Wesele- czyli zmiany początkiem końca
Margaret Colen
siedziała w ławie urzędu cywilnego i z rozżaleniem obserwowała Justina
Courney’a, który miał minę zastraszonego i przerażonego, gdy patrzył na swoją
nową żonę Victorię. Z chwilą, którą mówił do niej uroczyste „tak, biorę ciebie
za żonę” zgodził się na życie pełne prześladowań, spełniania zachcianek
zazdrosnej oraz rąbnięjętej świruski z jeszcze gorszą od siebie córką.
Ciężko jasnowłosej było zrozumieć wtedy wyraźnie wzruszonego
Louisa Tomlinsona, który zajmował miejsce obok niej i wpatrywał się w parę
młodą jak w obrazek. Szatyn nawet
podzielił się płócienną chusteczką z Benem i Sarą, którzy swoją drogą wylali
wiadro łez rozczulenia za nową parę.
By zapomnieć o tym
żałosnym widoku dziewczyna odtworzyła w pamięci miny swoich koleżanek i kolegów
ze szkoły oraz oczywiście wyraz twarzy Nicki, kiedy wysiadła z samochodu,
trzymając pod ramię członka najsławniejszego boysbandu ostatnich miesięcy. Nie przeszkadzało jej nawet, że sporo osób
zaczęło robić parze zdjęcia. To zdziwienie na twarzach jej znajomych
wynagrodziło każdy ból.
- Jeśli ty też
chcesz popłakać to masz tu chusteczkę. Chyba zostało nawet trochę suchego
miejsca – zaproponował Louis ze łzami w oczach, podsuwając Margaret kawałek
materiału pod nos.
Dziewczyna popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek i
tłumiąc w sobie chęć kopniecie go w czoło z pół obrotu, pokiwała głową na boki.
Szatyn oddał, więc chustkę jej rodzicom. Maggie do końca nudnego obrzędu miała
czas, by zastanowić się, jak trzeba być zacofanym, aby w XXI wieku nosić
płócienne chustki do nosa.
Kiedy ceremonia wreszcie dobiegła końca, a panna młoda została
wyniesiona na ramionach pana młodego, goście zaczęli wsiadać do swoich
samochodów, by dojechać do sali weselnej. I choć jasnowłosa zmagała się z
dziwnym uczuciem, kiedy Louis wziął ją za rękę, to wyłapała w tłumie Nicki,
która szła przytulona do wysokiego chłopaka, który na pewno nie był kujonem, z
którym w ukryciu chodziła. Plan Mag mógł wypalić. Już dziś ludzie mieli
zobaczyć prawdziwe oblicze tej złośnicy (złowieszczy śmiech pełen grozy i
zemsty).
- Ach dzieci, cóż
to była za piękna ceremonia. Mam nadzieję, że następny ślub, jaki zobaczymy,
będzie wasz- rzekła rozmarzona rodzicielka Maggie, a następnie ignorując
zszokowaną minę swojej córki i jej „chłopaka”, przytuliła ich mocno do siebie.
- Mamo nie
wybiegaj tak mocno w przyszłość. Wszystko się jeszcze może zdarzyć – zaczęła
powoli miodowo-włosa.
- Pamiętam jak
ja zakochałam się twoim tacie i mówiłam to samo…- zaczęła się rozgadywać Sara.
Teraz Maggie wiedziała, że ta droga, którą przesiedzi z nimi w aucie będzie
bardzo długa. Jej rodzice potrafili być bardzo…kłopotliwi, kiedy się czegoś
uczepili.
Wpakowała się do auta i starała się myśleć o wszystkim tylko
nie o tym, że Ben i Sara właśnie opowiadają Louisowi, o tym jak w przedszkolu
podpaliła włosy koledze, który zabrał jej zabawkę. Nie znali całej tej historii
i nie wiedzieli, czym dokładnie na to podpalenie zasłużył sobie ten
nieszczęśnik.
Po około dziesięciu minutach męczarni cała czwórka wysiadła
przed sala weselną, która okazała się być wielka niczym Biały Dom. Victoria
słynęła z tego, że wybiera na swoje śluby najdroższe i najwyborniejsze miejsca.
Ogromny budynek koloru maślanego otaczał piękny ogród oraz
gigantyczna fontanna zmieniająca kolory. Przed wejściem rozłożony był czerwony
dywan i złote barierki. Całość wyglądała jak wystawne przyjęcie w sercu Hollywood.
- O patrz zgarniają
telefony przed wejściem – zauważył zdziwiony Tomlinson i wskazał swojej
towarzyszce osoby, które zbierały od gości komórki i podawały je do okienka w
ścianie. Było to całkiem w stylu panny młodej. Już na swoim wcześniejszym
weselu zarządziła to, by zebrani brali czynny udział w zabawie a nie smsowali
pod stolikiem. Maggie oczywiście nie mogła pozbyć się telefonu, więc odeszła na
chwilę od szatyna i włożyła sobie komórkę w ciasną u góry część serduszkowego
gorsetu. Modliła się, by urządzenie nie było widoczne dla ludzi.
- Widzę, że
ostrzyłaś już kły przed wejściem na salę. – Zaśmiał się Lou, ale za chwilę
został przygwożdżony do ziemi ciężkim spojrzeniem panny Colen. – Ej, tak
patrzysz na ukochanego? Ty niewdzięczny pomiocie szatana. – Chłopak wyglądał na
autentycznie urażonego.
Jasnowłosa w jednej chwili przypomniała sobie, że jest z nim w
udawanym związku i objęła chłopaka w tali, głowę opierając o jego ramię. Tomlinson
zarzucił swe marchewkowe ramię na barki dziewczyny i lekko przycisnął ją do
siebie. Kolejka do wejście szybko zmniejszyła się i teraz Lougaret został
oddelegowany do oddania swoich cennych urządzeń elektrycznych.
- Młodzieńcze
masz może marker?- zapytał pasiasty stojącego przed nimi młodego chłopaka,
który wlepiał w szatyna oczy jakby, co najmniej obserwował lawinę z Nutelli. Po
chwili jednak wręczył Lou, o co prosił, a ten bezceremonialnie napisał na swoim
białym Iphonie swoje inicjały. Kiedy zauważył zszokowane spojrzenie chłopaka
wytłumaczył, że nie chciał, by jego telefon pomieszał się z innymi. Biedak nie
posiadał informacji o tym, że komórka zostanie położona w szafce, do której za
chwilę dostanie numerek.
- A pani?- zebrał
się na odwagę chłopiec, kiedy dostrzegł, że dziewczyna nie szykuje się oddać mu
komórki.
Mag przez chwilę wyglądała na zmieszaną, ale zaraz ogłosiła:
- Jestem czysta, nie mam komórki.
I szybko, ciągnąc za rękę Lou poszła dalej po numerek dla
niego. Szatyn mierzył ją zszokowanym spojrzeniem, ale już po chwili zrozumiał,
iż dziewczyna posiada na swojej komórce zdjęcie, które posłuży jej do zemsty.
Kiedy tylko przestąpili próg, kelnerzy poczęstowali ich
kieliszkiem różowego szampana.
Sala w środku zapierała dech w piersi. Panował w niej półmrok
i tylko kolorowe światła nadawały kolor białemu wystrojowi. Okrągłe stoliki
stanowiły urok całego miejsca, a jednocześnie były bardzo nowoczesne.
Imponujących rozmiarów bar, którego półki od góry do domu zastawione były
różnokolorowymi alkoholami, przyciągał spojrzenia przyszłych pijaków. Dużo
miejsca do tańczenia zachęcało gości do rozruszania się. Co, jak co Victoria
się postarała.
- Sala dla
młodzieży jest obok. Zapraszam za mną.
Przy boku Maggie zmaterializowała się dziewczyna, która
wyglądała na kogoś z pracowników. Najwidoczniej nie należała do cierpliwych,
ponieważ gdy nie uzyskała odpowiedzi w krótkim czasie, pociągnęła dwójkę za
ręce i skierowała do miejsca, o którym mówiła. Sala dla młodzieży nie różniła
się od sali dla dorosłych praktycznie niczym.
No może z wyjątkiem tego, że tu już pobrzmiewała ciężka klubowa muzyka.
Oczy zebranych tam ludzi zwróciły się na wchodzącą do pomieszczenia parę. Louis
był w swoim świecie. Zaczął się uśmiechać i przytulać do siebie pannę Colen. W
wyniku tego jego partnerka dostała od żeńskiej części gości rozzłoszczone
spojrzenia. Rozciągnęła usta w złowieszczym grymasie i splotła z szatynem
dłonie. Jej lekka, rozkloszowana sukienka w kolorze intensywnego turkusu,
podwiewała z każdym jej ruchem, tworząc wokół niej wesołą aurę, którą dodatkowo
pogłębiał jej partner.
Para zajęła stolik wskazany przez kelnerkę. Tomlinson jak to
po naukach Stylesa przystało, odsunął dla swojej „dziewczyny” krzesełko i
wsunął zaraz po tym jak podziękowała mu za to soczystym buziakiem w policzek.
Margaret dzielnie odpierała wszystkie pełne zazdrości spojrzenia i
koncentrowała się na tym, by wyglądać na jak najbardziej zakochaną.
- Ach, Margaret
gdy patrzę na ciebie, czuję jak miłość wylewa się z mojego serca, by wpaść w
czeluści twojej duszy – przemówił Tomlinson z rozmarzoną miną.
- Ach, Lou
słucham tak ciebie i pragnę, byś przestał gadać jak zjarany Romeo – to ostatnie
dziewczyna dodała ciszej, z niepewną miną oglądając parę, która miała zasiąść z
nimi przy stoliku.
Szatyn przyjął te zniewagę ze skwaszoną miną. Cały poprzedni
wieczór poświęcił na wymyślaniu tych pełnych uczucia wyrażeń. Odrzucenie zawsze
jest trudne.
- Witam
zebranych! Tutaj wasza kochana Nicki Black-Courtey! Miło mi was tu dziś gościć.
Jak wiecie moja matka przebyła długą drogę w poszukiwaniach tego jedynego. Dziś
zebraliśmy się tu, by uczcić zakończenie tej trasy. Zapraszam do czynnego udziału w zabawie oraz
konkursach. Kocham was moje miśki! – wygłosił swe przemówienie odwieczny wróg
Maggie.
Jasnowłosa zauważyła, że Nicki na każdym ślubie swojej matki
głosi tę samą przemówię, ślepo licząc, że jej rodzicielka wytrzyma ze swoim
mężem dłużej niż trzy miesiące. Po zbyt długich brawach, goście przystąpili do
spożywania przystawek, a następnie dwudaniowego obiadu. I choć miodowo-włosa
chciała powiedzieć, że potrawy są niedobre, to nie mogła, ponieważ jedzenie
było przepyszne.
- Ej jak to jest
chodzić na szczudłach? – zapytał zaciekawiony Tomlinson, wymownie patrząc na
obuwie swojej partnerki.
- A jak to jest
być normalnego wzrostu…kochanie?- Margaret zauważyła, że obok ich stolika przechadza
się Nicki i uważnie mierzy ją oraz marchewkowego przenikliwym spojrzeniem.
- Cóż to wspaniałe uczucie… Margaret nie
uważasz, że oni są dziwni? – spytał cicho się Lou, wcześniej dosuwając swoje
krzesełko bliżej miodowo-włosej. Wskazywał na parę, która siedziała z nimi przy
stole i najzwyczajniej w świecie się obwąchiwała. Dziewczyna spojrzała na nich,
a następnie zwróciła się w stronę swojego „chłopka”.
- Coś ty, czuje
się prawie jak w waszym domu. – Z lekkim uśmiechem, machnęła dłonią, a szatyn
natychmiast odwzajemnił gest. Jasna głowa nie mogła pozbyć się ze swojego ciała
dziwnego uczucia, kiedy znajdowała się tak blisko Tomlinsona. Nie chciała tego
przyznawać przed sobą, ale cieszyła się, że tu z nią jest i sama nie wiedziała,
czemu. To tylko pasiasty, który jest wkurzający i ma nie małe problemy z głową.
- Idę do łazienki
– oznajmił chłopak i ruszył w stronę toalet.
Maggie natomiast wstała i skierowała się w stronę kąta sali,
by tam odczytać SMSa od Shalie. Upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu, by
wyjąć telefon z dziwnego miejsca. Szybko zerknęła na wiadomość, w której
przyjaciółka informowała ją, że medytacja jest super i chłopcy są jej
mistrzami. Panna Colen przewróciła oczami i pobieżnie streściła jej przebieg
wesela. Potem trochę siłowała się z gorsetem, by znowu umieścić w nim komórkę,
co w końcowym efekcie się jej udało.
- Mag?- zdziwił
się szatyn, który zauważył swą partnerkę samotnie stojącą w ciemnym kącie
pomieszczenia.
- Nie, ciastko,
które zjadłeś. Widzę światło! Ile czasu mi zostało, zanim mnie strawisz?!- zgrywała się Mag, żywo gestykulując rękoma.
- Ha ha ha bardzo
śmieszne. Ja też widzę światło.. w twoim dekolcie- dostrzegł radosny pasiasty.
– Schowałaś tam telefon? Mogłem go wziąć do kieszeni, skoro oddałaś torebkę do
garderoby – zaśmiał się i wziął partnerkę pod ramię, prowadząc w kierunku ich
stolika.
- Nie jestem
głupia. Psujesz rzeczy nawet wzrokiem. Mój telefon czułby się zagrożony –
wymamrotała miodowo-włosa, lustrując swój dekolt w celu sprawdzenia czy telefon
wreszcie się zablokował.
- No tak widoki, które mu zapewniłaś są znacznie lepsze – uśmiechnął się pasiasty i
lekko wskazał głową na biust Mag.
- Och ty… mój
zboczony skarbeńku, jak ty lubisz się ze mną droczyć.
Nastolatka zmieniła ton głosu, ponieważ nagle ich dwójka
została otoczona przez liczną grupę gości, na której czele stała Nicki i jej
kenowaty chłopak.
- Cześć wam
kochani! Jak się bawicie? – spytał niewinnie wróg jasnowłosej.
- Och wspaniale. Sala nie jest tak piękna,
jak moja dziewczyna, ale i tak bardzo tu ładnie– odpowiedział Louis i posłał
wszystkim niewiastom, które się w niego wpatrywały wesoły uśmiech. Jak widać
był przyzwyczajony do zainteresowania. Miodowo-włosa zrobiła triumfalną minę i
wtuliła się w partnera.
- Widzę, jak się
kochacie, a niektórzy mówią, że w ogóle nie wyglądacie na parę. Słyszałam nawet
jak ktoś powiedział, że tylko udajecie – Nicki z dramaturgią zasłoniła usta i
już wiadomo było, że piłka jest w grze. Tłum wokół zaczął szeptać.
Maggie stanęła za swoim „chłopakiem” i wyciągnęła z gorsetu
swój telefon. Nicki sama prosiła się o wojnę.
- A czy
przypadkiem tym kimś nie był ten chłopak? – zapytała jasnowłosa z udawanym zainteresowaniem,
pokazując zdjęcie całujących się Nicki i szkolnego kujona. Jej wróg zacisnął
pięści ze złości i niemal zaczął buchać parą. Jej znajomi również ujrzeli
zdjęcie i poczęli posyłać swojej koleżance zniesmaczone spojrzenia.
Najwyraźniej też pamiętali jak Nicki zawsze wyzywała Jakoba. Maggie zakończyła swoją zemstę - pokazała
prawdziwą twarz tej dwulicowej manipulantki. Mogła teraz odetchnąć z ulgą i
uśmiechać się niczym przebiegły lis.
- Wiecie, co
zaraz zacznie się konkurs dla par. Weźcie udział to na pewno zacieśni wasze
miłosne więzy – wysyczała Nicki, mocno zaciskając dłoń na ramieniu swojego
partnera, który pozostawał niewzruszony i wyglądał jakby nie wiedział
dokładnie, co się wokół niego dzieje.
Maggie oraz Louis zgrywali nieprzejętych, ale w ich głowach
panował prawdziwy huragan.
- Kochanie chodź
na chwilę, odczepisz mi nitkę – Jasnowłosa wykonała krok w tył i odwróciła się,
ciągnąc za sobą pasiastego. – Jakiś plan B? – spytała autentycznie przerażona.
Tomlinson również spojrzał na nią wystraszony i nie musiał nic
mówić, by Mag zrozumiała, iż nie mają żadnego planu.
- Po prostu
weźmy w tym udział i udawajmy dalej zakochanych. Co może się stać?- W oczach
chłopaka kryło się wyzwanie. Dwójka przez chwilę jeszcze spoglądała na siebie,
a potem niewzruszona powróciła do Nicki i jej zgrai wyznawców.
- Oczywiście, że
weźmiemy udział w konkursie. Z moim mysiem pysiem wprost kochamy takie zabawy!
A cóż powie ty i twój partner na odrobinę zdrowej rywalizacji? Również
bierzecie udział? – paplała jak nakręcona jasnowłosa.
- Oczywiście, że
tak. Widzimy się na parkiecie za chwilę!
Naburmuszona Nicki odeszła od dwójki, zarzucając długimi
włosami. Panna Colen cieszyła się w duchu, że jej rodzice nie znajdują się na
tej sali, ponieważ gdyby dowiedzieli się, że ich córka bierze udział w takiej
zabawie, to z pewnością umarli by z nadmiaru endorfiny we krwi. Dziewczyna
wzięła głęboki oddech i mentalnie zaczęła się przygotowywać na bitwę. Palcami
przeczesała swoje włosy, strzepała z sukienki niewidzialny kurz oraz
bezceremonialnie poczęła poprawiać krawat swojego partnera. Kiedy byli już
gotowi udali się na parkiet z szerokimi uśmiechami na twarzach. Ktoś ze sceny
zaczął ogłaszać zasady i liczyć uczestników. Konkurs miał składać się z trzech
etapów: pierwszy polegał na tym, by pary jak najlepiej zatańczyły do piosenki,
która zostanie im puszczona. Po tej rundzie miało zostać tylko dwadzieścia
uczestników z trzydziestu dwu zgłoszonych.
Drugi etap miał polegać na przejściu labiryntu znajdującego się na
zewnątrz, a trzeci zaś etap to było zadanie wylosowane z urny. Oczywiście
zwycięzca mógł być tylko jeden.
Wszystkie pary zostały zaproszone na parkiet. Mag zaczęła się
zastanawiać czy przypadkiem nie zabije się na swoich czternastocentymetrowych
szpilkach, ale odgoniła tę myśl, ponieważ wiedziała, że nie ma dla niej rzeczy
niemożliwych.
- Życzę wam
powodzenia! Wielkie brawa!- Zagrzał do zabawy ktoś ze sceny.
Spojrzenie Nicki i Mag na chwilę się skrzyżowało, więc panna
Colen posłała swojemu wrogowi zwycięskie spojrzenie.
Szatyn wybrał na nich miejsce w środku parkietu. Para stanęła
naprzeciwko siebie, delikatnie się uśmiechając w oprawie głośnego aplauzu. Nagle
na sali zapanowała cisza, a z głośników poleciały pierwsze takty. Tomlinson od
razu poznał głos Olly’ego Mursa w piosence „Dance with me tonight”
(od autorki: włączcie to lepiej sobie wszystko
wyobrazicie:LINK)
Uśmiechnął się szeroko, ponieważ uwielbiał tę nutę i w dodatku
znal ją całą na pamięć. Szybko położył jedną dłoń z tyłu pleców swojej
partnerki, a drugą zaś splótł z jej.
- Wiesz, co
robisz?- spytała nerwowo Mag
- Oczywiście. Po
prostu poczuj tą piosenkę – rzekł Lou, zanim zaczął podskakiwać z jasnowłosą po
całym parkiecie.
Na początku dziewczyna myślała, że się kompromitują, lecz
potem dostrzegła, iż jurorzy patrzą na nich z uznaniem. Rozciągnęła swe usta w
radosnym grymasie i poczęła bawić się razem z szatynem, który nie przestawał
skakać i okręcać jej dookoła siebie.
- I just
wanna, oh baby. I just want you to dance with me tonight.
So come on, oh baby, I just want you to dance with me tonight! - Zaśpiewał Louis głośno wraz z
Ollym. Prawdę mówiąc Maggie bardzo spodobał się wokal jej partnera.
W czasie drugiej
zwrotki dziewczyna postanowiła okręcić Lou dookoła własnej osi. Widownia
oszalała, kiedy zaczęła kołysać biodrami w czasie jego obrotu. Szatyn zaśmiał
się w głos i przechylił swoją partnerkę tak, że jej włosy dotykały parkietu i
utrzymywały ją tylko silne ramiona. Za ten wyczyn para również dostała ogromne
brawa. Sukienka skakała razem z jej właścicielką, kiedy wykonywała różne
sekwencje ruchów z Lou. Na szczęście duża ilość warstw tiulu nie pozwoliła
zobaczyć widowni zbyt wiele, mogli oglądać jej uda tylko czasami za turkusową
mgiełką.
Na nieszczęście
Mag i Louisa, Nicki wraz z jej partnerem również dawali sobie radę.
- Podniosę cię- zaproponował roześmiany
Louis przy którymś z obrotów swojej partnerki.
- Nawet o tym nie myśl. Zabiję cię
jak będzie mi widać majtki- wysyczała jasnowłosa, lecz na próżno, ponieważ
szatyn za chwilę chwycił ją obiema rękami w tali, podniósł i zaczął okręcać się
tak, że sukienka pęknie otoczyła nogi dziewczyny. Okrzykom i oklaskom nie było
końca. Kiedy chłopakowi znudziło się trzymanie jej w górze złapał ją pod
kolanami oraz na plecach i lekko podrzucił, by znów uzyskała pion. Piosenka
dobiegała końca. Szatyn wydostał swą dłoń z uścisku dziewczyny i zaczął
wypstrykiwać nią rytm piosenki, nie przestawiając śpiewać. Miodowo-włosa
również zaczęła stukać rytm i wykonywać ostatnie podskoki. Wraz z ostatnim
słowem Olly’ego dziewczyna przysunęła się do swojego „chłopaka” i ucałowała go
teatralnie w policzek. Widownia zaczęła głośno klaskać i wiwatować. Zmęczona
para natychmiast zgarnęła z tacy kelnera szklanki z wodą. Maggie była z siebie
dumna, ponieważ nie złamała nogi, a co więcej zatańczyła bardzo dobrze.
- Nie sądziłam,
że tak dobrze tańczysz – pochwaliła chłopaka.
- Kochanie w końcu
jestem Louis Tomlinson. Taniec to pestka w porównaniu z życiem w mojej
zwariowanej rodzinie – odparł chłopak i głośno się zaśmiał. – Poza tym ty też
nie byłaś najgorsza.
- W końcu jestem z
rodziny Colenów. Taniec jest genetycznie wbudowany w moje DNA.- Orzekła radosna
dziewczyna poprawiając włosy i chwaląc swój gorset za to, iż utrzymał telefon w
środku.
- Gratulujemy
wszystkim parom. Byliście niesamowici! Jednak tylko najlepsza dziesiątka
przechodzi dalej. Kolejność wyczytywania osób i nazwisk jest przypadkowa:
Margaret Colen oraz Louis Tomlinson, Nicki Black- Courtney oraz Steven McJak…
Jasnowłosa wpadła w objęcia szatyna, lecz chwilę potem
oprzytomniała i po prostu lekko się w niego wtuliła. Chłopak wydawał się być
lekko zawiedzony, ale nadal się szczerzył. Kiedy dziesięć par zostało już
wybranych wszyscy przenieśli się do ogrodu. Zapadał już zmrok, co dodatkowo
miało utrudniać poruszanie się w labiryncie, który swoją drogą był ogromny.
Uczestnicy pozostali przy swoich wejściach do krętej ścieżki, a widownia
skierowała się wraz z jurorami do miejsca, w którym uczestnicy wyjść. Mag
cieszyła się, że droga wyłożona jest kostką, bo średnio widziała się w
szpilkach przemierzającą grząski grunt.
- Maggie
powodzenia!- krzyknęła Nicki do jasnowłosej, a następnie pokazała jej środkowy
palec. Gdyby nie ramię Louisa, które zatrzymało jego partnerkę przed biegiem w
stronę wroga, to z pewnością Nicki byłaby już trupem.
- Nie daj się
sprowokować skarbie – powiedział, a następnie położył jej dłonie na barkach, by
utrzymać ją w miejscu. Dziewczyna zaczęła ciężko sapać, by potem pokazać palec
swojemu wrogowi.
- Okay do
labiryntu możecie wchodzić za 3…2…1! Start!- Uczestniczy usłyszeli polecenie, a
potem zaczął się szaleńczy bieg pośród wysokich zarośli. Lou oraz Maggie
trzymali się za ręce, by przypadkiem nie oddalić się od siebie.
- Czekaj Lou
muszę zdjąć buty! – krzyknęła zziajana dziewczyna, a potem poczęła zsuwać
obuwie ze stóp. Louis pomógł jej w tym, a następnie wziął ją na barana, by się
nie pokaleczyła. Przemieszczał się szalenie szybko jak na kogoś, kto ma na
sobie około pięćdziesiąt kilo bagażu. Dziewczyna puściła się jedną dłonią, by
wygrzebać ze swojego dekoltu telefon. Po niemałych trudnościach włączyła w nim
latarkę i zaczęła przyświecać im drogę. Jednak labirynt zdawał się nie mieć
końca.
- Mag nie jest
dobrze, często miewam sen podobny do tego, co tu się teraz odgrywa i na końcu
zawsze zjada mnie zmutowany Niall oraz jego głodne dzieci – ogłosił nagle
Tomlinson.
- Chodź stańmy na
tym. Może coś zobaczymy- zaproponowała Maggie, kiedy po raz kolejny mijali
brązową ławkę.
Szatyn odstawił dziewczynę na nią, ale jedyne, co zauważyła to
pająk, który właśnie pożerał jakąś muchę. Miodowo-włosej od razu na myśl
przyszedł Horan(nie wiedzieć, czemu). Pasiasty również okazał się być zbyt
niski, by coś ujrzeć. Jak w zwolnionym tempie spojrzał na swoją partnerkę, a ta
zmarszczyła brwi, zanim zaczęła ruszać głową na boki, by wybić chłopakowi z
głowy coś, co zapewne było kolejnym porąbanym pomysłem, który skończy się
wizytami w jakimś szpil atu psychiatrycznym. Szatyn jednak niewzruszony złapał
towarzyszkę za biodra i uniósł do góry. Dziewczyna wyciągnęła szyję jak
najbardziej umiała i pierwszym, co ujrzała była meta, która znajdowała się tuż
obok nich.
-O Boże jesteśmy tuż obok! Wiem jak
iść! – Dziewczyna zeskoczyła z ławki, a zaraz po niej Lou. Zaczęli pędzić
niczym błyskawice w stronę mety, nie puszczając swoich rąk. Co oczywiście było
dziwne.
Mag pokonała ostatni zakręt i ujrzała wyjście. Ludzie zaczęli
głośno klaskać, a oni uśmiechnięci biegli dalej w stronę urny, z której
wylosowali małą kartkę. Maggie szybko oddała kawałek papieru komuś z
organizatorów zabawy, by przeczytał go na głos.
- Macie farta: Wylosowaliście
francuski pocałunek – zabrzmiało w głośnikach, a w głowach Mag oraz Lou odbiło
się tysiące razy. Widownia zaśmiała się najwyraźniej sądząc, że prostszego
zadania para nie mogła sobie wylosować.
Jasnowłosa odwróciła się w stronę swojego „chłopaka” i
patrzyła na niego uważnie. Różnica wzrostu jaka pomiędzy nimi panowała została
pogłębiona, ponieważ szpilki, które dodawały dziewczynie niezbędnych
centymetrów, teraz znajdowały się w jej ręku. Przez jej głowę przelatywało
tysiące myśli, a jedną dominującą było pytanie : „dlaczego głowa Louisa jest
coraz bliżej?” Mag patrzyła w zbliżające się oczy Louisa, a jej ciałem
zawładnęło to dziwne uczucie, którego ostatnio często doświadczała przy szatynie
oraz autentyczne przerażenie.
Po chwili w oprawie głośnych wiwatów i oklasków usta Louisa
spoczęły na ustach jego partnerki.
Chłopak zaczął leniwie nimi poruszać, sprawiając, iż dziewczyna zaczęła
robić to samo. Jej ręce spoczęły na klatce piersiowej pasiastego, a zaś jego
ramiona objęły jej ciało i przysunęły bliżej do swojego. Szatyn polizał dolną
wargę dziewczyny, a ta ze zdziwiona otworzyła usta, co oczywiście pan
marchewkowy wykorzystał, wsuwając w nie swój język. Margaret czuła się, co
najmniej dziwnie, całując Tomlinsona. Sama nie mogła siebie rozszyfrować. W
dodatku jej nogi zaczynały zachowywać galareta na silnym wietrze. Ich języki
zaczęły masować siebie nawzajem i toczyć walkę o dominację, a gdy zaczynało brakować
im powietrza, para wolno odsunęła się od siebie.
Głośne wrzaski tłumu zagrzewały do jakiegoś zadania kolejną
dwójkę, a Margaret oraz Louis stali spokojnie i próbowali patrzeć wszędzie
tylko nie na siebie. Serce dziewczyny nadal mocno tłukło w jej piersi, a ona
nie wiedziała, czy było to spowodowane wcześniejszym biegiem, czy też
pocałunkiem.
- Czas dobiegł
końca. Labirynt udało się pokonać pięciu parom, proszę o wielkie brawa! Jednak
jak to w każdych konkursach bywa zwycięzca może być tylko jeden. Tytuł
najlepszej pary wieczoru otrzymuje…uwaga…jeszcze chwila…Bianca Wark oraz Tom
Brown! Proszę o aplauz! – wykrzyknął prowadzący, momentalnie sprawiając, że
miny Mag i Lou zrzedły. Nicki i jej partner również nie wydawali się być
zadowoleni.
Wszyscy zaczęli kierować się do pomieszczenia gdzie czekał już
pokrojony tort o smaku czekoladowo- bananowym. Jednak jasnowłosa straciła chęć
do jedzenia podobnie jak jej partner. Dwójka skierowała się do sali dorosłych,
by zobaczyć jak bawią się Sara oraz Ben. Zabawa tam trwała w najlepsze, jednak
większość osób zbiła się ciasną grupką przy jednym ze stolików. Maggie miała
złe przeczucia. Pociągnęła Louisa w tamto miejsce.
- Biorą ślub w lipcu przyszłego roku. Tak w kościele
świętego Ignacego. Wszyscy jesteście zaproszeni!
- Zdrowie nowej
przyszłej pary Louisa Tomlinsona i Margaret Colen!
Do uszu pary doleciały strzępki czyjejś przemowy i dziewczyna
od razu rozpoznała głosy swoich rodziców.
- O Boże wiedziałam, że jak ubzdurają
sobie ślub, to po pijaku będą o nim gadać- zaczęła mamrotać pod nosem Maggie,
jednocześnie przedzierając się do stolika.
- Wiesz, co jest
najgorsze? Ja też wiedziałem.- odparł szatyn, uświadamiając sobie, jak bardzo
poznał rodziców swojej udawanej dziewczyny.
- A o to i oni! Są
jak gołębie, które powoli opuszczają dziuplę – przedstawił ich Ben, który
wyglądał na bardziej wstawionego, niż dane było przewidzieć jego córce.
- Och, przyszedł
mój synek!- Sara przytuliła się do chłopaka i przyjaźnie pociągnęła go za
policzek.
- Tato czas się zbierać-
zarządziła miodowo-włosa i pociągnęła swojego rodziciela za rękę.
- Ale ja nie chcę –
zaczął rozpaczliwe mamrotać mężczyzna.
Matką Mag zajął się Lou. Lekko pociągnął ją za łokieć, kiedy
ta przelotnie żegnała się ze swoimi znajomymi. Ku radości wszystkich nie
stawiała większego oporu. Gdy cała czwórka zabrała już swoje rzeczy z
garderoby, Mag odstawiła swojego tatę przy samochodzie.
- Jak dobrze, że
bierzesz ten ślub. Nie chciałbym, by moja jedyna córka została stara panną –
przemawiał mężczyzna, kiedy Maggie szukała w jego kieszeni kluczy do samochodu.
Dobrze wiedziała, iż jej rodzicom do zmiany nastroju wystarczają proste bodźce na
przykład: telefon, kot… lub ślub. Więc darowała sobie odwodzenie ich
przygotowań do zbliżających się zaślubin, by nie płakali rzewnie w aucie.
- Ja prowadzę!-
zgłosił się Louis, a po chwili w jego dłoniach wylądowały kluczyki, którymi
otworzył samochód. Para trochę musiała się pomęczyć, by posadzić rodziców na
tylnych siedzeniach i upiąć ich w pasy, ale w końcu doszli do celu. Mag zajęła
miejsce pasażera i czekała, aż Lou zasiądzie za kółkiem.
Kiedy jego ciało znów znalazło się blisko niej dziewczyna
poczuła to dziwne uczucie.
Ich spojrzenia spotkały się i szatyn postanowił lekko się uśmiechnąć.
Margaret jednak nie odwzajemniła gestu zbyt pogrążona w myślach.
Gdy wreszcie dojechali na drogę wylotową prosto do domu
Colenów, wybijała pierwsza w nocy.
- Co to tego
zadania to…CO U LICHA?!- Marchewkowemu nie było dane dokończyć wcześniejszego
zdania, ponieważ ujrzał przed sobą wóz policyjny, który najwyraźniej
kontrolował pojazdy i wybrał auto Colenów. Szatyn zjechał na bok i brać
głębokie oddechy.
- Louis, co się teraz
dzieje?- spytała rozsądnie, Maggie
- Dobry wieczór proszę dokumenty do
kontroli- powiedział policjant zaraz po tym jak szatyn zsunął szybę.
- Nie mam – odparł
bezceremonialnie chłopak.
- Co?! Jak to nie
masz?! W sumie to przecież nic już mnie nie powinno zaskoczyć. Miałam twój
język w ustach – mamrotała pod nosem dziewczyna. Policjant zmarszczył czoło.
- Nie mam, bo gdy
dowiedziałem się, że jedziemy z twoimi rodzicami to oddałem je chłopakom, żeby odłożyli
je do moich dokumentów – wyjaśnił marchewkowy dziewczynie.
- Przykro mi musicie
jechać z nami na posterunek – oznajmił policjant.
Lou oraz Mag jęknęli błagalnie, zaś państwo Colen poczęli
cieszyć swe buzie jakby naprawę \stało się coś fajowego.
Zapowiadała się długa noc pełna cel i twardych łóżek.
NOOO HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!!!!!!
JESTTT NOWYY WAKACYJNY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!
JAK WAM SIĘ PODOBA? BŁEDÓW PEWNIE JEST SPORO BO NIE SPRAWDZAŁAM XD
JAK TAM WAKACJE MOI DRODZY? U MNIE ZAJEBISCIE XD
PROSZE O KOMENTARZE!!!!!!!!!! DZIEKUJE ZA PRAWIE 40 TYŚ WEJŚC!
LISTA POWIADAMIANYCH:
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@Mags_Poland_1D @poisonedx @edzio_wiertara @Ola143Cody,
@xMissxxNothingx @Enchanted_200 @EverBeforee @_yourkitty
@Martyna_ma @karLla136 @LoveStayStrong_
@hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@xMissxxNothingx @Enchanted_200 @EverBeforee @_yourkitty
@Martyna_ma @karLla136 @LoveStayStrong_
@hideanemptyface @AwMyBooBear @luvmyTomlinson
@Zuzu_Kazu @shanny_one_time @eat_love_laugh
@BackForBlue @JustinePayne81 @Diamond_Things
@Zosia_Michalska