Poszukiwania- czyli jak spadać
- Gdzie on może być?- jęknęła Margaret z rezygnacją, po raz setny zaglądając za kanapę w salonie. Faktem było, iż ona i jej wspaniała, ciemnowłosa przyjaciółka od rana szukały zagubionego przez nią telefonu komórkowego. Jednak już po paru minutach coraz mniej wierzyły w dobre zakończenie poszukiwań.
Sypialnia, pokój gościnny, szafki w łazience, łóżeczko psa, dzbanek, temperówka, lodówka, kartka na komodzie w holu, but- nic z tych rzeczy nie skrywało, ani nawet nie zakrywało zaginionego przedmiotu. Wyglądało jakby czarne oblicze telefonu Mag zniknęło, wciągnięte przez trąbę powietrzną lub inne niespodziewane zjawisko atmosferyczne.
- Dlaczego ty zawsze wszystko gubisz?! Czasami się zastanawiam czy ty masz w ogóle jakiś zmysł pamiętający o pilnowaniu własnych rzeczy- wybuchła w końcu Shalie, uważnie lustrując współlokatorkę zza stołu. Ta natomiast wolno ruszyła ramionami a po chwili zabrała się za podnoszenie i przekładanie książek na regale. Zdumiony Roxi przyszedł do salonu, by poobserwować pracę koleżanek.
- Czekaj, miałaś do siebie zadzwonić. Nie słyszałaś nigdzie żadnego dźwięku?- Przypomniała sobie brunetka i wstała na równe nogi. W pośpiechu zapewnionym przez poranne rozkazy właścicielki domu, wrzuciła na swoje ciało szarą, bardzo luźną koszulkę z kieszonką na piersi i znoszone fioletowe szorty. Panna Swift należała do tego typu osób, którym było dobrze praktycznie w każdym kolorze. Zapewne duży udział w tym udogodnieniu miały ciemne, długie włosy, które doskonale współgrały z ubraniami.
- Dzwoniłam, ale najwidoczniej padła bateria, bo telefon jest wyłączony.
Podminowana jasnowłosa skierowała się na górę, by jeszcze raz przeszukać sypialnię. Po drodze rzuciła okiem na ścianę przy komodzie, którą razem z Shalie musiały myć, ponieważ ukochani sąsiedzi zostawili na niej pamiętny napis „My wiemy wszystko”, kiedy to radośnie postanowili, pociąć bieliznę.
Gdy ostatniego wieczora wróciły do domu z wesołego miasteczka, lekko zniesmaczone spotkaniem z małpami, zjadły jedynie tort urodzinowy brunetki i grzecznie usnęły w swoich objęciach na kanapie. Wtedy Shalie zrozumiała, że piątka z domu wcale nie jest małpami. To pijawki. Małe, wijące się, obrzydliwe stworzenia, które wysysają całą energię i powodują, że w głowie same układają się idealne plany zemst oraz morderstw.
Jednak od niedawna dziewczyny bardzo powoli zaczęły oswajać się z myślą, że to właśnie one z siedmiu miliardów ludzi na świecie są skazane na sąsiedztwo z tymi paskudnymi pijawkami. Nie miały w posiadaniu żadnego pomysłu, który wypędziłby One Direction z domu obok i nie łamałby prawa. Musiały, więc po prostu zacząć się z tym godzić. Co oczywiście w ich słowniku nie znaczyło końca prześladowań zespołu.
Zemsta to ich drugie imię.
Po ostatnim niefortunnym spotkaniu nastolatki zaobserwowały, że chłopcy zmienili technikę i teraz zadecydowali naśmiewać się z dziewczyn. Zdecydowanie bardzo dobry krok, bo doprowadzał je do białej gorączki. Margaret stwierdziła, że wzmocnili strategię, ponieważ mieli dużo do czynienia z fachowcami od wojen.
A mówiąc fachowcami miała na myśli siebie.
- Szukałyśmy tu już chyba z tysiąc razy – zauważyła Shalie, wolno człapiąc za Margaret.
- Mogłyśmy coś przeoczyć – rzekła miodowo-włosa słusznie. – Lepiej zobacz jeszcze raz tamten regał. - Zamaszyście wskazała dłonią na mebel stający w rogu sypialni. Shalie wywróciła oczami, ale w końcu z ociąganiem ruszyła w jego stronę. Co chwile pomieszczenie przecinały jakieś niecenzurowane wyrazy, świadczące tylko o tym, że komórka przepadła na dobre. Ciągle wierząca Mag uparcie grzebała w szufladzie z nowo zakupioną bielizną.
Prawdę mówiąc nie należała do typu nastolatek, które były przywiązane do telefonów. Owszem, jak każda dziewczyna w jej wieku używała go w celu wysłania smsów i miała na nim przeróżne piosenki, ale nie musiała mieć go przy sobie w każdej chwili życia. Prawdopodobnie jego brak zauważyłaby później, ale jej wdzięczna przyjaciółka przypomniała o telefonie, jaki miała wykonać do swoich rodziców.
Oczywiście jak na stukniętą osobę przystało jej poczciwa, czarna komórka miała imię – Sigismund. Pieszczotliwie nazywany przez nią „Siguś”.
Ale na razie Sigusia jak nie było tak nie było. Za to współlokatorkom udało się znaleźć album z czasów ich dzieciństwa. Podczas gdy jasnowłosa we frustracji rzucała bielizną nie wszystkie strony, Shalie bez pośpiechu przerzucała strony wielkiej brązowej książki ze zdjęciami.
- Dlaczego na tej focie masz zabandażowaną twarz?- zapytała dziewczyna i wskazała z dziwną miną na zdjęcie. Zaabsorbowana Maggie usłyszawszy pytanie, odkręciła się w stronę przyjaciółki a następnie przyjrzała się temu, co chciała. Lekko zmarszczyła brwi i w zadumie wzniosła oczy do góry.
- Błędem było stawać nogą na gniazdo os. One się potem denerwują – odezwała się po krótkim namyśle.
Panna Swift chyba podświadomie czekała na taką odpowiedź, bo nie była specjalnie zadziwiona. Jej współlokatorka w młodości miała pewną specjalność „jeśli nie ma problemów to najwyższa pora by je znaleźć”, z której nieświadomie korzystała. (Choć stwierdzenie „w młodości” jest tu małym błędem, ponieważ z ładowaniem się w kłopoty idzie jej dobrze nawet, gdy trochę podrosła i z punktu widzenia medycznego powinna myśleć trochę racjonalniej).
Jednak patrząc z innej strony, Shalie w młodości też nie była święta i często to właśnie ona była prowodyrką ich chorych akcji.
Minuty mijały a Margaret stawała się coraz bardziej spięta i zniecierpliwiona. Zdenerwowana zabrała brunetce album i z powrotem zagoniła ją do pracy. Sama zaczęła przemierzać pokój w szybkim tempie, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz miała w ręku komórkę.
- Mój magiczny kamień! Szukałam go!- odezwała się gwałtownie właścicielka fioletowych szortów. W dłoniach trzymała zwykły, szary, nierówny kamyk, który z pewnością nie wyglądał by miał jakieś paranormalne właściwości. Jednakowoż dla Shalie prawda była zupełnie inna. Ta oto niepozorna rzecz w latach jej młodości chroniła ją przed złem. Zawsze zabierała kamień ze sobą na ważne szkolne testy lub wyprawy z Mag (tu naprawdę potrzebna była specjalna ochrona). Po wyjeździe swojej przyjaciółki z przykrością stwierdziła, że kamyk zniknął. Nie wiedziała wtedy, że jasnowłosa przez przypadek wrzuciła go do torby i już w czasie lotu, kiedy tylko zauważyła jego obecność, ogłosiła rodzicom, że napada na pilota i zawraca samolot z powrotem do domu. Przerażeni matka i ojciec obiecali córce, że kiedy tylko będą na miejscu wyślą kamyk do rodziny Swift’ów, ale w końcowym efekcie emocje związane z przeprowadzką sprawiły, że zapomnieli o obietnicy i ku ich szczęściu Margaret również.
- Tomlinson!- wrzasnęła nagle miodowo-włosa, jakby nad jej głową zapaliła się lampka. – Dlaczego od razu o nim nie pomyślałam? Przecież to już chyba oczywiste, że jak dzieje się cos złego to on i ci jego zawszeni koledzy są w to zamieszani- paplała jak najęta pełna oburzenia.
Shalie przestała przyciskać ukochany kamień do piersi i przeniosła wzrok na koleżankę. Kiedy sytuacja zaczęła robić się poważna szybko podbiegła do niej i kazała wziąć parę głębokich oddechów.
- Uważasz, że małpy mają twoją komórkę?- Zerknęła na nią uważnie a kiedy panna Colen pokiwała głową dodała: - Jesteś pewna? Może poszukajmy dokładniej.
Jej niepewność zniknęła, gdy Maggie opowiedziała jak w tunelu strachów Louis zabrał jej komórkę, której używała, jako latarki, by zobaczyć kogo on i jej grupa z wagonika spotkali w tunelu. Shalie dokładnie przypomniała sobie tę chwilę. Stała obok marchewki i rzeczywiście widziała jak chłopak bierze telefon jej przyjaciółki a następnie oświetla ją i dwóch swoich kolegów. W całym tym odtworzeniu wydarzeń brakowało jednak czegoś.
Momentu, w którym pasiasty oddaje komórkę właścicielce.
Być może po prostu zbyt duże zamieszanie spowodowane przybyciem techników spowodowało, że jakże znienawidzony sąsiad po prostu zapomniał zwrócić pożyczony przedmiot. Jednak w głowie miodowo-włosej nie było dla niego usprawiedliwienia- mógł go oddać potem, kiedy byli poza tunelem strachów. Nawet, jeśli ona sama zapomniała, że nie ma przy sobie swojego telefonu.
Nastolatki pozamykały dom, nakarmiły psa i szybko skierowały się do lokum małp. Shalie z pewną dozą obrzydzenia spostrzegła, że coraz częściej przemierzają tę trasę.
Nie zaprzątając sobie głowy użyciem dzwonka, nacisnęły klamkę i po prostu weszły do wnętrza domu.
Ich oczom ukazał się niecodzienny obrazek.
Nie kto inny jak Zayn Malik chodził po domu z białym mopem i najwyraźniej robił za sprzątacza, myjąc podłogę w holu. Powoli, zaczynając od stóp, zaczął mierzyć podejrzliwie nowych przybyszy.
- Widzę, że uzależniłyście się od nas. Sorry, jesteśmy jak kokaina, mogliśmy powiedzieć to wam na początku naszej uroczej znajomości – przemówił i oparł się na kiju od mopa, wbijając w sąsiadki uważny, rozbawiony wzrok.
Dziewczyny jęknęły z irytacją i podeszły parę kroków bliżej.
- Gdzie jest ta pasiasta hiena? Zdaje się, że ma coś mojego. – Jasnowłosa oparła dłonie na biodrach i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu Tomlinsona.
Nie musiały czekać długo, bo w jednej chwili do pomieszczenia wpadła trójka chłopaków, która jak na wolnych ludzi przystało paradowała w samych bokserkach.
Chyba przeżywała właśnie jakiś spór, bo blondyn wyraźnie próbował zabrać jakieś opakowanie panu marchewce, a Harry żywo nad tą dwójką gestykulował. Ale to właśnie pochłonięty konfliktem, lokers pierwszy zauważył nowe przybyszki.
- Załóżcie coś żal patrzeć na wasze orzeszki – rzuciła Shalie uszczypliwe i uśmiechnęła się z pogardą.
- Uwierz mi, że czasem coś niepozornie wyglądającego ma wielką moc – odpowiedział uśmiechnięty Styles, podchwytując temat. Nastolatki spojrzały na chłopaka z obrzydzeniem, natomiast jego koledzy pokiwali na zgodę z nim głowami. Oczywiście Louis i jasnowłosa nie byliby sobą, gdyby nie posłali sobie pełnych jadu spojrzeń.
- Weźmy na przykład was- kontynuował dalej. – Wyglądacie jakby trochę mocniejszy wiatr mógł was wywiać do Kambodży. A jak się zdenerwujecie to potraficie dać w kość – zakończył, uśmiechając się szeroko. Przyjaciółki zaintrygowały się jego wypowiedzią.
- Dzięki Styles. Nie wiem tylko czyją godność podbudowujesz swoją czy naszą- odezwała się w końcu brunetka. Mulat najwidoczniej znudzony wymianą zdań ponownie przystąpił do mycia podłogi. On również miał na sobie tylko bieliznę, ale ku szczęściu sąsiadek postanowił odziać również stylowy fartuszek.
- Daj mi piętnaście minut na górze to się przekonamy – rozochocił się lokers. Oczy brunetki rozszerzyły się do wielkości spodka. Czyżby ten nikczemny zbok właśnie zaproponował jej wykonywanie razem z nim jeszcze bardziej nikczemnych rzeczy?
Jednak najwyraźniej nie tylko ona zbulwersowała się przemową chłopka, bo za chwilę do akcji wszedł szatyn:
- Czekaj, czy ty masz zamiar mnie zdradzić?!- krzyknął i szturchnął lokersa w ramię, oczekując wyjaśnień. Ten natomiast wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Dla ciebie mam zarezerwowane całe popołudnie – oświadczył, ale nie uraczył adresata swojej wypowiedzi spojrzeniem zielonych tęczówek. Pan marchewka chyba miał dosyć przekomarzań z przyjacielem, bo po tym zdaniu nie mówił do niego nic więcej.
- Nie uczynię ci tej przyjemności Harry. Nie chce byś miał potem kompleksy do końca życia – orzekła po paru sekundowej przerwie właścicielka ciemnych kłaków. Margaret w pierwszej chwili miała ochotę przerwać rozmowę dwójki, ale po krótkim namyśle uznała, że maja czas a szkoda byłoby kończyć tak dobrą wymianę ripost. W takich chwilach miodowo-włosa zauważała, że Shalie również ma wielki dar do umiejętności potyczki słownej. A to w obecnych czasach bardzo się przydawało.
- O mnie się nie martw, kotku. A może boisz się, że przerosnę cię umiejętnościami?- dopytywał się ciekawski brunet.
- Jedyne, czym nade mną górujesz to poziom idiotyzmu – zripostowała panna Swift, uświadamiając sobie, że zbyt dużo czasu już zmarnowały w tym domu.
Zdecydowanie wolała do końca dnia nudzić się przed telewizorem niż stać tu jeszcze kilka minut dłużej.
- Skoro tak bardzo błagasz bym cię przytulił. To proszę. – Harry całkowicie ignorując wcześniejszą wypowiedź sąsiadki, przytulił ją z całej siły do swojego gołego torsu. Oczywiście dziewczyna próbowała się wyrywać, ale nastolatek miał więcej siły a na domiar złego do dwójki postanowił dołączyć spragniony czułości blondyn. Tak, więc po chwili cała trójka była w swoich objęciach. Shalie zdecydowanie nie miała możliwości ucieczki. Znowu musiała znosić ich totalnie nagą skórę na sobie. Były też tego plusy- miała czas na zastanowienie się, co takiego bierze lokers.
Iście niezakańczany i ciekawy temat.
Margaret już chciała ruszać jej na pomoc, ale właśnie wtedy zauważyła w dłoni marchewki swój telefon. Zdążyła wydać tylko cierpiętniczy okrzyk i ruszyła za nim w pogoń. Jego przewagą było to, że dobrze znał rozkład własnego domu i nie musiał zwalniać w obawie, że wpadnie na jakąś ścianę. Chłopak niczym strzała przebiegł salon, zrobił kółko wokół stołu i skierował się na schody prowadzące na górę. Jasnowłosa wysłała w jego kierunku wiązankę przekleństw a następnie pokonała sporą ilość stopni.
- Nawet nie wiesz jak nagłowiliśmy się, żeby uruchomić ten telefon...O masz numer do dyrektora szkoły? Co by tu do niego napisać…- zastanawiał się na głos pasiasty.
W tamtej chwili Maggie skarciła się za fakt, iż posiadała na liście kontaktów swojego wychowawcę, który był również jednym z głównych kierowników szkoły. Ten oto miły pan na początku roku udostępnił swoim wychowankom ten cenny dziewięcio- cyfrowy ciąg liczb tylko pod warunkiem, że klasa podaruje mu swoje.
Gdyby Tomlinson napisał coś do niego, on wiedziałby, od kogo przyszła wiadomość.
Midowo-włosa musiała ratować sytuację.
- Skąd mam pewność, że już czegoś do niego nie wysłałeś, idioto?- spytała nagle jakby w olśnieniu. Właśnie znajdowali się w jednym z dwóch pokoi na górze i okrążali łóżko kontrolując i starając się przewidzieć swoje ruchy.
Margaret miała okazję na zastanowienie się, czemu w tak wielkim domu są tylko trzy sypialnie. Ten zespół raczej do biednych nie należał a wychodziło, że muszą dzielić łóżka wspólnie lub spać na kanapie.
- Gdybym coś wysłał to pewnie twoi rodzice już by się do ciebie dobijali – tu wymusił przerwę. – A no tak przecież ja mam twój telefon- „przypomniał sobie” i musiał dodać gazu, kiedy uciekał przez próg drugiego pokoju.
Rozzłoszczona dziewczyna stawała się jeszcze bardziej niebezpieczna niż zwykle. Jednak trochę się podbudowała, kiedy zauważyła, że po schodach wspina się Niall i krzyczy coś o tym, żeby pasiasty oddał mu jego żelki. Rzeczywiście nastolatka dopiero teraz dojrzała, że w drugiej ręce sąsiad dzierży szeleszczące opakowanie słodyczy. Dwie osoby na jedną to już dobrze, nawet jeśli mają inne intencje.
Blondyn i Mag byli niemal pewni, że wygrają, kiedy zapędzili szatyna w róg pokoju, ale on pokonał swojego kolegę tekstem o tym, że za nim stoi talerz spaghetti. Zanim Horan uświadomił sobie, że marchewka zrobił sobie z niego żarty, złodziej żelek i telefonu zyskał czas by wybiec w pokoju.
Zirytowana nastolatka zaskakująco szybko wybiegła za nim. Teoretycznym błędem chłopaka, było to, że zatrzymał się przy schodach. Margaret zwinnie złapała jego ramię i tak oto dwójka zaczęła się szarpać. Może dziewczynie nawet udałoby się odzyskać swój telefon, ale straciła tę szansę wraz z chwilą, kiedy Niall który rozpędzony wpadł na nich, sprawił iż cała trójka spadła ze schodów. Boleśnie obijając się o każdy stopień. Ludzka kula z impetem upadła na podłogę w holu, która z uwagi na to, że była śliska, sprawiła, że przejechali się po niej parę centymetrów.
Kryzys nastąpił, kiedy na trójkę leżącą na ziemi spadła jeszcze rozpędzona Shalie i Harry. Jednak nie wyglądało to na koniec. Malik, który był ogłuszony przez muzykę ze słuchawek, idąc tyłem nie usłyszał ich wołania, więc zaliczył efektowną glebę o nogę Horana.
Jękom i krzykom nie było końca.
W kulminacyjnym momencie postanowili, że spróbują się podnieść, ale wyszło na tym, że ich ciała tylko bardziej się popłatały.
Byli tak mocno potłuczeni, że nie mieli nawet siły na kłótnię.
- Co robicie? – zainteresował się Liam, wyglądający jakby właśnie wstał z łóżka. Miał na sobie białą koszulkę polo i kolorowe hawajskie spodenki. Jego twarz zdobił nieodgadniony wyraz twarzy.
- Bawimy się właśnie w grę „Spadnij ze schodów i połam wszystkie kości”- rzucił sarkastycznie Louis. To właśnie na nim leżała większa część osób, ale miał więcej szczęścia niż blondyn, na którym spoczywały jego plecy.
- Ej, dlaczego zaczęliście beze mnie?- oburzył się ciemny blondyn. Zbliżył się nieznacznie do poszkodowanych i oglądał ich z góry.
- Wiesz Li…To zabawa dla dużych dzieci- odrzekł szatyn po chwili namysłu.
Gdzieś obok jego ciała znajdowała się Mag, która również boleśnie się poobijała. Przez większość czasu o tym, iż w ogóle żyje świadczyły tylko jej urywane jęki.
- To, dlaczego Margaret i Shalie grają?- zainteresował się jedyny niepoturbowany chłopak.
- Gdybym nie miała na sobie tylu ludzkich organów to z pewnością poznałbyś się z moim karate. – Nastolatka dopiero po chwili postanowiła odpowiedzieć.
Była wkurzona i strasznie bolały ją plecy, na które boleśnie upadła. Miała ochotę wyrwać szatynowi wszystkie kłaki z głowy a następnie upleść nich warkoczyki i posadzić na czubku głowy laleczki voodoo. Tak, taka kara zdecydowanie by ją satysfakcjonowała.
- Ktoś przygniata mi mojego…Styles stul szczęki!- Blondyn nawet nie dokończył zdania a już wszystkowiedzący lokers perliście się śmiał. Faktem było, że tylko lekko obił sobie nogę, więc nie był zbytnio poszkodowany.
- A miałam taką wielką nadzieję, że to tylko ręka – zaczęła wolno Shalie z pewnym zniesmaczeniem w głosie. Ona również nie ucierpiała zbyt mocno. Tak jak Harry tylko lekko obiła dolne kończyny, ale ciała leżących pod nią maksymalnie zamortyzowały ból. Skarciła się w myślach za zgodę na wyścigi po holu i salonie w celu pokazania sił.
- Jeśli wolisz by to była czyjaś ręka, to zapewniam, że najlepszą pomoc z tym znajdziesz w mojej sypialni. Choć jestem pewien, że reszta chłopaków też... - produkował się chłopak z burzą loków na głowie, najwidoczniej nie tracąc pomysłów na sprośne teksty.
- Malik, oddaj moje ramię! Muszę uderzyć lokowanego-idiotę - zarządziła brunetka i poczęła się wiercić. Nie mogła pojąć, czym zasłużyła sobie na te wyuzdane oferty, ale wiedziała, że jeśli nie rozładuje emocji na Harrym i nie wybije mu z głowy sprośnych zdarzeń z nią w roli głównej to po prostu wybuchnie i będą ją musieli zeskrobywać ze ścian.
- Nie mam jej!- zakomunikował mulat głośno, uprzednio rozglądając się dookoła. - Są tylko czyjeś nogi...- Tu zrobił krótką przerwę. - A właściwie czyje one są?! Zgniatają mi brzuch - poskarżył się chłopak.
- Skoro ty nie leżysz na moich rękach to, kto do jasnej cholery?!- Właśnie po tym wyładowaniu frustracji, grupa postanowiła wstać. Oczywiście trójka leżąca na spodzie została podeptana i nie jednokrotnie czyjś łokieć znalazł się pomiędzy ich żebrami. Ale właściwie dobrze znosili ten ból. Wyli co prawda donośnie i lamentowali, ale nie atakowali (pewnie z uwagi na poziom obrażeń).
Jednak właśnie z tej trójki jedynie pasiasty wstał bez szwanku. Jego przyjaciel i sąsiadka leżeli dalej i jęczeli na zimnej podłodze. W marchewce obudziło się parę poziomów pożałowania dla tej dwójki. Podszedł wolno do ciała jasnowłosej i gestem głowy przywołał do siebie Payne'a, który szybko zjawił się tuż obok niego. Obydwaj delikatnie złapali za ramiona dziewczyny i wolno, aby nie uszkodzić jej jeszcze bardziej podnieśli ją za nie. Po kilku chwilach hol przeciął okropny wrzask Mag. Nastolatka, aby wyrazić swój gniew mocno uszczypnęła szatyna w ramię a on spojrzał na nią smętnie, pełen poczucia winy.
Tak, oto właśnie odwieczny wróg Maggie zaczął mieć wyrzuty sumienia.
Oczywistym było, że nie spowodował tego wypadku specjalnie. On po prostu uwielbiał doprowadzać swoją sąsiadkę do stanu skrajnego szaleństwa i patrzeć na jej rozgniewaną twarz.
Gdyby wiedział, że dzisiejsze wygłupy skończą się w ten sposób, oddałby jej ten telefon od razu (jednak nie był Mojżeszem, ani nawet innym specjalnie oświeconym człowiekiem i nie przewidział tej możliwości).
Z pomocą ciemnego blondyna ułożył pannę Colen na kanapie w salonie. Po paru sekundach ciało Horana zostało posadzone na fotelu przez Malika i Harry'ego.
Cała ta akcja wyglądała jakby chłopcy przynosili martwych żołnierzy podczas wojny. Była tylko jedna mała niezgodność. Miodowo-włosa nigdy nie poległaby na wojnie. Nie po tylu obejrzanych odcinkach "CSI" i "Kości". Zbyt dużo miała w głowie planów strategii (Istnieje pewna granica pomiędzy oglądaniem serialu a obsesją na jego punkcie, lecz dla niektórych pozostaje ona niewidoczna).
Do kanapy szybko przy truchtała Shalie i od razu zaczęła wypytywać przyjaciółkę o stan zdrowia. Margaret wskazała na plecy. Ciemnowłosa odkryła kawałek bluzki przyjaciółki i spojrzała na pokazane przez nią miejsce. Faktycznie plecy dziewczyny były mocno zaczerwienione, ale ku szczęściu wszystkich nie było ran otwartych i nie wyglądało na nic poważniejszego od potłuczeń. Panna Swift uświadomiła sobie, że jej współlokatorka cierpi tak bardzo, ponieważ stłukła to miejsce już drugi raz. Pierwszym razem, gdy spadła ze stołu a teraz drugi. Niewątpliwie to wzmocniło efekt.
- Słuchaj, może trzeba jechać do lekarza. Harry zawiezie ją i zobaczymy czy to nie jest nic poważnego - zwrócił się do Shalie Louis bardzo zmartwiony sytuacją. Lokers pokiwał głową w celu potwierdzenia słów przyjaciela.
Chyba jednak przejęcie sąsiadów było zbyt duże, bo zaraz po słowach o lekarzu jasnowłosa wstała na równe nogi.
- Nie jest tak źle- stwierdziła. - Po prostu oddaj mi czopie mojego Sigismunda. Wyjdę z waszego domu i mi się polepszy. Gwarantuję.- Nastolatka położyła rękę na obolałym miejscu i lekko go rozmasowała.
Zebrani w pokoju patrzyli na nią jakby doświadczyli cudu. Zdziwiony szatyn dopiero po chwili uświadomił, że Sigismund to jej telefon, więc wygrzebał komórkę i oddał ją dziewczynie.
- Nie myśl, że nie mam pomysłu na zemstę. Wychodzę, bo jest ona zbyt dobra i nie chcę żeby w trendach na Twitterze przez następny rok siedziało hasło "R.I.P One Direction"- wysyczała, wbijając w niego oczy.
Chłopak uśmiechnął się na te zdania i poczuł jakby z serca spadał mu kamień. W każdym calu wolał, kiedy Mag była sarkastyczna i szalona, niż kiedy była smutna.
Shalie nadal nie wierząc siłom witalnym koleżanki, złapała ją pod bok i skierowała się z nią do wyjścia.
Wszyscy chłopcy oprócz Horana, który nie był w stanie ozdrowieć tak szybko jak Margaert, poszli aby je odprowadzić. Kiedy już miały przekraczać próg drzwi wyjściowych miodowo-włosa odwróciła się na pięcie i ogłosiła:
- Teraz jestem zbyt poturbowana i zapewne potem będę żałować, że nie ucięłyśmy wam jakiś cennych narządów, ale na przyszłość pamiętajcie nie będą wam odpuszczała. Nigdy więcej.
- Nie spodziewamy się tego nawet - zauważył Liam i uśmiechnął się do dziewczyn.
To zdecydowanie była najbardziej bolesna i pomylona godzina w ich życiu. A gdyby ktoś chciał zapisać ją w księdze Guinnessa znajdowałaby się w dziale "Najbardziej niefortunny splot zdarzeń w domu wariatów".
OTOO KOLEEJNYY ROOZDZIAŁ ZA WSZYSTKIE BŁĘDY PRZEPRASZAM!
CO TAM U WAS? JAK OCENY NA SEMESTR? U MNIE SŁABO , ALE NIE PĘKAM XDD
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!! OSTATNIO BYŁO BARDZO MAŁO KOMENTARZY...
TO DLA WAS TYLKO PARĘ ZDAŃ A DLA MNIE TO ZACHĘTA BY PISAĆ ROZDZIAŁY... XD
Macie tu listę czytających (kolejność bez znaczenia)
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan @beautiful_xLife @marchewkowa69 @iWantHarryHug ,
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200 @EverBeforee @_yourkitty
@Martyna_mania @Agatha_LoL @karLla136 @LoveStayStrong_
@WorldWithMagic @flying_angelsx
Jeśli o kimś zapomniałam to przepraszam najwyraźniej zagubiłam jego nick. Jeśli nadal chce być powiadamiany to niech po prostu napisze o tym w komentarzu pod rozdziałem lub napisze do mnie na tt : @Another_Crystal
wypisujcie się lub wpisujcie :)
ZAPRASZAM NA GENIALNE OPOWIADANIE MOJEJ SIOSTRY:
http://give-me-free-time.tumblr.com/opowiadanie
Historia jest o dziewczynie, która dołącza do "One Direction". Jak? Gdzie? Kiedy? Dlaczego?
A to musicie już przeczytać xd
Nie przekonałam? No to macie jeszcze zapowiedź filmową
GORĄCO POLECAM!