sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 21 cz.I



Ostatnia misja- czyli co nagle to szybciej





         - Marzyłem o tym już, jako plemnik w jądrach mojego taty – wyznał, nie kto inny jak Zayn Malik z obłędem w oku, przyglądając się farbie do włosów. – No chodź tu Liam, to nie będzie bolało- zwrócił się ku swojemu kumplowi, przybierając ton głosu, którym zazwyczaj mówi pielęgniarka tuż przed zastrzykiem z rozmachu prosto w pośladek.
Mulat ubzdurał sobie, że muszą dokonać jakiejś metamorfozy w zespole przed wyjściem na czerwony dywan, więc zaczął od zmiany koloru włosów Payne’a. Jednak pierwszy klient jego „salonu fryzjerskiego” stanowczo odmówił użyczenia siebie, jako żywej masy doświadczalnej. Był głupkiem, ale nie idiotą.
         - To będzie lekkie odświeżenie koloru, nic wielkiego- zapewniał, w między czasie, czytając ulotkę załączona do opakowania.
         - Wychodzę, będę za dwie godziny!- ogłosił Styles nim wymaszerował rozpromieniony z domu Colenów, lekko trzaskając drzwiami.
         - Wracaj cymbale! Musimy się przygotowywać!- Tomlinson wbiegł do holu, próbując go zatrzymać, lecz na próżno – rozchichotana góra szczęścia oddelegowała się z tymczasowej bazy mieszkalnej. Szatyn wypuścił powietrze z narastającą irytacją i mocniej przysunął zimny okład do swojego tyłka odzianego tylko w kolorowe bokserki z motywem Hello Kitty (Horan, kupując mu je prawdopodobnie myślał, że będzie śmieszny). Cztery litery chłopaka nie zdążyły się jeszcze do końca zregenerować po niedawnym podpaleniu.
Nigdy więcej campingów – przeleciało przez jego myśli po raz kolejny tego poranka.
         - Więcej cukru!- mówił blondyn sam do siebie, wsypując w tym samym czasie kolejną łyżeczkę białych kryształków do kawy. Jego oczy błyszczały się jak u dziecka przed atakiem ADHD, co mogło oznaczać tylko jedno…
         - Horan odbiło Ci. Przed każdą galą, występem i wywiadem – ciągle to samo. Masz jakieś napady.
Tomlinson, który właśnie wkroczył do kuchni, zamachał wolną dłonią, aby podkreślić swoje narzekania pod adresem kumpla – Nie wiem czy robisz to z nadmiaru ekscytacji, ale kiedyś taka dawka węglowodanów cię zabije. I wcale nie żartuje.
         - Waaaal sięęęę- zaśpiewał Niall, pociągając niemały łyk ze szklanki.- Pychota- stwierdził, nawet się nie krzywiąc.
         - KAWA!- wydarła się Shalie, gdy tylko ujrzała blondyna trzymającego parujący napój.

Tak szybko rzuciła się w jego kierunku, że stojący jej na drodze Tomlinson w ostatniej chwili uchronił się przed upadkiem. Panna Swift wyrwała picie bogów z Horanowej dłoni i upiła go sporo. I zanim ktokolwiek zdążył ją ostrzec przed niezliczoną zawartością cukru w napoju, treść jej ust wylądowała na blondynie i częściowo na podłodze.
         - NIALL! To smakuje jak posłodzony miód. Lecz się – wyżyła się na i tak poszkodowanym młodzieńcu, a potem jak gdyby nigdy nic rozciągnęła wargi w szerokim uśmiechu.

         - Mówiłem ci Horan- przypomniał Louis, śmiejąc się ze swojego kolegi w głos. Zaraz jednak przestał, ponieważ do jego głowy wpadła pewna myśl. Dochodziła godzina jedenasta, a Shalie już była na nogach, uśmiechnięta, a w dodatku ubrana. Coś tu się nie zgadzało. Z zadumą mierzył ją wnikliwym spojrzeniem, ale potem zwalił to wszystko na barki dzisiejszej gali.

Na wspomnienie tego, co miało dziś się wydarzyć obleciał go strach, ale zaraz stłumił go w sobie, biorąc uspokajające oddechy.

Żeby się pocieszyć jeszcze bardziej przypomniał sobie telefon, który świtem odebrał od menagera zespołu. Oczywiście doszły go słuchy, a nawet jak to podkreślił rachunki dotyczące tego, co zaszło wcześniejszego dnia w centrum handlowym. Szatyn w życiu nie słyszał żeby Paul, był w tak tragicznym stanie emocjonalnym, nie wypowiedział ani jednego słowa bez podniesienia tonu głosu. Co naturalnie było niesamowicie zabawne. Menager praktycznie rzucił pracę, kiedy chłopak z którym rozmawiał śmiał się prosto w słuchawkę. Sprawę uratował Ben. Jako że on oraz jego żona szykowali się właśnie do pracy na pierwsza zmianę – usłyszeli rozmowę z pokoju, w którym spała cała siódemka. Tata Margaret wcisnął Paulowi jakąś bajeczkę, co oczywiście w połączeniu z jego naturalnym urokiem osobistym oraz odrobiną fangirlingu spowodowało, iż menager zaczął przepraszać szatyna za to, że tak gwałtownie zareagował oraz dodał, iż jest niezmiernie zadowolony z faktu, że rodzina Colenów przygarnęła ich, kiedy dom, w którym przebywali został zalany przez ZEPSUTĄ PRALKĘ. (pomijając, że miała na imię Zayn Malik) Prawdą było, iż sam Ben nie rozeznał się, co tak naprawdę tam zaszło - znał tylko historię wymyśloną przez swoją córkę.

Reasumując- kryzys został zażegnany. Na jakiś czas.

         - Shalie gdzie idziesz? – zainteresował się Payne, obserwując jak ciemnowłosa zakłada trampki na nogi.
Dziewczyna najwidoczniej zmieszała się jego pytaniem, ponieważ nieco spowolniła swoje ruchy. Szatyn, wyczuwając sensację udał się do holu.

         - Ja?- spytała głupio, wskazując na siebie.
Tomlinson zmrużył oczy, przeczuwając niepewność dziewczyny- niewątpliwie coś ukrywała. A on musiał się dowiedzieć, co to było.
         - Tak. Ja tu widzę jedną Shalie- orzekł ciemny blondyn, teatralnie rozglądając się – Jeśli ty widzisz tu drugą, to mam numer do świetnego psychologa. Zayn czasami chodzi do niego, mówi, że to miły pan- zachęcał chłopak.
Ciemnowłosa zrobiła poirytowaną minę.
         - Idę do sklepu, nie ma nic w lodowce- wyjaśniła niewiasta, triumfalnie mierząc chłopaków spojrzeniem.
         - Przecież lodówka jest pełna- zdziwił się Horan.
I jeśli stwierdził to największy żarłok w domu, to definitywnie coś tu nie pasowało. Shalie nerwowo spojrzała w kierunku kuchni, krzyżując swoje spojrzenia z blondynem.
         - Co tu się dzieje?- zapytała, schodząca ze schodów Margaret.
Wszyscy obrócili się w kierunku jej zmęczonego ciała. Dziewczyna przecierała oczy dłońmi, jakby odpędzając z nich ostatnie oznaki snu. Oczywiście jej włosy wyglądały jak po zetknięciu z piorunem, ale dla nikogo z zebranych nie było to szokiem.
Miała na sobie piżamy, które składały się z śnieżno białych spodenek i bluzki w tym samych kolorze z nadrukowanym, wielkim słoniem.
Tomlinson poświęcił stanowczo za dużo czasu na wpatrywanie się w tą małą postać, za co został nagrodzony wielkim uśmiechem od jego shippera - Liama.

         - Shalie coś kręci. Nie ufamy jej. Chyba należy do jakiegoś gangu- wyznał, pochłonięty sprawą mulat.
         - Taa, właśnie dostałam zlecenie na ciche usunięcie nie jakiego Zayna Malika z powierzchni ziemi. Wiecie – dlatego mi się tak śpieszy – objaśniła ciemnowłosa, patrząc na każdego z kolei wnikliwie.
Horan szybko podbiegł do mulata i mocno przytulił do własnego torsu, jakby próbując zapewnić, że z nim jest bezpieczny. Nie zapomniał nawet o przeciwsłonecznych okularach, by wyglądać bardziej groźnie.
         - Żądam prawdy Shalie Swift. Jeśli w coś się wplątałaś, to na tym etapie jeszcze możemy ci pomóc- potem będzie już za późno – przemówił uroczyście ciemny blondyn.
Nikt nie wiedział, w jakim stopniu żartuje.
         - Ok, więc prawda jest taka, że idę odwiedzić grób babci Maggie – wreszcie przemówiła dziewczyna, nie wiedząc do końca, jak to się stało, że właśnie jest przesłuchiwana przez własnych sąsiadów.
Miodowo-włosa zrobiła szerokie oczy.
         - Shalie, moje obie babcie żyją- wydukała z przerażeniem.

Niall i Zayn ze zdziwienia zaczęli ściskać się mocniej. Brunetka szeroko otworzyła usta, jakby dopiero coś sobie uświadamiając.
         - Powiedziałam babcia? Chodziło mi o jej koleżankę – próbowała ratować sytuację, nieświadomie mentalnie kurcząc się i cofając w tył.
         - A wiesz, że kłamstwa totalnie potrafią zniszczyć przyjaźń?- spytał Louis, razem z resztą, przybliżając się do dziewczyny.
         - To ja lecę dziubaski! – niemal wykrzyczała i z prędkością światła wybiegła za drzwi.

Ludzie zebrani w holu wyszli za nią, obserwując z progu jak szybko znika za rogiem.
         - Dziwne – podsumował sprawę ciemny blondyn.
Wszyscy zgodnie wzruszyli ramionami i rozeszli się po całym domu. Tomlinson wziął miodowo-włosą za ramię i popędził z nią na górę. Miał szczęście, że wczesna godzina sprawiła, iż dziewczyna średnio kontaktowała - w innym wypadku na pewno nie dałaby się tak ciągnąć.

Chłopak wparował do sypialni przyjaciółek i zamknął drzwi, gdy już oboje do niego weszli. Maggie posłała mu pytające spojrzenie.
         - Musimy iść śledzić Shalie – ogłosił poważnie, zbliżając się do szafy i wyciągając z niej jakieś ubrania dla swojej kompanki.
         - Chyba cię pogięło. Niby czemu mamy to robić?- oburzyła się niewiasta, również podchodząc do swojej odzieży i strzelając szatyna po łapach za dotykanie jej rzeczy.
         - Jestem prawie pewien, że poszła na randkę ze Stylesem.
Margaret z niedowierzaniem zaczęła spoglądać na rozmówcę. Co prawda sama miała takie domysły, ale w życiu nie uważała, że mogą okazać się prawdą. Niemożliwe żeby jej przyjaciółka poleciała na tego zbereźnika.  Już miała zacząć o to sprzeczkę, kiedy marchewkowy począł mówić dalej.

         - Harry dziwnie wesoły wyszedł z domu jakieś dziesięć minut przed nią. Czy to nie podejrzane?
Jasnowłosa posłała chłopakowi spojrzenie typu „nie widzę związku”, po czym wzięła w dłoń naręcze ubrań i skierowała się z nim w stronę łazienki. Tomlinson oczywiście poszedł za nią, a kiedy ona zniknęła za drzwiami, on stanął przed nimi i podjął kolejna próbę namowy co do swoich racji.
         - Shalie rano też była jakaś szczęśliwa. Uśmiechała się nawet do podłogi, co było przerażające. Poza tym niemożliwe żebyś nie zauważyła, że oni wszędzie chodzą razem. Jakby ktoś ich skleił – ostatnie zdanie wypowiedział w zadumie, jakby składając pewne fakty do kupy.

W połączeniu z tym co wiedział o dzisiejszej gali w jego głowie powstał pełen obraz.
         - A to skurczybyk- wyszeptał pod nosem z uśmiechem.
         - To na pewno Liam rzucił na nich jakieś swoje zaklęcie – mówiła dziewczyna przez drzwi.
Szatyn zaśmiał się, w głębi siebie uważając, że jego shipperska głowa byłaby w stanie wymyślić coś takiego. 
Nagle jego uwagę zabrał dźwięk z dołu, wyjrzał on przez barierkę od schodów i ujrzał dwójkę rodziców Mag witających się z jego kumplami jak z dziećmi odnalezionymi po latach. Z jednej strony to dziwne jak bardzo ich córka różniła się od nich.
         - Mag musimy ich wyśledzić i przyłapać na gorącym uczynku – rzekł, w tym samym czasie odwracając się i niemal wpadając na dziewczynę, która już stała za nim.  Para spoglądała przez chwilę na siebie. Dużo rzeczy ich różniło, ale jedna cecha charakteru sprawiała, iż byli do siebie podobni – chęć postawienia na swoim i upartość w dążeniu do tego.
Nadszedł czas, by skończyć domysły i przypuszczenia.
 W jednej chwili żądza poznania prawdy wzięła nad nimi górę. Z powrotem skierowali się do sypialni, by ustalić plan.
         - Nie możemy wyjść frontowymi drzwiami, bo twoi rodzice już przyjechali i nie przestaliby zadawać pytań. A pomimo to dostaliby zapaści na wieść o tym, że jeszcze nie zaczęliśmy się szykować – szybko zestawił dane Louis.
Mag przyznała mu rację – jej rodziciele dostali hopla na punkcie gali. Tomlinson niespodziewanie zerwał się w stronę okna i wyjrzał przez nie w dół. Sypialnia mieściła się nad wejściem frontowym, który osłaniał daszek – co było dla nich niesamowicie korzystne.
         - Wychodzimy przez okno- zarządził szatyn z diabelskim półuśmieszkiem na ustach.
         - Zabijemy się – stwierdziła z przekonaniem dziewczyna.
Marchewkowy jednak najwidoczniej nawet nie brał takiej możliwości pod uwagę, ponieważ zaczął gramolić się na drugą stronę. W kulminacyjnym momencie zawisł, trzymając się rękoma ramy okna, ale jak to już bywa – głupi ma zawsze szczęście. Przestrzeń pomiędzy daszkiem, a oknem okazała się być nie taka duża, więc pasiasty lekko zeskoczył na grunt, co prawda trochę pochyły, ale nie przeszkadzało mu to w tamtym momencie.

         - Teraz ty mała- Puścił oczko do niewiasty, która wyglądała na niego przez szybę.
         - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci nogi z dupy pow… O czekaj muszę coś wziąć- nie dokończyła swojej przepełnionej jadem pogróżki, ponieważ niespodziewanie zniknęła we wnętrzu. Louis uśmiechnął się pod nosem, uświadamiając sobie, że mógłby nazywać ją tak w nieskończoność, by tylko patrzeć na ten jej zbulwersowany wyraz twarzy. 
Po chwili przez swoją nieuwagę zarobił czymś w głowę, schylił się i okazało się, że dziewczyna zrzuciła mu z góry jego okulary przeciwsłoneczne. Na pewno chcąc, by ich oblicza nie były tak łatwo rozpoznawalne. Szybko wdział je na nos i popatrzył wzwyż, by zobaczyć swoją kompankę w takiej samej parze należącej przypuszczalnie do Liama.
Maggie nieco zlękniona zerkała w dół, ale przełożyła nogi i przekręciła się, by móc opaść na daszek tak samo jak poprzednik.
         - Ale mam widoki – pochwalił się chłopak, lustrując tyłek dziewczyny, który na jego szczęście znalazł się tuż przed jego nosem.
         - Zboczony frajer- wypowiedziała się miodowo-włosa oskarżycielsko. Miała się już puszczać, ale w ostatniej chwili chłopak ujął ją w tali i bezpiecznie odstawił na ziemię.
         - Ale za to jaki pomocny- nieskromnie stwierdził pasiasty. Dziewczyna wywróciła oczami i patrzyła jak jej partner od tajnej misji schodzi z daszku na trawę przed tarasem.  Dało się zauważyć, iż ta odległość była znacznie większa i w końcowym etapie, kiedy chłopak skakał, ledwo udało mu się nie upaść.
Panna Colen zaczynała się obawiać o swoje zdrowie oraz życie i  choć nie chciała tego przyznać oficjalnie to wiedziała, iż Tomlinson był znacznie dłuższy od niej i to zdecydowało o tym, że jest jeszcze w jednym kawałku.
         - Lou chyba nie dam rady- spanikowała, z trwogą, spozierając w dół.
         - Nie żartuj, przecież cię złapie – pocieszył ją chłopak.
         - Nie ufam ci – oznajmiła, popadając w większą paranoję.
Marchewkowy z pozornym żalem złapał się za serce, które sądząc po jego wyrazie twarzy zaczęło krwawić najczystszym smutkiem.
         - Więc odkryję prawdę sam.
Począł oddalać się w stronę drogi, w którą wcześniej skręciła Shalie.
         - Nie! Nie, zaczekaj!
Bingo! Wiedział, że to doda jej odwagi. Margaret usiadła i wysunęła się na samą krawędź. Lou zaś zatrzymał się w miejscu gdzie powinna spaść i wyciągnął ręce w górę. Jasnowłosa uczyniła znak krzyża po czym z zamkniętymi oczami zeskoczyła z daszku. Wszystko potoczyło się szybko – szatyn pochwycił ją w swoje ramiona, a potem pod wpływem szybkości z jaką opadła niewiasta, przewrócił ich obojga.
Prawdopodobnie tylko trawa wybawiła ich przed złamaniem kręgosłupów na pół.
         - AŁA!- jęknęli jakby wcześniej nie przewidywali, iż całość może się tak skończyć.
Miodowo-włosa rozpościerała się na całej długości ciała indywidualnego amortyzatora. Tylko jej głowa wisiała kilka centymetrów na ziemią nieopodal szyi jej wybawcy.
         - Czy moje okulary są całe?- dopytywała się zlękniona.
         - A dzięki, że spytałaś u mnie wszystko okay.- oburzył się Lou, powoli wracając do żywych.
Maggie użalając się nad swoim losem, przeturlała się z jego ciała na miękką, zielona trawę.
         - Jakbyś nie był cały, to byś nie mówił, a mówisz, więc raczej nic ci nie jest. Okulary za to nie mogą mi tego oznajmić, pomyśl trochę Tomlinson – wycedziła każde słowo, jakby mówienie przysparzało jej trudność.
         - Och no tak, jaki ja nie domyślny.
Leżeli jeszcze chwile bez ruchu.
         - A to biorę sobie za odwagę- rzekł nagle chłopak, po czym zawisł z głupim uśmieszkiem nad ciałem niewiasty. Zbliżył się do jej twarzy i podstępem skradł sobie od niej przelotny pocałunek prosto w usta.
Naturalnie wywołało to ogromnie tsunami sprzeciwu ze strony jego partnerki, która zebrała w sobie nawet tyle siły, by ozdrowieć. Niestety marchewkowy chłopiec przewidział to wcześniej i niczym obłąkany począł uciekać z miejsca zdarzenia.
         - Wracaj tu Louisie Tomlinsonie, muszę ci nakopać w ten tyłek- darła się dziewczyna.
         - Czy to oznacza, że będziesz mnie dotykała? Nie mogę powiedzieć nie.
 Zatrzymał się niespodziewanie i odwrócił się w stronę Maggie z pedofilskim uśmiechem wymalowanym na wargach. Dziewczyna widząc wyraz jego twarzy zwolniła i postanowiła zrezygnować ze swoich zamiarów. Zamiast tego wystawiła na pokaz swój język, co Lou skomentował salwą śmiechu.
         - Jesteś zła, bo ci się podobało- rzekł w końcu, gdy trochę się uspokoił.
Panna Colen w pierwszym momencie wyglądała na zszokowaną, przez co pasiasty spoważniał i nerwowo przełknął ślinę. Następnie czekał, aż Mag zaprzeczy oskarżeniu, ale ona nie wyglądała jakby miała coś powiedzieć w najbliższym czasie. I choć próbował nie uśmiechać się zwycięsko, to wychodziło mu to z ledwością.
Coś między nimi zmieniło się jakiś czas temu. Dowodem tego był fakt, iż kilkunastu dni nie pokłócili się na poważnie tylko w żartach. Ani jednej ani drugiej stronie nie chciało się wszczynać sprzeczki. Doprawdy niebywałe – ich charaktery zazwyczaj były powodem przez który mieli zatargi z połową świata.  
         - Chyba widziałem Shalie! – krzyknął raptownie szatyn – Biegniemy!- dodał, po czym ujął dłoń Maggie w swoją, by jej krótkie nogi nie były przyczyną tego, iż będzie znajdowała się kilka metrów za nim.  
Dwójka przemieszczała się główną drogą, zbierając zdziwione spojrzenia leniwych sąsiadów. Raptem do głowy Maggie zaczęły napływać wszystkie wydarzenia, które było dane widzieć tym drzewom, domom sąsiadom i szosie - kiedy uciekała przed chłopakami zaraz po popsuciu im sprzętu muzycznego, szukanie jej psa, który teraz swoją drogą na dobre zakumplowal się z Zaynem i tylko na jego głos reaguje. Gdy razem ze swoją przyjaciółką jechała do wesołego miasteczka, kiedy szła skwaszona grać z nowymi sąsiadami w kosza i wtedy gdy wracali całą siódemką pijani z imprezy – choć to pamięta najmniej.
Nigdy nie pomyślała, że jakiekolwiek wspomnienia, w których brały udział małpy będą dla niej czymś pozytywnym – a teraz miała ochotę śmiać się w głos i robiło jej się żal, że te wakacje dobiegają końca.
Popatrzyła mętnie na swojego kompana, a ten czując na sobie jej spojrzenie zrobił jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
         - Teraz w lewo- zarządził. – O mój Boże! Padnij! To oni!
Wszystko potoczyło się ekspresowo – chłopak ujrzał kogoś siedzącego na ławce, powiązał ich z poszukiwanymi i wyznaczył im miejsce obserwacji za pobliskim krzakiem.
         - Czemu nie dajesz mi spojrzeć? - oburzyła się dziewczyna, siadając na piętach i starając się dłońmi, wytyczyć tor dla swoich oczu, lecz towarzysz zdecydowanie jej to utrudniał, zasłaniając krzak własną klatką piersiową.  Próbowała przepchnąć się obok, ale on zwinnie taił widok. W końcowym efekcie wkurzona niewiasta ugryzła jego obojczyk, a chwilę roztargnienia wykorzystała, by popchnąć go na ziemię.
         - Nie! Mag! Najpierw weź parę głębokich oddechów, najlepiej sto – radził rozgorączkowany Tomlinson, szybko powstając na kolana i próbując odciągnąć niewiastę, trzymając ją w pasie.
         -Idź mi z tymi łapskami, przecież chyba się nie…- urwała wreszcie dostrzegając, kto znajdował się na ławce.- całują. – dokończyła, padając jak długa wprost na swojego partnera, który zaczął wachlować ją dłońmi.
Swift oraz Styles obściskiwali się namiętnie, zupełnie nie dostrzegając świata poza sobą.
         - Tomlinson chyba umieram, widzę światło- mamrotała słabo Maggie.
         - Idiotko to tylko słońce, okulary ci spadły- zauważył, zakładając Ray bany z powrotem na jej nos.
Lekko potrząsnął wiotkim ciałem dziewczyny, próbując wykrzesać z niej choć krztę energii.
         - Już ja im dam sekretny związek!- zerwała się bez uprzedzenia i pognała w ich kierunku.
Louis poderwał się od razu z ziemi i pobiegł w jej ślady, chcąc ją powstrzymać przed uczynieniem jakiejś zbrodni. Para najwidoczniej usłyszała jakieś niezidentyfikowane dźwięki, ponieważ wstała z miejsca i rozejrzała się wokół. Trzeba było widzieć ich miny, gdy zobaczyli dwójkę pędzącą prosto na nich. Dosłownie lustrzane odbicie jelenia, który przebiegał w nocy przez jezdnię i teraz wypatruje oczy prosto w światła samochodu.
         - Ty kapciu, uwiodłeś ją! – ryknęła miodowo-włosa, z całej siły popychając lokowanego, który zachwiał się i zaniósł się donośnym rechotem chyba tak wywołanym przez ekspresywność twarzy jego napastniczki.

         - Wiesz chłopaki robią to czasami dziewczynom – wybełkotał, chwytając się za bolący ze śmiechu i bólu zadanego przez dziewczynę brzuch.
Shalie zakryła usta dłonią i obserwowała rozwścieczoną przyjaciółkę.
         - Wiesz ludzie też czasami podpalają żywcem innych ludzi- ironizowała, odwzorowując jego ton głosu, co rozbawiło już pozostałą dwójkę.
Na Margaret zadziałało to jak czerwona płachta na byka, nabrała rozpędu, by spacyfikować rozweselonego Harry’ego, ale w ostatniej sekundzie została uwięziona w mackach rechotającego szatyna.
         - I ty przeciwko mnie? Przecież to miała być nasza wspólna misja – wycedziła, szarpiąc się niemiłosiernie. – A ty co?! Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?!- zwróciła się tym razem do Shalie, która miała minę jakby połknęła język. – Zamieniłaś mnie na jego sprośny humor i wyuzdane ciało! Jak mogłaś?! Gdzie schowałaś głowę, gdy zaczynałaś z nim chodzić?!- kontynuowała, powodując, iż Styles niemal pokładał się ze śmiechu na ziemi.
         - Ja…ja… to się stało tak nagle – wydusiła ciemnowłosa nieporadnie, usiłując powstrzymać rozbawienie.
         - To wszystko przez te jego loki, zamachał nimi i dziewczyna padła ofiarą, potem zostawi ją ze złamanym sercem na środku swojego pałacu z kloców lego i BUM czar pryśnie- mówiła do siebie, z dramaturgią rozszerzając oczy.
         - Mag wszystko dobrze?- zapytał troskliwie Tomlinson, z niekrytym przerażeniem w głosie.

Dziewczyna wyglądała jak po napadzie psychozy. Szatyn zaczął nawet podejrzewać, iż złapała jakąś infekcję od wariata przed którym wczoraj uciekali.
         - NIC NIE JEST DOBRZE!- wrzasnęła.
         - Okay, liczymy oddechy. Jeden…dwa- Trzymający ją chłopak widząc, iż dziewczynie skoczyło ciśnienie, zaczął wypróbowywać na niej swoją kurację uspokajającą noszącą nazwę „zluzuj porty”. Miodowo-włosa na początku nie chciała skorzystać z tego rodzaju pomocy, ale po parunastu sekundach poczęła chwytać oddech w rytm odliczania.

Stalie wymienili spojrzenia, jakby przekazując sobie ukrytą wiadomość.
         - Nie chcę przerywać, ale chyba pora wracać, bo nie zdążymy wyszykować się na galę- Z wahaniem oświadczyła brunetka.
Jasnowłosa już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale zamiast tego wzięła tylko głęboki oddech i wlepiła w parę przeładowane chęcią mordu gałki oczne. Najbardziej w całej tej sytuacji denerwował ją fakt, iż jej przyjaciółka nie raczyła poinformować jej o tym wcześniej. Przecież była najbliższą dla niej osobą. Zawsze mówiły sobie o wszystkim - nawet odległość nie była dla nich przeszkodą.  
Potem zrozumiała, że pewnie obawiała się takiej reakcji z jej strony.
Czwórka w ciszy zaczęła iść w kierunku domu Colenów.
         - Harry! Gratulacje- Pasiasty nieoczekiwanie przypomniał sobie, że nie pogratulował przyjacielowi- Nie spierdol tego jak każdej jednej poważnej rzeczy w twoim życiu- dodał cicho, ale każdemu dane było to usłyszeć.
         - Ale zawaliłeś żartem, normalnie aż mi zaraz proteza ze śmiechu wyleci- wycedził ironicznie, robiąc znudzoną minę. Znajdująca się nieopodal niego ciemnowłosa chichotała pod nosem, a później objęła spojrzeniem Mag.
Z jej wyrazu twarzy nie można było nic wyczytać, ale nie wyglądała już na tak rozgorączkowaną. Czasami te Tomlinsonowe czary się na coś przydają.
         - Nie wyleci, bo nie masz protezy- zauważył słusznie szatyn
         - Nie wyleci, bo nikt się nie śmieje- odciął się zaraz lokowany.
         - Ej, Harry czuję się jakbym przekazał ci cząstkę mojego sarkazmu. To cudowne uczucie psuć ludzi- rozmarzył się marchewkowy, finezyjnie spoglądając w niebo, ale pamiętaj, nawet jeśli byś bardzo chciał, to nigdy nie będziesz tak dobry jak ja – dokończył, gwałtownym ruchem poprawiając swoje włosy. To cud, iż jego okulary jeszcze nie spadły i dzielnie odbijały obraz domu Colenów, który wyłonił się już zza rogu.
         - Już nie bierz się za takiego dobrego w tej dziecinie. To ja mam większe doświadczenie- odezwała się nagle panna Colen.
Było widać, że wstępnie ochłonęła po szokującej wieści.  Pośpiesznie otworzyła furtkę prowadzącą na jej podwórko.
         - Kiedy ja pierwszy raz zacząłem ironizować, ty nie wiedziałaś jeszcze czy jesteś chłopcem czy dziewczynką.
Dziewczę nie miało szansy zareagować, ponieważ nagle drzwi budynku otworzyły się. I wyleciał przez nie rozpędzony Ben.
         - Chodźcie dzieci! Zostało wam już tylko parę godzin na wyszykowanie się. Szybko!- zagarnął całą czwórkę do środka.
         - Mag twoi rodzice myślą, że jadą z nami- powiadomił szeptem Niall, który najwyraźniej krył się w holu obok szafy.
Nie ma co się dziwić, czasami rodziciele Maggie potrafili dać w kość.
         - LIAM! HARRY CHODZI Z SHALIE!- wydarł się Tomlinson tak, że prawdopodobnie usłyszał go cały kraj, włączając w to także Europę Zachodnią i Chiny.
         - Nie jestem zaskoczony- stwierdził blondyn ze skupieniem, patrząc skąd wyleci największy shipper tego stanu.
Za chwile wszyscy ujrzeli Payne’a z ręcznikiem na głowie, pędzącego niczym łania po schodach. Zaraz za nim biegli kolejno Malik oraz uradowani Ben i Sara.
         - To najlepszy dzień mojego życia- ogłosił ciemny blondyn, a następnie przytulił do swojej piersi parę, która swoja drogą czuła się trochę osaczona.- Moje shipperskie serce właśnie zatapia się we własnych łzach szczęścia, ale nie utopi się, bo jej kołem ratunkowym jest wasza miłość- przemówił poetycko, lekko kołysząc się na boki. Zirygowany Harry delikatnie odepchnął kumpla od siebie i przygarnął swoja DZIEWCZYNĘ do boku z triumfalnym uśmiechem. Oczywiście spokój dwójki nie potrwał długo, ponieważ musieli oni znieść jeszcze płacz szczęścia rodziców Maggie i nieco mniej wylewne gratulacje Zayna.

Kiedy wreszcie sytuacja uspokoiła się Maggie zwróciła uwagę na Liama, a właściwie na jego głowę, z której właśnie ściągnął ręcznik.
         - Liam mam nadzieję, że lubisz zielony- zaczęła wolno, klepiąc go po ramieniu ze współczuciem.
         - Nienawidzę, a co?- zdziwił się, patrząc na wszystkich zszokowanych gapiów.
         - No to masz problem, bo twoje włosy mają taki kolor- wyrzuciła z siebie miodowo-włosa.
Miała okazje z bliska obserwować jak podchodzi do lustra, robi wielkie oczy, a następnie bardzo wolno odwraca się w stronę mulata, który już zaczął chować się za pozostałymi.
         - Zayn.Jesteś.Trupem- orzekł nim, rozpoczął zanim pościg po całym domu.


Jak widać Malik, nie był urodzonym fryzjerem. I przez to zaraz umrze, jako poszatkowany frajer. 





HEEEEEEEEJ! OTO PIERWSZA CZĘŚĆ OSTATNIEGO ROZDZIAŁU TEJ KOMEDII
ZAPRASZAM NA ZAPOWIEDŹ FILMOWĄ DO NIEGO ZROBIONĄ PRZEZ @FREETIMELOVE
PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ- TO NIE JEST MÓJ CZAS ;/  Przepraszam za błędy,ale nie sprawdzałam do końca. Dziękuje za wszystkie wejścia i komentarze :)
dzis krótka notatka ode mnie bo wiecej napisze przy nastepnej częsci tego rozdziału
do zobaczenia :*

@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan   @alekslloyd  @AwwKevin @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
 @demsixxx @karLla136 @LoveStayStrong_ 
 @hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu  @shanny_one_time @eat_love_laugh 
@BackForBlue  @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska@myswaglarry @Pinkdots19

 @awwmyboobear @Alexxx0019

sobota, 5 października 2013

Rozdział 20 cz. I i II


             Zachowujmy się normalnie- czyli jak zostać wariatem



Część I


               Ten wieczór zupełnie nie zapowiadał się na szalony. Wszystko było w miarę normalne. No może z wyjątkiem wybuchu radości rodziców Mag, którzy dowiedzieli się, że ich córka idzie na najprawdziwszą galę z jej CHŁOPAKIEM. Tak, ten moment zdecydowanie należał do tych, które zajmują specjalne miejsce w ludzkim życiu. Chociaż miało to swoje plusy – ani Ben, ani Sara nie zwrócili zbytniej uwagi na produkty spożywcze leżące wszędzie w kuchni.
Po wymianie lodówki chłopcy niestety nie zdążyli powkładać ich wszystkich przed przebudzeniem pary. Miodowo-włosa, która została wyściskana za wszystkie czasy z ulgą przyjęła wiadomość, że rodzice wreszcie idą do pracy.

Po ich wyjściu większość szalonej siódemki wygodnie rozłożyła się w salonie. Harry wziął Shalie na kolana pod pretekstem braku miejsca, co oczywiście było nieprawdą, bo siedzieli oni sami na wielkiej kanapie. Nikt jednak nie odważył się tego skomentować, czy też odbiec od tematu i spytać gdzie para podziewała się zeszłej nocy.
Louis uważnie obserwował jasnowłosą, która wbiegała na górę. Uśmiech czaił się na jego wargach, kiedy przypomniał sobie, co widział rano.

         - Myślę, że powinniśmy się już zbierać- ogłosił Niall, wpychając sobie do buzi czekoladowy budyń.
         - Gdzie?- zdziwiła się brunetka, mocniej ściskając Harry’ego. Dzielnie ignorowała przenikliwe spojrzenia, które posyłał jej Liam.
         - Jak to gdzie? Na zakupy- wyjaśnił blondyn, wyrzucając puste opakowanie. Shalie zmarszczyła czoło i nerwowo poprawiła luźną bokserkę z motywem amerykańskiej flagi oraz wygładziła dłonią dżinsowe poszarpane szorty z ćwiekami.
         - To, kiedy jest ta gala?- zapytała, nie przypominając sobie, żeby chłopcy kiedykolwiek o tym wspominali. Cóż…To było całkiem w ich stylu.
         - Jutro o 22.00 – wzruszył ramionami lokowany, a ciemnowłosej prawie stanęło serce. Zmierzyła wszystkich wzrokiem przepełnionym obłędem i niemal z krzykiem pobiegła po schodach na górę. Chłopcy rzucili sobie zagadkowe spojrzenia. Jak widać nie wiedzieli ile dla płci pięknej znaczy takie wielkie wyjście - nawet dla Margaret i Shalie, które wzorem typowych nastolatek nie były. Małpy idąc w ślady dziewczyn również zaczęły szykować się do wyjścia, co w ich wydaniu oznaczało tylko założenie butów i udawanie, że ich roztrzepane włosy to długo stylizowane fryzury pt.”po seksie” Ciemnowłosa zbiegła po schodach w dłoni, dzierżąc parę wysokich, czarnych koturn. Harry rozmarzył się, wyobrażając sobie, jak pięknie będą dzięki nim wyglądać jej nogi, choć w sumie zawsze były świetne. Zaraz po niej równie szybko zeszła Mag odziana w hebanowe, skórzane spodenki, czarne rajstopy, które miały wdrukowany motyw zakolanówek oraz luźną, białą bokserkę, przez którą przebijał ciemny stanik. Louis mierzył ją od góry do dołu i nie mógł wykrztusić słowa. Najwyraźniej przyszło mu dziś umrzeć przez jej wdzięki.

Dziewczyna przez zakluczeniem domu wciągnęła jeszcze na stopy czarne, sznurowane buty za kostkę, a na głowę włożyła wiśniową beanie z napisem „too Young to die”. Szatyn szedł z nią ramię w ramię, a ona nie próbowała tego zmienić. Zdecydowanie coś było nie tak.

Cała siódemka wpakowała się do samochodu przypominającego wielkością karawan.
          - Witajcie w aucie śmierci pod wodzą wujka Horana. Spinajcie cztery literki, bo zabieram was w podróż życia. – przywitał wszystkich blondyn, machając kluczykami.
           - Już cały drżę z radości- obwieścił znudzony Malik, odwracając się, by popatrzyć na swoich kolegów – Mag mamy takie same czapki! Kocham cię!- Mulat rzucił się ku dziewczynie, klinując się miedzy siedzeniami, ale z pomocą Liama udało się mu wyjść z pułapki. Kiedy Horan wreszcie ruszył Zayn nadal przyciskał do swojej piersi swoją małą sąsiadkę, co zdecydowanie zirytowało Lou, który brał uspokajające dziesięć wdechów.
           - Ok chłopie przypnij się pasami. Nie chcemy wypadku prawda?- Szatyn zepchnął kumpla i dopilnował, by przytwierdził się do siedzenia czarnymi tasiemkami.
Ten mały wybuch zdecydowanie ucieszył Liama, który przytwierdził do swojej twarzy swój psychiczny uśmiech. Mag jak to zwykła robić olała wszystkich i odwróciła się w stronę okna.
Droga do najbliższego centrum upłynęła wszystkim w głębokiej ciszy przerywanej czasami zduszonym śmiechem Harry’ego i Shalie.
         - Maggie nie jest ci za zimno?- zatroszczył się Tomlinson, kiedy siódemka opuściła auto.
Dziewczyna zrobiła dziwną minę i pokiwała przecząco głową, co jednak nie przekonało chłopaka, ponieważ zaczął chodzić za nią i powtarzać pytanie.
         - Podzielmy się jakoś, nie będziemy łazić wszyscy razem jak jakaś wycieczka- powiedział blondyn, rozglądając się na boki. Każdy wiedział, iż trzeba było się podzielić, by zespół było trudniej zauważyć.
Nie wiedzieć kiedy Maggie wylądowała w grupie z Liamem, Zaynem (braterstwo czapek) oraz Louisem (niespodzianka).
Niall, Shalie oraz Harry przybili ze sobą piątki i ruszyli w stronę jakiegoś butiku.
         - Okay drużyno! Do dzieła!- zaczął ciemny blondyn – Mag idziemy do ‘‘Macy’s’’ widziałem tam bombowa kieckę.
         - Byleby tylko nie była zbyt odkryta- ze śmiechem powiedział Louis, jednak spojrzenia, które zostały w niego wycelowane sprawiły, że spoważniał – To znaczy…wszyscy wiemy jak skończyła Linsey Lohan, nie?- plątał się, nieco nerwowo gestykulując rękoma. Sam nie wiedział, co się z nim działo.
         - Stary jeszcze chwila, abym pomyślał, że nie chcesz, żeby nikt oglądał naszej pięknej sąsiadki – powiedział roześmiany Zayn, przekraczając wrota wskazanego przez jego kolegę sklepu.
         - Chłopaki, a co z naszymi garniturami?- zainteresował się Liam, w przypływie intelektu. W końcu flesze będą skierowane w większości na nich.
         - Po naszej ostatniej modowej wpadce- chłopcy przypomnieli sobie ich zielone marynarki w szkocką kratę- postanowiliśmy, iż w tym roku Harry wybiera – oznajmił Louis, oglądając jakieś bluzki.
         - Nie rozumiem, jak to Harry wybiera? Powierzyliście wybór swoich garniturów chłopakowi, który przez większość czasu ogląda tylko kobiece partie ciała?- Miodowo-włosa przekładała szybko wieszaki z sukienkami, które według dziewczyny, były trochę zbyt kolorowe i strojne.

         - Wszyscy zakładamy dokładnie taki sam garnitur, więc jeśli Styles się nie postara, to również on będzie prezentował się źle – wyjaśnił Malik, podsuwając pod nos Maggie jakiś świecący materiał, na który niemalże od razu pokręciła głową. W myślach przyznała, iż chłopcy jak na całą paletę ich mądrości życiowych mieli dobra taktykę.
Zupełnie nieświadomie zaczęła poszukiwać wzrokiem szatyna i dojrzała go nerwowo przeszukującego sukienki. Co go tak wzięło? Zachowywał się niemal jakby był…zazdrosny i chory umysłowo. Maggie na początku uśmiechnęła się delikatnie, ale potem skarciła się za to w myślach. Chyba im obojgu coś stało się z głową. To zapewne przez to więzienne powietrze, lub tego wariata z celi- tak to na pewno była jego sprawka. Rzucił na nich jakieś swoje wariackie zaklęcie i sprawił, iż oni również są niepoczytalni.
         - Patrz na tą!- Ciemny blondyn przysunął pod nos miodowo-włosej jasnoróżową, koronkową tkaninę obszytą jakimiś cekinami.
Dziewczyna obrzuciła materiał i chłopaka pełnym politowania spojrzeniem.
Mógłby mieć trochę więcej gustu skoro jest światowego formatu gwiazdą. Ale w sumie, czego można wymagać od chłopaka, którego najlepszy kolega zalał dom, by popływać na pontonie?

         - Ludzie idzie absolutny hit!- ogłosił Lou, przyciskając do siebie czarną sukienkę.
Stanął przed dziewczyną i lekko rozproszony pokazał kreację w całości.  I trzeba było powiedzieć, że przeszedł samego siebie. Góra sukienki, co prawda miała lekkie rozcięcie na dekolcie, ale za to sięgał on, aż do szyi i był zdobiony małymi, tandetnymi koralikami. Dół za to nie był do uratowania – zbyt długi i ciężki.
         - Człowieku czy ty chodzisz na kurację do dr. Oetkera?- zapytał zdegustowany Payne- Stary to nie jest prawdziwy lekarz – szepnął niby tylko do kumpla, ale każdy to usłyszał.
         - Styl a’la mnich…Hit tego sezonu! Nikt nie oderwie od ciebie wzroku.
Szatyn nie dawał za wygraną, co jeszcze bardziej irytowało jasnowłosą.
         - Tak, bo będą się zastanawiali, co robi ksiądz na czerwonym dywanie!- Maggie podniosła ton swojego głosu i zamknęła oczy, by wyobrazić sobie, że ta okropna sukienka wcale nie znajduje się dokładnie przed jej nosem.
         - Jaki tam ksiądz… najwyżej seksowna zakonnica- Tomlinson rozciągnął wargi w zbyt przesadzonym uśmiechu i niemal wzrokiem prosił, by Maggie udała się do przebierali z czarną sutanną.
         - Myślę, że moją sukienkę mamy z głowy. Rodzice najwidoczniej poszli na małe zakupy- Miodowo-włosa wpatrywała się w ekran swojego telefonu, podziwiając kreację, której zdjęcie wysłała jej mama. Czasami jednak dobrze było mieć rodzicieli z obsesją na punkcie show biznesu. Fakt, że przejęli się czerwonym dywanem jakby sami byli na niego zaproszeni, sprawił tylko, iż wybór ubioru dla ich córki był jak najbardziej trafny. Pozostało dobrać tylko odpowiednie buty.
Szatyn próbował zobaczyć na telefonie dziewczyny tajemniczą kreację, ale schowała ona urządzenie do kieszeni swoich szortów.
Całą czwórką postanowili udać się do najbliższego sklepu obuwniczego i szybciej skończyć zakupy, ponieważ grono dziewczyn, które prosiły o autografy zaczęło się niebezpiecznie powiększać.
         - Witajcie w raju- szepnęła nastolatka, podchodząc do półki ze szpilkami, które zdecydowanie były jej małą i nieuleczalną obsesją.
Z uwielbieniem przejeżdżała po ich fakturze palcami, a jej humor uległ zdecydowanej zmianie.

         - Czy noszenie stanika boli?

Niespodziewanie przy boku dziewczyny pojawił się Payne wraz z jego totalnie wyjętymi z kontekstu pytaniami. Mag nie zwróciła na niego większej uwagi, ponieważ przez szybę zauważyła jej przyjaciółkę przytuloną do boku Stylesa. O co tu chodziło? Od jakiegoś czasu ta dwójka była nierozłączna. Zupełnie jakby byli połączeni paktem typu ”pożyczyłem ci moją kredkę teraz będziesz moim niewolnikiem”… Lub zlepieni tego rodzaju klejem, który do rozklejenia potrzebuje wody. Może to właśnie było rozwiązanie? Być może ta dwójka potrzebowała, by na ich głowę został wylany kubeł zimnej prawdy? Jednak gdyby patrzeć na to z innej strony to nawet panna Colen zauważyła, iż para nie prezentuje się razem najgorzej.
Jak bardzo aspekt wizualny naprawiał w głowie miodowo-włosej wyrobioną opinię o Harrym? Czyżby ludzie potrafili zmieniać się dla drugich?
Bardzo wątpliwe.

Chyba, że Shalie i Harry byli…zakochani.

Ta myśl uderzyła dziewczynę tak bardzo, iż jej źrenice powiększyły się do rozmiarów spodków od kawy. To raczej niemożliwe. Loczek to typ kobieciarza, a oni zamiast serca mają dodatkowego penisa, który połączony jest również z ich mózgiem i kieruje ich ruchami. Nastolatka zrozumiała, iż musi obgadać to z najlepszym przyjacielem Stylesa, czyli Lou i dowiedzieć się, co nieco o jego podbojach miłosnych. Potem w razie gdyby (co jeszcze nie jest potwierdzone i zupełnie nie pewne) Shalie naprawdę była zakochana w tym zboku wszystko byłoby prościej wyrzucić z jej głowy i serca.
Tym czasem jasnowłosa postanowiła nie tracić zmysłów i powrócić do poszukiwania godnych jej stóp obcasów.
Jednakowoż, kiedy kontemplowała tak nad amorami zupełnie zapomniała o stojącym obok niej Liamie, który najwidoczniej nieprzerwanie spodziewał się odpowiedzi na jego nietuzinkowe pytanie. Westchnęła i spojrzała w jego podekscytowane tęczówki.

         - W jakiej sondzie biorę udział tym razem?
         - Ta sonda to czysta męska ciekawość.
         - Zadręczaj kogo innego.
Margaret wyminęła chłopaka i skierowała się w stronę innej półki.

         - Proszę odpowiedz mi. Każda inna weźmie mnie za debila.
Ciemny blondyn ponownie stanął obok niewiasty.
         - Ja też cie za niego mam…ale już dobra. Odpowiedź na pytanie brzmi „nie”.
Payne zaczął dumać nad wypowiedzianym przez dziewczynę zdaniem, jakby naprawdę dowiedział się czegoś niespodziewanego.
         - Louis!- krzyknęła Maggie, zanim zaczęła biec w stronę zupełnie zagubionego chłopaka- Przesuń się- rozkazała, a następnie pochwyciła wcześniej ukryte obcasy w dłonie i przytuliła je do swojej piersi.
Tak właśnie odnajdywało się obuwie w świecie Margaret Colen.
Chłopcy zaczęli oglądać zdobycz dziewczyny i jednogłośnie stwierdzili, że pierwsze co rzuciło im się w oczy, była ich wysokość. Zdecydowanie przekroczyła szesnaście centymetrów. Buty były zwykłymi sandałami na słupku, ale Maggie stwierdziła, iż drzemie w nich potencjał. Zamszowe, czarne tasiemki posiadały złote zakończenia, więc dziewczyna uznała, iż będą idealnie pasować do jej owianej sekretem sukienki.
         - Czuję, iż te buty doprowadzą cię bajeczną droga, skąpaną fleszami prosto do nieuniknionej, tragicznej śmierci- stwierdził szatyn, a reszta pokiwała głowami, zgadzając się z nim.
         - Chyba po to będziesz tam ze mną, by mnie asekurować, nie?
         - Mag, nigdy nie pozwoliłbym ci upaść – wyznał marchewkowy, chwytając za nadgarstki dziewczyny i patrząc władczo w jej oczy.
Jego uścisk po wypowiedzianej obietnicy zacieśnił się jakby na jej potwierdzenie. Miodowo-włosa naprawdę poczuła się jakby nic jej nie groziło, co oczywiście było irracjonalnie, kiedy przebywa się w jednym pomieszczeniu z chłopakami, którzy mają cokolwiek wspólnego z nazwą „One Direction”.
         - Przełykając łzy wzruszenia, muszę dodać, iż jestem prawie pewien, że Tomlinson wziął ten tekst z jakiejś piosenki Biebera. Nie jest zbyt kreatywną bestią.
Magiczną aurę, która niespodziewanie zaczęła niepostrzeżenie wznosić się nad parą przerwały cierniste realia wypowiedziane w jednym zdaniu przez Zayna. Dostał on za to stójkę w ramię od swojego kumpla-shippera, którego rzeczywiście roztkliwił ten kradziony tekst.
Dwójka, jaka niezmiennie pozostawała w centrum uwagi nie sformułowała ani jednego słowa, aż do samego rytuału płacenia za obuwie przy kasie. Wtedy Louis musiał uświadomić dziewczynie, iż on oraz jego koledzy pokryją koszty jej nowej zdobyczy, ponieważ to oni zaprosili ją oraz jej przyjaciółkę za zakupy. W pannie Colen oczywiście poczęły buzować feministyczne poglądy, lecz suma summarum kryzys zażegnano i wszyscy mieli pomyślnie spotkać się z resztą watahy w sklepie sportowym.
Już po wyjściu cała ich czwórka mogła poczuć małą zmianę w powietrzu. Coś na kształt ciszy przed burzą. Być może było to spowodowane tłumem gapiów, którzy chodzili za chłopakami i błagali o wspólne zdjęcia – być może przyczyna leżała zapisana gdzieś wysoko w gwiazdach.
Całość nieszczęść rozpoczęła się od niewinnie wypowiedzianego zdania Liama Payne’a, który to przekraczając próg sklepu, w którym byli umówieni z resztą, zauważył wyjęty z kontekstu i pasujący do sytuacji jak mikrofon do choinki- czteroosobowy namiot kampingowy. Z ekscytacją zaczął namawiać znajomych do jego kupna, ale odprawili go oni z kwitkiem.
Prawdą było, iż każdy miał już dosyć ciągłego chodzenia i chciał jak najszybciej wrócić do domu.

         - Hej! – krzyknął wesoło Niall, jak tylko spostrzegł resztę swoich kolegów i koleżanek.
Zaraz za nim szła przytulona para, w której męska jej część dźwigała papierowe torby.  
Maggie okiem sępa mierzyła ich każdy krok, lecz nie mogła skupić się dokładnie na tym zajęciu, ponieważ towarzyszyło jej nieodparte uczucie, że jest obserwowana.
         - Shalie wybrała taką sukienkę, że jak ją zobaczycie to będziecie zbierali kopary z ziemi- zaczął z błyskiem w swoim zboczonym oku Styles.
Przyklejona do niego brunetka wyraźnie się oburzyła, ponieważ odsunęła się od jego ciała i poczęła wymachiwać palcem przed jego nosem.
         - Nie wmawiaj im, że to ja wybrałam tą sukienkę. Horan mi świadkiem, że mnie zaszantażowałeś – mówiła, dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Nie wyglądała jednak na śmiertelnie urażoną.

Blondyn, który usłyszał swoje imię szybko pokiwał głową na potwierdzenie słów sąsiadki.
         - Jaki tam zaraz szantaż…nazwałbym to raczej „szybką radą, chroniącą przed zgubą”- Pokręcony patrzył majestatycznie w sufit, a lewą ręką głaskał swój ogolony policzek.
         - Powiedziałeś, że jeśli nie wybiorę tej sukienki, udasz atak padaczki.
Panna Swift łypała rozdrażniona na chłopaka, kiedy ten wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Żaden z zebranych nie uznał jego pomysłu za tak zabawny, no może z wyjątkiem Malika- on uśmiechnął się lekko, kiedy usłyszał tę historię.
Maggie czując, iż przebywanie w tamtą dwójką spowoduje zmniejszenie jej IQ, pomaszerowała do półki ze sprzętem służącym fanom gry w tenisa.
Nie minęła chwila, gdy przy jej boku wyrósł Louis z wielkim bananem na twarzy. Dziewczyna objechała go wzrokiem i wzięła jedną z żółtych piłeczek do ręki.

         - Cześć mała!
         - Jeśli jeszcze raz tak do mnie powiesz to zmasakruję twoją twarz tak, że „mała” to będzie szansa na jej zreperowanie.

Niech żyje subtelność.
Szatyn parsknął pod nosem i podniósł ręce do góry w geście poddania. Potem odwrócił wzrok na wianuszek osób, które zostały powstrzymane przed wejściem do wnętrza sklepu przez pracowników ochrony. 
Jeden z gapiów był chyba bardzo zdesperowany, aby wejść, ponieważ szarpał się z dwójką facetów i krzyczał coś głośno. Na początku Lou myślał, że jest to jakiś niepocieszony fan, lub też zwykły klient, który chciał wreszcie kupić sobie coś sportowego. Lecz z biegiem czasu chłopak zaczynał go rozpoznawać. Te same patrzące nigdzie oczy, ten sam zoobojetniały wyraz twarzy- Nawet te same ubrania.

Psychol z celi.

Pierwszą myślą po uświadomieniu sobie tej prawdy było trafione pytanie połączone ze stwierdzeniem: „On ma ze sobą problem i to widać, ale kim do CHOLERY jest osoba, która go wypuściła?!”

         - Lou usnąłeś, czy co? Słyszałam o osobach, które zasypiają z otartymi oczami. No weź nie bądź chamem i opowiedz mi jak to jest.
Maggie nie pojmując powagi sytuacji, zaczęła pstrykać palcami przed nosem kolegi i zwracać na siebie niepotrzebną uwagę.
         - Teraz spokojnie cofniesz się i nie będziesz zadawała zbędnych pytań- wysyczał chłopak przyciszonym tonem głosu.
Jeśli udałoby im się wyjść z pola widzenia psychopaty, być może dzień skończyłby się bez ofiar.
         - Co ty sobie myślisz? Że jak jesteś facetem to co? Możesz mi rozkazywać? – Marchewkowy nieprzemyślanie trafił w czuły punkt swojej sąsiadki. Rezultat jego czynu obfitował w krzyk oraz dłonie dziewczyny, które chciały siłą wklepać do jego głowy, jak bardzo źle się zachował.
         - Uspokój te macki.- Chłopak złapał za rozwścieczone kończyny, odwrócił dziewczynę plecami do swojego torsu i próbował udawać przed patrzącymi na niego ludźmi, iż to posunięcie jest w pełni zwyczajne. – Nie zwracaj na nas uwagi, ratuję ci tyłek.

         - A myślisz, że dziewczyny nie potrafią o siebie zadbać same? Taki z ciebie macho?!- W którymś momencie ciało dziewczyny zachowywało się jakby było bez ustanku rażone prądem i w dodatku potrząsane, ale mimo wszystko sytuacja pogorszyła się krytycznie dopiero, gdy Maggie zawisła w powietrzu. Bardzo zdenerwował ją fakt, iż chłopak po prostu nie dał jej wyboru i biegł z nią w niewiadomym dla niej kierunku, więc zdecydowała się na miotanie we wszystkie możliwe strony.
         - Dzień dobry, jestem, widzicie mnie? – Facet z celi z nieśmiałym uśmiechem na ustach zrównał się krokiem z pędzącą dwójką. Mag, najwyraźniej szybko kojarząc fakty, zamarła w ramionach szatyna.
         - O. Mój. Boże- wycedziła każde słowo.
Marchewkowy rozejrzał się za ochroną, która powinna gonić psychola, lecz nie zauważył nikogo takiego.
No tak, jeśli jesteś świrem po prostu znasz każde tajemne przejścia – z tym się rodzisz lub wykradasz ten patent od ruskiej mafii.

         - Wypuścili mnie na dwa dni, wiecie czemu?- spytał mężczyzna, nadal truchtając obok pary.
Margaret oraz Lou pokiwali przecząco głowami w odpowiedzi na jego pytanie
Wariat jednak mówił dalej.
         - Moja mama umarła- wyznał, śmiejąc się pod nosem.- To nic takiego w końcu i tak mnie nie kochała, bo niby ‘zabiłem mojego tatę’. Skąd miałem wiedzieć, że on nie mógł pić denaturatu. Mi nigdy nie szkodził.

Para wytrzeszczyła oczy. Sprawy stały się poważne: psychol był mordercą. Maggie pobladła na twarzy i dostała dziwnego rodzaju zadyszki. Jakim cudem jeszcze żyła?

Szatyn nerwowo rozglądał się za resztą swoich znajomych, ale niestety te bestie nigdy nie znajdowały się w pobliżu, gdy ich potrzebował. Powinien już dawno zamontować im chipy, by móc w każdej chwili przywoływać ich do siebie.

         - Mam pytanie…Czy ja umiem mówić? Zawsze mnie to interesowało.
Mężczyzna postanowił się rozgadać, tym bardziej przerażając swoich towarzyszy.
Szatyn wypuścił dziewczynie ze swoich ramion, ponieważ kiedy nią niósł czas ich biegu znacznie się wydłużał. A w niemej rozmowie postanowili uciekać jak najdalej.

         - A więc to tak… ignorujecie mnie. Może kiedy stanę się bardziej dosłowny to pogadamy? Chłopcze oddaj mi swoją niewiastę za dziesięć krów.
Zatem psychol miał dobrą pamięć.
Miodowo-włosa czując niewyobrażalny strach, zaczęła głośno wołać o pomoc. Dla wariata to była prawdziwa frajda. Śmiał się perliście i hasał po sklepie niczym łania.
         - Stary tylko dziesięć? Widziałeś te nogi?- Szatyn celowo wdał się w nim w rozmowę, by jak najskuteczniej odgonić jego uwagę od tego, iż para biegnie w kierunku dodatkowych drzwi ewakuacyjnych.

         - Dobra jedenaście, ale jest cała moja- postawił na swoim mężczyzna.
         - Mam dla ciebie wiadomość z ostatniej chwili: wsadź sobie te krowy gdzie słońce nie dochodzi, bo nie oddam jej nawet za 1000 jednorożcy...ale oczywiście gdybyś wiedział, kto je hoduje i chciałby mi…- szatyn musiał ukończyć swój wywód, ponieważ świr zaczął zachowywać się jak…świr.
Wydał okrzyk podobny do tego, którym mógł pochwalić się tarzan i z hukiem przewrócił stojącą obok niego półkę z ulotkami.
Sprawy potoczyły się w zawrotnym tempie. Wrota, które miały okazać się ich wybawieniem okazały się być zamknięte. Ani szatyn ani jasnowłosa nie przewidzieli tego, więc pobiegli w byle jaką stronę. Oczywiście nie byli jednym umysłem, więc każdy wybrał inną. W efekcie wariat zaczął gonić pannę Colen, którą najwyraźniej postanowił porwać. Za nim natomiast biegł niczym młody źrebak szatyn, a dalej był już istny chaos. Nie wiadomo dokładnie, w którym momencie Harry oraz Shalie dołączyli do biegu, lecz wiadomo, iż nie poużywali mięśni nóg zbyt długo, ponieważ jak to na idiotów przystało wpadli na półkę z ubraniami sportowymi, wywracając ją. Tłum fanów sprzed wejścia podniósł krzyk zapewne w obawie o członka zespołu.
Payne za to niewzruszony uznał ten czas za idealny do kupna namiotu, który sobie wymarzył.

         - Przestań mnie gonić!- wydarła się miodowo-włosa do napastnika.
         - Jak to zrobić?- spytał psychol, sprawiając, że dziewczyna postanowiła więcej się do niego nie odzywać. 
Zaalarmowana ochrona rozbiegła się po sklepie, by złapać naruszających spokój publiczny osobników.    
         - Louis, czemu biegniesz? Jeszcze się zgrzejesz i spocisz, a potem umrzesz-Zayn, który przeglądał jakieś rzeczy z regału, wycelował w swojego kumpla zagubione spojrzenie. Szatyn nie mając wystarczająco ani oddechu, ani czasu tylko wskazał palcem na Maggie i psychola, który ją gonił. Mulat poczuł potrzebę, by chronić swoją małą sąsiadkę. W przypływie inteligencji zadecydował, że będzie rzucał w napastnika plecakami zdjętymi z półki.  
Niall, który nie był doinformowany po prostu poruszał się nieporadnie niczym struś z torbą na głowie, bezcelowo drąc się w każdą stronę.
Tłum gapiów na przemian śmiał się, płakał, krzyczał i robił zdjęcia, ale za to nieprzerwanie robił najgorszą rzecz – tamował drogę ucieczki, nawet o tym nie wiedząc.
Ochroniarze złapali Harry’ego oraz Shalie zaraz po tym, jak powstali z podłogi. Mieli szczęście, że nie stało się im nic poważniejszego od wytrącenia paru komórek mózgowych. Para była niewdzięcznie targania przez trzech dryblasów, którzy najwyraźniej w świecie wyrzucali ich ze sklepu. Loczek widział już nagłówki wszystkich gazet „Naćpany Styles okrada sklep z tajemniczą dziewczyną”.
         - Czemu mną tak szarpiesz? Są gorsi przestępcy niż ja- wysyczała brunetka, próbując wyrwać swoje ramię. Oczywiście bezskutecznie.
Tłum zrobił przejście dla wyrzutków sklepowych, a Maggie od razu postanowiła to wykorzystać i uciec.
         -Odsuwać się wszyscy ja muszę żyć!- wydarła się, przepychając każdego, kto stał na jej drodze. Niestety psychol nie odstępował jej na krok.
Minutę po tym jak większość znajomych brunetki i loczka opuściła sklep, oni wreszcie przepchnęli się przez tłum wraz z ochroną.
Niall również wybiegł za nimi nieprzerwanie wydzierając się i łapiąc za głowę.
         - Co się właśnie stało?- próbował się dowiedzieć, kiedy zobaczył przy wejściu Liama otoczonego wianuszkiem fanów.
Nim jednak uzyskał jakąkolwiek odpowiedź, uwagę dwójki zabrał Harry, który był niemalże niesiony przez dwójkę facetów.
         - Stary, po co ci namiot?- zapytał, patrząc na kolegę, który trzymał w dłoniach duże pudło.
         - To jest twoje aktualne pytanie? Harry jesteś niesiony przez ochronę. Nie wiem czy chcę rozmawiać z kryminalistą- wyznał blondyn, badając wzrokiem sytuację.

         - Człowieku musimy odsunąć się od społeczeństwa. Jedziemy na biwak!- ogłosił radosny Liam, ignorując wcześniejszą wypowiedź kumpla i przytulił do siebie opakowanie.
Kiedy zebrani byli u szczytu ruchomych schodów drzwi wejściowych, zauważyli Maggie przyklejoną do klatki piersiowej Louisa. Z nią skakał w miejscu jakiś facet i co chwila dotykał jej pleców. Ta oczywiście wydzierała się, czując na sobie macki świra. Sam szatyn trzymał ją jedną ręką, a drugą się z nim szamotał. Nie był jednak na polu bitwy sam, bo Malik również postanowił odciągać mężczyznę od jasnowłosej.
         - Ej czubie! Patrz krowa- Mulat postanowił zadziałać na napastnika inną techniką. Zaczepił go i wskazał dłonią na wyimaginowane zwierzę – to rozproszyło jego uwagę na tyle, że marchewkowy oraz miodowo-włosa mogli wybiec.
Ochroniarze wypchnęli Swift oraz Stylesa z centrum, posyłając im groźne spojrzenia. 
Nie mogli oni nawet sekundy nacieszyć się wolnością, ponieważ wpadł na nich rozpędzony Zayn.

         - Uciekajcie! Ten psychol ściągnął ze ściany gaśnicę! Nie wiem, co chce z nią zrobić, ale tu biegnie.
Dwójka jęknęła cierpiętniczo, gdy obejrzała się w tył i zauważyła rozpędzonego psychopatę, a za nim paru ochroniarzy.
Payne mocno przycisnął do siebie pudło, wymijając swoich kumpli i skierował się w stronę samochodu.
         - Wszystkie owieczki muszą mieć gaśnicę- zaśpiewał facet odbezpieczając, czerwoną butlę.
Niall w biegu wyciągał kluczyki od auta, lecz los po prostu chciał, by sytuacja się pogorszyła i zupełnie niespodziewanie wypuścił mały przedmiot z ręki.
         - Zginiemy – mruknęła pod nosem miodowo-włosa.
         - Horan po prostu to podnieś- Szatynowi niemal stanęło serce, kiedy dostrzegł, iż blondyn zamiast zbierać kluczyki z ziemi zwyczajnie patrzy na nie z szokiem i otwartą buzią. Zupełnie jakby wyrosły z posadzki niespodziewanie.

         - Oddaj mi ją, albo strzelę! – zagroził facet, szamotając się z gaśnicą.
Niall wreszcie wziął się w garść i pochwycił kluczyki z ziemi. Sprintem dobiegł do drzwi kierowcy i otworzył cały samochód w ekspresowym tempie, siadając za kierownicą.
Maggie otworzyła tylne drzwi i z hukiem wpadła do wnętrza auta. Nim zdążyła wstać na jej nogi spadło ciało Lou, który też ukończył szaleńczy maraton.
Ciemny blondyn zanim wszedł wrzucił do środka swoje pudełko, które jakimś jedynym w tym dniu szczęśliwym trafem upadło poza ciałami zebranych. Uśmiechnięty Payne bez pośpiechu ruszył do drzwi pasażera.
         - Nie mam hamulcy, suwać tyłki!- ostrzegł głośno Zayn, a potem wpadł na szatyna niczym bomba nuklearna. – Skacz Shalie, złapię cię- mulat szybko pozbierał swe poturbowane kości i wyciągnął ręce w stronę brunetki. Dziewczyna wykonała skok niczym sarna i znalazła się górą w ramionach mulata, a dolna partią ciała jeszcze poza autem. Cóż…próbowała.
Loczek, który miał na ogonie psychopatę wymachującego uprowadzoną gaśnicą, pochwycił jej kończyny i włożył do środka i sam w ostatniej chwili wskoczył na tyły samochodu.
         - Zamrożę was!
Mężczyźnie niestety udało się uruchomić gaśnicę. Zaczął on pryskać białą pianą przed siebie i łapiąc klamkę w chwili, w której Styles zamykał drzwi.

         - Puszczaj to!- Siłował się loczek.
 Może wszystko byłoby łatwiejsze do wykonania, gdyby Maggie przestała bez ustanku wołać o pomoc.
         - Jedź!- wrzasnął ktoś bardzo zdesperowany do kierowcy.
Ku uciesze zebranych Horan odpalił i z piskiem opon ruszył z miejsca parkingowego. Wariat nie dał rady temu oporowi i puścił klamkę, wygrażając się i obiecując, że jeszcze nadejdzie czas, w którym Margaret będzie jego.
         - Chyba umarłem- obwieścił wykończony szatyn.
Etap złażenia ze swoich ciał był dużo bardziej bolesny, niż część, w której wszyscy na siebie wpadli. Miodowo-włosa leżała skulona w pozycji embrionalnej do czasu, gdy Zayn nie usadził jej prawidłowo na siedzeniu.
         - Ktoś widział moje nowe buty?- spytała z niewypowiedzianym przerażeniem w głosie.
Lou zamachał jej lekko pogniecioną torbą ze sklepu obuwniczego.
         - Okay powie nam ktoś może, KTO TO DO CHOLERY BYŁ?- wydarł się loczek.
         - Wariat, nie widziałeś?- zdziwił się Payne- Mam świetny pomysł gdzie możemy wymyślić, jak to wszystko wytłumaczyć. Jedźmy na biwak!- znów powtórzył swój plan, wymachując na prawo i lewo wielkim pudełkiem.

Mistrz genialnych planów zawsze znał idealne miejsce i czas na ich realizację. 
Jednak nie zawsze mógł przewidzieć ich skutki.








Część II





         - Właśnie gonił nas facet z psychozą, który na śniadanie pewnie je klocki lego, a na kolacje chodzi na spacer ze swoim krowim stadem, a ty mi tu wyjeżdżasz z radosnym biwakiem?- oburzyła się Shalie i z wyrzutem spojrzała na Liama.
         - Ok. może to trochę nie na miejscu, ale zobacz: Niech wszyscy, którzy nie żyją, są ranni lub potrzebują pilnej pomocy medycznej podniosą rękę – Ciemny blondyn patrzył przenikliwe na pasażerów. Zignorował wolno unoszącą się dłoń Louisa i ponownie wbił wzrok w ciemnowłosą – Widzisz wszyscy jesteśmy cali. Trzeba to uczcić.

Dziewczyna nie czuła dalszej chęci do rozmowy z chłopakiem, więc machnęła na niego ręką.
         - Liam, wiem, że marzyłeś o biwaku odkąd miałeś ten sen z niedźwiedziem, ale chyba dziś rzeczywiście nie jest dobry czas na campingowanie- pokojowo przemówił Zayn.
Ciemny blondyn zawinął usta w podkówkę.
         - Nie smuć się, użyjesz namiotu, kiedy indziej- pocieszył kumpla Niall, nie odrywając wzroku od drogi.
Słońce chowało się powoli za horyzontem, przez co jezdnia była skąpania w czerwonym świetle.
         - To nic już przyzwyczaiłem się do tego, że jestem ignorowany. Staram się nie myśleć o tysiącu tych małych igiełek tkwiących w moim sercu, naprawdę trzymam się – zapewnił Payne, patrząc na swoje dłonie.

Horan mocno zacisnął szczęki. Nie daj się to tylko gra aktorska. Tylko gra…

         - Tylko proszę zignorujcie mnie też wtedy, gdy ktoś z zarządu przyjedzie dawać nam ochrzan za dzisiejszą akcję – dodał chłopak, podziwiając krajobraz za szybą
.
W głowach zespołu zapaliła się żółta lampka. Wiedzieli, iż wkurzony Paul prawdopodobnie będzie skłonny nawet przybyć do tymczasowego domu swoich podopiecznych. A jeszcze nie wiedzieli jak objaśnić mu sklepowe szaleństwo oraz litry wody w holu i kuchni.

         - Może warto by pooddychać świeżym powietrzem- przekonywał się Tomlinson, obserwując reakcję miodowo-włosej.
Jednakże dziewczyna tkwiła w swego rodzaju szoku po spotkaniu z psychopatą. Zachowywała się jakby nie docierały do niej żadne dźwięki z zewnątrz.
         - Nie ma mowy- zaprzeczyła twardo panna Swift.
         - Oj no daj już spokój… Bezinteresownie zapraszamy was na przygodę wakacji – namawiał Liam.
         - Kiedy któryś z was używa w zdaniu wyraz „przygoda”, a mój mózg odtwarza wszystkie sytuacje, jakie ochrzciliście tym mianem, to na moim ciele samoistnie wytwarza się gęsia skórka – Ciemnowłosa niespokojnie poruszyła się na siedzeniu.

         - Ej Shalie, a może to tylko przez moją bliskość?- Harry uśmiechnął się psotnie i objął niewiastę swoim długim ramieniem.
Brunetka zaczęła się z nim na żarty przepychać, więc kierowca uznał, że wszyscy zgodzili się na „przygodę”. Podśpiewując pod nosem starą pijacką piosenkę wymyśloną niegdyś przez Malika, wyjechał poza Thousand Oaks i zaczął omawiać z pozostałymi szczegóły campingu. Po jakimś czasie Zayn wpadł na pomysł małych zakupów w sklepie spożywczym. Niestety realizacją tego przedsięwzięcia musiał zająć się sam, ponieważ nikt inny nie zgodził się wyjść poza bezpieczny obszar auta.
         - Gdzie my jesteśmy?- Przemówiła nagle Mag, patrząc głęboko w oczy szatyna.
         - Nie wiem. Malik poszedł do sklepu po szamu szamu na nasz biwak wakacji- powiadomił ją Liam, ponieważ szatyn, do którego pytanie było skierowane zapomniał, iż w ogóle mu je zadano.

         - Na jaki znów cholerny biwak jedziemy? Ktoś pytał o moje zdanie?- oburzyła się niewiasta i już każdy wiedział, że jej okres szoku minął.
         - Oczywiście, że tak, ale ty nie reagowałaś, wiec uznaliśmy, że się zgadzasz- wzruszył ramionami blondyn.
Jasnowłosa zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów. Szatyn siedzący obok niej bezwiednie zaczął wachlować ją własnymi dłońmi.
         - Prawie zostałam uprowadzona przez zeshizowanego świra z manią prześladowczą. Czyż nie miałam prawa odłączyć się na chwilę od świata i kontemplować nad moim biednym losem?- zapytała spokojnie, przypominając sobie niedawne zdarzenia. – Ja miałam prawo zapomnieć, że macie sto tysięcy beznadziejnych pomysłów na sekundę, ale wy powinniście uszanować moją chwilę ciszy i jej nie wykorzystywać!- wybuchła, nerwowo wymachując rękoma.

         - Oj tak się cieszymy, że jednak żyjesz- zwierzyła się ciemnowłosa. Położyła się na kolanach szatyna, by sięgnąć do przyjaciółki i ją przytulić. Potem do uścisku dołączył się także Tomlinson, a że Harry znajdował się dosyć daleko przytulił sam siebie.
         - Jak tylko odzyskam siły to sprawie, że zaczniecie tego żałować- zapewniła Maggie. – Dobra koniec tego, wcale się jeszcze nie zgodziłam- Odepchnęła od siebie ramiona znajomych.

         - Raczej nie masz tu już wiele do gadania. Jesteśmy jakieś 20km za Thousand Oaks – poinformował dziewczynę kierowca.
Nim dziewczyna zdążyła podnieść nową falę buntu w samochodzie znowu pojawił się Zayn. Trzymał w dłoniach dwie siatki wypchane przeróżnymi smakołykami. Ostatecznie udało mu się zatkać wszystkim jadaczki.  

Po około dwudziestu minutach jazdy Payne dostrzegł „wymarzone, bezwyjątkowo harmonijne miejsce do zrobienia ogniska i rozstawienia namiotów”- okazało się, iż chłopak, kupując jeden czteroosobowy dostał gratis namiot, który może pomieścić jeszcze dwie dusze.

Miejsce biwaku było polaną ukrytą pośród drzew. Całe wyglądało dosyć…misternie, ale to nie zdołało nikogo wystraszyć. Fani horrorów cale życie czekali, by ujrzeć tak tajemnicza polanę jak ta. Drzewa lekko oświetlone przez zachodzące słońce zaczynały wyglądać bardziej jak potwory niż niewinni przedstawiciele roślin. A sama łąka nie posiadała żadnego mankamentu. Była idealnie zielona w każdym miejscu.
Kiedy Horan zaparkował chłopcy zabrali się za wyciąganie z bagażnika wszelkich niezbędnych rzeczy. Za to dziewczyny obserwowały czy zza krzaków nie wyskoczy zwierzę lub ewentualnie jakiś obłąkaniec.

         - Ktoś z was musi nazbierać czegoś do zrobienia ogniska. I chodzi mi o coś drzewo podobnego, a nie o trawę – tak tylko przypominam, nie to żebym uważał was za kretynów- Tomlinson zaśmiał się do, kładąc pudło z namiotami na trawie.
Niall popatrzył w stronę lasu z przebiegłym uśmiechem na ustach. To była misja idealna dla jego wybujałych przez książki fantasy oczekiwań.

         - A ty, co będziesz robił, królu?- zapytał lokowany, zaplatając dłonie pod piersiami.
         - Ja będę sprawował władzę, która to wymaga dużo więcej wysiłku niż, rozkładanie namiotów i szukanie badyli. W sprawowaniu władzy musisz mieć uruchomione wszystkie zmysły i być czujnym, czego sami przyznacie nie trzeba robić przy wyznaczonych dla was zajęciach. Gdybym na chwilę wyłączył, choć jeden zmysł to BUM!- klasnął w dłonie przed nosem przyjaciela – i ktoś z was podpala sobie tyłek. Powinniście mi dziękować, że mam chęć wzięcia na barki tego okropnego brzemienia. Nie ma, za co - zakończył z dłonią na sercu.

Nikt nie patrzył na marchewkowego z podziwem, jakiego on wyczekiwał. Lecz nikt też nie odważył się podważyć jego słów, więc chłopaki podzielili się między sobą zajęciami.
Horan nim odszedł z Paynem w poszukiwaniu drzewa do ogniska, zasalutował szatynowi, na co ten zbył go ręką.

         - Równie dobrze mogłeś powiedzieć, że po prostu nic nie będziesz robić, bo lubisz wykorzystywać innych ludzi- powiedziała Maggie, obserwując pracę kolegów. Trzymała się za ramiona i oglądała w boki, jakby nadal bojąc się o swoje życie.
         - Widzę, że i ty nie wierzysz w moje poważne stanowisko- stwierdził szatyn i oparł swoje ciało o drzewo.

Dziewczyna zaśmiała się z chłopaka. Chwilę stali ogarnięci tylko dziwną ciszą.
         - Mam pytanie – zaczęła Maggie, a szatyn wlepił w nią swoje oczy. – W ilu związkach był Styles?

         - Mam przybliżać do dziesiątek czy setek?- odpowiedział pytaniem i obserwował szok na twarzy dziewczyny.- Żartowałem Colen, ale w sumie...kto by to liczył?

Takie wyjaśnienie w zupełności satysfakcjonowało dziewczynę. Dumała nad tym cicho, kiedy Louis niespodziewanie podarował jej swoją kurtkę moro, którą wcześniej zabrał z bagażnika.

Margaret spojrzała w górę i obserwowała Tomlinsonową twarz z bliska. Jego usta zdobił uśmiech. Co on znowu wyczynia, czemu się przybliża? Źrenice niewiasty powoli rozszerzały się w zdumieniu, kiedy do uszu pary dobiegł przeraźliwy krzyk.

         - Tu leży palec!- wołał ktoś nieprzerwanie.
Jeszcze chwilę para oglądała przerażenie w swoich tęczówkach, nim zerwała się do szaleńczego biegu. Krzyczącym okazał się być Niall, który trzymał w ramionach sporo patyków. Jego wzrok wycelowany był w trawę, a mianowicie w coś, co na niej leżało. Harry, który miał dość wrzasków schylił się i podniósł przedmiot ogólnej paniki.
         - To kamień- stwierdził i przybliżył skamielinę do blondyna- Kamień jełopie- powtórzył, a następnie wyrzucił go za siebie.

         - Wiedziałem…tak tylko chciałem was przestraszyć – Blondyn próbował ochronić swoją godność, ale autentyczne przerażenie w jego oczach zdradzało wszystkim prawdę.
W czasie, gdy Zayn zajmował się ułożeniem odpowiedniego stosu do ogniska –Liam, Shalie oraz Harry usiłowali rozstawić namioty. Oczywiście ciemny blondyn- jak to na prawdziwego obozowicza przystało rozstawił swój w ciągu piętnastu minut. Lokowany oraz brunetka mieli dużo więcej problemów, którym głównym okazał się być brak instrukcji w języku angielskim. Bez przerwy, albo liny odczepiały się, albo cały stelaż wywracał się na ziemię.

         - Ten namiot leży i się z nas śmieje. Czuję to- wyznała dziewczyny do swojego towarzysza.
         - I myślisz, że co? Że jesteś od nas lepszy, bo sobie ciągle odpoczywasz? My chociaż mamy ręce, a nie niewdzięczne sznurki- krzyczał loczek, spoglądając centralnie na swojego nowego wroga.
         - Po prostu wróćcie do pracy i udawajcie, że on nie gada z kawałkiem materiału. Z takich ludzi nie wolno się śmiać.
Louis zagonił wszystkich do przerwanych zajęć. I sprawił, że przestali oni patrzyć na Stylesa jak na świra, którym niewątpliwie był.

Liam postanowił zlitować się i pomóc przy rozstawianiu namiotu, dzięki czemu uwinęli się z tym w mniej niż kwadrans. Zayn podpalił idealnie ułożony stos i obozowicze powoli zaczynali siadać wokół ogniska na wcześniej ułożonych kocach. Słońce zaszło już całkowicie, więc płomienie świeciły się jasno w ciemności. 
Szatyn postanowił wykonać jedyną fizyczna pracę tego wieczoru i przyniósł zebranym wcześniej zakupione jedzenie.
         - A wiecie, że jutro nasz wielki dzień- przypomniał wszystkim blondyn, zajadając jakieś cukierki. Harry i Louis spojrzeli się na siebie automatycznie, ale trwało to zbyt krótko, by Mag mogła coś wyczytać z tego gestu.

         - Proszę tylko nie pozuj jak ćwok – poprosił blondyna, szatyna przypominając sobie ostatnią wpadkę przyjaciela.
         - Myślałem, że będzie fajnie, gdy zarzucę włosami jak te kobiety reklam- chłopak powtórzył ten ruch, na co oczywiście każdy się zaśmiał. Blondyn udawał oburzonego dopóki nie podsunięto mu pod nos torby z chipsami.
         - Jaki on jest piękny- zachwycał się Liam, wpatrując się w ogień przed nim niczym w obrazek – Chcę go dotknąć- oznajmił i już miał wyciągnąć dłoń, lecz został powstrzymany przez Tomlinsona.
         - Co wy byście beze mnie zrobili. Tego chcą dotykać, tego nie chcą robić. Gdyby nie ja, to ten biwak w ogóle nie miałby miejsca – zaczął Lou, wymachując rękami. – To kolejny dowód na to, że ludzie potrzebują swojego pasterza, ponieważ są niczym
         - Lou…
         - Nie przerywaj, kiedy przemawiam…na czym to ja…już mam! Ponieważ są niczym małe, bezbronne owieczki, które AAAAA!!!!!!!!!!! DUPA MI SIĘ PŁONIE!
W jednym momencie powstał chaos. Szatyn zaczął biegać, próbując pozbyć się ognia trawiącego jego spodnie. Reszta zaczęła pędzić za nim z napojem owocowym.
         - Stój, bo tylko pogarszasz sytuację- wołał Harry.
Lecz Louis go nie słuchał, biegał, drąc się. Kiedy pędził obok namiotu, który miał był zarezerwowany dla dziewczyn przez przypadek zahaczył o sznurek i również tam zaprószył ogień. Niall w ekspresowym tempie pochwycił z samochodu butelkę coli i próbował tym ugasić płonący namiot. Zayn w panice grzebiąc w swojej torbie zamiast wody wyciągnął lakier do włosów i niestety „pomógł” tym Niallowi.

         - Coś ty kurwa narobił imbecylu?!- darł się blondyn, patrząc na powiększający się płomień.

         - Ogień, ogień, ogień – rajcował się Liam.

Zdecydowanie ten żywioł dział na niego jak światło na ćmę. Malik w końcu wygrzebał butelkę cieczy i zaczął wylewać ją na płomień. Chyba cudem udało mu się wraz z Niallem opanować płomienie. 

         - Zawsze chciałem być strażakiem- obwieścił ciemny blondyn.

Ktoś będzie musiał mu kiedyś powiedzieć, że to nie zawód dla niego.

 Lou, który krzyczał, uderzając w najwyższe dźwięki ku szczęściu jego ratowników wywrócił się i mogli oni ugasić jego płonące siedzenie jakimś sokiem.
Na szczęście szatyna ogień zniszczył tylko jego spodnie. I choć jego tyłek nie był bardzo poparzony to nie zapowiadało się, by siedzenie, było teraz jego ulubionym zajęciem.
         - Stary stanowisko króla to nie fucha dla takiego debila jak ty – powiadomił przyjaciela lokowany.
Mag, odtwarzając w głowie całą sytuację, wybuchła tak niepohamowanym śmiechem, że osunęła się na kolana obok ofiary dzisiejszego obozu.
         - Bardzo śmieszne – wysyczał Tomlinson.
Nim ktokolwiek zdążył coś postanowić, Niall począł zbierać wszystko do samochodu i szykować się do odjazdu.



Notatka z dzisiaj? Kiedyś i ty spłoniesz.













WITAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!
NIE WIERZĘ, ŻE KIEDY OSTATNI RAZ DODAWAŁAM ROZDZIAŁ BYŁY WAKACJE A TERAZ MAMY JUŻ DRUGI MIESIĄC SZKOŁY.
CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ ZA PONAD 50K WEJŚĆ! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!
CHCIAŁAM WAM JAKOŚ ZREKOMPENSOWAĆ MOJA DŁUGA NIEOBECNOŚĆ I DODAJE W SUMIE TAK JAKBY DWA ROZDZIAŁY XXX
 MIAŁ BYĆ JEDEN, ALE WYSZEDŁ ZBYT DŁUGI
PROSZE O KOMENTARZE!

Jeśli mam być szczera to nie jestem zadowolona z tego co tu zamieściłam i nie pisze tego byście w komentarzach udowadniali mi, że się mylę. Po prostu ja jako autorka wiem, że rozdział jest słaby. Gdybym pisała go dwa miesiące wcześniej pewnie wyglądałby lepiej. Mój nastrój nie pomagał mi zbytnio i to nie jest dobry czas dla mojej twórczości.
Do końca przewiduję jakieś 2/3 rozdziały i wiem, że to dobry czas, aby skończyć

Ok koniec smutów
JAK TAM SZKOŁA? JA JESTEM JUŻ SKRAJNIE ZMĘCZONA HAHA
JESZCE RAZ PROSZE O KOMENTARZE I DZIĘKUJĘ, ZE NADAL TU ZAGLĄDACIE!
AKTUALNA LISTA:
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan  
 @alekslloyd  @AwwKevin @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
 
@demsixxx @karLla136 @LoveStayStrong_ 
 @hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu  @shanny_one_time @eat_love_laugh 
@BackForBlue  @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska@myswaglarry @Pinkdots19