sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 17 cz.II

        

Wesele- czyli zmiany początkiem końca


         




             Margaret Colen siedziała w ławie urzędu cywilnego i z rozżaleniem obserwowała Justina Courney’a, który miał minę zastraszonego i przerażonego, gdy patrzył na swoją nową żonę Victorię. Z chwilą, którą mówił do niej uroczyste „tak, biorę ciebie za żonę” zgodził się na życie pełne prześladowań, spełniania zachcianek zazdrosnej oraz rąbnięjętej świruski z jeszcze gorszą od siebie córką.
Ciężko jasnowłosej było zrozumieć wtedy wyraźnie wzruszonego Louisa Tomlinsona, który zajmował miejsce obok niej i wpatrywał się w parę młodą jak w obrazek.  Szatyn nawet podzielił się płócienną chusteczką z Benem i Sarą, którzy swoją drogą wylali wiadro łez rozczulenia za nową parę.

    By zapomnieć o tym żałosnym widoku dziewczyna odtworzyła w pamięci miny swoich koleżanek i kolegów ze szkoły oraz oczywiście wyraz twarzy Nicki, kiedy wysiadła z samochodu, trzymając pod ramię członka najsławniejszego boysbandu ostatnich miesięcy.  Nie przeszkadzało jej nawet, że sporo osób zaczęło robić parze zdjęcia. To zdziwienie na twarzach jej znajomych wynagrodziło każdy ból.
        - Jeśli ty też chcesz popłakać to masz tu chusteczkę. Chyba zostało nawet trochę suchego miejsca – zaproponował Louis ze łzami w oczach, podsuwając Margaret kawałek materiału pod nos.
Dziewczyna popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek i tłumiąc w sobie chęć kopniecie go w czoło z pół obrotu, pokiwała głową na boki. Szatyn oddał, więc chustkę jej rodzicom. Maggie do końca nudnego obrzędu miała czas, by zastanowić się, jak trzeba być zacofanym, aby w XXI wieku nosić płócienne chustki do nosa. 
Kiedy ceremonia wreszcie dobiegła końca, a panna młoda została wyniesiona na ramionach pana młodego, goście zaczęli wsiadać do swoich samochodów, by dojechać do sali weselnej. I choć jasnowłosa zmagała się z dziwnym uczuciem, kiedy Louis wziął ją za rękę, to wyłapała w tłumie Nicki, która szła przytulona do wysokiego chłopaka, który na pewno nie był kujonem, z którym w ukryciu chodziła. Plan Mag mógł wypalić. Już dziś ludzie mieli zobaczyć prawdziwe oblicze tej złośnicy (złowieszczy śmiech pełen grozy i zemsty).

       - Ach dzieci, cóż to była za piękna ceremonia. Mam nadzieję, że następny ślub, jaki zobaczymy, będzie wasz- rzekła rozmarzona rodzicielka Maggie, a następnie ignorując zszokowaną minę swojej córki i jej „chłopaka”, przytuliła ich mocno do siebie.
         - Mamo nie wybiegaj tak mocno w przyszłość. Wszystko się jeszcze może zdarzyć – zaczęła powoli miodowo-włosa.
        - Pamiętam jak ja zakochałam się twoim tacie i mówiłam to samo…- zaczęła się rozgadywać Sara. Teraz Maggie wiedziała, że ta droga, którą przesiedzi z nimi w aucie będzie bardzo długa. Jej rodzice potrafili być bardzo…kłopotliwi, kiedy się czegoś uczepili.
Wpakowała się do auta i starała się myśleć o wszystkim tylko nie o tym, że Ben i Sara właśnie opowiadają Louisowi, o tym jak w przedszkolu podpaliła włosy koledze, który zabrał jej zabawkę. Nie znali całej tej historii i nie wiedzieli, czym dokładnie na to podpalenie zasłużył sobie ten nieszczęśnik.
Po około dziesięciu minutach męczarni cała czwórka wysiadła przed sala weselną, która okazała się być wielka niczym Biały Dom. Victoria słynęła z tego, że wybiera na swoje śluby najdroższe i najwyborniejsze miejsca.

Ogromny budynek koloru maślanego otaczał piękny ogród oraz gigantyczna fontanna zmieniająca kolory. Przed wejściem rozłożony był czerwony dywan i złote barierki. Całość wyglądała jak wystawne przyjęcie w sercu Hollywood.
        - O patrz zgarniają telefony przed wejściem – zauważył zdziwiony Tomlinson i wskazał swojej towarzyszce osoby, które zbierały od gości komórki i podawały je do okienka w ścianie. Było to całkiem w stylu panny młodej. Już na swoim wcześniejszym weselu zarządziła to, by zebrani brali czynny udział w zabawie a nie smsowali pod stolikiem. Maggie oczywiście nie mogła pozbyć się telefonu, więc odeszła na chwilę od szatyna i włożyła sobie komórkę w ciasną u góry część serduszkowego gorsetu. Modliła się, by urządzenie nie było widoczne dla ludzi.
        - Widzę, że ostrzyłaś już kły przed wejściem na salę. – Zaśmiał się Lou, ale za chwilę został przygwożdżony do ziemi ciężkim spojrzeniem panny Colen. – Ej, tak patrzysz na ukochanego? Ty niewdzięczny pomiocie szatana. – Chłopak wyglądał na autentycznie urażonego.
Jasnowłosa w jednej chwili przypomniała sobie, że jest z nim w udawanym związku i objęła chłopaka w tali, głowę opierając o jego ramię. Tomlinson zarzucił swe marchewkowe ramię na barki dziewczyny i lekko przycisnął ją do siebie. Kolejka do wejście szybko zmniejszyła się i teraz Lougaret został oddelegowany do oddania swoich cennych urządzeń elektrycznych.

        - Młodzieńcze masz może marker?- zapytał pasiasty stojącego przed nimi młodego chłopaka, który wlepiał w szatyna oczy jakby, co najmniej obserwował lawinę z Nutelli. Po chwili jednak wręczył Lou, o co prosił, a ten bezceremonialnie napisał na swoim białym Iphonie swoje inicjały. Kiedy zauważył zszokowane spojrzenie chłopaka wytłumaczył, że nie chciał, by jego telefon pomieszał się z innymi. Biedak nie posiadał informacji o tym, że komórka zostanie położona w szafce, do której za chwilę dostanie numerek.
      - A pani?- zebrał się na odwagę chłopiec, kiedy dostrzegł, że dziewczyna nie szykuje się oddać mu komórki.
Mag przez chwilę wyglądała na zmieszaną, ale zaraz ogłosiła:
        - Jestem czysta, nie mam komórki.
I szybko, ciągnąc za rękę Lou poszła dalej po numerek dla niego. Szatyn mierzył ją zszokowanym spojrzeniem, ale już po chwili zrozumiał, iż dziewczyna posiada na swojej komórce zdjęcie, które posłuży jej do zemsty.
Kiedy tylko przestąpili próg, kelnerzy poczęstowali ich kieliszkiem różowego szampana.
Sala w środku zapierała dech w piersi. Panował w niej półmrok i tylko kolorowe światła nadawały kolor białemu wystrojowi. Okrągłe stoliki stanowiły urok całego miejsca, a jednocześnie były bardzo nowoczesne. Imponujących rozmiarów bar, którego półki od góry do domu zastawione były różnokolorowymi alkoholami, przyciągał spojrzenia przyszłych pijaków. Dużo miejsca do tańczenia zachęcało gości do rozruszania się. Co, jak co Victoria się postarała.

         - Sala dla młodzieży jest obok. Zapraszam za mną.
Przy boku Maggie zmaterializowała się dziewczyna, która wyglądała na kogoś z pracowników. Najwidoczniej nie należała do cierpliwych, ponieważ gdy nie uzyskała odpowiedzi w krótkim czasie, pociągnęła dwójkę za ręce i skierowała do miejsca, o którym mówiła. Sala dla młodzieży nie różniła się od sali dla dorosłych praktycznie niczym.  No może z wyjątkiem tego, że tu już pobrzmiewała ciężka klubowa muzyka. Oczy zebranych tam ludzi zwróciły się na wchodzącą do pomieszczenia parę. Louis był w swoim świecie. Zaczął się uśmiechać i przytulać do siebie pannę Colen. W wyniku tego jego partnerka dostała od żeńskiej części gości rozzłoszczone spojrzenia. Rozciągnęła usta w złowieszczym grymasie i splotła z szatynem dłonie. Jej lekka, rozkloszowana sukienka w kolorze intensywnego turkusu, podwiewała z każdym jej ruchem, tworząc wokół niej wesołą aurę, którą dodatkowo pogłębiał jej partner.
Para zajęła stolik wskazany przez kelnerkę. Tomlinson jak to po naukach Stylesa przystało, odsunął dla swojej „dziewczyny” krzesełko i wsunął zaraz po tym jak podziękowała mu za to soczystym buziakiem w policzek. Margaret dzielnie odpierała wszystkie pełne zazdrości spojrzenia i koncentrowała się na tym, by wyglądać na jak najbardziej zakochaną.
        - Ach, Margaret gdy patrzę na ciebie, czuję jak miłość wylewa się z mojego serca, by wpaść w czeluści twojej duszy – przemówił Tomlinson z rozmarzoną miną.
        - Ach, Lou słucham tak ciebie i pragnę, byś przestał gadać jak zjarany Romeo – to ostatnie dziewczyna dodała ciszej, z niepewną miną oglądając parę, która miała zasiąść z nimi przy stoliku.
Szatyn przyjął te zniewagę ze skwaszoną miną. Cały poprzedni wieczór poświęcił na wymyślaniu tych pełnych uczucia wyrażeń. Odrzucenie zawsze jest trudne.

        - Witam zebranych! Tutaj wasza kochana Nicki Black-Courtey! Miło mi was tu dziś gościć. Jak wiecie moja matka przebyła długą drogę w poszukiwaniach tego jedynego. Dziś zebraliśmy się tu, by uczcić zakończenie tej trasy.  Zapraszam do czynnego udziału w zabawie oraz konkursach. Kocham was moje miśki! – wygłosił swe przemówienie odwieczny wróg Maggie.
Jasnowłosa zauważyła, że Nicki na każdym ślubie swojej matki głosi tę samą przemówię, ślepo licząc, że jej rodzicielka wytrzyma ze swoim mężem dłużej niż trzy miesiące. Po zbyt długich brawach, goście przystąpili do spożywania przystawek, a następnie dwudaniowego obiadu. I choć miodowo-włosa chciała powiedzieć, że potrawy są niedobre, to nie mogła, ponieważ jedzenie było przepyszne.
       - Ej jak to jest chodzić na szczudłach? – zapytał zaciekawiony Tomlinson, wymownie patrząc na obuwie swojej partnerki.
       - A jak to jest być normalnego wzrostu…kochanie?- Margaret zauważyła, że obok ich stolika przechadza się Nicki i uważnie mierzy ją oraz marchewkowego przenikliwym spojrzeniem.
       -  Cóż to wspaniałe uczucie… Margaret nie uważasz, że oni są dziwni? – spytał cicho się Lou, wcześniej dosuwając swoje krzesełko bliżej miodowo-włosej. Wskazywał na parę, która siedziała z nimi przy stole i najzwyczajniej w świecie się obwąchiwała. Dziewczyna spojrzała na nich, a następnie zwróciła się w stronę swojego „chłopka”.
       - Coś ty, czuje się prawie jak w waszym domu. – Z lekkim uśmiechem, machnęła dłonią, a szatyn natychmiast odwzajemnił gest. Jasna głowa nie mogła pozbyć się ze swojego ciała dziwnego uczucia, kiedy znajdowała się tak blisko Tomlinsona. Nie chciała tego przyznawać przed sobą, ale cieszyła się, że tu z nią jest i sama nie wiedziała, czemu. To tylko pasiasty, który jest wkurzający i ma nie małe problemy z głową.

       - Idę do łazienki – oznajmił chłopak i ruszył w stronę toalet.
Maggie natomiast wstała i skierowała się w stronę kąta sali, by tam odczytać SMSa od Shalie. Upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu, by wyjąć telefon z dziwnego miejsca. Szybko zerknęła na wiadomość, w której przyjaciółka informowała ją, że medytacja jest super i chłopcy są jej mistrzami. Panna Colen przewróciła oczami i pobieżnie streściła jej przebieg wesela. Potem trochę siłowała się z gorsetem, by znowu umieścić w nim komórkę, co w końcowym efekcie się jej udało.
       - Mag?- zdziwił się szatyn, który zauważył swą partnerkę samotnie stojącą w ciemnym kącie pomieszczenia.
        - Nie, ciastko, które zjadłeś. Widzę światło! Ile czasu mi zostało, zanim mnie strawisz?!-  zgrywała się Mag, żywo gestykulując rękoma.
       - Ha ha ha bardzo śmieszne. Ja też widzę światło.. w twoim dekolcie- dostrzegł radosny pasiasty. – Schowałaś tam telefon? Mogłem go wziąć do kieszeni, skoro oddałaś torebkę do garderoby – zaśmiał się i wziął partnerkę pod ramię, prowadząc w kierunku ich stolika.
        - Nie jestem głupia. Psujesz rzeczy nawet wzrokiem. Mój telefon czułby się zagrożony – wymamrotała miodowo-włosa, lustrując swój dekolt w celu sprawdzenia czy telefon wreszcie się zablokował.
         - No tak widoki, które mu zapewniłaś są znacznie lepsze – uśmiechnął się pasiasty i lekko wskazał głową na biust Mag.
         - Och ty… mój zboczony skarbeńku, jak ty lubisz się ze mną droczyć.
Nastolatka zmieniła ton głosu, ponieważ nagle ich dwójka została otoczona przez liczną grupę gości, na której czele stała Nicki i jej kenowaty chłopak.
        - Cześć wam kochani! Jak się bawicie? – spytał niewinnie wróg jasnowłosej.
        - Och wspaniale. Sala nie jest tak piękna, jak moja dziewczyna, ale i tak bardzo tu ładnie– odpowiedział Louis i posłał wszystkim niewiastom, które się w niego wpatrywały wesoły uśmiech. Jak widać był przyzwyczajony do zainteresowania. Miodowo-włosa zrobiła triumfalną minę i wtuliła się w partnera.
        - Widzę, jak się kochacie, a niektórzy mówią, że w ogóle nie wyglądacie na parę. Słyszałam nawet jak ktoś powiedział, że tylko udajecie – Nicki z dramaturgią zasłoniła usta i już wiadomo było, że piłka jest w grze. Tłum wokół zaczął szeptać.
Maggie stanęła za swoim „chłopakiem” i wyciągnęła z gorsetu swój telefon. Nicki sama prosiła się o wojnę.
        - A czy przypadkiem tym kimś nie był ten chłopak? – zapytała jasnowłosa z udawanym zainteresowaniem, pokazując zdjęcie całujących się Nicki i szkolnego kujona. Jej wróg zacisnął pięści ze złości i niemal zaczął buchać parą. Jej znajomi również ujrzeli zdjęcie i poczęli posyłać swojej koleżance zniesmaczone spojrzenia. Najwyraźniej też pamiętali jak Nicki zawsze wyzywała Jakoba.  Maggie zakończyła swoją zemstę - pokazała prawdziwą twarz tej dwulicowej manipulantki. Mogła teraz odetchnąć z ulgą i uśmiechać się niczym przebiegły lis.

        - Wiecie, co zaraz zacznie się konkurs dla par. Weźcie udział to na pewno zacieśni wasze miłosne więzy – wysyczała Nicki, mocno zaciskając dłoń na ramieniu swojego partnera, który pozostawał niewzruszony i wyglądał jakby nie wiedział dokładnie, co się wokół niego dzieje.
Maggie oraz Louis zgrywali nieprzejętych, ale w ich głowach panował prawdziwy huragan.
       - Kochanie chodź na chwilę, odczepisz mi nitkę – Jasnowłosa wykonała krok w tył i odwróciła się, ciągnąc za sobą pasiastego. – Jakiś plan B? – spytała autentycznie przerażona.
Tomlinson również spojrzał na nią wystraszony i nie musiał nic mówić, by Mag zrozumiała, iż nie mają żadnego planu.
         - Po prostu weźmy w tym udział i udawajmy dalej zakochanych. Co może się stać?- W oczach chłopaka kryło się wyzwanie. Dwójka przez chwilę jeszcze spoglądała na siebie, a potem niewzruszona powróciła do Nicki i jej zgrai wyznawców.
        - Oczywiście, że weźmiemy udział w konkursie. Z moim mysiem pysiem wprost kochamy takie zabawy! A cóż powie ty i twój partner na odrobinę zdrowej rywalizacji? Również bierzecie udział? – paplała jak nakręcona jasnowłosa.
        - Oczywiście, że tak.  Widzimy się na parkiecie za chwilę!
Naburmuszona Nicki odeszła od dwójki, zarzucając długimi włosami. Panna Colen cieszyła się w duchu, że jej rodzice nie znajdują się na tej sali, ponieważ gdyby dowiedzieli się, że ich córka bierze udział w takiej zabawie, to z pewnością umarli by z nadmiaru endorfiny we krwi. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i mentalnie zaczęła się przygotowywać na bitwę. Palcami przeczesała swoje włosy, strzepała z sukienki niewidzialny kurz oraz bezceremonialnie poczęła poprawiać krawat swojego partnera. Kiedy byli już gotowi udali się na parkiet z szerokimi uśmiechami na twarzach. Ktoś ze sceny zaczął ogłaszać zasady i liczyć uczestników. Konkurs miał składać się z trzech etapów: pierwszy polegał na tym, by pary jak najlepiej zatańczyły do piosenki, która zostanie im puszczona. Po tej rundzie miało zostać tylko dwadzieścia uczestników z trzydziestu dwu zgłoszonych.  Drugi etap miał polegać na przejściu labiryntu znajdującego się na zewnątrz, a trzeci zaś etap to było zadanie wylosowane z urny. Oczywiście zwycięzca mógł być tylko jeden.

Wszystkie pary zostały zaproszone na parkiet. Mag zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem nie zabije się na swoich czternastocentymetrowych szpilkach, ale odgoniła tę myśl, ponieważ wiedziała, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
        - Życzę wam powodzenia! Wielkie brawa!- Zagrzał do zabawy ktoś ze sceny.
Spojrzenie Nicki i Mag na chwilę się skrzyżowało, więc panna Colen posłała swojemu wrogowi zwycięskie spojrzenie.
Szatyn wybrał na nich miejsce w środku parkietu. Para stanęła naprzeciwko siebie, delikatnie się uśmiechając w oprawie głośnego aplauzu. Nagle na sali zapanowała cisza, a z głośników poleciały pierwsze takty. Tomlinson od razu poznał głos Olly’ego Mursa w piosence „Dance with me tonight”

(od autorki: włączcie to lepiej sobie wszystko wyobrazicie:LINK)

Uśmiechnął się szeroko, ponieważ uwielbiał tę nutę i w dodatku znal ją całą na pamięć. Szybko położył jedną dłoń z tyłu pleców swojej partnerki, a drugą zaś splótł z jej.
       - Wiesz, co robisz?- spytała nerwowo Mag
       - Oczywiście. Po prostu poczuj tą piosenkę – rzekł Lou, zanim zaczął podskakiwać z jasnowłosą po całym parkiecie.
Na początku dziewczyna myślała, że się kompromitują, lecz potem dostrzegła, iż jurorzy patrzą na nich z uznaniem. Rozciągnęła swe usta w radosnym grymasie i poczęła bawić się razem z szatynem, który nie przestawał skakać i okręcać jej dookoła siebie.
     - I just wanna, oh baby. I just want you to dance with me tonight. So come on, oh baby, I just want you to dance with me tonight! - Zaśpiewał Louis głośno wraz z Ollym. Prawdę mówiąc Maggie bardzo spodobał się wokal jej partnera.
W czasie drugiej zwrotki dziewczyna postanowiła okręcić Lou dookoła własnej osi. Widownia oszalała, kiedy zaczęła kołysać biodrami w czasie jego obrotu. Szatyn zaśmiał się w głos i przechylił swoją partnerkę tak, że jej włosy dotykały parkietu i utrzymywały ją tylko silne ramiona. Za ten wyczyn para również dostała ogromne brawa. Sukienka skakała razem z jej właścicielką, kiedy wykonywała różne sekwencje ruchów z Lou. Na szczęście duża ilość warstw tiulu nie pozwoliła zobaczyć widowni zbyt wiele, mogli oglądać jej uda tylko czasami za turkusową mgiełką.
Na nieszczęście Mag i Louisa, Nicki wraz z jej partnerem również dawali sobie radę.
        - Podniosę cię- zaproponował roześmiany Louis przy którymś z obrotów swojej partnerki.
       - Nawet o tym nie myśl. Zabiję cię jak będzie mi widać majtki- wysyczała jasnowłosa, lecz na próżno, ponieważ szatyn za chwilę chwycił ją obiema rękami w tali, podniósł i zaczął okręcać się tak, że sukienka pęknie otoczyła nogi dziewczyny. Okrzykom i oklaskom nie było końca. Kiedy chłopakowi znudziło się trzymanie jej w górze złapał ją pod kolanami oraz na plecach i lekko podrzucił, by znów uzyskała pion. Piosenka dobiegała końca. Szatyn wydostał swą dłoń z uścisku dziewczyny i zaczął wypstrykiwać nią rytm piosenki, nie przestawiając śpiewać. Miodowo-włosa również zaczęła stukać rytm i wykonywać ostatnie podskoki. Wraz z ostatnim słowem Olly’ego dziewczyna przysunęła się do swojego „chłopaka” i ucałowała go teatralnie w policzek. Widownia zaczęła głośno klaskać i wiwatować. Zmęczona para natychmiast zgarnęła z tacy kelnera szklanki z wodą. Maggie była z siebie dumna, ponieważ nie złamała nogi, a co więcej zatańczyła bardzo dobrze.

      - Nie sądziłam, że tak dobrze tańczysz – pochwaliła chłopaka.
      - Kochanie w końcu jestem Louis Tomlinson. Taniec to pestka w porównaniu z życiem w mojej zwariowanej rodzinie – odparł chłopak i głośno się zaśmiał. – Poza tym ty też nie byłaś najgorsza.
      - W końcu jestem z rodziny Colenów. Taniec jest genetycznie wbudowany w moje DNA.- Orzekła radosna dziewczyna poprawiając włosy i chwaląc swój gorset za to, iż utrzymał telefon w środku.
      - Gratulujemy wszystkim parom. Byliście niesamowici! Jednak tylko najlepsza dziesiątka przechodzi dalej. Kolejność wyczytywania osób i nazwisk jest przypadkowa: Margaret Colen oraz Louis Tomlinson, Nicki Black- Courtney oraz Steven McJak…
Jasnowłosa wpadła w objęcia szatyna, lecz chwilę potem oprzytomniała i po prostu lekko się w niego wtuliła. Chłopak wydawał się być lekko zawiedzony, ale nadal się szczerzył. Kiedy dziesięć par zostało już wybranych wszyscy przenieśli się do ogrodu. Zapadał już zmrok, co dodatkowo miało utrudniać poruszanie się w labiryncie, który swoją drogą był ogromny. Uczestnicy pozostali przy swoich wejściach do krętej ścieżki, a widownia skierowała się wraz z jurorami do miejsca, w którym uczestnicy wyjść. Mag cieszyła się, że droga wyłożona jest kostką, bo średnio widziała się w szpilkach przemierzającą grząski grunt.

         - Maggie powodzenia!- krzyknęła Nicki do jasnowłosej, a następnie pokazała jej środkowy palec. Gdyby nie ramię Louisa, które zatrzymało jego partnerkę przed biegiem w stronę wroga, to z pewnością Nicki byłaby już trupem.  
        - Nie daj się sprowokować skarbie – powiedział, a następnie położył jej dłonie na barkach, by utrzymać ją w miejscu. Dziewczyna zaczęła ciężko sapać, by potem pokazać palec swojemu wrogowi.
       - Okay do labiryntu możecie wchodzić za 3…2…1! Start!- Uczestniczy usłyszeli polecenie, a potem zaczął się szaleńczy bieg pośród wysokich zarośli. Lou oraz Maggie trzymali się za ręce, by przypadkiem nie oddalić się od siebie.
       - Czekaj Lou muszę zdjąć buty! – krzyknęła zziajana dziewczyna, a potem poczęła zsuwać obuwie ze stóp. Louis pomógł jej w tym, a następnie wziął ją na barana, by się nie pokaleczyła. Przemieszczał się szalenie szybko jak na kogoś, kto ma na sobie około pięćdziesiąt kilo bagażu. Dziewczyna puściła się jedną dłonią, by wygrzebać ze swojego dekoltu telefon. Po niemałych trudnościach włączyła w nim latarkę i zaczęła przyświecać im drogę. Jednak labirynt zdawał się nie mieć końca.
       - Mag nie jest dobrze, często miewam sen podobny do tego, co tu się teraz odgrywa i na końcu zawsze zjada mnie zmutowany Niall oraz jego głodne dzieci – ogłosił nagle Tomlinson.
       - Chodź stańmy na tym. Może coś zobaczymy- zaproponowała Maggie, kiedy po raz kolejny mijali brązową ławkę.
Szatyn odstawił dziewczynę na nią, ale jedyne, co zauważyła to pająk, który właśnie pożerał jakąś muchę. Miodowo-włosej od razu na myśl przyszedł Horan(nie wiedzieć, czemu). Pasiasty również okazał się być zbyt niski, by coś ujrzeć. Jak w zwolnionym tempie spojrzał na swoją partnerkę, a ta zmarszczyła brwi, zanim zaczęła ruszać głową na boki, by wybić chłopakowi z głowy coś, co zapewne było kolejnym porąbanym pomysłem, który skończy się wizytami w jakimś szpil atu psychiatrycznym. Szatyn jednak niewzruszony złapał towarzyszkę za biodra i uniósł do góry. Dziewczyna wyciągnęła szyję jak najbardziej umiała i pierwszym, co ujrzała była meta, która znajdowała się tuż obok nich.
    -O Boże jesteśmy tuż obok! Wiem jak iść! – Dziewczyna zeskoczyła z ławki, a zaraz po niej Lou. Zaczęli pędzić niczym błyskawice w stronę mety, nie puszczając swoich rąk. Co oczywiście było dziwne.
Mag pokonała ostatni zakręt i ujrzała wyjście. Ludzie zaczęli głośno klaskać, a oni uśmiechnięci biegli dalej w stronę urny, z której wylosowali małą kartkę. Maggie szybko oddała kawałek papieru komuś z organizatorów zabawy, by przeczytał go na głos.
     - Macie farta: Wylosowaliście francuski pocałunek – zabrzmiało w głośnikach, a w głowach Mag oraz Lou odbiło się tysiące razy. Widownia zaśmiała się najwyraźniej sądząc, że prostszego zadania para nie mogła sobie wylosować.
Jasnowłosa odwróciła się w stronę swojego „chłopaka” i patrzyła na niego uważnie. Różnica wzrostu jaka pomiędzy nimi panowała została pogłębiona, ponieważ szpilki, które dodawały dziewczynie niezbędnych centymetrów, teraz znajdowały się w jej ręku. Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli, a jedną dominującą było pytanie : „dlaczego głowa Louisa jest coraz bliżej?” Mag patrzyła w zbliżające się oczy Louisa, a jej ciałem zawładnęło to dziwne uczucie, którego ostatnio często doświadczała przy szatynie oraz autentyczne przerażenie.

Po chwili w oprawie głośnych wiwatów i oklasków usta Louisa spoczęły na ustach jego partnerki.  Chłopak zaczął leniwie nimi poruszać, sprawiając, iż dziewczyna zaczęła robić to samo. Jej ręce spoczęły na klatce piersiowej pasiastego, a zaś jego ramiona objęły jej ciało i przysunęły bliżej do swojego. Szatyn polizał dolną wargę dziewczyny, a ta ze zdziwiona otworzyła usta, co oczywiście pan marchewkowy wykorzystał, wsuwając w nie swój język. Margaret czuła się, co najmniej dziwnie, całując Tomlinsona. Sama nie mogła siebie rozszyfrować. W dodatku jej nogi zaczynały zachowywać galareta na silnym wietrze. Ich języki zaczęły masować siebie nawzajem i toczyć walkę o dominację, a gdy zaczynało brakować im powietrza, para wolno odsunęła się od siebie.
Głośne wrzaski tłumu zagrzewały do jakiegoś zadania kolejną dwójkę, a Margaret oraz Louis stali spokojnie i próbowali patrzeć wszędzie tylko nie na siebie. Serce dziewczyny nadal mocno tłukło w jej piersi, a ona nie wiedziała, czy było to spowodowane wcześniejszym biegiem, czy też pocałunkiem.

       - Czas dobiegł końca. Labirynt udało się pokonać pięciu parom, proszę o wielkie brawa! Jednak jak to w każdych konkursach bywa zwycięzca może być tylko jeden. Tytuł najlepszej pary wieczoru otrzymuje…uwaga…jeszcze chwila…Bianca Wark oraz Tom Brown! Proszę o aplauz! – wykrzyknął prowadzący, momentalnie sprawiając, że miny Mag i Lou zrzedły. Nicki i jej partner również nie wydawali się być zadowoleni.
Wszyscy zaczęli kierować się do pomieszczenia gdzie czekał już pokrojony tort o smaku czekoladowo- bananowym. Jednak jasnowłosa straciła chęć do jedzenia podobnie jak jej partner. Dwójka skierowała się do sali dorosłych, by zobaczyć jak bawią się Sara oraz Ben. Zabawa tam trwała w najlepsze, jednak większość osób zbiła się ciasną grupką przy jednym ze stolików. Maggie miała złe przeczucia. Pociągnęła Louisa w tamto miejsce.
       - Biorą ślub w lipcu przyszłego roku. Tak w kościele świętego Ignacego. Wszyscy jesteście zaproszeni!
       - Zdrowie nowej przyszłej pary Louisa Tomlinsona i Margaret Colen!
Do uszu pary doleciały strzępki czyjejś przemowy i dziewczyna od razu rozpoznała głosy swoich rodziców.
      - O Boże wiedziałam, że jak ubzdurają sobie ślub, to po pijaku będą o nim gadać- zaczęła mamrotać pod nosem Maggie, jednocześnie przedzierając się do stolika.
      - Wiesz, co jest najgorsze? Ja też wiedziałem.- odparł szatyn, uświadamiając sobie, jak bardzo poznał rodziców swojej udawanej dziewczyny.
       - A o to i oni! Są jak gołębie, które powoli opuszczają dziuplę – przedstawił ich Ben, który wyglądał na bardziej wstawionego, niż dane było przewidzieć jego córce.
       - Och, przyszedł mój synek!- Sara przytuliła się do chłopaka i przyjaźnie pociągnęła go za policzek.
       - Tato czas się zbierać- zarządziła miodowo-włosa i pociągnęła swojego rodziciela za rękę.
      - Ale ja nie chcę – zaczął rozpaczliwe mamrotać mężczyzna.
Matką Mag zajął się Lou. Lekko pociągnął ją za łokieć, kiedy ta przelotnie żegnała się ze swoimi znajomymi. Ku radości wszystkich nie stawiała większego oporu. Gdy cała czwórka zabrała już swoje rzeczy z garderoby, Mag odstawiła swojego tatę przy samochodzie.

      - Jak dobrze, że bierzesz ten ślub. Nie chciałbym, by moja jedyna córka została stara panną – przemawiał mężczyzna, kiedy Maggie szukała w jego kieszeni kluczy do samochodu. Dobrze wiedziała, iż jej rodzicom do zmiany nastroju wystarczają proste bodźce na przykład: telefon, kot… lub ślub. Więc darowała sobie odwodzenie ich przygotowań do zbliżających się zaślubin, by nie płakali rzewnie w aucie.
      - Ja prowadzę!- zgłosił się Louis, a po chwili w jego dłoniach wylądowały kluczyki, którymi otworzył samochód. Para trochę musiała się pomęczyć, by posadzić rodziców na tylnych siedzeniach i upiąć ich w pasy, ale w końcu doszli do celu. Mag zajęła miejsce pasażera i czekała, aż Lou zasiądzie za kółkiem.
Kiedy jego ciało znów znalazło się blisko niej dziewczyna poczuła to dziwne uczucie.
Ich spojrzenia spotkały się i szatyn postanowił lekko się uśmiechnąć. Margaret jednak nie odwzajemniła gestu zbyt pogrążona w myślach.
Gdy wreszcie dojechali na drogę wylotową prosto do domu Colenów, wybijała pierwsza w nocy.

       - Co to tego zadania to…CO U LICHA?!- Marchewkowemu nie było dane dokończyć wcześniejszego zdania, ponieważ ujrzał przed sobą wóz policyjny, który najwyraźniej kontrolował pojazdy i wybrał auto Colenów. Szatyn zjechał na bok i brać głębokie oddechy.
      - Louis, co się teraz dzieje?- spytała rozsądnie, Maggie
      - Dobry wieczór proszę dokumenty do kontroli- powiedział policjant zaraz po tym jak szatyn zsunął szybę.
      - Nie mam – odparł bezceremonialnie chłopak.
      - Co?! Jak to nie masz?! W sumie to przecież nic już mnie nie powinno zaskoczyć. Miałam twój język w ustach – mamrotała pod nosem dziewczyna. Policjant zmarszczył czoło.
      - Nie mam, bo gdy dowiedziałem się, że jedziemy z twoimi rodzicami to oddałem je chłopakom, żeby odłożyli je do moich dokumentów – wyjaśnił marchewkowy dziewczynie.
      - Przykro mi musicie jechać z nami na posterunek – oznajmił policjant.
Lou oraz Mag jęknęli błagalnie, zaś państwo Colen poczęli cieszyć swe buzie jakby naprawę \stało się coś fajowego.


Zapowiadała się długa noc pełna cel i twardych łóżek.








NOOO HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!!!!!!
JESTTT NOWYY WAKACYJNY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!
JAK WAM SIĘ PODOBA? BŁEDÓW PEWNIE JEST SPORO BO NIE SPRAWDZAŁAM XD
JAK TAM WAKACJE MOI DRODZY? U MNIE ZAJEBISCIE XD
PROSZE O KOMENTARZE!!!!!!!!!! DZIEKUJE ZA PRAWIE 40 TYŚ WEJŚC!

LISTA POWIADAMIANYCH:
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan  
 @alekslloyd  @AwwKevin @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
@Martyna_ma @karLla136 @LoveStayStrong_ 
 @hideanemptyface @AwMyBooBear 
@luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu  @shanny_one_time @eat_love_laugh 
@BackForBlue  @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 17 cz.I

Zbzikowany czwartek i rąbnięta sobota - czyli nigdy nie wierz butelce






Zbzikowany czwartek

         Ten czwartkowy dzień od samego rana nie wyglądał normalnie. Najpierw rodzice Mag zachowywali się wyjątkowo spokojnie, potem Roxi nie rzucił się na swoją ukochaną miodowo-włosą z mokrymi pocałunkami, a około godziny dziesiątej przez ulicę przejechała najprawdziwsza dorożka. Zaraz po tym dziwnym zdarzeniu do drzwi Colenów zapukał listonosz i wręczył w ręce Sary kopertę, w której było zaproszenie na ślub Victorii Balck i Justina Courtney’a, który miał odbyć się już w sobotę. To oznaczało dwie rzeczy: po pierwsze Nikki Black będzie znana teraz jako Nikki Courtney, a po drugie Justin Courtney będzie kolejnym pechowcem, który został złapany w szpony Victorii. Nie pozostaje nic innego, jak tylko współczuć.
Pewnie gdyby nie to, że Mag ma haka na swojego wroga, to teraz na kolanach prosiłaby rodziców, żeby nie iść na to nieszczęsne, wystawne wesele.

Jednak po ujrzeniu Nikki ze szkolnym kujonem sprawy potoczyły się trochę inaczej. Teraz to Margaret mogła odegrać się na nieznośnej dziewczynie i od razu podbudować opinię Jakoba. Nigdy nie lubiła, jak popularni ludzie robili sobie żarty z uczniów, którzy uczyli się lepiej od nich. To nie ich wina, że nie mieli zbyt bogatego życia towarzyskiego i woleli przedmioty ścisłe od imprez.
Pozostał jednak jeden malutki problem. Margaret musiała znaleźć chłopaka, który byłby zgodny z opisem, jaki zna jej wróg. Bądź, co bądź ciężko jest znaleźć wolnego greckiego Boga. Shalie oraz miodowo-włosa musiały wytężyć mózgownice i zastanowić się, kto mógłby pomóc. Usiadły, więc rozpromienione na tarasie i zaczęły w notesie wypisywać nazwiska chłopaków, których znały. Kiedy skompletowały wszystkich przystąpiły do selekcji.
     - Tom Roxon – przeczytała wolno z kartki panna Swift.
Jej przyjaciółka zmarszczyła brwi i spróbowała przypomnieć sobie kolegę z klasy.
      - Skreśl od razu wszystkich uczniów. Nie chcę iść na to wesele z człowiekiem, który ma dwucyfrowe IQ – rzekła po chwili namysłu Maggie.
Nie było sekretem, że nastolatka średnio dogadywała się ze swoimi szkolnymi kolegami. To był prosty układ „nie lubię was, bo wy nie lubicie mnie”. Każdy z budy wiedział, że panna Colen jest, co najmniej dziwna, agresywna, zawsze naładowana energią i sarkastyczna. Te cechy zdecydowanie ostudzały zapędy potencjalnych zalotników oraz  budowały spory dystans.
       - Facet od pizzy - z ust ciemnowłosej padł kolejny kandydat.
       - Nie zgodzi się po tym jak przez moją mamę wywalili go z pracy – orzekła jasna głowa, przypominając sobie jak jej rodzicielka siłą zaprosiła chłopaka na kolację, a ten tracąc poczucie czasu zasiedział się i zapomniał o zamówieniach. Telefon, który dostał od szefa nie należał do najmilszych. Krzyk jaki wydobywał się ze słuchawki usłyszeli wszyscy przy stole, choć nie był włączony system głośnomówiący.
       - Ten nie, ten też, ten tym bardziej. Hmm… Rayan Sparks.
Właścicielka ciemnych pukli z nadzieją spojrzała na swoją przyjaciółkę.
       - Mówiłam ci żebyś go nie wpisywała. Koleś pojechał na jakiś obóz walczyć z nadwagą, więc tak jakby jest niedostępny – westchnęła Mag.
Zaczynała powoli tracić nadzieję, ale nie mogła się poddać, kiedy już była tak blisko utarcia Nikki nosa.
        - Więc został tylko twój tata – panna Colen spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem – i jeszcze oni. – Wskazała dłonią na dom obok.
Jasnowłosa jęknęła i sama sprawdziła listę w poszukiwaniu kogoś innego. Szybko zrozumiała, że nieskreślona pozostała tylko piątka jej sąsiadów. Tu już nawet nie chodziło o to, że nie zawsze dogadywała się z tym zespołem. Teraz górę przejęła godność i honor dziewczyny – nie chciała ich o nic prosić, lecz z drugiej strony nie miała wyjścia.

Za radą swojej przyjaciółki wzięła kilka kojących wdechów i wydechów, a potem ruszyła w stronę sąsiedniego mieszkania z niepewną miną.
       - Czekaj, czy łapią się w kryteria? – zapytała rozsądnie Mag, gestem dłoni zatrzymując swoja przyjaciółkę.
Dziewczyny myślały nad tym chwilę.
       - W sumie dziewczyny mdleją na ich widok, no i co tu się oszukiwać do szpetnych nie należą – zaczęła wolno brunetka. Na te słowa jej kompanka pokiwała głową i zrobiła dziwny grymas.
      - Spadłam tak nisko – wyszeptała pod nosem.
Przyjaciółka poklepała jej ramię i uśmiechnęła się bez wyraźnego powodu.
Oczywiście jak na piosenkarzy/ małpy przystało najpierw było ich słychać, a dopiero potem widać. Zanim dziewczyny dobrnęły przed ich furtkę wiedziały, że piątka wariatów znajduje się na zewnątrz.
Po wkroczeniu na ich posesję od razu zauważyły trójkę chłopaków odbijających do siebie piłkę siatkową oraz pozostałą dwójkę opalającą się na leżakach. Shalie już miała witać się z sąsiadami, kiedy jej uwagę przykuł Harry – a mianowicie jego nagi tors pokryty czarnymi tatuażami. Brunetka wcześniej już widziała chłopaka bez koszulki, ale dopiero teraz, gdy chłopak spokojnie spał na leżaku, z głową zakrytą słomianym kapeluszem, mogła się mu dokładnie przyjrzeć.
Tatuaże robiły wrażenie i szczerze mówiąc zaczęły podobać się dziewczynie.
Na leżaku obok Stylesa grzał swoje cztery litery Niall Horan, lecz ku zasmuceniu ciemnowłosej nie posiadał żadnych obrazków na ciele.
Mag przyglądała się osłupiałej przyjaciółce, marszcząc brwi, a następnie odwróciła wzrok do reszty zespołu.
        - Cześć wam – przywitała się, lekko machając w ich stronę.
Chłopcy nie mieli tyle oporów i od razu podbiegli do dziewczyny, by dać jej przywitalnego przytulasa. Na szczęście (lub nie) posiadali koszulki.
        - Oto i ona - Margaret Colen. Córka czarnoksiężników oraz najniższa właścicielka ciętego języka w Thousand Oks – przedstawił ją Tomlinson, a potem zamknął jej ciało w ciasnym, zbyt długim uścisku.
        - Cóż sprowadza ciebie oraz Shalie w nasze skromne progi?- spytał Liam i uśmiechnął się przyjaźnie, jak to miał w zwyczaju.
        - Shalie?! – za snu powstał, nie kto inny, jak właściciel ciemnych loków.
Imię dziewczyny najwidoczniej wdarło się do jego zaspanego umysłu i klepnęło go w bębenki słuchowe. Inaczej nie da się wytłumaczyć jego reakcji.
Styles powstał i od razu przygarnął małe ciało brunetki do swojego nagiego wytatuowanego torsu.
Shalie o dziwno nie skrzywiła się na tę czułość, tylko rozciągnęła swoje wargi w uśmiechu. Ten dzień niewątpliwie zasłużył na nazwę ‘zbzikowany czwartek’. Tak jakby wszystko dookoła zaczęło się zmieniać, zdawało się, że nawet czas płynął inaczej.
Kiedy tylko jasnej głowie udało się wyrwać z rąk marchewki, powiedziała chłopakom, by nie przejmowali się obecnością gości i wrócili do przerwanych zajęć. 
W końcu dziewczyna nie mogła iść z całą piątką na wesele, musiała wybrać, a żeby to uczynić, chłopcy musieli przejść pewien test.
Na pierwszy ogień padł Payne. Obydwie sąsiadki podeszły do niego. Ciemny blondyn lekko zmarszczył brwi, ale nie wydawał się szczególnie przejęty. Próbował nie przerywać odbijania piłki, gdy Maggie spokojnie podeszła do niego i zaczęła się z nim mierzyć. Shalie, która trzymała notes w dłoni, pokiwała na głową na boki i wykreśliła nazwisko chłopaka z notesu. Liam Payne okazał się być zbyt wysoki dla dziewczyny, która miała fioła na punkcie tego, że jest zbyt niska. Wiedziała, że takiej różnicy nie naprawią żadne szpilki. Zaraz po krótkiej wymianie zdań z przyjaciółką Harry również został przekreślony grubą kreską. Może i to było dziwne, obsesyjne zachowanie, ale w końcu dziewczyna miała, w czym wybierać.
Kolejnym kandydatem był Lou. Chłopak starał się nie śmiać, gdy widział jak dziewczyna przy nim wyciąga swoją szyję do góry. Zaraz potem jednak mina mu zrzedła.
        - Wiesz, że anakondy przymierzają się do swoich ofiar zanim je zjedzą? Albo mi się wydaje, albo robisz coś podobnego.
Szatyn dla pewności odsunął się trochę od miodowo-włosej.
        - Tak jakby... Potrzebuję waszej pomocy – wykrztusiła z siebie nastolatka, a następnie wlepiła wzrok w ziemię, co było do niej zupełnie niepodobne.
        - Mówię wam, zabiła kogoś i chce przenieść ciało – stwierdził blondyn z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – To jeszcze nie tłumaczy, dlaczego się z nami mierzy, ale na pewno za chwilę się tego dowiemy. Dalej Mag mów, jesteśmy gotowi na wszystko.
Wszyscy nadstawili uszu i popatrzyli się na postać panny Colen. Ta nerwowo przełknęła ślinę.
          - Zostaliśmy z rodzicami zaproszeni na wesele w sobotę i szczerze mówiąc, potrzebuję partnera.
Niall wyraźnie odetchnął z ulgą. Jeszcze chwila, a zszedłby na zawał. Szatyn przenikliwie spojrzał na jasnowłosą.
          - Czemu czuję, że jeszcze nie wiemy wszystkiego?- zapytał zainteresowany.
          - Bo nie powiedziałam, że ten partner musiałby jeszcze udawać… mojego chłopaka – wyznała nastolatka, nie podnosząc wzroku. Pomiędzy całą siódemką zapanowało milczenie.
Każdy chłopak patrzył na dziewczynę jak na kosmitkę. Mag wydawała się być samowystarczalna, aż tu nagle przyszedł dla zespołu dzień, w którym ta niewiasta prosi o ICH pomoc. Niebywałe. 
          - Pójdę z tobą. Nigdy nie powiem nie do darmowego alkoholu i pięknej dziewczyny – oznajmił z uśmiechem mulat. Lekko przyciskając sąsiadkę do swojego boku.
Tomlinson natychmiast podbiegł do pary i zrzucił dłonie kolegi z panny Colen. Nie musiał czekać nawet sekundy na oczekujące wyjaśnień spojrzenia kolegów i koleżanek.
Już nie wspominając Mag, która stanęła sztywno jak kłoda, nie widząc dokładnie, co ma zrobić. W normalnych okolicznościach zdzieliłaby marchewkę po łapach, ale dziś wiedziała, że musi być miła dla sąsiadów, gdyż są jej ostatnią deską ratunku. A prawdę mówiąc jasnowłosa ostatnio, nie miała ochoty bić czy nawet dogryzać szatynowi, ponieważ gdy już to robiła, zaczynały gnębić ją wyrzuty sumienia. Raz nawet tak przestraszyła się tych niecodziennych reakcji, że chciała udać się do lekarza specjalisty. Sama już nie orientowała się, co właściwie się z nią dzieje i czasami poświęcała noce, by nad tym myśleć (a warto dodać, że ZAWSZE spała dobrze i była prawdopodobnie największym śpiochem w Ameryce).
          - To ja chcę iść z Mag, przecież wiecie jak kocham wesela. A poza tym jestem doskonałym aktorem i świetnie odegram rolę chłopaka. – przemówił Louis i uśmiechnął się do wszystkich szeroko, jednocześnie mocniej dociskając sąsiadkę do siebie.
Chłopcy na jego słowa pokiwali głowami. Tak, to całkowita prawda - marchewka kochał wesela i wszelakie uroczystości, ponieważ był duszą towarzystwa. Aktorstwo miał we krwi jak każdy z rodziny Tomlinsonów. Być może te pojedyncze role w reklamach serków i jogurtów, też jakoś rozwinęły tę artystyczną stronę chłopaka.
            - O nie! To ja idę z Maggie! Nie ominę wyżerki!- ogłosił Niall i zaczął wyszarpywać ciało dziewczyny z lepkich macek swojego kumpla. Oczywiście Lou zaczął ciągnąć ją w swoją stroną, a żeby tego było mało walczyć postanowił też Zayn.
Uwaga, uwaga! Chłopcy, którzy wręcz nie znosili swoich sąsiadek( z większą wzajemnością), właśnie kłócili się o to, który z nich będzie pomagał jednej z nich. Takie rzeczy tylko w Thousand Oks i tylko w „zbzikowany czwartek”.
              - Okey! Przestańcie! Po prostu zakręćcie o to butelką – zaproponowała stojąca obok Stylesa, Shalie.
Kiedy wojownicy przystali na ten pomysł, miodowo-włosa mogła odetchnąć z ulgą.
Niall jak na skrzydłach pobiegł do domu po odpowiednie naczynie. A Zayn i Louis usiedli na tarasie gotowi do gry. Gdy tylko blondyn przytargał ze sobą butelkę sprawiedliwości (czyt. butle po coca-coli), trójka usiadła w małym kółku.
Liam wydawał się być trochę rozczarowany faktem, że jego nazwisko zostało przekreślone, ale lokers rzucił pomysł, że w sobotę będą robili razem coś fajnego.
           - No to ten…Niech wygra lepszy – powiedziała ciemnowłosa, jednocześnie zakręcając butelką.
Mag z uwagą obserwowała ruchy naczynia. Pech chciał, że szyjka wycelowana została pomiędzy Niallem a Lou. Szatyn jednak szybkim ruchem przekręcił ją swoją stronę i już każdy wiedział, z kim dziewczyna spędzi sobotnią noc.
Jasnowłosej zrzedła mina, ale już po chwili uznała, że tak po prostu musiało być. Wszyscy zaczęli im gratulować jakby, co najmniej ogłosili, że biorą ślub.
             - Teraz Harry swatka Styles wszystkim się zajmie! Będziecie parą słodką jak miód. Każdy będzie wam zazdrościł tej miłości.
Chłopak z burzą loków na głowie zatarł dłonie i popchnął parę w stronę drzwi od ich domu. Zapowiadał się trening, który miał być tym jednym z najbardziej wyczerpujących w ich życiu. I któżby pomyślał, że zgotowała go im zwykła butelka po coca-coli.


      ↯




            - A co w tym trudnego! – wybuchł lokers, patrząc na swoją sąsiadkę i kumpla, którzy od dłuższego czasu mieli problem z wykonaniem wiarygodnego przytulenia.
To oczywiste, że potrafili obściskiwać się, ale tylko z zaskoczenia i zazwyczaj na złość. Teraz zachowywali się, jakby włączyła im się swojego rodzaju blokada. Co więcej Harry tracił przez nich zmysły.

              - Po prostu połóż mu ręce na brakach!- Ich trener wziął dłonie jasnej głowy i ułożył je na miejscu, o którym mówił. Fakt zadanie to było trochę utrudnione przez różnicę wzrostu tej pary, ale mimo wszystko nadal pozostawało wykonalne. – A ty opleć ją ramionami wokół talii- Tym razem Styles pochwycił kończyny swojego kupla i ułożył je w odpowiednim punkcie. – Przysuńcie się do siebie! – Tu popchnął ich –I to koniec! Ale nie wyglądajcie jakbyście przytulali drut kolczasty rozgrzany do  200°C Uśmiech! Czy wy nic nie umiecie!
Lokers przysunął dłoń do czoła i zaczął coś niewyraźnie mamrotać pod nosem. W końcu po chwili przerwy znowu podszedł to pary. Reszta z zaciekawieniem oglądała zmagania w salonie. Shalie podśmiechiwała się za notesem, a Niall zajadając popcorn, parę razy stwierdził, że Lou i Mag są lepsi od telewizji. Im jednak nie było w tamtej chwili to śmiechu.
           - Teraz patrzcie sobie głęboko w oczy – poinstruował łagodnie brunet, czekając, aż dwójka wreszcie raczy na siebie spojrzeć.
           - Tak głęboko jakby próbowała zobaczyć tył jego czaszki? – spytała się znudzona panna Colen.
           - Chyba raczej mózg, moja droga. On jest przed tyłem czaski – zaśmiał się szatyn.
           - O wiele rzeczy mogłabym się oskarżyć, ale nie o posiadanie tego narządu, kwiatuszku – odpowiedziała dziewczyna bez cienia uśmiechu na ustach.
            - Coś ci się żart nie udał, mała – oświadczył rozpromieniony Tomlinson, poprawiając swoje ręce, które znajdowały się przy dolnej części pleców miodowo-włosej.
           - Za dużo z tobą przebywam – odburknęła niewiasta i podciągnęła dłonie chłopaka do góry, gdyż zaczęły niebezpiecznie zsuwać się w dół.
Szatyn już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale zaraz do akcji wkroczył Harry i położył im na ustach swoje duże dłonie.
            - Żadnych rozmów na moich zajęciach! I nikt wam nie uwierzy, jeśli będziecie ciskali do siebie piorunami z oczu – upomniał ich, a para natychmiast uśmiechnęła się do siebie promiennie.
Ten trening jednak był trudniejszy, niż mogłoby się zdawać.
Reszta dnia zleciała zebranym na słuchaniu rad Harry’ego i oglądania prób tańca Margaret oraz Louisa. Było to dziwne, bo lokers sam nie umiał tańczyć i niestety nie miał w tej dziedzinie zielonego pojęcia, a próbował wpoić parze różne dziwne zalecenia.
Kiedy zrozumiał, że nie zrobi z nich gwiazd parkietu, ogłosił lekcje pod tytułem „nauczmy całować się na niby”. Oczywiście panna Colen oraz Tomlinson wybuchli śmiechem i powiedzieli, żeby chłopak od razu darował sobie te zajęcia. Obrażony Styles oznajmił, że wychodzi, a parę minut po nim dom opuściła również Shalie pod pretekstem tego, że jest znudzona. 
Korzystając z tego, że trening został zakończony, Maggie zaczęła opowiadać Lou o całej sprawie z Nikki oraz dlaczego ma udawać jej chłopaka. Nie obyło się bez łez śmiechu ze strony szatyna, ale w sumie i tak przyjął to dobrze.
Na koniec kiedy uzgadniali kwestię stroju dziewczyna uświadomiła sobie, że nie ma sukienki i wybiegła z domu sławnego zespołu jak oparzona.  

No cóż skleroza pewnego osobnika najwyraźniej zaczęła się jej udzielać.


Rąbnięta sobota

          Dzień ten w rodzinie Colenów wyglądał zwyczajnie, czyli po prostu był szalony. Na szczęście niecodzienność minionego czwartku postanowiła opuścić Thousand Oks.
Matka Mag od samego rana śpiewała razem z Benem weselne kawałki oraz biegała z pokoju do garderoby, sprawdzając, czy aby na pewno wszystkie ubrania są idealnie wyprasowane.
Maggie z jednej strony cieszyła się, że zemści się na Nikki, a z drugiej obawiała się Lou, któremu wszystko mogło przyjść do głowy. Pozostawała jednak dobrej myśli.

Ślub miał odbyć się o 17: 00, a dojazd na miejsce miał zająć około pół godziny, więc Maggie zaczęła się szykować wraz z wybiciem godziny czternastej. Standardowo na pierwszy ogień poszły włosy. Przez ostatni miesiąc sporo podrosły i sięgały dziewczynie mniej więcej do lędźwi. I ku jej radości to nie ona musiała martwić się ich układaniem, ponieważ do tej roboty zgłosiła się jej przyjaciółka, z resztą podobnie jak do makijażu. Mag dziś miała lśnić niczym sreberko po gumach w południowym słońcu.
Przyjaciółki śpiewały razem z jej rodzicami, podczas gdy Shalie kręciła na głowie Margaret długie fale.
        - A co będzie, jeśli skapną się, że nie jesteście razem?- zapytała rozsądnie brunetka, na co jasna głowa prychnęła.
        - Proszę cie, kiedyś w szkole tak udawałam ból brzucha, że w końcu sama w niego uwierzyłam – powiedziała kpiąco, przypominając sobie tą sytuację.
Po jakiś dziesięciu minutach, gdy panna Swift nadal grzebała we włosach dziewczyny, ta wzięła z biurka beżowy lakier i zaczęła malować nim paznokcie u rąk. Przygotowania to zdecydowanie najnudniejsze zajęcie na całej kuli ziemskiej. Jedyną rozrywką przez te godziny byli tylko państwo Colen, którzy weszli do pokoju córki i zaczęli tańczyć tango, wywalając przy tym lampkę nocną. Potem Sara i Ben popłakali się na myśl, że ich córka będzie tak pięknie wyglądać i że idzie na wesele ze swoim CHŁOPAKIEM Louisem Tomlinsonem. 
Oczywiście Mag nie mogła złamać im serc i zaprzeczyć, że ona i marchewka są para. Ta wiadomość odcisnęłaby trwały ślad na psychice Bena, który cieszył się na myśl, że będzie mógł za darmo wchodzić na koncerty One Direction.

Po tych niespodziewanych atrakcjach oraz po ułożeniu włosów Margaret, przyszedł czas na wykonanie makijażu. Prawdę mówiąc to Shalie pierwszy raz w życiu robiła komuś make up, ale wolała nie wyjawiać tego faktu swojej koleżance.  Wyjęła wszystkie kosmetyki i przystąpiła do nakładania kolejno: bazy pod podkład, podkładu i pudru. Aby jej twarz nie wyglądała zbyt ciężko spryskała ją specjalnym preparatem, który miał stopić wszystkie warstwy ze sobą oraz pełnić rolę utrwalacza. Cera panny Colen nie miała w tamtym momencie żadnych defektów i ku jej szczęściu nie utworzył się efekt maski. Potem Shalie nałożyła na powieki miodowo-włosej beżowe cienie, by uzyskać efekt przydymionego oka. Kiedy skończyła narysowała kreski eyelinerem oraz mocno wytuszowała rzęsy. Na policzki nałożyła bronzer, aby podkreślić kości policzkowe. Całość wyglądała znakomicie, aż do tego stopnia, że brunetka poczęła zastanawiać się czy nie chce zostać kosmetyczką.
Sama Margaret pochwaliła jej pracę wielokrotnie, a Ben oraz Sara wpadli w zachwyt. Serce Shalie oblało się miodem na te wszystkie pochwały.
Kiedy Maggie miała już gotowe włosy oraz makijaż postanowiła włożyć sukienkę, którą pomagała wybrać jej mama.

Na początku nie była do niej przekonana, ale Shalie stwierdziła, że prezentuje się w niej olśniewająco.

Kiecka była koloru turkusowego. Nie posiadała ramiączek, ponieważ jej góra mocno opinała się na klatce piersiowej. Pośrodku serduszkowego gorsetu znajdowały się trzy złoto-turkusowe guziki, które idealnie współgrały ze złotym, cienkim pasem umiejscowionym nieco ponad linią tali.  Od paska w dół sukienkę uszyto z wielu warstw tiulu, który był mocno rozkloszowany i tworzył znakomity efekt. Całości stroju dopełniały beżowe czternastocentymetrowe szpilki na platformie z paskiem. Na nadgarstki dziewczyna włożyła parę złotych bransoletek z czaszkami oraz kolczyki w tym samym kolorze również o motywie czaszki. Na lewą dłoń Mag wciągnęła pasujący do reszty biżuterii pierścionek na dwa palce w kształcie krzyża. Wychodząc z pokoju zgarnęła jeszcze z szafki kopertówkę w kolorze butów, wcześniej wrzucając do niej dużo przydatnych rzeczy.
Nie ma, co się oszukiwać Margaret Colen lśniła bardziej niż sreberko po gumie w południowym słońcu.
Potwierdzały to miny jej rodziców oraz Shalie, która swoją drogą stwierdziła, że dla niej mogłaby być lesbijką.

        - Byłaś nieoszlifowanym diamentem. A teraz ahh, co ten Louis z tobą zrobił. Dzięki tej miłości rozkwitasz moja piękna.

Pani Colen kończąc swój wywód przytuliła córkę do piersi i pogłaskała jej nagie plecy. Dziewczyna przeczuwała, że roztrzaska serca rodzicom, mówiąc, że to całe chodzenie jest tylko na niby.

Potem do uścisku dołączył się ojciec dziewczyny, ciągnąc za sobą Shalie. Nie ma to jak rodzinny przytulas, który miażdży kości i psuje włosy.  Kiedy państwo Colen wreszcie skończyli tulić dziewczyny, Ben podbiegł do lustra i zaczął na głos zastanawiać się, czy nie zrobi zbyt wielkiego wejścia w tej czerwonej muszce w grochy oraz wyraził swoje obawy co do tego, że goście mogą pomylić go z panem młodym. Sara, która ubrania była w czarną przylegającą sukienkę szybko odwiodła go od tego pomysłu.
         - Moje drogie panie pora już wychodzić – ogłosił pan Colen – A ty myszko, co będziesz robiła całą noc bez towarzystwa? – zasmucił się, patrząc na brunetkę.
         - Proszę się o mnie nie martwić idę do sąsiadów i będziemy uczyć się medytować – szybko uspokoiła mężczyznę panna Swift.
Ben wyraźnie odetchnął z ulgą. A potem zaczął pośpieszać swoją żonę, która ogłosiła, że musi sprawdzić, czy wszystko wzięła. Dziewczyny by nie tracić czasu, wyszły z domu i poszły do miejsca, w którym umówione były z chłopakami. O dziwno Margaret poruszała się na szpilkach tak równie szybko jak bez nich. Cały czas patrzyła na swoją przyjaciółkę z góry by, choć raz napawać się faktem, że jest od niej wyższa. Niewiele, ale jednak.
Po chwili nastolatki ujrzały przed sobą pięć znajomych sylwetek, idących w ich stronę.  Pierwszy na drodze stanął Harry i uważnie zmierzył miodowo-włosą od góry do dołu. Po chwili dołączyła do niego reszta ferajny.

         - Margaret nie wiem jak to powiedzieć, ale wyglądasz znakomicie – wykrztusił lokers, jeszcze raz uważnie przyglądając się dziewczynie. Reszta chłopaków również sypnęła komplementy w stronę dziewczyny.

Maggie spojrzała na Louisa, który miał rozdziawione usta i wyglądał jakby za chwile miał zbierać szczękę z ziemi. Jasna głowa musiała przyznać, że szatyn też wyglądał przyzwoicie. Miał postawione do góry włosy (fryzjerem zapewne był Zayn, ponieważ dzierżył w dłoni szczotkę oraz lakier do włosów, którym co chwila pryskał fryzurę swojego kolegi) okulary przeciwsłoneczne, idealnie skrojony czarny garnitur, białą koszulę oraz krawat w kolorze sukienki dziewczyny. Spodnie od garnituru, ładnie opinały nogi chłopaka i nie wyglądały tak oficjalnie jak to zazwyczaj przy garniturach bywa. Mag miała podstawy sądzić, że to zwykłe czarne rurki. Nogawki spodni były zawinięte i nie dało się ukryć, że pod turkusowymi tomsami chłopak nie ma skarpetek….zaraz TURKUSOWYMI TOMSAMI?!

Jasnowłosa złapała się za serce i gestem dłoni przywołała do siebie swoja przyjaciółkę.

       - Czy też widzisz to…kolorowe coś na jego nogach?- zapytała, nie wierząc swoim oczom.

Brunetka niepewnie pokiwała głową.

        - Mówicie o moich butach? Jak dostałem smsa o kolorze twojej sukienki to od razu pomyślałem o tych turkusowych cudach. Co ty na to?- Louis zaprezentował obuwie z każdej strony i uśmiechnął się promiennie.
        - Co ja na to?! Przecież to chyba jakiś żart! Najgorszy żart z twoich wszystkich najgorszych żartów- wrzasnęła dziewczyna, wachlując się torebką.
        - A ja uważam, że są super –oburzył się szatyn.
        - Nie, nie są!
        - A właśnie, że są!
        - Nie!
        - Tak!
        - Patrz Lou, przyniosłem twoje czarne lakierki- Nagle ni stad, ni zowąd do zebranych dołączył Niall z parą hebanowych butów w dłoni.

Maggie autentycznie uznała go za anioła, który spał z nieba prosto na ziemię, by ratować ją od takich świrusów jak Tomlinson. Obrażony chłopak wyszarpnął obuwie od kumpla i zmienił je, ogłaszając, że nogawki i tak zostawia zawinięte. Dziewczyna machnęła na to ręką, najważniejsze, że zdjął tęczę ze stóp. Para przysunęła się do siebie, jak tylko Liam powiadomił, że zbliżają się państwo Colen.
Jasnowłosa wzięła szatyna pod ramię i uśmiechnęła się najszczerzej jak umiała.

Ta dwójka razem prezentowała się naprawdę dobrze. I choć Margaret do samego końca wierzyła, że będzie wyższa od swojego partnera, to los sprawił, że sięgała mu tylko do okolic nosa. Trudno, może innym razem jej się uda. 
Ciemny blondyn korzystając z chwili, wyciągnął ze swojej kieszeni telefon i zrobił zdjęcie parze.
         - Mój kochany Lougaret! Prawdziwa miłość zawsze wygrywa!- wykrzyknął, a potem zaczął wylewać łzy radości w ramię swojego kolegi.

Do zebranych dołączyli wreszcie państwo Colen.
         - Lou, kto by pomyślał, że tak zawrócisz mojej córce w głowie. Oh wyglądacie razem doskonale – pochwaliła Sara, a następnie przytuliła wszystkich chłopaków po kolei.

Po przywitaniu Ben zarządził, by wszyscy wsiedli do auta. Szatyn zaproponował, że mogą jechać oddzielnie, ponieważ posiada prawo jazdy i własny samochód, ale rodzice stanowczo zaprzeczyli pod pretekstem tego, że muszą się nacieszyć się widokiem tej pary.
Kiedy cała czwórka znajdowała się w aucie, Ben uchylił szybę i powiedział jeszcze do pozostałych:


          - I macie mi się opiekować Shalie!  Jak usłyszę jedno złe słowo na wasz temat z jej ust to dam wam unfollow na Twitterze- zagroził, a potem bezceremonialnie wcisnął pedał gazu.
Szatyn przez parę sekund machał do kolegów przez tylną szybę, a następnie wlepił gałki oczne w swoją partnerkę. Ta natomiast zaczęła wysyłać do niego dziwne znaki oczami, powodując, że bezgłośnie pytał, o co jej chodzi. W końcu, gdy straciła cierpliwość, pociągnęła za ramię marchewki i oplotła je sobie wokół talii. Z początku chłopak nie zrozumiał jej czynu, ale potem zauważył panią Colen, która podgląda parę w lusterku. Najwidoczniej ucieszył ją ten widok, ponieważ uśmiechnęła się i zaczepiła męża żeby zwrócił uwagę na tylne siedzenia.

          - Moje dzieci czuję, że teraz jest dobry moment, by uświadomić was w paru sprawach. Mam nadzieję, że już wiecie, że nie wyszliście z kapusty…- zaczął Ben, jednocześnie spełniając najgorsze przeczucia swojej córki.

Mag zakryła się torebkę i poczęła się modlić, by ta podróż wreszcie się skończyła.

Louis najwidoczniej dobrze się bawił, bo wdał się w pogawędkę z ojcem dziewczyny.
Lekcja z dzisiaj: tylko wariaci robią dziwne rzeczy oraz małe rzeczy powodują wszystko.

I to wszystko mało się ziścić już za parę godzin.








HEJJJ!!!!!!!!!! A OTO PIERWSZY WAKACYJNY ROZDZIAŁ!
PROSZE PISZCIE KOMENTARZE  BO SZCZERZE MÓWIĄC TO OSTATNIO MNIE ZAWIEDLIŚCIE ;/
KRYTYKUJCIE, ALE PISZCIE CHOCIAŻ COŚ XD
CO TAM U WAS? JAK WAKACJE? 
PROSZE O KOMENTARZE ORAZ DZIĘKUJE ZA TAK DUŻĄ LICZBĘ WYŚWIETLEŃ
+ SORRY ZA BŁĘDY NIE MIAŁAM GŁOWY DO SPRAWDZANIA

ZAPRASZAM NA WSPANIAŁE OPO:
http://justemi-story.blogspot.com/


LISTA CZYTAJĄCYCH (PROSZE PODAWAJCIE ZMIENIONE NICKI BO OSTATNIO MI SIĘ GDZIEŚ WASZE ZGUBIŁY LOL)


@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan  
 @alekslloyd  @AwwKevin @iWantHarryHug , 
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200  @EverBeforee @_yourkitty 
@Martyna_ma @karLla136 @LoveStayStrong_ 
 @hideanemptyface @AwMyBooBear 
@luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu  @shanny_one_time @eat_love_laugh 
@BackForBlue  @JustinePayne81