Zbzikowany czwartek i rąbnięta sobota - czyli nigdy nie wierz butelce
Zbzikowany czwartek
Ten czwartkowy dzień od samego rana
nie wyglądał normalnie. Najpierw rodzice Mag zachowywali się wyjątkowo spokojnie,
potem Roxi nie rzucił się na swoją ukochaną miodowo-włosą z mokrymi
pocałunkami, a około godziny dziesiątej przez ulicę przejechała najprawdziwsza
dorożka. Zaraz po tym dziwnym zdarzeniu do drzwi Colenów zapukał listonosz i
wręczył w ręce Sary kopertę, w której było zaproszenie na ślub Victorii Balck i
Justina Courtney’a, który miał odbyć się już w sobotę. To oznaczało dwie
rzeczy: po pierwsze Nikki Black będzie znana teraz jako Nikki Courtney, a po
drugie Justin Courtney będzie kolejnym pechowcem, który został złapany w szpony
Victorii. Nie pozostaje nic innego, jak tylko współczuć.
Pewnie gdyby nie to, że Mag ma haka
na swojego wroga, to teraz na kolanach prosiłaby rodziców, żeby nie iść na to
nieszczęsne, wystawne wesele.
Jednak po ujrzeniu Nikki ze szkolnym
kujonem sprawy potoczyły się trochę inaczej. Teraz to Margaret mogła odegrać
się na nieznośnej dziewczynie i od razu podbudować opinię Jakoba. Nigdy nie
lubiła, jak popularni ludzie robili sobie żarty z uczniów, którzy uczyli się
lepiej od nich. To nie ich wina, że nie mieli zbyt bogatego życia towarzyskiego
i woleli przedmioty ścisłe od imprez.
Pozostał jednak jeden malutki
problem. Margaret musiała znaleźć chłopaka, który byłby zgodny z opisem, jaki
zna jej wróg. Bądź, co bądź ciężko jest znaleźć wolnego greckiego Boga. Shalie
oraz miodowo-włosa musiały wytężyć mózgownice i zastanowić się, kto mógłby
pomóc. Usiadły, więc rozpromienione na tarasie i zaczęły w notesie wypisywać
nazwiska chłopaków, których znały. Kiedy skompletowały wszystkich przystąpiły
do selekcji.
- Tom Roxon
– przeczytała wolno z kartki panna Swift.
Jej przyjaciółka zmarszczyła brwi i
spróbowała przypomnieć sobie kolegę z klasy.
-
Skreśl od razu wszystkich uczniów. Nie chcę iść na to wesele z człowiekiem,
który ma dwucyfrowe IQ – rzekła po chwili namysłu Maggie.
Nie było sekretem, że nastolatka
średnio dogadywała się ze swoimi szkolnymi kolegami. To był prosty układ „nie
lubię was, bo wy nie lubicie mnie”. Każdy z budy wiedział, że panna Colen jest,
co najmniej dziwna, agresywna, zawsze naładowana energią i sarkastyczna. Te
cechy zdecydowanie ostudzały zapędy potencjalnych zalotników oraz
budowały spory dystans.
- Facet od pizzy - z ust ciemnowłosej padł kolejny kandydat.
- Nie zgodzi się po tym jak przez moją mamę wywalili go z pracy – orzekła jasna
głowa, przypominając sobie jak jej rodzicielka siłą zaprosiła chłopaka na
kolację, a ten tracąc poczucie czasu zasiedział się i zapomniał o zamówieniach.
Telefon, który dostał od szefa nie należał do najmilszych. Krzyk jaki wydobywał
się ze słuchawki usłyszeli wszyscy przy stole, choć nie był włączony system
głośnomówiący.
- Ten nie, ten też, ten tym bardziej. Hmm… Rayan Sparks.
Właścicielka ciemnych pukli z
nadzieją spojrzała na swoją przyjaciółkę.
- Mówiłam ci żebyś go nie wpisywała. Koleś pojechał na jakiś obóz walczyć z
nadwagą, więc tak jakby jest niedostępny – westchnęła Mag.
Zaczynała powoli tracić nadzieję, ale
nie mogła się poddać, kiedy już była tak blisko utarcia Nikki nosa.
- Więc został tylko twój tata – panna Colen spojrzała na przyjaciółkę z
politowaniem – i jeszcze oni. – Wskazała dłonią na dom obok.
Jasnowłosa jęknęła i sama sprawdziła
listę w poszukiwaniu kogoś innego. Szybko zrozumiała, że nieskreślona pozostała
tylko piątka jej sąsiadów. Tu już nawet nie chodziło o to, że nie zawsze
dogadywała się z tym zespołem. Teraz górę przejęła godność i honor dziewczyny –
nie chciała ich o nic prosić, lecz z drugiej strony nie miała wyjścia.
Za radą swojej przyjaciółki wzięła
kilka kojących wdechów i wydechów, a potem ruszyła w stronę sąsiedniego
mieszkania z niepewną miną.
- Czekaj, czy łapią się w kryteria? – zapytała rozsądnie Mag, gestem
dłoni zatrzymując swoja przyjaciółkę.
Dziewczyny myślały nad tym chwilę.
- W sumie dziewczyny mdleją na ich widok, no i co tu się oszukiwać do
szpetnych nie należą – zaczęła wolno brunetka. Na te słowa jej kompanka
pokiwała głową i zrobiła dziwny grymas.
- Spadłam tak nisko – wyszeptała pod nosem.
Przyjaciółka poklepała jej ramię i
uśmiechnęła się bez wyraźnego powodu.
Oczywiście jak na piosenkarzy/ małpy
przystało najpierw było ich słychać, a dopiero potem widać. Zanim dziewczyny dobrnęły
przed ich furtkę wiedziały, że piątka wariatów znajduje się na zewnątrz.
Po wkroczeniu na ich posesję od razu
zauważyły trójkę chłopaków odbijających do siebie piłkę siatkową oraz pozostałą
dwójkę opalającą się na leżakach. Shalie już miała witać się z sąsiadami, kiedy
jej uwagę przykuł Harry – a mianowicie jego nagi tors pokryty czarnymi
tatuażami. Brunetka wcześniej już widziała chłopaka bez koszulki, ale dopiero
teraz, gdy chłopak spokojnie spał na leżaku, z głową zakrytą słomianym
kapeluszem, mogła się mu dokładnie przyjrzeć.
Tatuaże robiły wrażenie i szczerze
mówiąc zaczęły podobać się dziewczynie.
Na leżaku obok Stylesa grzał swoje
cztery litery Niall Horan, lecz ku zasmuceniu ciemnowłosej nie posiadał żadnych
obrazków na ciele.
Mag przyglądała się osłupiałej
przyjaciółce, marszcząc brwi, a następnie odwróciła wzrok do reszty zespołu.
- Cześć wam – przywitała się, lekko
machając w ich stronę.
Chłopcy nie mieli tyle oporów i od
razu podbiegli do dziewczyny, by dać jej przywitalnego przytulasa. Na szczęście
(lub nie) posiadali koszulki.
- Oto i ona - Margaret Colen. Córka
czarnoksiężników oraz najniższa właścicielka ciętego języka w Thousand Oks –
przedstawił ją Tomlinson, a potem zamknął jej ciało w ciasnym, zbyt długim
uścisku.
- Cóż sprowadza ciebie oraz Shalie w
nasze skromne progi?- spytał Liam i uśmiechnął się przyjaźnie, jak to miał w
zwyczaju.
- Shalie?! – za snu powstał, nie kto inny,
jak właściciel ciemnych loków.
Imię dziewczyny najwidoczniej wdarło
się do jego zaspanego umysłu i klepnęło go w bębenki słuchowe. Inaczej nie da
się wytłumaczyć jego reakcji.
Styles powstał i od razu przygarnął
małe ciało brunetki do swojego nagiego wytatuowanego torsu.
Shalie o dziwno nie skrzywiła się na
tę czułość, tylko rozciągnęła swoje wargi w uśmiechu. Ten dzień niewątpliwie
zasłużył na nazwę ‘zbzikowany czwartek’. Tak jakby wszystko dookoła zaczęło się
zmieniać, zdawało się, że nawet czas płynął inaczej.
Kiedy tylko jasnej głowie udało się
wyrwać z rąk marchewki, powiedziała chłopakom, by nie przejmowali się
obecnością gości i wrócili do przerwanych zajęć.
W końcu dziewczyna nie mogła iść z
całą piątką na wesele, musiała wybrać, a żeby to uczynić, chłopcy musieli
przejść pewien test.
Na pierwszy ogień padł Payne. Obydwie
sąsiadki podeszły do niego. Ciemny blondyn lekko zmarszczył brwi, ale nie
wydawał się szczególnie przejęty. Próbował nie przerywać odbijania piłki, gdy
Maggie spokojnie podeszła do niego i zaczęła się z nim mierzyć. Shalie, która
trzymała notes w dłoni, pokiwała na głową na boki i wykreśliła nazwisko
chłopaka z notesu. Liam Payne okazał się być zbyt wysoki dla dziewczyny, która
miała fioła na punkcie tego, że jest zbyt niska. Wiedziała, że takiej różnicy
nie naprawią żadne szpilki. Zaraz po krótkiej wymianie zdań z przyjaciółką
Harry również został przekreślony grubą kreską. Może i to było dziwne,
obsesyjne zachowanie, ale w końcu dziewczyna miała, w czym wybierać.
Kolejnym kandydatem był Lou. Chłopak
starał się nie śmiać, gdy widział jak dziewczyna przy nim wyciąga swoją szyję
do góry. Zaraz potem jednak mina mu zrzedła.
- Wiesz, że anakondy przymierzają się do
swoich ofiar zanim je zjedzą? Albo mi się wydaje, albo robisz coś podobnego.
Szatyn dla pewności odsunął się
trochę od miodowo-włosej.
- Tak jakby... Potrzebuję waszej pomocy
– wykrztusiła z siebie nastolatka, a następnie wlepiła wzrok w ziemię, co było
do niej zupełnie niepodobne.
- Mówię wam, zabiła kogoś i chce
przenieść ciało – stwierdził blondyn z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – To
jeszcze nie tłumaczy, dlaczego się z nami mierzy, ale na pewno za chwilę się
tego dowiemy. Dalej Mag mów, jesteśmy gotowi na wszystko.
Wszyscy nadstawili uszu i popatrzyli
się na postać panny Colen. Ta nerwowo przełknęła ślinę.
- Zostaliśmy z rodzicami zaproszeni na
wesele w sobotę i szczerze mówiąc, potrzebuję partnera.
Niall wyraźnie odetchnął z ulgą.
Jeszcze chwila, a zszedłby na zawał. Szatyn przenikliwie spojrzał na
jasnowłosą.
- Czemu czuję, że jeszcze nie wiemy
wszystkiego?- zapytał zainteresowany.
- Bo nie powiedziałam, że ten partner
musiałby jeszcze udawać… mojego chłopaka – wyznała nastolatka, nie podnosząc
wzroku. Pomiędzy całą siódemką zapanowało milczenie.
Każdy chłopak patrzył na dziewczynę
jak na kosmitkę. Mag wydawała się być samowystarczalna, aż tu nagle przyszedł
dla zespołu dzień, w którym ta niewiasta prosi o ICH pomoc. Niebywałe.
- Pójdę z tobą. Nigdy nie powiem nie
do darmowego alkoholu i pięknej dziewczyny – oznajmił z uśmiechem mulat. Lekko
przyciskając sąsiadkę do swojego boku.
Tomlinson natychmiast podbiegł do
pary i zrzucił dłonie kolegi z panny Colen. Nie musiał czekać nawet sekundy na
oczekujące wyjaśnień spojrzenia kolegów i koleżanek.
Już nie wspominając Mag, która
stanęła sztywno jak kłoda, nie widząc dokładnie, co ma zrobić. W normalnych
okolicznościach zdzieliłaby marchewkę po łapach, ale dziś wiedziała, że musi
być miła dla sąsiadów, gdyż są jej ostatnią deską ratunku. A prawdę mówiąc
jasnowłosa ostatnio, nie miała ochoty bić czy nawet dogryzać szatynowi,
ponieważ gdy już to robiła, zaczynały gnębić ją wyrzuty sumienia. Raz nawet tak
przestraszyła się tych niecodziennych reakcji, że chciała udać się do lekarza
specjalisty. Sama już nie orientowała się, co właściwie się z nią dzieje i
czasami poświęcała noce, by nad tym myśleć (a warto dodać, że ZAWSZE spała
dobrze i była prawdopodobnie największym śpiochem w Ameryce).
- To ja chcę iść z Mag, przecież
wiecie jak kocham wesela. A poza tym jestem doskonałym aktorem i świetnie
odegram rolę chłopaka. – przemówił Louis i uśmiechnął się do wszystkich
szeroko, jednocześnie mocniej dociskając sąsiadkę do siebie.
Chłopcy na jego słowa pokiwali
głowami. Tak, to całkowita prawda - marchewka kochał wesela i wszelakie
uroczystości, ponieważ był duszą towarzystwa. Aktorstwo miał we krwi jak każdy
z rodziny Tomlinsonów. Być może te pojedyncze role w reklamach serków i
jogurtów, też jakoś rozwinęły tę artystyczną stronę chłopaka.
- O nie! To ja idę z Maggie! Nie
ominę wyżerki!- ogłosił Niall i zaczął wyszarpywać ciało dziewczyny z lepkich
macek swojego kumpla. Oczywiście Lou zaczął ciągnąć ją w swoją stroną, a żeby
tego było mało walczyć postanowił też Zayn.
Uwaga, uwaga! Chłopcy, którzy wręcz
nie znosili swoich sąsiadek( z większą wzajemnością), właśnie kłócili się o to,
który z nich będzie pomagał jednej z nich. Takie rzeczy tylko w Thousand Oks i
tylko w „zbzikowany czwartek”.
- Okey! Przestańcie! Po prostu
zakręćcie o to butelką – zaproponowała stojąca obok Stylesa, Shalie.
Kiedy wojownicy przystali na ten
pomysł, miodowo-włosa mogła odetchnąć z ulgą.
Niall jak na skrzydłach pobiegł do
domu po odpowiednie naczynie. A Zayn i Louis usiedli na tarasie gotowi do gry.
Gdy tylko blondyn przytargał ze sobą butelkę sprawiedliwości (czyt. butle po
coca-coli), trójka usiadła w małym kółku.
Liam wydawał się być trochę rozczarowany
faktem, że jego nazwisko zostało przekreślone, ale lokers rzucił pomysł, że w
sobotę będą robili razem coś fajnego.
- No to ten…Niech wygra lepszy –
powiedziała ciemnowłosa, jednocześnie zakręcając butelką.
Mag z uwagą obserwowała ruchy
naczynia. Pech chciał, że szyjka wycelowana została pomiędzy Niallem a Lou.
Szatyn jednak szybkim ruchem przekręcił ją swoją stronę i już każdy wiedział, z
kim dziewczyna spędzi sobotnią noc.
Jasnowłosej zrzedła mina, ale już po
chwili uznała, że tak po prostu musiało być. Wszyscy zaczęli im gratulować
jakby, co najmniej ogłosili, że biorą ślub.
- Teraz Harry swatka Styles
wszystkim się zajmie! Będziecie parą słodką jak miód. Każdy będzie wam
zazdrościł tej miłości.
Chłopak z burzą loków na głowie
zatarł dłonie i popchnął parę w stronę drzwi od ich domu. Zapowiadał się trening,
który miał być tym jednym z najbardziej wyczerpujących w ich życiu. I któżby
pomyślał, że zgotowała go im zwykła butelka po coca-coli.
↯
- A co w tym trudnego! – wybuchł
lokers, patrząc na swoją sąsiadkę i kumpla, którzy od dłuższego czasu mieli
problem z wykonaniem wiarygodnego przytulenia.
To oczywiste, że potrafili obściskiwać
się, ale tylko z zaskoczenia i zazwyczaj na złość. Teraz zachowywali się, jakby
włączyła im się swojego rodzaju blokada. Co więcej Harry tracił przez nich
zmysły.
- Po prostu połóż mu ręce na
brakach!- Ich trener wziął dłonie jasnej głowy i ułożył je na miejscu, o którym
mówił. Fakt zadanie to było trochę utrudnione przez różnicę wzrostu tej pary,
ale mimo wszystko nadal pozostawało wykonalne. – A ty opleć ją ramionami wokół
talii- Tym razem Styles pochwycił kończyny swojego kupla i ułożył je w
odpowiednim punkcie. – Przysuńcie się do siebie! – Tu popchnął ich –I to
koniec! Ale nie wyglądajcie jakbyście przytulali drut kolczasty rozgrzany do 200°C Uśmiech! Czy wy nic nie umiecie!
Lokers przysunął dłoń do czoła i
zaczął coś niewyraźnie mamrotać pod nosem. W końcu po chwili przerwy znowu
podszedł to pary. Reszta z zaciekawieniem oglądała zmagania w salonie. Shalie
podśmiechiwała się za notesem, a Niall zajadając popcorn, parę razy stwierdził,
że Lou i Mag są lepsi od telewizji. Im jednak nie było w tamtej chwili to
śmiechu.
- Teraz patrzcie sobie głęboko w
oczy – poinstruował łagodnie brunet, czekając, aż dwójka wreszcie raczy na
siebie spojrzeć.
- Tak głęboko jakby próbowała
zobaczyć tył jego czaszki? – spytała się znudzona panna Colen.
- Chyba raczej mózg, moja droga. On
jest przed tyłem czaski – zaśmiał się szatyn.
- O wiele rzeczy mogłabym się
oskarżyć, ale nie o posiadanie tego narządu, kwiatuszku – odpowiedziała
dziewczyna bez cienia uśmiechu na ustach.
- Coś ci się żart nie udał, mała –
oświadczył rozpromieniony Tomlinson, poprawiając swoje ręce, które znajdowały
się przy dolnej części pleców miodowo-włosej.
- Za dużo z tobą przebywam –
odburknęła niewiasta i podciągnęła dłonie chłopaka do góry, gdyż zaczęły
niebezpiecznie zsuwać się w dół.
Szatyn już otwierał usta, by
odpowiedzieć, ale zaraz do akcji wkroczył Harry i położył im na ustach swoje
duże dłonie.
- Żadnych rozmów na moich zajęciach!
I nikt wam nie uwierzy, jeśli będziecie ciskali do siebie piorunami z oczu –
upomniał ich, a para natychmiast uśmiechnęła się do siebie promiennie.
Ten trening jednak był trudniejszy,
niż mogłoby się zdawać.
Reszta dnia zleciała zebranym na
słuchaniu rad Harry’ego i oglądania prób tańca Margaret oraz Louisa. Było to
dziwne, bo lokers sam nie umiał tańczyć i niestety nie miał w tej dziedzinie
zielonego pojęcia, a próbował wpoić parze różne dziwne zalecenia.
Kiedy zrozumiał, że nie zrobi z nich
gwiazd parkietu, ogłosił lekcje pod tytułem „nauczmy całować się na niby”.
Oczywiście panna Colen oraz Tomlinson wybuchli śmiechem i powiedzieli, żeby
chłopak od razu darował sobie te zajęcia. Obrażony Styles oznajmił, że
wychodzi, a parę minut po nim dom opuściła również Shalie pod pretekstem tego,
że jest znudzona.
Korzystając z tego, że trening został
zakończony, Maggie zaczęła opowiadać Lou o całej sprawie z Nikki oraz dlaczego
ma udawać jej chłopaka. Nie obyło się bez łez śmiechu ze strony szatyna, ale w
sumie i tak przyjął to dobrze.
Na koniec kiedy uzgadniali kwestię
stroju dziewczyna uświadomiła sobie, że nie ma sukienki i wybiegła z domu
sławnego zespołu jak oparzona.
No cóż skleroza pewnego osobnika
najwyraźniej zaczęła się jej udzielać.
Rąbnięta sobota
Dzień ten w rodzinie Colenów wyglądał
zwyczajnie, czyli po prostu był szalony. Na szczęście niecodzienność minionego
czwartku postanowiła opuścić Thousand Oks.
Matka Mag od samego rana śpiewała
razem z Benem weselne kawałki oraz biegała z pokoju do garderoby, sprawdzając,
czy aby na pewno wszystkie ubrania są idealnie wyprasowane.
Maggie z jednej strony cieszyła się,
że zemści się na Nikki, a z drugiej obawiała się Lou, któremu wszystko mogło
przyjść do głowy. Pozostawała jednak dobrej myśli.
Ślub miał odbyć się o 17: 00, a
dojazd na miejsce miał zająć około pół godziny, więc Maggie zaczęła się
szykować wraz z wybiciem godziny czternastej. Standardowo na pierwszy ogień
poszły włosy. Przez ostatni miesiąc sporo podrosły i sięgały dziewczynie mniej
więcej do lędźwi. I ku jej radości to nie ona musiała martwić się ich układaniem,
ponieważ do tej roboty zgłosiła się jej przyjaciółka, z resztą podobnie jak do
makijażu. Mag dziś miała lśnić niczym sreberko po gumach w południowym słońcu.
Przyjaciółki śpiewały razem z jej
rodzicami, podczas gdy Shalie kręciła na głowie Margaret długie fale.
- A co będzie, jeśli skapną się, że nie
jesteście razem?- zapytała rozsądnie brunetka, na co jasna głowa prychnęła.
- Proszę cie, kiedyś w szkole tak
udawałam ból brzucha, że w końcu sama w niego uwierzyłam – powiedziała kpiąco,
przypominając sobie tą sytuację.
Po jakiś dziesięciu minutach, gdy
panna Swift nadal grzebała we włosach dziewczyny, ta wzięła z biurka beżowy
lakier i zaczęła malować nim paznokcie u rąk. Przygotowania to zdecydowanie
najnudniejsze zajęcie na całej kuli ziemskiej. Jedyną rozrywką przez te godziny
byli tylko państwo Colen, którzy weszli do pokoju córki i zaczęli tańczyć
tango, wywalając przy tym lampkę nocną. Potem Sara i Ben popłakali się na myśl,
że ich córka będzie tak pięknie wyglądać i że idzie na wesele ze swoim
CHŁOPAKIEM Louisem Tomlinsonem.
Oczywiście Mag nie mogła złamać im serc i
zaprzeczyć, że ona i marchewka są para. Ta wiadomość odcisnęłaby trwały ślad na
psychice Bena, który cieszył się na myśl, że będzie mógł za darmo wchodzić na
koncerty One Direction.
Po tych niespodziewanych atrakcjach
oraz po ułożeniu włosów Margaret, przyszedł czas na wykonanie makijażu. Prawdę
mówiąc to Shalie pierwszy raz w życiu robiła komuś make up, ale wolała nie
wyjawiać tego faktu swojej koleżance.
Wyjęła wszystkie kosmetyki i przystąpiła do nakładania kolejno: bazy pod
podkład, podkładu i pudru. Aby jej twarz nie wyglądała zbyt ciężko spryskała ją
specjalnym preparatem, który miał stopić wszystkie warstwy ze sobą oraz pełnić
rolę utrwalacza. Cera panny Colen nie miała w tamtym momencie żadnych defektów
i ku jej szczęściu nie utworzył się efekt maski. Potem Shalie nałożyła na
powieki miodowo-włosej beżowe cienie, by uzyskać efekt przydymionego oka. Kiedy
skończyła narysowała kreski eyelinerem oraz mocno wytuszowała rzęsy. Na
policzki nałożyła bronzer, aby podkreślić kości policzkowe. Całość wyglądała znakomicie,
aż do tego stopnia, że brunetka poczęła zastanawiać się czy nie chce zostać
kosmetyczką.
Sama Margaret pochwaliła jej pracę
wielokrotnie, a Ben oraz Sara wpadli w zachwyt. Serce Shalie oblało się miodem
na te wszystkie pochwały.
Kiedy Maggie miała już gotowe włosy
oraz makijaż postanowiła włożyć sukienkę, którą pomagała wybrać jej mama.
Na początku nie była do niej
przekonana, ale Shalie stwierdziła, że prezentuje się w niej olśniewająco.
Kiecka była koloru turkusowego. Nie
posiadała ramiączek, ponieważ jej góra mocno opinała się na klatce piersiowej.
Pośrodku serduszkowego gorsetu znajdowały się trzy złoto-turkusowe guziki,
które idealnie współgrały ze złotym, cienkim pasem umiejscowionym nieco ponad
linią tali. Od paska w dół sukienkę
uszyto z wielu warstw tiulu, który był mocno rozkloszowany i tworzył znakomity
efekt. Całości stroju dopełniały beżowe czternastocentymetrowe szpilki na
platformie z paskiem. Na nadgarstki dziewczyna włożyła parę złotych bransoletek
z czaszkami oraz kolczyki w tym samym kolorze również o motywie czaszki. Na lewą
dłoń Mag wciągnęła pasujący do reszty biżuterii pierścionek na dwa palce w
kształcie krzyża. Wychodząc z pokoju zgarnęła jeszcze z szafki kopertówkę w
kolorze butów, wcześniej wrzucając do niej dużo przydatnych rzeczy.
Nie ma, co się oszukiwać Margaret
Colen lśniła bardziej niż sreberko po gumie w południowym słońcu.
Potwierdzały to miny jej rodziców
oraz Shalie, która swoją drogą stwierdziła, że dla niej mogłaby być lesbijką.
- Byłaś nieoszlifowanym diamentem. A
teraz ahh, co ten Louis z tobą zrobił. Dzięki tej miłości rozkwitasz moja
piękna.
Pani Colen kończąc swój wywód
przytuliła córkę do piersi i pogłaskała jej nagie plecy. Dziewczyna
przeczuwała, że roztrzaska serca rodzicom, mówiąc, że to całe chodzenie jest
tylko na niby.
Potem do uścisku dołączył się ojciec
dziewczyny, ciągnąc za sobą Shalie. Nie ma to jak rodzinny przytulas, który
miażdży kości i psuje włosy. Kiedy
państwo Colen wreszcie skończyli tulić dziewczyny, Ben podbiegł do lustra i
zaczął na głos zastanawiać się, czy nie zrobi zbyt wielkiego wejścia w tej
czerwonej muszce w grochy oraz wyraził swoje obawy co do tego, że goście mogą
pomylić go z panem młodym. Sara, która ubrania była w czarną przylegającą
sukienkę szybko odwiodła go od tego pomysłu.
- Moje drogie panie pora już wychodzić
– ogłosił pan Colen – A ty myszko, co będziesz robiła całą noc bez towarzystwa?
– zasmucił się, patrząc na brunetkę.
- Proszę się o mnie nie martwić idę do
sąsiadów i będziemy uczyć się medytować – szybko uspokoiła mężczyznę panna
Swift.
Ben wyraźnie odetchnął z ulgą. A
potem zaczął pośpieszać swoją żonę, która ogłosiła, że musi sprawdzić, czy
wszystko wzięła. Dziewczyny by nie tracić czasu, wyszły z domu i poszły do
miejsca, w którym umówione były z chłopakami. O dziwno Margaret poruszała się
na szpilkach tak równie szybko jak bez nich. Cały czas patrzyła na swoją
przyjaciółkę z góry by, choć raz napawać się faktem, że jest od niej wyższa.
Niewiele, ale jednak.
Po chwili nastolatki ujrzały przed
sobą pięć znajomych sylwetek, idących w ich stronę. Pierwszy na drodze stanął Harry i uważnie
zmierzył miodowo-włosą od góry do dołu. Po chwili dołączyła do niego reszta
ferajny.
- Margaret nie wiem jak to powiedzieć,
ale wyglądasz znakomicie – wykrztusił lokers, jeszcze raz uważnie przyglądając
się dziewczynie. Reszta chłopaków również sypnęła komplementy w stronę
dziewczyny.
Maggie spojrzała na Louisa, który
miał rozdziawione usta i wyglądał jakby za chwile miał zbierać szczękę z ziemi.
Jasna głowa musiała przyznać, że szatyn też wyglądał przyzwoicie. Miał
postawione do góry włosy (fryzjerem zapewne był Zayn, ponieważ dzierżył w dłoni
szczotkę oraz lakier do włosów, którym co chwila pryskał fryzurę swojego
kolegi) okulary przeciwsłoneczne, idealnie skrojony czarny garnitur, białą
koszulę oraz krawat w kolorze sukienki dziewczyny. Spodnie od garnituru, ładnie
opinały nogi chłopaka i nie wyglądały tak oficjalnie jak to zazwyczaj przy
garniturach bywa. Mag miała podstawy sądzić, że to zwykłe czarne rurki. Nogawki
spodni były zawinięte i nie dało się ukryć, że pod turkusowymi tomsami chłopak
nie ma skarpetek….zaraz TURKUSOWYMI TOMSAMI?!
Jasnowłosa złapała się za serce i
gestem dłoni przywołała do siebie swoja przyjaciółkę.
- Czy też widzisz to…kolorowe coś na jego nogach?- zapytała, nie wierząc
swoim oczom.
Brunetka niepewnie pokiwała głową.
- Mówicie o moich butach? Jak dostałem
smsa o kolorze twojej sukienki to od razu pomyślałem o tych turkusowych cudach.
Co ty na to?- Louis zaprezentował obuwie z każdej strony i uśmiechnął się
promiennie.
- Co ja na to?! Przecież to chyba jakiś
żart! Najgorszy żart z twoich wszystkich najgorszych żartów- wrzasnęła
dziewczyna, wachlując się torebką.
- A ja uważam, że są super –oburzył
się szatyn.
- Nie, nie są!
- A właśnie, że są!
- Nie!
- Tak!
- Patrz Lou, przyniosłem twoje czarne
lakierki- Nagle ni stad, ni zowąd do zebranych dołączył Niall z parą hebanowych butów
w dłoni.
Maggie autentycznie uznała go za
anioła, który spał z nieba prosto na ziemię, by ratować ją od takich świrusów jak
Tomlinson. Obrażony chłopak wyszarpnął obuwie od kumpla i zmienił je,
ogłaszając, że nogawki i tak zostawia zawinięte. Dziewczyna machnęła na to
ręką, najważniejsze, że zdjął tęczę ze stóp. Para przysunęła się do siebie, jak
tylko Liam powiadomił, że zbliżają się państwo Colen.
Jasnowłosa wzięła szatyna pod ramię i
uśmiechnęła się najszczerzej jak umiała.
Ta dwójka razem prezentowała się naprawdę
dobrze. I choć Margaret do samego końca wierzyła, że będzie wyższa od swojego
partnera, to los sprawił, że sięgała mu tylko do okolic nosa. Trudno, może innym
razem jej się uda.
Ciemny blondyn korzystając z chwili, wyciągnął ze swojej
kieszeni telefon i zrobił zdjęcie parze.
- Mój kochany Lougaret! Prawdziwa miłość zawsze wygrywa!- wykrzyknął, a potem
zaczął wylewać łzy radości w ramię swojego kolegi.
Do zebranych dołączyli wreszcie
państwo Colen.
- Lou, kto by pomyślał, że tak
zawrócisz mojej córce w głowie. Oh wyglądacie razem doskonale – pochwaliła Sara,
a następnie przytuliła wszystkich chłopaków po kolei.
Po przywitaniu Ben zarządził, by
wszyscy wsiedli do auta. Szatyn zaproponował, że mogą jechać oddzielnie,
ponieważ posiada prawo jazdy i własny samochód, ale rodzice stanowczo
zaprzeczyli pod pretekstem tego, że muszą się nacieszyć się widokiem tej pary.
Kiedy cała czwórka znajdowała się w
aucie, Ben uchylił szybę i powiedział jeszcze do pozostałych:
- I macie mi się opiekować
Shalie! Jak usłyszę jedno złe słowo na
wasz temat z jej ust to dam wam unfollow na Twitterze- zagroził, a potem
bezceremonialnie wcisnął pedał gazu.
Szatyn przez parę sekund machał do
kolegów przez tylną szybę, a następnie wlepił gałki oczne w swoją partnerkę. Ta
natomiast zaczęła wysyłać do niego dziwne znaki oczami, powodując, że
bezgłośnie pytał, o co jej chodzi. W końcu, gdy straciła cierpliwość, pociągnęła
za ramię marchewki i oplotła je sobie wokół talii. Z początku chłopak nie
zrozumiał jej czynu, ale potem zauważył panią Colen, która podgląda parę w
lusterku. Najwidoczniej ucieszył ją ten widok, ponieważ uśmiechnęła się i
zaczepiła męża żeby zwrócił uwagę na tylne siedzenia.
- Moje dzieci czuję, że teraz jest
dobry moment, by uświadomić was w paru sprawach. Mam nadzieję, że już wiecie, że
nie wyszliście z kapusty…- zaczął Ben, jednocześnie spełniając najgorsze
przeczucia swojej córki.
Mag zakryła się torebkę i poczęła się
modlić, by ta podróż wreszcie się skończyła.
Louis najwidoczniej dobrze się bawił,
bo wdał się w pogawędkę z ojcem dziewczyny.
Lekcja z dzisiaj: tylko wariaci robią
dziwne rzeczy oraz małe rzeczy powodują wszystko.
I to wszystko mało się ziścić już za
parę godzin.
HEJJJ!!!!!!!!!! A OTO PIERWSZY WAKACYJNY ROZDZIAŁ!
PROSZE PISZCIE KOMENTARZE BO SZCZERZE MÓWIĄC TO OSTATNIO MNIE ZAWIEDLIŚCIE ;/KRYTYKUJCIE, ALE PISZCIE CHOCIAŻ COŚ XD
CO TAM U WAS? JAK WAKACJE?
PROSZE O KOMENTARZE ORAZ DZIĘKUJE ZA TAK DUŻĄ LICZBĘ WYŚWIETLEŃ
+ SORRY ZA BŁĘDY NIE MIAŁAM GŁOWY DO SPRAWDZANIA
@611_natalia @Misiooolxd @paula_jas_x @marysia_lawecka
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@Pani_Horan @alekslloyd @AwwKevin @iWantHarryHug ,
@BackForBlue @JustinePayne81
omomomommoomomomomommomomoomom<2 ;d
OdpowiedzUsuńJesteś chora, ale w dobrym znaczeniu :D
OdpowiedzUsuńZaczęłam rżeć jak nienormalna z tego rozdziału.
No przykro mi. :>
Piszesz wspaniale i czekam na next :*
Pozdrawiam
Marzena
PS. W wolnym czasie zapraszam http://anita-jenifer-story-1d.blogspot.com/
Wspaniały rozdział i nie mg się doczekać nn. Niektóre fragmenty były tak śmieszne, że nie wiedziałam czy sąsiedzi nie przyjdą. Pozdrawiam i życzę weny, @hideanemptyface
OdpowiedzUsuń+ Mam nadzieję, że rozdział bd szybciej. :)
Śmiałam się przez cały rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nexta :)
@Pinkdots19
Szybko, szybko pisz nn! :)
PS. Zapraszam na mojego bloga
http://our-summer-1d.blogspot.com/
mam nadzieję, że posostawisz po sobie ślad w formie komentarza:)
Tak na wstępie; zamiast @beautiful_xLife to @alekslloyd (nie wiem dlaczego nie napisałam tego. mój błąd).
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału! Boże, boże, boże. LOUGARET! Ja normalnie uwielbiam ich w każdej odsłonie. Czy to kłócących się, czy udających parę. Shippuję ich, podobnie jak Payne (:
Mhm, muszę przyznać, że cieszę się bardzo, iż dodałaś rozdział (w końcu?). Nie muszę pisać, że jestem pod wrażeniem i takie tak słodkości, bo już kiedyś napisałam się tego jak cholera (czyt.poprzednie rozdziały?) Ja po prostu nie potrafię ocenić tego, w jaki sposób, twoje rozdziały poprawiają mi humorek. To takie piękne, że tworzysz historię nastolatek z Thousand Oks. Wspaniałe!
Tak podsumowując, to mam nadzieję, że szybko napiszesz 18, chociaż widzę że wkładasz w rozdziały sporo serca i najprawdopodobniej dużo czasu zajmuje ci pisani jedenego rzodziału. A właśnie, długo piszesz jeden rozdział? Taka moja ciekawość.. ^^
Dobra, nie zanudzam.
Słonecznych (:
Looove, xoxo
Dziękuję za długi komentarz! xddd uwielbiam takie *.* Odpowiadając na pytanie to jeden rozdział piszę się od kilku do kilkunastu godzin xd Zazwyczaj rozkładam sobie to na 2-3 dni żeby nie siedzieć cały dzień na kompie xd Zależy jeszcze od tego czy mam pomysł na daną akcje czy muszę wymyślać na bieżąco xd Potem jak napisze to ok. pół godziny sprawdzam błędy, a potem kiedy czytam już opublikowany rozdział to i tak je znajduje lol xddd Chyba to na tyle z mojej odpowiedzi xd
UsuńDziękuję, uwielbiam twoje komentarze! xdd
Uu, to wcale nie tak długo. To znaczy, w ogóle, jak już napisałam, widać, że wkładasz w nie serce i są długie (co jest cholernie piękne i się z tego ciesze!). Powiem ci, że ja też jak piszę rozdział, sprawdzam błedy, to po publikacji i tak je znajduję. Jak na złość normalnie ! xd
UsuńJeju, ja jestem zwolenniczką dłuuugich komentarzy, bo te najkrótsze są tylko takie.. bo są, że ktoś czyta. Także cieszę się, że ci się podobają <3
Zabawne i cudowne jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńPozytywne opowiadanie które jest inne od innych.
Na prawdę je uwielbiam <3
http://lili-buntowniczka-1d-story.blogspot.com/
Przy tym rozdziale to chyba nie da się nie śmiać! Z resztą tak jak przy każdym haha :D nie mogę się doczekać nowego xx ~ @dimcurls
OdpowiedzUsuńCUDOWNY! :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo myślałam że Shalie też pójdzie na to wesele ze Stylesem XD JEstem ciekawa jak będzie wyglądać ta ich MEDYTACJA .___.
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział, albo Ci zrobię spam na TT ♥
@natka0504
Oj nie mogę się doczekać ślubu a zwłaszcza wesela. Czekam na kolejny. O ta para pasuje do sb. Fajnie jakby byli razem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam @JustinePayne81
Kocham *,*
OdpowiedzUsuńechhh musiałaś przerwać w takim momencie ?! teraz co chwilę zaglądam an bloga czy jest cz.2 ;p
LOUGAREEEEEEEEET
OdpowiedzUsuńjeszcze ja! @Diamond_Things :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego <3 ps zapomniałaś o mnie - @Zosia_Michalska
OdpowiedzUsuńBoski <33
OdpowiedzUsuńpiszesz zabójczo:D
OdpowiedzUsuństrasznie podoba mi się to opowiadanko^^
czekam na nexta
ZAJE, ZAJE, ZAJEBISTE ^^ TYLE CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ, A MYŚLAŁAM, ŻE SIĘ NIE DOCZEKAM! DAWAJ MI SZYBKO NOWY ROZDZIAŁ, BO ZAMORDUJĘ! <33
OdpowiedzUsuń~@luvmyTomlinson ;***
hahaha uwielbiam twoje poczucie humoru, za wsze jak czytam twoje opowiadanie się śmieje, genialne jest : D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. ;D x
OdpowiedzUsuńEnchanted_200 ^^
Zajebisty ;p Myślałam że padnę ze śmiechu jak czytałam ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania. A Harry jako nauczyciel - bomba. A też chce do niego na zajęcia :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kolejny będzie troszeczkę wcześniej.
Pozdrawiam
O rany, rany, rany! Aż się nie mogę doczekać co się wydarzy na tym weselu!
OdpowiedzUsuńNo i Harry z Shalie są tacy awww. Ale w takim pozytywnym sensie, oczywiście :D
Cieszę się, że nie tylko ja shippuję Lougaret, bo oni są po prostu świetni!
Twój blog jest jednym z moich ulubionych!
Także życzę weny i czekam na kolejny rozdział! :)
Mega! <3 czekam na next ;)
OdpowiedzUsuń~Jus
Dodaj szybko rozdział!!! Codziennie zaglądam czy dodałaś cz.2, nie mogę się doczekać ;p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życze weny xxx
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje opowiadanie, twój styl pisania :3
Jesteś najlepsza!
http://closertotheedge1.blogspot.com/
Kocham to opowiadanie. Masz wielki talent!!!!! <3 <3 Zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!!!
haha...., zajebisty ;D
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno znalazłam twoje opowiadanie i mogę powiedzieć, że jesteś naprawdę genialna haha :D podczas czytania ciągle szczerzyłam paszcze :D myślę, że byśmy się dogadały xD właśnie stałaś się moim mentorem, chwała ci! xD jestem pewna, że wena cię nie opuści, mistrzu :D do następnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńT. F. ( Twoja Fanka ) haha :D
Świetny!!! I czekam na następny xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam , ubóstwiam co tu dużo mówić cudo czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńOjeeeej super, boskie i wgl nie ma słów na to...
OdpowiedzUsuńGratulacje dla autorki,
wspaniałe opowiadanie
pozdrawiam ;-*
Kiedy dodasz nn ? nie mogę się doczekać ;3
OdpowiedzUsuńJa czytam!!! @ isia099 i swieeetny rozdzial <3
OdpowiedzUsuń