej bicepsy. Gdyby sama takie posiadała, nie musiała by teraz brać udziału w tej paradzie oszczerstw, tylko sprałaby intruza tak żeby nigdy więcej nie wracał. Z żalem zmierzyła swoje kościste nogi i ramiona. Nie było nic fajnego w byciu drobnym. Jej jasnowłosa przyjaciółka również do atletycznych się nie wliczała. Shalie obiecała sobie, że kiedyś obie zapiszą się na siłownie. Będą budzić zazdrość u każdego napotkanego chłopaka. Ba! Nawet u członków MMA! Szkoda, że NARAZIE to tylko marzenia.
     - Dziwny z niego gość. Razem z Zaynem znikają gdzieś na całe noce. Reszta podejrzewa, że wplątali się w jakieś porachunki z ludźmi, którzy zajmują się produkcją masła czekoladowego.- Jedna, z dierectionerek postanowiła robić notatki ze spotkania. Oczywiście błędem byłoby nie wspomnieć, że niesamowicie pochlebiało to bajkopisarce. Od dziecka miała w sobie zapędy do przywództwa. Zawsze, kiedy pytano jej się, kim chce zostać w przyszłości odpowiadała, że „szefem”. Może stąd wzięło jej się zamiłowanie do Norrisa. Shalie za to zrezygnowana brakiem kreatywności współlokatorki schowała 
schowała twarz w dłoni. Zdumiewający był fakt, że dziewczyny zdawały się wierzyć we wszystko, co powiedziała dziewczyna.


Czyżby ich idole byli aż tak spaczeni? Czy często wplątują się w tak osobliwe przygody? A co jeśli, któryś z nich naprawdę należy do mafii prześladującej poczciwe spożywcze huty? To by był dobry tytuł na film „Kit, który stał się prawdą”. Rozbawiona brunetka rozmyślała właśnie nad obsadą tej produkcji, kiedy to Margaret wkroczyła z dalszą częścią swojego ekscytującego wystąpienia. – Może to dla was dziwaczne, ale oni mają obsesję na punkcie niego. Prawdopodobnie popadli w długi wykupując sobie dożywotni zapas ich przysmaku.- Wbrew pozorom słuchaczki nie były aż tak mocno zlęknione czy zdumione, wręcz przeciwnie uśmiechały się do siebie i chichotały. Potem wszczęły zaciętą rozmowę między sobą. Współlokatorki poczuły się jakby przybyły z innej planety, nie były w stanie zrozumieć, co jest słodkiego w tym, że ktoś okrada sklepy czy ma represje z ludźmi od nutelli. Ich nikczemny plan miał na celu zniechęcenie directionerek do tej bandy spod ciemnej gwiazdy, a one najwyraźniej teraz znalazły w swoich idolach „tę podniecającą cząstkę osobowości”. Poirytowana miodowo-włosa postanowiła wyciągnąć na światło dzienne ciężkie działa.
      - Nie mogłabym sobie wybaczyć gdybym nie wyjawiła wam prawdy o Louisie…eh. Nikt nie jest w stanie z nim już wytrzymać! Chłopcy też nie mogą przemówić mu do rozumu!- lamentowała rozpaczliwym głosem. Fanki poczęły klepać ją po plecach z ubolewaniem. Shalie, jako, że chciała wczuć się w szopkę, przyciągnęła do siebie ciało współlokatorki i powiedziała, żeby się kontynuowała. – On wmówił sobie, że jest królikiem! Skacze po całym domu, czasami nawet gada jakby właśnie wyleciał z nory. Psycholog mówi, że to minie, ale czasami jest to nie do zniesienia.
      - To, dlatego tak lubi marchewki - wywnioskowała jakaś właścicielka blond włosów, na co obie koleżanki energicznie przytaknęły głową. Przyjaciółki odpowiedziały jeszcze na parę pytań typu „ile mieli dziewczyn?, czy są w związku?, czy podacie im mojego Twittera?” i zebrały się z pływali po jakiejś godzinie. Niemniej jednak nie spodziewały się, że fanki będą aż tak wyrozumiałe dla swoich idoli. Intrygujące, jak bardzo lubiły kogoś, kogo tak naprawdę nie znały. Koleżanki lekko zdezorientowane całym zdarzeniem udały się na herbatę z Rebeccą. W miłej atmosferze wspominały dawne czasy i nawet nie obejrzały się a zegar wybijał bardzo późną godzinę. 
     - To był dziwny i miły dzień - posumowała Maggie, wsuwając klucz do zamka. Nagle jednak zaprzestała tej czynności powodując, że jej kompanka uniosła brwi do góry w geście zdumienia. Miodowo-włosa niepewnie nacisnęła klamkę i drzwi ustąpiły. Z przerażeniem zerknęła na ciemnowłosą
     - Shalie, proszę powiedz mi, że to tylko sen.- Jasnowłosa przecierała powieki jak w amoku.
     - Nie Mag, ja też to widzę.



HEJ!!!!!!!!!!!
PRZEPRASZAM, ZE TAK PÓŹNO ALE BLOGSPOT ODMAWIAŁ WSPÓŁPRACY XD W nagrode naspisałam wam 10 str worda (ale was pomęczę xd)
I co jak tam leci u was?
Za jakiekolwiek błędy przepraszam PROSZE O KOMENTARZE !
I witam nowych czytelników :P



sobota, 8 września 2012

Rozdział 6


Zbrodnia i kara- czyli jak kombinować i poznać kretynów



         Dziwnie jest być ograniczonym. Nie można robić tego, co się chce i wszystkie proste rzeczy nagle stają się niewykonalne. Tak jakby chciało się oddychać, ale nie miało się płuc.

 Podobnie czuły się dwie dziewczyny, które przywiązane były do krzesełek taśmą klejącą. Od jakiejś godziny toczyły zaciętą rozmowę z chłopcami, którym zdemolowały dom.
     - To przez was! Było się zachowywać to by żadnego problemu nie było!- krzyczała ciemnowłosa najbliżej stojącemu blondynowi. Jej poziom zdenerwowania powoli przeskakiwał na nowy tor, gdy nowi sąsiedzi zgodnie stwierdzili, że niczego złego się nie dopuścili i to dziewczyny powinny przeprosić ich zranione dusze.
     - I to był powód zabicia, Betsy?!- Chłopak w lokach zalany łzami, pomachał zwłokami swojej lali przed nosami przyjaciółek. To jak dotąd największa strata w jego życiu (nie licząc kanarka). Betsy była przy nim zawsze, nigdy nie narzekała, kiedy jej się wyżalał, ani nie śmiała się z niego, gdy opowiadał jej o swoich rozterkach miłosnych. Była jak przyjaciółka i najlepsza siostra w jednym- niezastąpiona. Louis podszedł do niego i przytulił, rzucając dziewczynom mrożące spojrzenie.
     - Jak mogłyście? Widzicie, co mu zrobiłyście? Będziecie smażyć się w piekle.- zapowiedział z poważną miną, choć w jego wykonaniu wyglądała ona dość komicznie.
     - Teraz, gdy przepowiedziałeś mój tak marny koniec, nie widzę już dalszego sensu mojego istnienia - wyznała ironicznie jasnowłosa dziewczyna, opierając głowę na dłoni. Już znudziło się jej to przetrzymywanie, chciało jej się jeść i pić a nadmiar złego taśma wpijała się jej w ciało.
     - Myślę, że trzeba wam wymierzyć, najgorszą karę, jaką zna męski wymiar sprawiedliwości!- zarządził Liam, uważnie kartkując książkę pt. ”Zwariowane życie Tomasza Oscypka”. Faktem było, że otworzył ją tylko po to by wyglądać poważniej, ale nikt nawet nie pisnął słowem o swoich domysłach. Niech chłopak myśli, że myśli.
     - Topienie w ketchupie?- spytał szatyn z błyskiem w oczach, na chwilę odlepiając się od loczka. Zayn również popatrzył na ciemnego blondyna z rosnącym zainteresowaniem
     - Nie… to znaczy… Wyrok zostanie ogłoszony po nardzie.- Zmieszał się i gestem ręki zawołał chłopaków do kuchni. Po chwili dziewczyny zostały same w salonie i popatrzyły na siebie posyłając sobie ironiczne spojrzenia.
     - To się porobiło - skomentowała ciemnowłosa wzdychając przeciągle.- Żałujesz?- spytała bacznie obserwując przyjaciółkę.
     - To był najlepszy przekręt, jaki zrobiłam w życiu. Musiałabym być dziwna, żeby teraz tego żałować - odpowiedziała miodowo-włosa uśmiechając się diabelsko. Shalie przyznała jej rację, bo choć uważała, że przesadziły, to zobaczenie min chłopaków było jak sprowadzenie sobie do domu, własnego wozu z lodami. Bezcenne.

   Narada prosto z kosmosu, wcale nie śpieszyła się z wyrokiem, więc przyjaciółki czekały z dwadzieścia minut aż chłopcy wrócą. Z nudów ciemnowłosa zaczęła pokazywać język martwej lali.  
Ku zdziwieniu wszystkich, jako pierwszy kuchnię opuścił Niall, reszta wyszła chwilę potem. Wszyscy patrzyli na dziewczyny jak na główną przyczynę powstania dziury ozonowej w stratosferze.
     - Mocą nadaną nam przez 'Klub pokrzywdzonych losem' wymierzamy wam karę…Eeee Zayn jak to szło?- Blondyn chyba chciał, aby wszystko miało uroczysty charakter. Szkoda tylko, że zaciął się w tak kluczowym momencie.
    - Kara przedstawia się następująco: Dziś o godzinie 22.42, u was w domu odbędzie się seans, na którym będzie puszczony horror. Jeśli wy krzykniecie pierwsze to płacicie za remont, natomiast, jeśli któryś z nas to sprawa będzie unieważniona. Rozumiecie?- Chłopcy, chyba naprawdę myśleli, że mają do czynienia z jakimiś laskami, które na straszniejszym momencie zaczną wariować i szukać schronienia. Margaret i Shalie zaczęły się tryumfalnie uśmiechać pod nosem, bo szczerze powiedziawszy to lepszego wyroku dostać nie mogły.
     - A co będziemy oglądać?- spytała ciemnowłosa, siląc się na smutną minę.
     - The ring…- odpowiedział tym razem Louis- w wersji japońskiej - dokończył a na twarze przyjaciółek wyszło autentyczne przerażenie.
Oglądanie czegokolwiek w wersji z Japończykami, równa się zawałem lub śmiercią natychmiastową. U nich nawet bajki dla dzieci są straszne. Dziewczynom od razu przypomniał się polecany przez wszystkich w klasie horror „Klątwa”. To był jedyny film, którego nie dokończyły, bo nie dały rady, do teraz mieszka w ich psychice i powraca w najgorszych momentach ich życia.
     - Co strach was obleciał?- zapytał, Liam, uważnie mierząc dwie przestępczynie wzrokiem. Jego uwadze nigdy jeszcze nic nie uszło i to było w nim przerażające. Prawdziwy facet lupa.
     - Chyba was - prychnęła ciemnowłosa, przerzucając wzrok na cierpiącego Harrego. Chłopak, nadal był w stanie rozsypki, patrzył na resztki dmuchanej lali z wyraźną tęsknotą w oczach i zapewne leżałby obok niej na ziemi gdyby nie fakt, że trzymał go szatyn. Reszta chłopców w przypływie nagłego intelektu zaczęła rozwiązywać swoje sąsiadki. Te jęczały głośno jak są okropni, pokazując w między czasie czerwone ślady od taśmy na rękach. Gdy wszystkie szczegóły wizyty już ustalono, cała siódemka stanęła przy wejściu i patrzyła na siebie krzywo
     - Do pierwszego krzyku - pożegnał się Niall, wypinając dumnie pierś. Reszta jego kolegów, próbowała zrobić miny rodem z Matriksa. Nie wiadomo, co było bardziej żałosne.
     - Zobaczymy - odpowiedziała Margaret i dziewczyny ruszyły w stronę furtki.
     - Może masz jeszcze jakieś cudowne pomysły?- spytała ironicznie Shalie, gdy dochodziły do domu.
     - Szczerze mówiąc to tak.



 




     - Znowu to samo! Ja mówię a ty sobie nic z tego nie robisz, patrz jak potem na tym wychodzimy.- Dwie postacie krzątające się po kuchni wyraźnie przeżywały jakiś konflikt. Jedna z nich z miną szaleńca przeszukiwała apteczkę a druga stała nad nią i lamentowała.
     - Wolisz płacić za ten remont?- spytała retorycznie miodowo-włosa, uważnie przeglądając leki. Miała już serdecznie dość biadolenia przyjaciółki.
     - Jasne, że nie, ale…- Fascynującą wypowiedź Shalie bezczelnie przerwano. Jeszcze chwila a wzięłaby widelce i zabawiła się w rozpruwacza wersalek.
     - No to siedź cicho.- Maggie mogłaby przysiąc, że niedawno widziała tu te leki. Ale zawsze wszystko ginie jak ma się takich rodziców jak ona.
W dzień jej komunii przed samą mszą wywiązały się w domu wielkie poszukiwania wianka, który był jednym z ważniejszych elementów stroju Dziecka Bożego. Okazało się, że przez przypadek mama miodowo-włosej wrzuciła go do kosza na pranie, do tej pory dziewczyna pamięta wzrok innych dzieci, gdy wpadła spóźniona na własną komunię.
     - Tu cię mam!- wykrzyknęła uradowana, gdy w dłoń wpadło jej pożądane opakowanie. Był to środek nasenny. Jasnowłosa jak zwykle emanując mądrością postanowiła, że w czasie filmu po prostu z przyjaciółką wypiją go, by ominąć, chociaż najstraszniejszą końcówkę (nie ma to jak fachowe rozwiązywanie problemów). W myślach wyobrażała sobie miny chłopaków, gdy zobaczą, że dziewczyny, które ich zdaniem powinny umrzeć ze strachu, po prostu śpią. 
To było jak zamknięte w kapsułce wybawienie.
    - A co jeśli to nam zaszkodzi?- dopytywała się przejęta ciemnowłosa, z wątpliwościami patrząc na pudełko. Nigdy nie lubiła leków, zawsze kojarzyły jej się one z robakami. Może to dziwne, ale po prostu nie mogła się pozbyć tego wrażenia.
    - Zapewniam, że nic nam nie będzie - powiedziała dobitnie Mag, chowając resztę opakowań z powrotem do wnętrza szafki.
    - Jak, któraś z nas będzie miała ochotę krzyknąć to po prostu ściskajmy się za dłonie - poradziła Shalie i spojrzała na zegarek. 22.39 Pozostała chwila, ostatnie poprawki ustalenie odpowiedniego planu oraz wskazówki i wreszcie dzwonek do drzwi. 

  Dziewczyny niechętnie wpuściły gości do środka, a ci czując się jak u babci na herbatce od razu pomaszerowali ku salonowi. Blondyn, który wchodził, jako ostatni targał ze sobą dwie, duże torby. Nie trzeba było być detektywem, by wiedzieć, że w środku nich znajduje się popcorn.
     - Buty - przypomniała właścicielka domu, srogim wzrokiem mierząc stopy chłopaków. Nie po to odkurzała dom, (co prawda tydzień temu pod przymusem mamy), żeby teraz oni nabrudzili.
     - Żółw - powiedział nagle Lou, który najwyraźniej pomyślał, że domowniczka chce zacząć grę w słówka. Dziewczyny spojrzały na niego, jakby patrzyły na ostatni egzemplarz słonia z czasów prehistorii.
     - To my tu ustalamy zasady - stwierdził chłopak z burzą loków na głowie, rozwalając się na kanapie przed telewizorem. Maggie ze zdenerwowania poczerwieniała na twarzy.
     - Jak ja wam pokażę swoje reguły, to wylecicie stąd szyb…- Przemowę dziewczyny przerwała jej przyjaciółka, która była przygotowana na to, że będzie dziś robiła w roli uspokajacza. 
Zastanawiała się tylko, kto będzie uspokajał ją.
     - Po prostu zdejmijcie te buty i róbmy, co mamy robić.- zaproponowała, próbując usunąć ze swojego głosu resztki jadu.
     - No dobra - zgodził się Niall, zdejmując swoje czerwone Vansy. Popsuł chyba tym plany swoim kolegom, bo patrzyli na niego, jakby coś im zrobił. Po chwili jednak również pozbyli się obuwia.
     - A i pamiętajcie my widzimy wszystko - zapowiedział mulat, uśmiechając się tajemniczo. Mag prychnęła na niego, niemal wybuchając śmiechem. Może rzeczywiście widzą, ale chyba tylko czubek własnego buta a kiedy dziewczyny już z nimi wygrają przyjdzie im oglądać właśnie tylko swoje obuwie. 
Odejdą ze splamioną dumą.
Miodowo-włosa bawiła się przez chwilę tymi myślami potem jednak włożyła płytę od Liama do odtwarzacza i skierowała się na kanapę by móc usiąść przy przyjaciółce.
     - Nie tak szybko, nie jesteśmy głupi. Myślisz, że damy wam szansę kontaktowania się? Siadasz tutaj.- Tym razem jasnowłosa zacisnęła tylko dłonie w pięści i posłusznie usiadła na podłodze razem z Louisem, Liamem oraz Zaynem. Jej przyjaciółka została sama na kanapie z panem loczkiem i blondynem, który swoją drogą zdążył pochłonąć paczkę popcornu. Zapowiadał się super film, nie ma, co. Któryś z gromadki nacisnął play i test/wyrok można było uważać za rozpoczęty.
 Początek filmu, był bardzo podobny do amerykańskiej wersji, jednak już tu pojawiły się mocniejsze efekty. Ciemnowłosa z całej siły trzymała się za dłonie, w myślach wyklinając siebie za zapomnienie koca. Teraz nie był czas na wstawanie, ani na pokazywanie słabości, pocieszeniem był fakt, że jej koledzy z sofy też nie mieli radosnych min. Grupka z podłogi, z zaciekawieniem spoglądała na ekran, akcja właśnie się rozkręcała i robiło się coraz bardziej tajemniczo. W paru momentach, kilkoro z nich wstrzymało powietrze, aby nie krzyknąć i to wcale nie były dziewczyny (niech żyje feminizm).Prawdziwe chwile grozy nadeszły jednak dziesięć minut później, gdy główna bohaterka postanowiła radośnie wlecieć do studni. Samo wpadnięcie nie było by nawet takie straszne, ale na dole nie czekała na nią Samara (dla niewiedzących: tak Samara to ta słynna dziewczynka z The ringu).
     - Nie idź dalej - poprosił Niall, z całej siły ściskając poduszkę. Ciemnowłosa czuła, jak mimowolnie wpija się w kanapę. Harry zamykał oczy, bo nie mógł dłużej patrzeć na ekran.
     - Przecież ona Cię zabije!- Ekscytował się Louis, niemal podskakując w miejscu. Margaret tak mocno ściskała dłonie, że zostawiła na nich, półkoliste ślady paznokci. Natomiast Zayn i Liam mocno się do siebie przytulili. Nikt do końca nie wiedział, czy łamią zasady, więc nie zwrócono im uwagi.
     - Goni ją już?- spytał chłopak w lokach, lekko odsłaniając powieki.
     - Co to było?- Tym razem pytanie zadała Shalie, która dałaby sobie głowę uciąć, że przed chwilą po domu coś przebiegło. Blondyn obok niej, z każdą sekundą w jakiś niewyjaśniany sposób znajdował się bliżej.
     - Matko wszystkich foteli! To ona!- wydarł się mulat, kiedy dziewczynka z ekranu opuściła swoje ukrycie. Głowna bohaterka natychmiast zaczęła uciekać, wywołując tym u swoich oglądaczy podwojenie adrenaliny we krwi. W domu rozpoczął się prawdziwy western.
 - Uciekaj!
 - Szybciej!
 - Za chwilę złapie ją za nogę!
 - Co się teraz dzieje?
 - Czy ona jest głupia, po co się patrzy na dół?
 - Kto mnie szczypie w tyłek?
 - Za chwile ją wciągnie!
 - Gdzie jest ten koc?
 - Czy tylko mi, na ekranie miga żółta kropka?!
 - Kto wrzucił ten papier do popcornu? Chcieliście mnie zabić?
 - Boże, jakie to obrzydliwe!
 - Uważam, że te włosy są nawet gorsze od kłaków Lou.
 - Lepiej popatrz jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta.
 - Mówisz o swoim ideale? Nie sądziłam, że podobają się Ci się kobiety, które nie mają skóry. Zaskakujesz mnie z każdym dniem coraz bardziej.
 - Co się tam stało? Dlaczego jest cicho?
 - Szybciej, mówię!
 - Złapała ją!!!
 - Wyrwij się, idiotko!
 - Wchodzę tam!- Cała gromada, zwróciła swe oczy w stronę, Liama, który brał rozpęd i chyba chciał wskoczyć do telewizora. W głowach dziewczyn, zaczęły rodzić się podejrzenia, co do jego zdrowia psychicznego. 
To smutne, że tak mało było wśród nich normalnych ludzi. Ciemny blondyn wyraźnie się zmieszał i z miną godną czterolatka po przejściach, usiadł z powrotem na podłodze. Chwilę jeszcze wszyscy go obserwowali a potem powrócili do oglądania filmu. Głowna bohaterka najwyraźniej wzięła sobie do serca rady swoich oglądaczy, bo wyszła ze studni i nawet nie zwalniając biegła dalej.
     - Ktoś chce może coś do picia?- spytała nagle Shalie, czując, że nie wytrzyma napięcia, jeśli jeszcze chwilę dłużej będzie to oglądała. Sześć twarzy zwróciło się w jej kierunku. Nie w sumie to pięć, bo Niall siedział z nosem w torbie popcornu i można było tylko usłyszeć jego, niewyraźną prośbę o cole.
     - Ja chcę mrożoną herbatę, tylko proszę bez arszeniku.- Louis, który najwyraźniej nie ufał dziewczynom, chciał zachować wszystkie stopnie bezpieczeństwa.
      - Coś ty, tobie od razu wsypię cyjanek - odpowiedziała sarkastycznie ciemnowłosa. Szatyn pokazał jej język i wrócił do oglądania. Reszta chłopców, również poprosiła o ten sam napój, co szatyn. Wychodząc z pomieszczenia dziewczyna dojrzała tylko porozumiewawcze spojrzenie przyjaciółki. Przedstawienie czas zacząć. Shalie machinalnie zmierzyła do szafki ze szklankami. Wspięła się na palce i z przerażeniem w oczach dostrzegła, że wszystkie są jednakowe. Rozpaczliwie zaczęła otwierać inne szafki, ale najwyraźniej ktoś tam z góry chciał, żeby jej życie było trudniejsze. Wyciągnęła, więc naczynia, które były dostępne i do dwóch z nich wsypała środki nasenne, następnie zalewając je colą. Z rosnącym zdenerwowaniem, wyciągnęła z lodówki mrożoną herbatę i z miną eksperta przelała ją czterech szklanek. Okręciła się wokół własnej osi dla rozluźnienia- i po chwili wypełniła ostatnie naczynie przeznaczone dla blondyna, brązowym, bąbelkującym płynem. Poukładała szklanki na tacy i wzrokowo spróbowała zapamiętać, gdzie stoi picie przeznaczone dla niej i Margaret. Wzięła głęboki oddech i powędrowała do salonu uważnie patrząc ta tace by przypadkiem niczego nie zapomnieć. Nie przewidziała jednak, że zostanie ofiarą hien (czyt. chłopców), którzy biorąc napoje poprzestawiają wszystko sumie to, czego się można spodziewać po niewyżytych nastolatkach. W głowie ciemnowłosej zrodziły się obrazy ukazujące ich męczeńską śmierć. Zmierzyła ich spojrzeniem, które naturalnie było bardzo podobne do obrazów z jej głowy. Niall trzymał w ręku jakąś colę. Tylko którą? Jasnowłosa spojrzała przyjaciółkę znacząco a ta w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Gdyby blondyn wypił colę przeznaczoną dla dziewczyn i usnął, to prawdopodobnie nawet jego koledzy - którzy do najszybciej kontaktujących nie należeli- wyczuliby przekręt. Trzeba było, więc ratować sytuację (i godność też). Reszta chłopców, pijąc dalej wpatrywała się w ekran i najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy ze zdenerwowania dziewczyn.
     - Niall, musisz mi oddać swoje picie - powiedziała w końcu miodowo-włosa, podnosząc swoje ciało z ziemi. Blondyn zatrzymał dłoń, kiedy już miał wlewać płyn do gardła, po czym spojrzał na dziewczynę z irytacją.
     - Nie, ono jest moje - ogłosił i przytulił swoją szklankę w geście obrony. Jeśli już coś dostał to nigdy nie oddawał, a już szczególnie, gdy to było jadalne. To jakby poprosić wieloryba o zwrócenie ofiary, którą połknął.
     - Mylisz się, jest moje.- Maggie nie czekając, aż chłopak łaskawie odda pożądany przez nią przedmiot, stanęła nad nim i wyciągnęła dłoń. Chłopak popatrzył na kończynę jasnowłosej, po czym prychnął.
     - Ja nie żartuje, oddaj to.- Dziewczyny stawały się coraz bardziej zdenerwowane. Ciemnowłosa ze stresu zaczęła obgryzać paznokcie. Niall stanął przed sąsiadką i powoli zaczął się oddalać, przystawiając szklankę coraz bliżej do ust. Jeśli chciał tym sprowokować dziewczynę, to udało mu się. Rzuciła się ona na niego z takim zapałem, iż jej ciało w biegu było porównywalne do rozmazanego kleksa. Chłopak podnosił szklankę do góry, tak, aby, dziewczyna nie mogła jej dosięgnąć. Faktem było, że robił to tylko po to, by poprawić swoją samoocenę, każdy zawsze wytykał mu jego wzrost. W młodości dziewczyny nie chciały się z nim przez to umawiać. Uśmiech, więc gościł na jego twarzy, gdy oglądał zmagania jasnowłosej. Kiedy już mu się znudziło, wyrwał się i beztrosko puścił się po domu. Uczucie, które towarzyszyło goniącej go niewieście było podobne do tego, które na początku bajki „Auta” opisuje sam Zygzak McQuin (tylko z dodatkowym wnerwem na swoje życie). Zaczęła ona w myślach wyklinać ciemnowłosą, już sobie z nią pogada jak tylko dorwie tego niewyżytego balona. Dwójka wpadła do pokoju gościnnego, potem na korytarz i w końcu zatrzymała się w kuchni patrząc na siebie spod przymrużonych powiek.
     - Ciszej tam bądźcie kretyni, my tu próbujemy oglądać!- Dobiegł ich głos Lou, który nie przejmując się gonitwą, wlepiał swe gałki oczne w poczynania Samary. Chłopak z lokami na głowie i obwiniająca się o wszystko Shalie zostali razem na kanapie. Harry mierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, ale ( co dziwne) nic nie wyczytał z jej postawy. Zayn szeptał coś na ucho z Liamowi a ten rżał jakby, co najmniej zobaczył człowieka przebranego za sałatkę grecką z majonezem. Blondyn i miodowo-włosa nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów, by nie wypłoszyć drugiej osoby.
     - Dlaczego Ci tak, zależy na tej coli? Powiedz szczerze, jest w niej sok z gumijagód? – Chłopak uważnie mierzył Mag, szukając w jej zachowaniu jakiejś oznaki, pokazującej, że wie gdzie znajduje się wioska gumisi. Od początku ją o to podejrzewał, tą sytuacją tylko utwierdziła go w tym przekonaniu. Dziewczyna podniosła do góry jedną brew.
     - Jakich gumijagód? One nie istnieją. To wywar z galotów papy-smerfa - zapewniła puszczając oczko. To czy rzeczywiście wierzyła w istnienie miasta niebieskich stworzeń, prawdopodobnie nigdy nie będzie potwierdzone. Blondyn oburzył się, więc na powrót ruszył do biegu. Tym razem jednak wykręcając z kuchni na korytarz zaczepił biodrem o szafkę, z której zleciała jakaś ozdobna waza. Huk, który spowodowało zbicie, przywiodło do pomieszczenia resztę ludzi. Jasnowłosa w spowolnionym tempie zjechała wzrokiem na dół i patrzyła na szczątki chińskiej wazy, należącej do jej prababci.
     - Chyba będę miała atak - stwierdziła





Jest kolejny! I jak wam się podoba? Za wszystkie błędy przepraszam i witam nowych czytelników ^^
Moje opowiadanie zostało dodanie do spisu i teraz możecie znaleźć je tutaj http://czytaj-1d.blogspot.com/p/tematyczny-spis-opowiadan.html :D
I jak tam szkoła? Fajna co? (hahahahahahahahah)