Zachowujmy się normalnie- czyli jak zostać wariatem
Część I
Ten wieczór zupełnie nie zapowiadał
się na szalony. Wszystko było w miarę normalne. No może z wyjątkiem wybuchu
radości rodziców Mag, którzy dowiedzieli się, że ich córka idzie na
najprawdziwszą galę z jej CHŁOPAKIEM. Tak, ten moment zdecydowanie należał do
tych, które zajmują specjalne miejsce w ludzkim życiu. Chociaż miało to swoje
plusy – ani Ben, ani Sara nie zwrócili zbytniej uwagi na produkty spożywcze leżące
wszędzie w kuchni.
Po wymianie lodówki chłopcy
niestety nie zdążyli powkładać ich wszystkich przed przebudzeniem pary.
Miodowo-włosa, która została wyściskana za wszystkie czasy z ulgą przyjęła
wiadomość, że rodzice wreszcie idą do pracy.
Po ich wyjściu większość szalonej
siódemki wygodnie rozłożyła się w salonie. Harry wziął Shalie na kolana pod
pretekstem braku miejsca, co oczywiście było nieprawdą, bo siedzieli oni sami
na wielkiej kanapie. Nikt jednak nie odważył się tego skomentować, czy też odbiec
od tematu i spytać gdzie para podziewała się zeszłej nocy.
Louis uważnie obserwował
jasnowłosą, która wbiegała na górę. Uśmiech czaił się na jego wargach, kiedy
przypomniał sobie, co widział rano.
- Myślę, że powinniśmy się już zbierać-
ogłosił Niall, wpychając sobie do buzi czekoladowy budyń.
-
Gdzie?- zdziwiła się brunetka, mocniej ściskając Harry’ego. Dzielnie ignorowała
przenikliwe spojrzenia, które posyłał jej Liam.
-
Jak to gdzie? Na zakupy- wyjaśnił blondyn, wyrzucając puste opakowanie. Shalie
zmarszczyła czoło i nerwowo poprawiła luźną bokserkę z motywem amerykańskiej
flagi oraz wygładziła dłonią dżinsowe poszarpane szorty z ćwiekami.
-
To, kiedy jest ta gala?- zapytała, nie przypominając sobie, żeby chłopcy
kiedykolwiek o tym wspominali. Cóż…To było całkiem w ich stylu.
-
Jutro o 22.00 – wzruszył ramionami lokowany, a ciemnowłosej prawie stanęło
serce. Zmierzyła wszystkich wzrokiem przepełnionym obłędem i niemal z krzykiem
pobiegła po schodach na górę. Chłopcy rzucili sobie zagadkowe spojrzenia. Jak
widać nie wiedzieli ile dla płci pięknej znaczy takie wielkie wyjście - nawet
dla Margaret i Shalie, które wzorem typowych nastolatek nie były. Małpy idąc w
ślady dziewczyn również zaczęły szykować się do wyjścia, co w ich wydaniu oznaczało
tylko założenie butów i udawanie, że ich roztrzepane włosy to długo stylizowane
fryzury pt.”po seksie” Ciemnowłosa zbiegła po schodach w dłoni, dzierżąc parę
wysokich, czarnych koturn. Harry rozmarzył się, wyobrażając sobie, jak pięknie
będą dzięki nim wyglądać jej nogi, choć w sumie zawsze były świetne. Zaraz po
niej równie szybko zeszła Mag odziana w hebanowe, skórzane spodenki, czarne
rajstopy, które miały wdrukowany motyw zakolanówek oraz luźną, białą bokserkę,
przez którą przebijał ciemny stanik. Louis mierzył ją od góry do dołu i nie
mógł wykrztusić słowa. Najwyraźniej przyszło mu dziś umrzeć przez jej wdzięki.
Dziewczyna przez zakluczeniem
domu wciągnęła jeszcze na stopy czarne, sznurowane buty za kostkę, a na głowę
włożyła wiśniową beanie z napisem „too Young to die”. Szatyn szedł z nią ramię
w ramię, a ona nie próbowała tego zmienić. Zdecydowanie coś było nie tak.
Cała siódemka wpakowała się do
samochodu przypominającego wielkością karawan.
- Witajcie w aucie śmierci pod wodzą wujka
Horana. Spinajcie cztery literki, bo zabieram was w podróż życia. – przywitał
wszystkich blondyn, machając kluczykami.
- Już cały drżę z radości- obwieścił
znudzony Malik, odwracając się, by popatrzyć na swoich kolegów – Mag mamy takie
same czapki! Kocham cię!- Mulat rzucił się ku dziewczynie, klinując się miedzy
siedzeniami, ale z pomocą Liama udało się mu wyjść z pułapki. Kiedy Horan
wreszcie ruszył Zayn nadal przyciskał do swojej piersi swoją małą sąsiadkę, co
zdecydowanie zirytowało Lou, który brał uspokajające dziesięć wdechów.
- Ok chłopie przypnij się pasami. Nie chcemy
wypadku prawda?- Szatyn zepchnął kumpla i dopilnował, by przytwierdził się do
siedzenia czarnymi tasiemkami.
Ten mały wybuch zdecydowanie
ucieszył Liama, który przytwierdził do swojej twarzy swój psychiczny uśmiech.
Mag jak to zwykła robić olała wszystkich i odwróciła się w stronę okna.
Droga do najbliższego centrum
upłynęła wszystkim w głębokiej ciszy przerywanej czasami zduszonym śmiechem
Harry’ego i Shalie.
-
Maggie nie jest ci za zimno?- zatroszczył się Tomlinson, kiedy siódemka
opuściła auto.
Dziewczyna zrobiła dziwną minę i
pokiwała przecząco głową, co jednak nie przekonało chłopaka, ponieważ zaczął
chodzić za nią i powtarzać pytanie.
-
Podzielmy się jakoś, nie będziemy łazić wszyscy razem jak jakaś wycieczka-
powiedział blondyn, rozglądając się na boki. Każdy wiedział, iż trzeba było się
podzielić, by zespół było trudniej zauważyć.
Nie wiedzieć kiedy Maggie
wylądowała w grupie z Liamem, Zaynem (braterstwo czapek) oraz Louisem
(niespodzianka).
Niall, Shalie oraz Harry przybili
ze sobą piątki i ruszyli w stronę jakiegoś butiku.
-
Okay drużyno! Do dzieła!- zaczął ciemny blondyn – Mag idziemy do ‘‘Macy’s’’ widziałem
tam bombowa kieckę.
-
Byleby tylko nie była zbyt odkryta- ze śmiechem powiedział Louis, jednak
spojrzenia, które zostały w niego wycelowane sprawiły, że spoważniał – To
znaczy…wszyscy wiemy jak skończyła Linsey Lohan, nie?- plątał się, nieco
nerwowo gestykulując rękoma. Sam nie wiedział, co się z nim działo.
-
Stary jeszcze chwila, abym pomyślał, że nie chcesz, żeby nikt oglądał naszej
pięknej sąsiadki – powiedział roześmiany Zayn, przekraczając wrota wskazanego
przez jego kolegę sklepu.
-
Chłopaki, a co z naszymi garniturami?- zainteresował się Liam, w przypływie
intelektu. W końcu flesze będą skierowane w większości na nich.
-
Po naszej ostatniej modowej wpadce- chłopcy przypomnieli sobie ich zielone
marynarki w szkocką kratę- postanowiliśmy, iż w tym roku Harry wybiera –
oznajmił Louis, oglądając jakieś bluzki.
-
Nie rozumiem, jak to Harry wybiera? Powierzyliście wybór swoich garniturów
chłopakowi, który przez większość czasu ogląda tylko kobiece partie ciała?-
Miodowo-włosa przekładała szybko wieszaki z sukienkami, które według
dziewczyny, były trochę zbyt kolorowe i strojne.
-
Wszyscy zakładamy dokładnie taki sam garnitur, więc jeśli Styles się nie
postara, to również on będzie prezentował się źle – wyjaśnił Malik, podsuwając
pod nos Maggie jakiś świecący materiał, na który niemalże od razu pokręciła
głową. W myślach przyznała, iż chłopcy jak na całą paletę ich mądrości
życiowych mieli dobra taktykę.
Zupełnie nieświadomie zaczęła
poszukiwać wzrokiem szatyna i dojrzała go nerwowo przeszukującego sukienki. Co
go tak wzięło? Zachowywał się niemal jakby był…zazdrosny i chory umysłowo.
Maggie na początku uśmiechnęła się delikatnie, ale potem skarciła się za to w
myślach. Chyba im obojgu coś stało się z głową. To zapewne przez to więzienne
powietrze, lub tego wariata z celi- tak to na pewno była jego sprawka. Rzucił
na nich jakieś swoje wariackie zaklęcie i sprawił, iż oni również są
niepoczytalni.
-
Patrz na tą!- Ciemny blondyn przysunął pod nos miodowo-włosej jasnoróżową,
koronkową tkaninę obszytą jakimiś cekinami.
Dziewczyna obrzuciła materiał i
chłopaka pełnym politowania spojrzeniem.
Mógłby mieć trochę więcej gustu
skoro jest światowego formatu gwiazdą. Ale w sumie, czego można wymagać od chłopaka,
którego najlepszy kolega zalał dom, by popływać na pontonie?
-
Ludzie idzie absolutny hit!- ogłosił Lou, przyciskając do siebie czarną
sukienkę.
Stanął przed dziewczyną i lekko
rozproszony pokazał kreację w całości. I
trzeba było powiedzieć, że przeszedł samego siebie. Góra sukienki, co prawda
miała lekkie rozcięcie na dekolcie, ale za to sięgał on, aż do szyi i był
zdobiony małymi, tandetnymi koralikami. Dół za to nie był do uratowania – zbyt
długi i ciężki.
-
Człowieku czy ty chodzisz na kurację do dr. Oetkera?- zapytał zdegustowany
Payne- Stary to nie jest prawdziwy lekarz – szepnął niby tylko do kumpla, ale
każdy to usłyszał.
-
Styl a’la mnich…Hit tego sezonu! Nikt nie oderwie od ciebie wzroku.
Szatyn nie dawał za wygraną, co
jeszcze bardziej irytowało jasnowłosą.
-
Tak, bo będą się zastanawiali, co robi ksiądz na czerwonym dywanie!- Maggie
podniosła ton swojego głosu i zamknęła oczy, by wyobrazić sobie, że ta okropna
sukienka wcale nie znajduje się dokładnie przed jej nosem.
-
Jaki tam ksiądz… najwyżej seksowna zakonnica- Tomlinson rozciągnął wargi w zbyt
przesadzonym uśmiechu i niemal wzrokiem prosił, by Maggie udała się do
przebierali z czarną sutanną.
-
Myślę, że moją sukienkę mamy z głowy. Rodzice najwidoczniej poszli na małe
zakupy- Miodowo-włosa wpatrywała się w ekran swojego telefonu, podziwiając
kreację, której zdjęcie wysłała jej mama. Czasami jednak dobrze było mieć rodzicieli
z obsesją na punkcie show biznesu. Fakt, że przejęli się czerwonym dywanem
jakby sami byli na niego zaproszeni, sprawił tylko, iż wybór ubioru dla ich
córki był jak najbardziej trafny. Pozostało dobrać tylko odpowiednie buty.
Szatyn próbował zobaczyć na
telefonie dziewczyny tajemniczą kreację, ale schowała ona urządzenie do
kieszeni swoich szortów.
Całą czwórką postanowili udać się
do najbliższego sklepu obuwniczego i szybciej skończyć zakupy, ponieważ grono
dziewczyn, które prosiły o autografy zaczęło się niebezpiecznie powiększać.
-
Witajcie w raju- szepnęła nastolatka, podchodząc do półki ze szpilkami, które
zdecydowanie były jej małą i nieuleczalną obsesją.
Z uwielbieniem przejeżdżała po
ich fakturze palcami, a jej humor uległ zdecydowanej zmianie.
-
Czy noszenie stanika boli?
Niespodziewanie przy boku
dziewczyny pojawił się Payne wraz z jego totalnie wyjętymi z kontekstu
pytaniami. Mag nie zwróciła na niego większej uwagi, ponieważ przez szybę
zauważyła jej przyjaciółkę przytuloną do boku Stylesa. O co tu chodziło? Od
jakiegoś czasu ta dwójka była nierozłączna. Zupełnie jakby byli połączeni
paktem typu ”pożyczyłem ci moją kredkę teraz będziesz moim niewolnikiem”… Lub
zlepieni tego rodzaju klejem, który do rozklejenia potrzebuje wody. Może to
właśnie było rozwiązanie? Być może ta dwójka potrzebowała, by na ich głowę
został wylany kubeł zimnej prawdy? Jednak gdyby patrzeć na to z innej strony to
nawet panna Colen zauważyła, iż para nie prezentuje się razem najgorzej.
Jak bardzo aspekt wizualny
naprawiał w głowie miodowo-włosej wyrobioną opinię o Harrym? Czyżby ludzie
potrafili zmieniać się dla drugich?
Bardzo wątpliwe.
Chyba, że Shalie i Harry
byli…zakochani.
Ta myśl uderzyła dziewczynę tak
bardzo, iż jej źrenice powiększyły się do rozmiarów spodków od kawy. To raczej
niemożliwe. Loczek to typ kobieciarza, a oni zamiast serca mają dodatkowego
penisa, który połączony jest również z ich mózgiem i kieruje ich ruchami.
Nastolatka zrozumiała, iż musi obgadać to z najlepszym przyjacielem Stylesa,
czyli Lou i dowiedzieć się, co nieco o jego podbojach miłosnych. Potem w razie
gdyby (co jeszcze nie jest potwierdzone i zupełnie nie pewne) Shalie naprawdę
była zakochana w tym zboku wszystko byłoby prościej wyrzucić z jej głowy i
serca.
Tym czasem jasnowłosa postanowiła
nie tracić zmysłów i powrócić do poszukiwania godnych jej stóp obcasów.
Jednakowoż, kiedy kontemplowała
tak nad amorami zupełnie zapomniała o stojącym obok niej Liamie, który
najwidoczniej nieprzerwanie spodziewał się odpowiedzi na jego nietuzinkowe
pytanie. Westchnęła i spojrzała w jego podekscytowane tęczówki.
-
W jakiej sondzie biorę udział tym razem?
-
Ta sonda to czysta męska ciekawość.
-
Zadręczaj kogo innego.
Margaret wyminęła chłopaka i
skierowała się w stronę innej półki.
-
Proszę odpowiedz mi. Każda inna weźmie mnie za debila.
Ciemny blondyn ponownie stanął
obok niewiasty.
-
Ja też cie za niego mam…ale już dobra. Odpowiedź na pytanie brzmi „nie”.
Payne zaczął dumać nad
wypowiedzianym przez dziewczynę zdaniem, jakby naprawdę dowiedział się czegoś
niespodziewanego.
-
Louis!- krzyknęła Maggie, zanim zaczęła biec w stronę zupełnie zagubionego
chłopaka- Przesuń się- rozkazała, a następnie pochwyciła wcześniej ukryte
obcasy w dłonie i przytuliła je do swojej piersi.
Tak właśnie odnajdywało się
obuwie w świecie Margaret Colen.
Chłopcy zaczęli oglądać zdobycz
dziewczyny i jednogłośnie stwierdzili, że pierwsze co rzuciło im się w oczy,
była ich wysokość. Zdecydowanie przekroczyła szesnaście centymetrów. Buty były
zwykłymi sandałami na słupku, ale Maggie stwierdziła, iż drzemie w nich
potencjał. Zamszowe, czarne tasiemki posiadały złote zakończenia, więc
dziewczyna uznała, iż będą idealnie pasować do jej owianej sekretem sukienki.
-
Czuję, iż te buty doprowadzą cię bajeczną droga, skąpaną fleszami prosto do
nieuniknionej, tragicznej śmierci- stwierdził szatyn, a reszta pokiwała
głowami, zgadzając się z nim.
-
Chyba po to będziesz tam ze mną, by mnie asekurować, nie?
-
Mag, nigdy nie pozwoliłbym ci upaść – wyznał marchewkowy, chwytając za
nadgarstki dziewczyny i patrząc władczo w jej oczy.
Jego uścisk po wypowiedzianej
obietnicy zacieśnił się jakby na jej potwierdzenie. Miodowo-włosa naprawdę poczuła
się jakby nic jej nie groziło, co oczywiście było irracjonalnie, kiedy przebywa
się w jednym pomieszczeniu z chłopakami, którzy mają cokolwiek wspólnego z
nazwą „One Direction”.
-
Przełykając łzy wzruszenia, muszę dodać, iż jestem prawie pewien, że Tomlinson
wziął ten tekst z jakiejś piosenki Biebera. Nie jest zbyt kreatywną bestią.
Magiczną aurę, która
niespodziewanie zaczęła niepostrzeżenie wznosić się nad parą przerwały
cierniste realia wypowiedziane w jednym zdaniu przez Zayna. Dostał on za to stójkę
w ramię od swojego kumpla-shippera, którego rzeczywiście roztkliwił ten
kradziony tekst.
Dwójka, jaka niezmiennie
pozostawała w centrum uwagi nie sformułowała ani jednego słowa, aż do samego
rytuału płacenia za obuwie przy kasie. Wtedy Louis musiał uświadomić
dziewczynie, iż on oraz jego koledzy pokryją koszty jej nowej zdobyczy,
ponieważ to oni zaprosili ją oraz jej przyjaciółkę za zakupy. W pannie Colen
oczywiście poczęły buzować feministyczne poglądy, lecz suma summarum kryzys
zażegnano i wszyscy mieli pomyślnie spotkać się z resztą watahy w sklepie
sportowym.
Już po wyjściu cała ich czwórka
mogła poczuć małą zmianę w powietrzu. Coś na kształt ciszy przed burzą. Być
może było to spowodowane tłumem gapiów, którzy chodzili za chłopakami i błagali
o wspólne zdjęcia – być może przyczyna leżała zapisana gdzieś wysoko w
gwiazdach.
Całość nieszczęść rozpoczęła się
od niewinnie wypowiedzianego zdania Liama Payne’a, który to przekraczając próg
sklepu, w którym byli umówieni z resztą, zauważył wyjęty z kontekstu i pasujący
do sytuacji jak mikrofon do choinki- czteroosobowy namiot kampingowy. Z
ekscytacją zaczął namawiać znajomych do jego kupna, ale odprawili go oni z
kwitkiem.
Prawdą było, iż każdy miał już
dosyć ciągłego chodzenia i chciał jak najszybciej wrócić do domu.
-
Hej! – krzyknął wesoło Niall, jak tylko spostrzegł resztę swoich kolegów i
koleżanek.
Zaraz za nim szła przytulona
para, w której męska jej część dźwigała papierowe torby.
Maggie okiem sępa mierzyła ich
każdy krok, lecz nie mogła skupić się dokładnie na tym zajęciu, ponieważ
towarzyszyło jej nieodparte uczucie, że jest obserwowana.
-
Shalie wybrała taką sukienkę, że jak ją zobaczycie to będziecie zbierali kopary
z ziemi- zaczął z błyskiem w swoim zboczonym oku Styles.
Przyklejona do niego brunetka
wyraźnie się oburzyła, ponieważ odsunęła się od jego ciała i poczęła wymachiwać
palcem przed jego nosem.
-
Nie wmawiaj im, że to ja wybrałam tą sukienkę. Horan mi świadkiem, że mnie
zaszantażowałeś – mówiła, dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Nie
wyglądała jednak na śmiertelnie urażoną.
Blondyn, który usłyszał swoje
imię szybko pokiwał głową na potwierdzenie słów sąsiadki.
-
Jaki tam zaraz szantaż…nazwałbym to raczej „szybką radą, chroniącą przed
zgubą”- Pokręcony patrzył majestatycznie w sufit, a lewą ręką głaskał swój
ogolony policzek.
-
Powiedziałeś, że jeśli nie wybiorę tej sukienki, udasz atak padaczki.
Panna Swift łypała rozdrażniona
na chłopaka, kiedy ten wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Żaden z zebranych nie
uznał jego pomysłu za tak zabawny, no może z wyjątkiem Malika- on uśmiechnął
się lekko, kiedy usłyszał tę historię.
Maggie czując, iż przebywanie w
tamtą dwójką spowoduje zmniejszenie jej IQ, pomaszerowała do półki ze sprzętem
służącym fanom gry w tenisa.
Nie minęła chwila, gdy przy jej
boku wyrósł Louis z wielkim bananem na twarzy. Dziewczyna objechała go wzrokiem
i wzięła jedną z żółtych piłeczek do ręki.
-
Cześć mała!
-
Jeśli jeszcze raz tak do mnie powiesz to zmasakruję twoją twarz tak, że „mała”
to będzie szansa na jej zreperowanie.
Niech żyje subtelność.
Szatyn parsknął pod nosem i
podniósł ręce do góry w geście poddania. Potem odwrócił wzrok na wianuszek
osób, które zostały powstrzymane przed wejściem do wnętrza sklepu przez
pracowników ochrony.
Jeden z gapiów był chyba bardzo zdesperowany, aby wejść,
ponieważ szarpał się z dwójką facetów i krzyczał coś głośno. Na początku Lou
myślał, że jest to jakiś niepocieszony fan, lub też zwykły klient, który chciał
wreszcie kupić sobie coś sportowego. Lecz z biegiem czasu chłopak zaczynał go
rozpoznawać. Te same patrzące nigdzie oczy, ten sam zoobojetniały wyraz twarzy-
Nawet te same ubrania.
Psychol z celi.
Pierwszą myślą po uświadomieniu
sobie tej prawdy było trafione pytanie połączone ze stwierdzeniem: „On ma ze
sobą problem i to widać, ale kim do CHOLERY jest osoba, która go wypuściła?!”
-
Lou usnąłeś, czy co? Słyszałam o osobach, które zasypiają z otartymi oczami. No
weź nie bądź chamem i opowiedz mi jak to jest.
Maggie nie pojmując powagi
sytuacji, zaczęła pstrykać palcami przed nosem kolegi i zwracać na siebie
niepotrzebną uwagę.
-
Teraz spokojnie cofniesz się i nie będziesz zadawała zbędnych pytań- wysyczał
chłopak przyciszonym tonem głosu.
Jeśli udałoby im się wyjść z pola
widzenia psychopaty, być może dzień skończyłby się bez ofiar.
-
Co ty sobie myślisz? Że jak jesteś facetem to co? Możesz mi rozkazywać? –
Marchewkowy nieprzemyślanie trafił w czuły punkt swojej sąsiadki. Rezultat jego
czynu obfitował w krzyk oraz dłonie dziewczyny, które chciały siłą wklepać do
jego głowy, jak bardzo źle się zachował.
-
Uspokój te macki.- Chłopak złapał za rozwścieczone kończyny, odwrócił
dziewczynę plecami do swojego torsu i próbował udawać przed patrzącymi na niego
ludźmi, iż to posunięcie jest w pełni zwyczajne. – Nie zwracaj na nas uwagi,
ratuję ci tyłek.
-
A myślisz, że dziewczyny nie potrafią o siebie zadbać same? Taki z ciebie
macho?!- W którymś momencie ciało dziewczyny zachowywało się jakby było bez
ustanku rażone prądem i w dodatku potrząsane, ale mimo wszystko sytuacja
pogorszyła się krytycznie dopiero, gdy Maggie zawisła w powietrzu. Bardzo
zdenerwował ją fakt, iż chłopak po prostu nie dał jej wyboru i biegł z nią w
niewiadomym dla niej kierunku, więc zdecydowała się na miotanie we wszystkie
możliwe strony.
-
Dzień dobry, jestem, widzicie mnie? – Facet z celi z nieśmiałym uśmiechem na
ustach zrównał się krokiem z pędzącą dwójką. Mag, najwyraźniej szybko kojarząc
fakty, zamarła w ramionach szatyna.
-
O. Mój. Boże- wycedziła każde słowo.
Marchewkowy rozejrzał się za
ochroną, która powinna gonić psychola, lecz nie zauważył nikogo takiego.
No tak, jeśli jesteś świrem po
prostu znasz każde tajemne przejścia – z tym się rodzisz lub wykradasz ten
patent od ruskiej mafii.
-
Wypuścili mnie na dwa dni, wiecie czemu?- spytał mężczyzna, nadal truchtając
obok pary.
Margaret oraz Lou pokiwali
przecząco głowami w odpowiedzi na jego pytanie
Wariat jednak mówił dalej.
-
Moja mama umarła- wyznał, śmiejąc się pod nosem.- To nic takiego w końcu i tak
mnie nie kochała, bo niby ‘zabiłem mojego tatę’. Skąd miałem wiedzieć, że on
nie mógł pić denaturatu. Mi nigdy nie szkodził.
Para wytrzeszczyła oczy. Sprawy
stały się poważne: psychol był mordercą. Maggie pobladła na twarzy i dostała
dziwnego rodzaju zadyszki. Jakim cudem jeszcze żyła?
Szatyn nerwowo rozglądał się za
resztą swoich znajomych, ale niestety te bestie nigdy nie znajdowały się w
pobliżu, gdy ich potrzebował. Powinien już dawno zamontować im chipy, by móc w
każdej chwili przywoływać ich do siebie.
-
Mam pytanie…Czy ja umiem mówić? Zawsze mnie to interesowało.
Mężczyzna postanowił się
rozgadać, tym bardziej przerażając swoich towarzyszy.
Szatyn wypuścił dziewczynie ze
swoich ramion, ponieważ kiedy nią niósł czas ich biegu znacznie się wydłużał. A
w niemej rozmowie postanowili uciekać jak najdalej.
-
A więc to tak… ignorujecie mnie. Może kiedy stanę się bardziej dosłowny to
pogadamy? Chłopcze oddaj mi swoją niewiastę za dziesięć krów.
Zatem psychol miał dobrą pamięć.
Miodowo-włosa czując
niewyobrażalny strach, zaczęła głośno wołać o pomoc. Dla wariata to była
prawdziwa frajda. Śmiał się perliście i hasał po sklepie niczym łania.
-
Stary tylko dziesięć? Widziałeś te nogi?- Szatyn celowo wdał się w nim w
rozmowę, by jak najskuteczniej odgonić jego uwagę od tego, iż para biegnie w
kierunku dodatkowych drzwi ewakuacyjnych.
-
Dobra jedenaście, ale jest cała moja- postawił na swoim mężczyzna.
-
Mam dla ciebie wiadomość z ostatniej chwili: wsadź sobie te krowy gdzie słońce
nie dochodzi, bo nie oddam jej nawet za 1000 jednorożcy...ale oczywiście gdybyś
wiedział, kto je hoduje i chciałby mi…- szatyn musiał ukończyć swój wywód,
ponieważ świr zaczął zachowywać się jak…świr.
Wydał okrzyk podobny do tego,
którym mógł pochwalić się tarzan i z hukiem przewrócił stojącą obok niego półkę
z ulotkami.
Sprawy potoczyły się w zawrotnym
tempie. Wrota, które miały okazać się ich wybawieniem okazały się być
zamknięte. Ani szatyn ani jasnowłosa nie przewidzieli tego, więc pobiegli w
byle jaką stronę. Oczywiście nie byli jednym umysłem, więc każdy wybrał inną. W
efekcie wariat zaczął gonić pannę Colen, którą najwyraźniej postanowił porwać.
Za nim natomiast biegł niczym młody źrebak szatyn, a dalej był już istny chaos.
Nie wiadomo dokładnie, w którym momencie Harry oraz Shalie dołączyli do biegu,
lecz wiadomo, iż nie poużywali mięśni nóg zbyt długo, ponieważ jak to na
idiotów przystało wpadli na półkę z ubraniami sportowymi, wywracając ją. Tłum
fanów sprzed wejścia podniósł krzyk zapewne w obawie o członka zespołu.
Payne za to niewzruszony uznał
ten czas za idealny do kupna namiotu, który sobie wymarzył.
-
Przestań mnie gonić!- wydarła się miodowo-włosa do napastnika.
-
Jak to zrobić?- spytał psychol, sprawiając, że dziewczyna postanowiła więcej
się do niego nie odzywać.
Zaalarmowana ochrona rozbiegła
się po sklepie, by złapać naruszających spokój publiczny osobników.
-
Louis, czemu biegniesz? Jeszcze się zgrzejesz i spocisz, a potem umrzesz-Zayn,
który przeglądał jakieś rzeczy z regału, wycelował w swojego kumpla zagubione
spojrzenie. Szatyn nie mając wystarczająco ani oddechu, ani czasu tylko wskazał
palcem na Maggie i psychola, który ją gonił. Mulat poczuł potrzebę, by chronić
swoją małą sąsiadkę. W przypływie inteligencji zadecydował, że będzie rzucał w
napastnika plecakami zdjętymi z półki.
Niall, który nie był
doinformowany po prostu poruszał się nieporadnie niczym struś z torbą na
głowie, bezcelowo drąc się w każdą stronę.
Tłum gapiów na przemian śmiał
się, płakał, krzyczał i robił zdjęcia, ale za to nieprzerwanie robił najgorszą
rzecz – tamował drogę ucieczki, nawet o tym nie wiedząc.
Ochroniarze złapali Harry’ego
oraz Shalie zaraz po tym, jak powstali z podłogi. Mieli szczęście, że nie stało
się im nic poważniejszego od wytrącenia paru komórek mózgowych. Para była
niewdzięcznie targania przez trzech dryblasów, którzy najwyraźniej w świecie
wyrzucali ich ze sklepu. Loczek widział już nagłówki wszystkich gazet „Naćpany
Styles okrada sklep z tajemniczą dziewczyną”.
-
Czemu mną tak szarpiesz? Są gorsi przestępcy niż ja- wysyczała brunetka,
próbując wyrwać swoje ramię. Oczywiście bezskutecznie.
Tłum zrobił przejście dla
wyrzutków sklepowych, a Maggie od razu postanowiła to wykorzystać i uciec.
-Odsuwać
się wszyscy ja muszę żyć!- wydarła się, przepychając każdego, kto stał na jej
drodze. Niestety psychol nie odstępował jej na krok.
Minutę po tym jak większość
znajomych brunetki i loczka opuściła sklep, oni wreszcie przepchnęli się przez
tłum wraz z ochroną.
Niall również wybiegł za nimi
nieprzerwanie wydzierając się i łapiąc za głowę.
-
Co się właśnie stało?- próbował się dowiedzieć, kiedy zobaczył przy wejściu
Liama otoczonego wianuszkiem fanów.
Nim jednak uzyskał jakąkolwiek
odpowiedź, uwagę dwójki zabrał Harry, który był niemalże niesiony przez dwójkę
facetów.
-
Stary, po co ci namiot?- zapytał, patrząc na kolegę, który trzymał w dłoniach
duże pudło.
-
To jest twoje aktualne pytanie? Harry jesteś niesiony przez ochronę. Nie wiem
czy chcę rozmawiać z kryminalistą- wyznał blondyn, badając wzrokiem sytuację.
-
Człowieku musimy odsunąć się od społeczeństwa. Jedziemy na biwak!- ogłosił
radosny Liam, ignorując wcześniejszą wypowiedź kumpla i przytulił do siebie
opakowanie.
Kiedy zebrani byli u szczytu
ruchomych schodów drzwi wejściowych, zauważyli Maggie przyklejoną do klatki
piersiowej Louisa. Z nią skakał w miejscu jakiś facet i co chwila dotykał jej
pleców. Ta oczywiście wydzierała się, czując na sobie macki świra. Sam szatyn
trzymał ją jedną ręką, a drugą się z nim szamotał. Nie był jednak na polu bitwy
sam, bo Malik również postanowił odciągać mężczyznę od jasnowłosej.
-
Ej czubie! Patrz krowa- Mulat postanowił zadziałać na napastnika inną techniką.
Zaczepił go i wskazał dłonią na wyimaginowane zwierzę – to rozproszyło jego
uwagę na tyle, że marchewkowy oraz miodowo-włosa mogli wybiec.
Ochroniarze wypchnęli Swift oraz
Stylesa z centrum, posyłając im groźne spojrzenia.
Nie mogli oni nawet sekundy
nacieszyć się wolnością, ponieważ wpadł na nich rozpędzony Zayn.
-
Uciekajcie! Ten psychol ściągnął ze ściany gaśnicę! Nie wiem, co chce z nią
zrobić, ale tu biegnie.
Dwójka jęknęła cierpiętniczo, gdy
obejrzała się w tył i zauważyła rozpędzonego psychopatę, a za nim paru
ochroniarzy.
Payne mocno przycisnął do siebie
pudło, wymijając swoich kumpli i skierował się w stronę samochodu.
-
Wszystkie owieczki muszą mieć gaśnicę- zaśpiewał facet odbezpieczając, czerwoną
butlę.
Niall w biegu wyciągał kluczyki
od auta, lecz los po prostu chciał, by sytuacja się pogorszyła i zupełnie
niespodziewanie wypuścił mały przedmiot z ręki.
-
Zginiemy – mruknęła pod nosem miodowo-włosa.
-
Horan po prostu to podnieś- Szatynowi niemal stanęło serce, kiedy dostrzegł, iż
blondyn zamiast zbierać kluczyki z ziemi zwyczajnie patrzy na nie z szokiem i
otwartą buzią. Zupełnie jakby wyrosły z posadzki niespodziewanie.
-
Oddaj mi ją, albo strzelę! – zagroził facet, szamotając się z gaśnicą.
Niall wreszcie wziął się w garść
i pochwycił kluczyki z ziemi. Sprintem dobiegł do drzwi kierowcy i otworzył
cały samochód w ekspresowym tempie, siadając za kierownicą.
Maggie otworzyła tylne drzwi i z
hukiem wpadła do wnętrza auta. Nim zdążyła wstać na jej nogi spadło ciało Lou,
który też ukończył szaleńczy maraton.
Ciemny blondyn zanim wszedł
wrzucił do środka swoje pudełko, które jakimś jedynym w tym dniu szczęśliwym
trafem upadło poza ciałami zebranych. Uśmiechnięty Payne bez pośpiechu ruszył
do drzwi pasażera.
-
Nie mam hamulcy, suwać tyłki!- ostrzegł głośno Zayn, a potem wpadł na szatyna
niczym bomba nuklearna. – Skacz Shalie, złapię cię- mulat szybko pozbierał swe
poturbowane kości i wyciągnął ręce w stronę brunetki. Dziewczyna wykonała skok
niczym sarna i znalazła się górą w ramionach mulata, a dolna partią ciała
jeszcze poza autem. Cóż…próbowała.
Loczek, który miał na ogonie
psychopatę wymachującego uprowadzoną gaśnicą, pochwycił jej kończyny i włożył
do środka i sam w ostatniej chwili wskoczył na tyły samochodu.
-
Zamrożę was!
Mężczyźnie niestety udało się
uruchomić gaśnicę. Zaczął on pryskać białą pianą przed siebie i łapiąc klamkę w
chwili, w której Styles zamykał drzwi.
-
Puszczaj to!- Siłował się loczek.
Może wszystko byłoby łatwiejsze do wykonania,
gdyby Maggie przestała bez ustanku wołać o pomoc.
-
Jedź!- wrzasnął ktoś bardzo zdesperowany do kierowcy.
Ku uciesze zebranych Horan
odpalił i z piskiem opon ruszył z miejsca parkingowego. Wariat nie dał rady
temu oporowi i puścił klamkę, wygrażając się i obiecując, że jeszcze nadejdzie
czas, w którym Margaret będzie jego.
-
Chyba umarłem- obwieścił wykończony szatyn.
Etap złażenia ze swoich ciał był
dużo bardziej bolesny, niż część, w której wszyscy na siebie wpadli.
Miodowo-włosa leżała skulona w pozycji embrionalnej do czasu, gdy Zayn nie
usadził jej prawidłowo na siedzeniu.
-
Ktoś widział moje nowe buty?- spytała z niewypowiedzianym przerażeniem w
głosie.
Lou zamachał jej lekko pogniecioną
torbą ze sklepu obuwniczego.
-
Okay powie nam ktoś może, KTO TO DO CHOLERY BYŁ?- wydarł się loczek.
-
Wariat, nie widziałeś?- zdziwił się Payne- Mam świetny pomysł gdzie możemy
wymyślić, jak to wszystko wytłumaczyć. Jedźmy na biwak!- znów powtórzył swój plan,
wymachując na prawo i lewo wielkim pudełkiem.
Mistrz genialnych planów zawsze
znał idealne miejsce i czas na ich realizację.
Jednak nie zawsze mógł
przewidzieć ich skutki.
Część II
-
Właśnie gonił nas facet z psychozą, który na śniadanie pewnie je klocki lego, a
na kolacje chodzi na spacer ze swoim krowim stadem, a ty mi tu wyjeżdżasz z
radosnym biwakiem?- oburzyła się Shalie i z wyrzutem spojrzała na Liama.
-
Ok. może to trochę nie na miejscu, ale zobacz: Niech wszyscy, którzy nie żyją,
są ranni lub potrzebują pilnej pomocy medycznej podniosą rękę – Ciemny blondyn
patrzył przenikliwe na pasażerów. Zignorował wolno unoszącą się dłoń Louisa i ponownie
wbił wzrok w ciemnowłosą – Widzisz wszyscy jesteśmy cali. Trzeba to uczcić.
Dziewczyna nie czuła dalszej
chęci do rozmowy z chłopakiem, więc machnęła na niego ręką.
-
Liam, wiem, że marzyłeś o biwaku odkąd miałeś ten sen z niedźwiedziem, ale
chyba dziś rzeczywiście nie jest dobry czas na campingowanie- pokojowo
przemówił Zayn.
Ciemny blondyn zawinął usta w
podkówkę.
-
Nie smuć się, użyjesz namiotu, kiedy indziej- pocieszył kumpla Niall, nie
odrywając wzroku od drogi.
Słońce chowało się powoli za horyzontem,
przez co jezdnia była skąpania w czerwonym świetle.
-
To nic już przyzwyczaiłem się do tego, że jestem ignorowany. Staram się nie
myśleć o tysiącu tych małych igiełek tkwiących w moim sercu, naprawdę trzymam
się – zapewnił Payne, patrząc na swoje dłonie.
Horan mocno zacisnął szczęki. Nie
daj się to tylko gra aktorska. Tylko gra…
-
Tylko proszę zignorujcie mnie też wtedy, gdy ktoś z zarządu przyjedzie dawać
nam ochrzan za dzisiejszą akcję – dodał chłopak, podziwiając krajobraz za
szybą
.
W głowach zespołu zapaliła się
żółta lampka. Wiedzieli, iż wkurzony Paul prawdopodobnie będzie skłonny nawet przybyć
do tymczasowego domu swoich podopiecznych. A jeszcze nie wiedzieli jak objaśnić
mu sklepowe szaleństwo oraz litry wody w holu i kuchni.
-
Może warto by pooddychać świeżym powietrzem- przekonywał się Tomlinson,
obserwując reakcję miodowo-włosej.
Jednakże dziewczyna tkwiła w
swego rodzaju szoku po spotkaniu z psychopatą. Zachowywała się jakby nie
docierały do niej żadne dźwięki z zewnątrz.
-
Nie ma mowy- zaprzeczyła twardo panna Swift.
-
Oj no daj już spokój… Bezinteresownie zapraszamy was na przygodę wakacji –
namawiał Liam.
-
Kiedy któryś z was używa w zdaniu wyraz „przygoda”, a mój mózg odtwarza
wszystkie sytuacje, jakie ochrzciliście tym mianem, to na moim ciele samoistnie
wytwarza się gęsia skórka – Ciemnowłosa niespokojnie poruszyła się na
siedzeniu.
-
Ej Shalie, a może to tylko przez moją bliskość?- Harry uśmiechnął się psotnie i
objął niewiastę swoim długim ramieniem.
Brunetka zaczęła się z nim na
żarty przepychać, więc kierowca uznał, że wszyscy zgodzili się na „przygodę”. Podśpiewując
pod nosem starą pijacką piosenkę wymyśloną niegdyś przez Malika, wyjechał poza
Thousand Oaks i zaczął omawiać z pozostałymi szczegóły campingu. Po jakimś
czasie Zayn wpadł na pomysł małych zakupów w sklepie spożywczym. Niestety
realizacją tego przedsięwzięcia musiał zająć się sam, ponieważ nikt inny nie
zgodził się wyjść poza bezpieczny obszar auta.
-
Gdzie my jesteśmy?- Przemówiła nagle Mag, patrząc głęboko w oczy szatyna.
-
Nie wiem. Malik poszedł do sklepu po szamu szamu na nasz biwak wakacji-
powiadomił ją Liam, ponieważ szatyn, do którego pytanie było skierowane
zapomniał, iż w ogóle mu je zadano.
-
Na jaki znów cholerny biwak jedziemy? Ktoś pytał o moje zdanie?- oburzyła się
niewiasta i już każdy wiedział, że jej okres szoku minął.
-
Oczywiście, że tak, ale ty nie reagowałaś, wiec uznaliśmy, że się zgadzasz-
wzruszył ramionami blondyn.
Jasnowłosa zamknęła oczy i wzięła
kilka głębokich oddechów. Szatyn siedzący obok niej bezwiednie zaczął wachlować
ją własnymi dłońmi.
-
Prawie zostałam uprowadzona przez zeshizowanego świra z manią prześladowczą.
Czyż nie miałam prawa odłączyć się na chwilę od świata i kontemplować nad moim
biednym losem?- zapytała spokojnie, przypominając sobie niedawne zdarzenia. –
Ja miałam prawo zapomnieć, że macie sto tysięcy beznadziejnych pomysłów na
sekundę, ale wy powinniście uszanować moją chwilę ciszy i jej nie
wykorzystywać!- wybuchła, nerwowo wymachując rękoma.
-
Oj tak się cieszymy, że jednak żyjesz- zwierzyła się ciemnowłosa. Położyła się
na kolanach szatyna, by sięgnąć do przyjaciółki i ją przytulić. Potem do
uścisku dołączył się także Tomlinson, a że Harry znajdował się dosyć daleko
przytulił sam siebie.
-
Jak tylko odzyskam siły to sprawie, że zaczniecie tego żałować- zapewniła
Maggie. – Dobra koniec tego, wcale się jeszcze nie zgodziłam- Odepchnęła od
siebie ramiona znajomych.
-
Raczej nie masz tu już wiele do gadania. Jesteśmy jakieś 20km za Thousand Oaks
– poinformował dziewczynę kierowca.
Nim dziewczyna zdążyła podnieść
nową falę buntu w samochodzie znowu pojawił się Zayn. Trzymał w dłoniach dwie
siatki wypchane przeróżnymi smakołykami. Ostatecznie udało mu się zatkać
wszystkim jadaczki.
Po około dwudziestu minutach
jazdy Payne dostrzegł „wymarzone, bezwyjątkowo harmonijne miejsce do zrobienia
ogniska i rozstawienia namiotów”- okazało się, iż chłopak, kupując jeden
czteroosobowy dostał gratis namiot, który może pomieścić jeszcze dwie dusze.
Miejsce biwaku było polaną ukrytą
pośród drzew. Całe wyglądało dosyć…misternie, ale to nie zdołało nikogo
wystraszyć. Fani horrorów cale życie czekali, by ujrzeć tak tajemnicza polanę
jak ta. Drzewa lekko oświetlone przez zachodzące słońce zaczynały wyglądać
bardziej jak potwory niż niewinni przedstawiciele roślin. A sama łąka nie
posiadała żadnego mankamentu. Była idealnie zielona w każdym miejscu.
Kiedy Horan zaparkował chłopcy
zabrali się za wyciąganie z bagażnika wszelkich niezbędnych rzeczy. Za to
dziewczyny obserwowały czy zza krzaków nie wyskoczy zwierzę lub ewentualnie
jakiś obłąkaniec.
-
Ktoś z was musi nazbierać czegoś do zrobienia ogniska. I chodzi mi o coś drzewo
podobnego, a nie o trawę – tak tylko przypominam, nie to żebym uważał was za
kretynów- Tomlinson zaśmiał się do, kładąc pudło z namiotami na trawie.
Niall popatrzył w stronę lasu z
przebiegłym uśmiechem na ustach. To była misja idealna dla jego wybujałych
przez książki fantasy oczekiwań.
-
A ty, co będziesz robił, królu?- zapytał lokowany, zaplatając dłonie pod
piersiami.
-
Ja będę sprawował władzę, która to wymaga dużo więcej wysiłku niż, rozkładanie
namiotów i szukanie badyli. W sprawowaniu władzy musisz mieć uruchomione
wszystkie zmysły i być czujnym, czego sami przyznacie nie trzeba robić przy
wyznaczonych dla was zajęciach. Gdybym na chwilę wyłączył, choć jeden zmysł to
BUM!- klasnął w dłonie przed nosem przyjaciela – i ktoś z was podpala sobie
tyłek. Powinniście mi dziękować, że mam chęć wzięcia na barki tego okropnego
brzemienia. Nie ma, za co - zakończył z dłonią na sercu.
Nikt nie patrzył na marchewkowego
z podziwem, jakiego on wyczekiwał. Lecz nikt też nie odważył się podważyć jego
słów, więc chłopaki podzielili się między sobą zajęciami.
Horan nim odszedł z Paynem w
poszukiwaniu drzewa do ogniska, zasalutował szatynowi, na co ten zbył go ręką.
-
Równie dobrze mogłeś powiedzieć, że po prostu nic nie będziesz robić, bo lubisz
wykorzystywać innych ludzi- powiedziała Maggie, obserwując pracę kolegów. Trzymała
się za ramiona i oglądała w boki, jakby nadal bojąc się o swoje życie.
-
Widzę, że i ty nie wierzysz w moje poważne stanowisko- stwierdził szatyn i
oparł swoje ciało o drzewo.
Dziewczyna zaśmiała się z
chłopaka. Chwilę stali ogarnięci tylko dziwną ciszą.
-
Mam pytanie – zaczęła Maggie, a szatyn wlepił w nią swoje oczy. – W ilu
związkach był Styles?
-
Mam przybliżać do dziesiątek czy setek?- odpowiedział pytaniem i obserwował
szok na twarzy dziewczyny.- Żartowałem Colen, ale w sumie...kto by to liczył?
Takie wyjaśnienie w zupełności
satysfakcjonowało dziewczynę. Dumała nad tym cicho, kiedy Louis niespodziewanie
podarował jej swoją kurtkę moro, którą wcześniej zabrał z bagażnika.
Margaret spojrzała w górę i
obserwowała Tomlinsonową twarz z bliska. Jego usta zdobił uśmiech. Co on znowu
wyczynia, czemu się przybliża? Źrenice niewiasty powoli rozszerzały się w
zdumieniu, kiedy do uszu pary dobiegł przeraźliwy krzyk.
-
Tu leży palec!- wołał ktoś nieprzerwanie.
Jeszcze chwilę para oglądała
przerażenie w swoich tęczówkach, nim zerwała się do szaleńczego biegu.
Krzyczącym okazał się być Niall, który trzymał w ramionach sporo patyków. Jego
wzrok wycelowany był w trawę, a mianowicie w coś, co na niej leżało. Harry,
który miał dość wrzasków schylił się i podniósł przedmiot ogólnej paniki.
-
To kamień- stwierdził i przybliżył skamielinę do blondyna- Kamień jełopie-
powtórzył, a następnie wyrzucił go za siebie.
-
Wiedziałem…tak tylko chciałem was przestraszyć – Blondyn próbował ochronić
swoją godność, ale autentyczne przerażenie w jego oczach zdradzało wszystkim
prawdę.
W czasie, gdy Zayn zajmował się
ułożeniem odpowiedniego stosu do ogniska –Liam, Shalie oraz Harry usiłowali
rozstawić namioty. Oczywiście ciemny blondyn- jak to na prawdziwego obozowicza
przystało rozstawił swój w ciągu piętnastu minut. Lokowany oraz brunetka mieli
dużo więcej problemów, którym głównym okazał się być brak instrukcji w języku
angielskim. Bez przerwy, albo liny odczepiały się, albo cały stelaż wywracał się
na ziemię.
-
Ten namiot leży i się z nas śmieje. Czuję to- wyznała dziewczyny do swojego
towarzysza.
-
I myślisz, że co? Że jesteś od nas lepszy, bo sobie ciągle odpoczywasz? My
chociaż mamy ręce, a nie niewdzięczne sznurki- krzyczał loczek, spoglądając
centralnie na swojego nowego wroga.
-
Po prostu wróćcie do pracy i udawajcie, że on nie gada z kawałkiem materiału. Z
takich ludzi nie wolno się śmiać.
Louis zagonił wszystkich do
przerwanych zajęć. I sprawił, że przestali oni patrzyć na Stylesa jak na świra,
którym niewątpliwie był.
Liam postanowił zlitować się i pomóc
przy rozstawianiu namiotu, dzięki czemu uwinęli się z tym w mniej niż kwadrans.
Zayn podpalił idealnie ułożony stos i obozowicze powoli zaczynali siadać wokół ogniska
na wcześniej ułożonych kocach. Słońce zaszło już całkowicie, więc płomienie
świeciły się jasno w ciemności.
Szatyn postanowił wykonać jedyną fizyczna pracę
tego wieczoru i przyniósł zebranym wcześniej zakupione jedzenie.
-
A wiecie, że jutro nasz wielki dzień- przypomniał wszystkim blondyn, zajadając
jakieś cukierki. Harry i Louis spojrzeli się na siebie automatycznie, ale
trwało to zbyt krótko, by Mag mogła coś wyczytać z tego gestu.
-
Proszę tylko nie pozuj jak ćwok – poprosił blondyna, szatyna przypominając sobie
ostatnią wpadkę przyjaciela.
-
Myślałem, że będzie fajnie, gdy zarzucę włosami jak te kobiety reklam- chłopak
powtórzył ten ruch, na co oczywiście każdy się zaśmiał. Blondyn udawał
oburzonego dopóki nie podsunięto mu pod nos torby z chipsami.
-
Jaki on jest piękny- zachwycał się Liam, wpatrując się w ogień przed nim niczym
w obrazek – Chcę go dotknąć- oznajmił i już miał wyciągnąć dłoń, lecz został
powstrzymany przez Tomlinsona.
-
Co wy byście beze mnie zrobili. Tego chcą dotykać, tego nie chcą robić. Gdyby
nie ja, to ten biwak w ogóle nie miałby miejsca – zaczął Lou, wymachując
rękami. – To kolejny dowód na to, że ludzie potrzebują swojego pasterza,
ponieważ są niczym
-
Lou…
-
Nie przerywaj, kiedy przemawiam…na czym to ja…już mam! Ponieważ są niczym małe,
bezbronne owieczki, które AAAAA!!!!!!!!!!! DUPA MI SIĘ PŁONIE!
W jednym momencie powstał chaos.
Szatyn zaczął biegać, próbując pozbyć się ognia trawiącego jego spodnie. Reszta
zaczęła pędzić za nim z napojem owocowym.
-
Stój, bo tylko pogarszasz sytuację- wołał Harry.
Lecz Louis go nie słuchał, biegał,
drąc się. Kiedy pędził obok namiotu, który miał był zarezerwowany dla dziewczyn
przez przypadek zahaczył o sznurek i również tam zaprószył ogień. Niall w
ekspresowym tempie pochwycił z samochodu butelkę coli i próbował tym ugasić
płonący namiot. Zayn w panice grzebiąc w swojej torbie zamiast wody wyciągnął
lakier do włosów i niestety „pomógł” tym Niallowi.
-
Coś ty kurwa narobił imbecylu?!- darł się blondyn, patrząc na powiększający się
płomień.
-
Ogień, ogień, ogień – rajcował się Liam.
Zdecydowanie ten żywioł dział na
niego jak światło na ćmę. Malik w końcu wygrzebał butelkę cieczy i zaczął wylewać
ją na płomień. Chyba cudem udało mu się wraz z Niallem opanować płomienie.
-
Zawsze chciałem być strażakiem- obwieścił ciemny blondyn.
Ktoś będzie musiał mu kiedyś
powiedzieć, że to nie zawód dla niego.
Lou, który krzyczał, uderzając w najwyższe
dźwięki ku szczęściu jego ratowników wywrócił się i mogli oni ugasić jego
płonące siedzenie jakimś sokiem.
Na szczęście szatyna ogień
zniszczył tylko jego spodnie. I choć jego tyłek nie był bardzo poparzony to nie
zapowiadało się, by siedzenie, było teraz jego ulubionym zajęciem.
-
Stary stanowisko króla to nie fucha dla takiego debila jak ty – powiadomił
przyjaciela lokowany.
Mag, odtwarzając w głowie całą
sytuację, wybuchła tak niepohamowanym śmiechem, że osunęła się na kolana obok
ofiary dzisiejszego obozu.
-
Bardzo śmieszne – wysyczał Tomlinson.
Nim ktokolwiek zdążył coś postanowić,
Niall począł zbierać wszystko do samochodu i szykować się do odjazdu.
Notatka z dzisiaj? Kiedyś i ty
spłoniesz.
WITAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!
NIE WIERZĘ, ŻE KIEDY OSTATNI RAZ DODAWAŁAM ROZDZIAŁ BYŁY WAKACJE A TERAZ MAMY JUŻ DRUGI MIESIĄC SZKOŁY.
CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ ZA PONAD 50K WEJŚĆ! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!
CHCIAŁAM WAM JAKOŚ ZREKOMPENSOWAĆ MOJA DŁUGA NIEOBECNOŚĆ I DODAJE W SUMIE TAK JAKBY DWA ROZDZIAŁY XXX
MIAŁ BYĆ JEDEN, ALE WYSZEDŁ ZBYT DŁUGI
PROSZE O KOMENTARZE!
Jeśli mam być szczera to nie jestem zadowolona z tego co tu zamieściłam i nie pisze tego byście w komentarzach udowadniali mi, że się mylę. Po prostu ja jako autorka wiem, że rozdział jest słaby. Gdybym pisała go dwa miesiące wcześniej pewnie wyglądałby lepiej. Mój nastrój nie pomagał mi zbytnio i to nie jest dobry czas dla mojej twórczości.
Do końca przewiduję jakieś 2/3 rozdziały i wiem, że to dobry czas, aby skończyć
Ok koniec smutów
JAK TAM SZKOŁA? JA JESTEM JUŻ SKRAJNIE ZMĘCZONA HAHA
JESZCE RAZ PROSZE O KOMENTARZE I DZIĘKUJĘ, ZE NADAL TU ZAGLĄDACIE!
ZAPRASZAM GORĄCO NA http://give-me-free-time.tumblr.com/opowiadanie
AKTUALNA LISTA:
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200 @EverBeforee @_yourkitty
@demsixxx @karLla136 @LoveStayStrong_
@xMissxxNothingx @Enchanted_200 @EverBeforee @_yourkitty
@demsixxx @karLla136 @LoveStayStrong_
@hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu @shanny_one_time @eat_love_laugh
@BackForBlue @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska@myswaglarry @Pinkdots19