Zastanawiałeś się kiedyś ile rzeczy widziała ulica? I to nie ta w znaczeniu
przenośnym. Ta szara asfaltowa droga, która ma na celu sprawianie, by jazda po
niej była bardziej komfortowa. Pomyślałeś kiedyś, że ona wie więcej niż
fryzjerka, która zna każdą plotkę okolicy? Co jeśli zapragnęłaby mówić? Czy
nadal byłbyś przykładnym synem lub córką? Czy nadal uważano by cię za dobrego
człowieka? Zastanów się ile twoja ulica zasłyszała rozmów, wyznań i
krzyków. Ktoś z Góry jednak przemyślał, iż dawanie ulicom możliwości mówienia,
nie byłoby dobrym posunięciem. A już szczególnie takiej ulicy w Thousand Okas
przy domu Colenów.
Ona ma za sobą spory starz. Mogłaby przez całe lata
opowiadać o tym, co przeżywała przez ostatnie wakacyjne miesiące.
Dziś w ostatni dzień wakacji też dane jej było
pogłębiać swoją wiedzę, jeśli chodzi o dziwaków, którzy mieszkali przy jej
obrzeżu.
Cóż… na naukę nigdy nie jest za późno.
Codziennie można dowiedzieć się o nich czegoś nowego-
na przykład dziś ulica mogła ujrzeć na własne oczy, że Margaret Colen
najbardziej bezwzględna czarownica na świecie ma uczucia. Skąd te podejrzenia?
Ta miodowo-włosa intrygantka płakała dziś najprawdziwszymi łzami. Pewnie wielu
z was jest zdziwionych. Cóż, jeśli odbiło się to na waszej psychice oraz
światopoglądzie musicie bezzwłocznie udać się do specjalisty. Możecie jeszcze
normalnie żyć.
Oczywiście w przeciwieństwie do siódemki sąsiadów. Dla
niej nie było już ratunku. Wszystko wskazywało na to, iż pozostaną świrami już
na zawsze. Ale ktoś musi być tym dziwnym, by inni mieli podstawy, aby czuć się
normalnym. Prawo Jungli.
Jak to już w bajkach bywa- jeśli ktoś wyjechał gdzieś
na wakacje, musi powrócić do swojego miejsca zamieszkania. Tak już ten świat
ktoś wymyślił.
Dziś 31-ego sierpnia do Thousand Okas przybyła ta sama
ciężarówka, co dwa miesiące temu, tyle że tym razem miała ona na celu zabranie
rzeczy.
To bezwzględnie łączyło się z jednym. Z wyjazdem
zespołu z miasta.
Kiedy ich walizki wypełnione po brzegi ubraniami
(oczywiście tymi, które przetrwały powódź) odjechały już wraz z resztą bagaży
wcześniej wspomnianą ciężarówką, nastąpił czas na chłopaków. Samochód dawno już
został podstawiony, jednak nikt nie chciał do niego wsiadać. Jeśli, któryś z
nich by się odważył to wszyscy musieliby pogodzić się z faktem, iż te wakacje
naprawdę się skończyły.
Ben oraz Sara nawet nie kryli się z powtarzającymi się
napadami płaczu oraz żałości, która ściągała ich z nóg.
Ich córka nie była twardsza. Co chwila z jej oczu
wypływały łzy, co łamało serce Louisowi oraz wszystkim pozostałym.
-
Taki był twój plan, palancie? Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz wyjeżdżasz-
chlipała jasnowłosa przez łzy.
Nikt zbytnio nie zwracał uwagi na dwójkę, ponieważ
każdy był pogrążony we własnym końcu świata.
- Ty
mała małpo zawsze zwalasz na mnie winę!- Tomlinson, próbował rozśmieszyć
dziewczynę, łaskocząc ją i co chwila, mówiąc jakieś żarty.
- TY
JESTEŚ MAŁPĄ NIE JA!- wydarła się dziewczyna, aby za chwilę powrócić do
użalania się nad sobą.
- Hej
przecież to nie koniec świata. Nie mam zamiaru urywać z Tobą kontaktu, Mag.
Reszta na pewno też nie. Choć to byłoby najlepsze, bo nie mogę uwierzyć, że
moja dziewczyna jest zołzą, która nie ma do mnie za grosz zaufania- szatyn
zaśmiał się gardłowo, gdy dziewczyna walnęła go w brzuch, a za chwile popatrzył
na nią wzrokiem, który był zarezerwowany wyłącznie dla niej.
-
Miałeś mnie pocieszać, a nie dołować- warknęła, wycierając swoje mokre
policzki.
Sama dziwiła się w środku swojej głowy ze swojej
reakcji. Nigdy nie pomyślałaby nawet przez milisekundę, że polubi tą piątkę
idiotów, a już na pewno przez głowę jej nie przeszło, że jednego z nich zacznie
darzyć głębszym uczuciem. Tego nie było na liście jej oczekiwań od życia.
Jednak jak to mówią – wszystko, co zmienia nas w jakiś sposób, przychodzi
niezapowiedziane.
- Nie
mogę wyjechać. NIEEE!- Pełne goryczy jęki Harry’ego oraz Shalie mieszały się ze
sobą. Tak, iż nikt nie był pewien, który z nich robił to głośniej. Dwójka była
do siebie szczelnie przytulona. Ciemnowłosa oplatała chłopaka nogami w tali,
zapewne dlatego, że w obliczu gipsu na kostce, stanie nie było teraz jej mocną
stroną. Harry niemniej jednak nie narzekał na ciężar, który musiał dźwigać.
Przyciskał swoją głowę mocno do ramienia dziewczyny.
- Ale
z was idioci. Przecież Shalie jedzie z nami. Zapomnieliście?- Wywrócił oczami
Niall, który właśnie był ściskany przez Bena i Sarę.
Całą siódemką postanowili, iż z uwagi na to, że Shalie
mieszkała w Anglii tak samo jak zespół, to zabiorą ją ze sobą, by sama nie
musiała się włóczyć. Gips, który niestety musieli założyć jej w szpitalu, zaraz
po tym jak nieszczęśliwie potknęła się na gali, zdecydowanie utrudniał jej
niektóre działania.
I oczywiście ku chwale niebiosom nikt nie będzie
musiał słuchać już narzekań zakochanego loka.
- Nie
wiesz jak to jest Horan, więc się zamknij!- ryknął na blondyna, Liam,
oczywiście stając z obronie swojej ukochanej pary. Postąpił jak prawdziwy
shipper. W nagrodę dostał od Stalie uśmiech, który chociaż trochę poprawił mu
humor w ten smutny dzień.
-
Louis jesteś najokropniejszym i najbardziej wrednym facetem jakiego poznałam.
Czemu ja cię zaczęłam kochać?- zastanawiała się głośno dziewczyna, patrząc w
boki, jakby szukając w głowie momentu, w którym zaczęła coś do niego czuć. Coś
poniżej szyi, jakby dudnienie…jakaś głupia radość. Bóg jedyny wie, co to. I nie
mogła pojąć, czemu zaczęła pałać czymś do pasiastego. Czymś innym niż chęć
obudzenia się rano z jego ucięta głowa na łóżku, tylko czymś, co sprawiało, że
rano chciała widzieć tą głowę z resztą ciała.
- Może
dlatego, że jestem również najprzystojniejszym i najseksowniejszym chłopakiem
jakiego widziałaś?- podsunął jej odpowiedź, roześmiany Tomlinson, jeszcze
bardziej się do niej przysuwając.
- Nie
pochlebiaj sobie. Ta miłość sprawiła, że nieco przymknęłam oko na twoje wady.
-
Ranisz mnie w taki sposób, że aż chce więcej- wyznał Lou z ręką na sercu.
Wreszcie udało mu się rozśmieszyć niewiastę i gdy
tylko usłyszał jej rechot jakiś ciężar spadł mu z serca.
-
Ludzie już pora się zbierać. Jeśli nie wyjedziemy w ciągu pięciu minut to
spóźnimy się jutro na wywiad- zabrał głos Zayn, który również nie krył się ze
swoim jawnym smutkiem.
- Z
jakiej sfery piekła jesteś?- spytał go zrozpaczony Ben, który mocniej przycinał
do piersi Liama oraz Nialla.
Mulat zignorował jego pytanie i bez słowa podbiegł, by
przytulic się do niego na pożganie.
Panna Colen wybuchła nową fala płaczu, a Tomlinsonowi
zaczęło walić serce. Szybko otulił swoją dziewczynę ramionami i mocno przycisnął
do swojego torsu.
- To
nie koniec mała Colen. Zbyt długo czekaliśmy na tę miłość, by teraz jakaś tam
odległość to zniszczyła – wymamrotał, pocierając energicznie jej plecy.
-
JAKAŚ TAM?! To tysiące kilometrów!- wykrzyczała wprost do jego klatki
piersiowej.
-
Wiesz Maggie, nie mówiłem ci tego wcześniej, ale mamy z chłopakami prywatny
samolot.
- TY
BOGATY SKURCZYBYKU!- miodowo-włosa płakała i darła się jednocześnie, co z boku
wyglądało niebywale komicznie.
Chłopak niespodziewanie uniósł palcem jej brodę,
spojrzał w jej mokre oczy i wpił się w jej usta bez ostrzeżenia. Zachłannie
całował jej różowe wargi, a ona nie będąc dłużną odwzajemniała to z równie
wielka pasją. Liam wybuchł niepohamowanym płaczem na ich widok, a gdy Harry i
Shalie postanowili zrobić to samo co Lougaret, ciemny blondyn po prostu położył
się na ziemi, by oddać się swojej żałości połączonej ze szczęściem. Kiedy pary
się od siebie odkleiły wszyscy postanowili złączyć się w wielkim uścisku,
ponieważ osobne pożegnania byłyby dla nich zbyt trudne. Ben i Sara nie
przytulali się jednak długo, ponieważ za chwilę pobiegli do domu w poszukiwaniu
aparatu.
Gdy siódemka zastała sama, każdemu od razu zaczęły
przypominać się ich wspólne akcje, kłótnie, pierwsze spotkanie, nieszczęsną grę
na boisku, imprezę. Wszyscy po prostu rozryczeli się bardziej.
- Hej
ludzie! To były najlepsze wakacje w moim życiu. Nie wiem, co bym bez was
zrobił- odważył się przemówić mulat, mocniej ściskając stojącą obok niego pannę
Swift.
- Za
rok to powtórzymy i razem odwiniemy jeszcze więcej chorych akcji – próbował
pocieszać wszystkich Tomlinson.
-
Teraz, gdy już siebie znamy, wiem, że musieliśmy na początku się nienawidzić,
żebyśmy zapracowali na te wszystkie wspomnienia- wychlipała Shalie, zalatując
trochę tandetą w tym tekście, ale i tak wszyscy od razu przyznali jej rację.
Oczywiście banda spod ciemnej gwiazdy wyszła na
zdjęciu okropnie. Z opuchniętymi oczami, z krzywymi uśmiechami oraz
poczochranymi włosami.
Mimo wszystko oni nigdy nie należeli do perfekcjonistów.
-
Czas się zbierać- ogłosił niechętnie Harry, przerywając uścisk. Każdy wiedział,
że autentycznie już przyszła na nich pora.
Tomlinson nie przestawał przytulać i całować swojej
dziewczyny, która ryczała z nim jak bóbr. Nastolatkowe ślamazarnie zaczęli
ładować się do auta, każdy wcześniej przytulając państwa Colen oraz Margaret,
którą musieli siłą wyrwać z macek Louisa. Kiedy przyszła kolej na
pożegnanie Shalie i Mag fontanna łez niemal zaczęła lać się nad ich głowami.
-
Dzwoń do mnie- mówiła jej do ucha brunetka.
-
Będę! Połamania nóg w nowym roku szkolnym- dziewczyny przez łzy zaczęły się
śmiać jak to miało w zwyczaju. Obie nienawidziły się żegnać, więc nie mówiły
dużo, by nie ryczeć jeszcze bardziej. Jako ostatni do nieszczęsnego auta
wsiadał Tomlinson. Miał, więc chwilę więcej ze swoją dziewczyną. Para patrzyła
się na siebie bez słowa, by następnie rzucić się sobie w objęcia.
-
Widzimy się za tydzień, mała – wymamrotał głaszcząc ją po włosach.
- Tak
dzieciaki zaplanowałam już z Benem grilla- dodała Sara, na co wszyscy od razu
się zaśmiali.
- Już
się nie mogę doczekać!- krzyknął Liam z wnętrza samochodu.
-
Colen muszę już iść- mruknął pełen żalu marchewkowy. Dziewczyna poluzowała swój
uścisk i za chwilę odwzajemniała pocałunek chłopaka. Po chwili Niall musiał
siłą wciągać pasiatego do auta i dobrze, że to zrobił, bo on nie szykował się
wcale, by wsiadać.
Trójka ludzi, która została na podjeździe stanęła
bardzo blisko siebie i patrzyła jeszcze, jak pasażerowie usadawiają się na
fotelach.
- Hej
Zayn…oddaj mojego psa- rozkazała miodowo-włosa, wylewając kolejną porcję łez.
Mulat na początku udawał, że nie zabrał Roxi’ego ze sobą, ale jego czworonożny
kolega wydał go, szczekając. Z ociąganiem podał kundla właścicielce.
-
Niall odjazd! Szybko zanim się rozmyślimy i wrócimy- powiedział Styles, tuląc
do siebie Shalie.
Margaret zbliżyła się do okna samochodu.
- I
Louis…- zaczęła.
-
Tak, kochanie?- szatyn zwrócił się ku niej z uśmiechem na twarzy.
-
Nadal cię nienawidzę- ogłosiła, na co wszyscy znowu zaczęli rechotać.
-
Dlatego jesteśmy razem, moja droga- zdążył powiedzieć Tomlinson nim Niall z
piskiem opon ruszył z miejsca.
Maggie przytuliła się do swoich rodzicieli i z
uśmieszkiem błąkającym się na ustach obserwowała odjeżdżający samochód.
Ludzie boją się rozpoczynać coś, ponieważ boją się końca. Przeraża ich myśl, że
nadejdzie zakończenie. Jednak ta siódemka idiotów pokazuje, że zakończenia są
jedynie częściami pewnych etapów. Kończąc możemy zaczynać drugie. Oni
zakończyli te wakacje, by móc rozpocząć nowy etap w ich życiu. Ich wspólna
wakacyjna przygoda to jedynie początek tego, co zrobią razem w przyszłości. Co
prawda ich ścieżka do wzajemnej akceptacji zajęła im nieco dłużej niż w
normalnych przypadkach, ale może życie nie opiera się na środkach, jakich
używamy tylko na pragnieniach, które w sobie kryjemy.
Ta banda zachęca do tego, by brać życie takim, jakie
jest. Nie robić niczego na siłę. Żyć jakby młodość nie miała końca. Gonić
zachody słońca i tańczyć w blasku księżyca.
Każdy zaczyna dzień z nową kartką, którą codziennie
może zapisać, jak tylko mu się podoba. I jeśli tylko chcesz, to przygoda
podobna do tej może cię spotkać.
Bo przecież w każdej bajce jest ziarenko prawdy.
THE
END
↯
Podziękowania:
TO NASTĄPIŁO! OFICJALNIE OGŁASZAM, IŻ OPOWIADANIE: I HOPE IT GIVES YOU HELL DOBIEGŁO KOŃCA!!!
Niestety jak początek to i zakończenie. Trochę mi to zajęło, nie? Ponad dwa lata, około 290 zapisanych stron Worda (to szacowany wynik, nie wiem ile jest naprawdę). W powitaniu napisałam, że to nie jest moje pierwsze opowiadanie i mówiłam prawdę, ponieważ przed IHIGYH miałam jeszcze trzy opa, ale niestety żadnego nigdy nie dokończyłam. Kiedy zaczynałam ta historię nie byłam pewna czy uda mi się doprowadzić ją do końca. A tu proszę- epilog. Nie udałoby mi się to bez was. Pod każdym rozdziałem zagrzewaliście mnie do dalszego pisania. DZIĘKUJE WAM ZA TO! Niektórzy pisali naprawdę długie komentarze z cennymi radami, ze swoimi przemyśleniami i naprawdę miałam niezły ubaw, czytając je. Chciałam wypisać nicki tych osób, ale uznałam, że nie chcę umniejszać tych co pisali krótkie opinie, bo tak naprawdę i długie i krótkie komentarze dawałmy mi kopa.
Chciałabym podziękować mojej siostrze, która przez cały ten czas pomagała mi wymyślać akcje, dawała dużo rad oraz mówiła swoje szczere opinie kiedy było trzeba. Dzięki tobie to opowiadanie stawało się lepsze i chcę powiedzieć, że twoja pomoc jest naprawdę nieoceniona. Zachęcam was do czytania jej opowiadań, które są LSFDJDSLKFJDSKF
Chcę również złożyć podziękowania mojej najlepszej przyjaciółce, która zawsze umiała mi doradzić i przypominała o pisaniu hahaha. Szkoda, że ty nie postanowiłaś dodawać swojej twórczości do Internetu, bo jesteś naprawdę jesteś cudowną pisarką i osobą. Mam nadzieję, ze niedługo zaczniesz myśleć pozytywnie i mniej krytycznie względem siebie i zaczniesz coś dodawać. Bedę pierwszą czytelniczką. :)
Chcę jeszcze raz podziękować wam. Tym co pisali komy i tym co raczej czytali w ukryciu. Słowa nie potrafią ocenić jak bardzo jestem wdzięczna za wsparcie. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wielcy.
Na sam koniec dziękuje jeszcze bandzie idiotów zwanej ONE DIRECTION- bez nich naprawdę nie byłoby opa haha
Co dalej z moją twórczością?
Mam w planach napisanie kolejnego opa. Tym razem coś pomiędzy komedią, dramatem, a kryminałem. Wiem sporo tych gatunków, ale pomysł nadal jest w przygotowaniach. W głownych rolach planuję obsadzić Louisa (wiem zaskoczenie, nie?) oraz jego przyjaciela Harry'ego (kolejny zaskok) oraz dziewczynę, która będzie odzwierciedleniem mnie i tego co naprawdę siedzi w mojej dziwnej głowie.
Nie wiem czy pomysł wypali, ale jeśli coś mi znowu strzeli do głowy i zacznę pisać to jesli tylko chcecie, powiadomię was na Twitterze.
Tutaj kończę swoją przemowę, bo tak już dużo się naprodukowałam. Jeśli komuś nie podziękowałam to przepraszam naprawdę nie mam dobrej pamięci haha
Trzymajcie się ciepło i korzystajcie z życia jak banda z mojego opa.
(To zapowiedź, którą ostatnio dodawałam pod rozdziałem
zrobiona przez @FreeTimeLove proszę obejrzyjcie wszyscy, byście lepiej wprawili się w atmosferę rozdziału)
Czerwone
promienie zachodzącego słońca subtelnie zalały blaskiem podłogę w salonie
Colenów oraz zmieniały odcień kanapy, na której tkwiły dwa nastoletnie ciała.
Osobnik pierwszy-
Liam Payne, miał ręce zawinięte pod piersiami, wysoko uniesiony podbródek oraz
mocno zmierzwione włosy o barwie przypominającej liście drzew w późnym okresie
wiosny. Osobnik drugi- Zayn Malik, kurczowo podtrzymywał dłoń w okolicy oka,
wyraźnie usiłując ukryć za nią coś, co z pewnością było owocem kary wymierzonej
przez ciemnego blondyna w podzięce za jego unikatowy kolor włosów oraz
zniszczenie życia.
-Nie wyjdziecie z domu, jeśli się nie
przeprosicie – ogłosił kategorycznie Ben, który sterczał nad dwójką niczym kat.
Uśmiech, jaki
zdobił jego twarz zupełnie nie miał odniesienia do jakiejkolwiek kwestii z jego
aktualnej egzystencji, ponieważ dosłownie przed paroma minutami z pomocą reszty
swojego najdroższego zespołu musiał rozdzielić walczących ze sobą chłopaków. Bójka
zaszła zdecydowanie zbyt daleko, kiedy Payne bez uprzedzenia walnął
kumpla/swojego nowego super-fryzjera w oko. Zayn wtedy zmienił się w pewnego
rodzaju zwierzę, które niewątpliwie cierpiało na jakiś zmutowany rodzaj
wścieklizny.
-Więc będziemy siedzieć tu aż do
śmierci – fuknął Liam, nie zwracając najmniejszej uwagi na osoby dookoła niego.
-Myślę, że dużo was ominie- zastanawiał
się głośno Ben, teatralne głaszcząc się po brodzie i spozierając w górę.
- Trudno- powiedzieli w jednym czasie
chłopcy.
Zaraz po tym
incydencie spojrzeli po sobie morderczo i wykierowali w siebie wskazujące
palce.
- Najpierw niszczysz mi włosy, a potem
kradniesz teksty. Taki jest twój plan na zrujnowanie mojego życia?- niemal
krzyknął nabuzowany ciemny blondyn.
- Włosy da się przefarbować! Co ja
zrobię ze śliwą przed galą?- mulat wskazał na swoje obolałe miejsce, ukazując
mocno czerwony ślad. Ben zauważając go, z dramaturgią wciągnął powietrze do
płuc, ale dostrzegając przerażenie Malika, który najwyraźniej pomyślał, iż jest
bliski śmierci, udał, że to z powodu swojego odbicia w lustrze naprzeciwko
niego. To nie sprawiło, że Zayn poczuł się lepiej.
Liam na pytanie
kumpla wzruszył ramionami i powrócił do swojego przerwanego zajęcia- czyli
bycia obrażonym na cały świat.
Chwilę ciszy
przerwał wszystkim pędzący po schodach Louis, który rozdawał chłopakom ich
niedawno odebrane garnitury.
Trzeba było
przyznać, że Harry postarał się przy ich wyborze. Wszystkie były jednakowe-
czarne z idealnie skrojonymi marynarkami oraz spodniami, które były lekko
zwężane w nogawkach, więc miały, odbiegający od tradycyjnego krój. I pomimo
swojej nowoczesności strój nadal pozostawał elegancki, oczywiście do czasu,
kiedy to Niall nie zarządził, iż swe stopy odzieją hebanowymi trampkami.
Małpa może wyjść z
człowieka, ale człowiek z małpy nie.
Tomlinson uważnie
studiując metki marynarek, próbował stwierdzić, który ubiór jest jego, a który
dwójki z kanapy. W końcu uradowany odnalazł swój numer, więc niewiele myśląc,
rzucił na sofę garnitury przyjaciół. Miał już opuścić pomieszczenie, ale zaciekawiała
go cisza, która stale królowała w salonie. Odwrócił się lekko na jednej pięcie
i wlepił swe gałki oczne w chłopaków.
-Nadal jesteście pokłóceni?- zapytał,
łącząc wszelkie fakty w jedną całość. Duet z sofy zakołysał głowami na
potwierdzenie. Szatyn zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem. On ci zepsuł głowę, a
ty mu za to obiłeś gębę, więc, o co dalej chodzi?- zdziwił się, mierząc
ciemnego blondyna niepewnym spojrzeniem.
Dwójka chłopaków w
zadumie zwróciła wzrok najpierw na marchewkowanego, a potem na siebie.
- Bracie!
- Siostro!- Mulatowi najwyraźniej nie
przeszkadzało, iż został ochrzczony tym mianem, ponieważ padł w łapy swojego
przyjaciela. Być może radość z pogodzenia się z nim sprawiła, że nie wyłapał
tego.
Ben zaraz
przyłączył się do uścisku.
Louis trochę zbity
z tropu udał się ze swoimi ciuchami na górę. Tam zastał Nialla, który w jednej
dłoni ściskał batona, a drugą próbował wciągnąć spodnie na tyłek. Jak widać
było to niebywale trudne, ponieważ w szczytowym momencie odłożył smakołyk na
półkę i włożył dolną cześć garnituru jak w miarę zwyczajny człowiek. Tomlinson
nawet chciał zaklaskać, ale przeszkodziło mu w tym naręcze ciuchów, Blondyn
jednak najwyraźniej docenił samą próbę, ponieważ ukłonił się niemal wpół.
Tymczasem w pokoju
dziewczyn ściany wypełniała niczym niezmącona, prawie słyszalna cisza.
Margaret patrzyła
w skupieniu na lustrzane odbicie swojej twarzy, rozpoczynając robić makijaż.
Shalie natomiast nieśpiesznie czesała swoje długie włosy, które niedawno umyła.
Żadna z przyjaciółek nie odezwała się do siebie po powrocie ze spaceru prawdy.
Nie tajemnicą było, iż wszystkie nowe wieści przyczyniły się do tego, iż
miodowo-włosej ciężko było zebrać się na rozmowę z brunetką, a ona z kolei nie
wiedziała dokładnie, od czego zacząć, by bardziej nie zdenerwować jasnej głowy.
Panna Colen dalej,
więc przygotowywała twarz do położenia na nią niezbędnych kosmetyków. Planowała
zrobić taki sam make-up, jaki miała na weselu. Lekko odepchnęła się na
obrotowym krześle, by zabrać z szafki swoją kosmetyczkę.
- Bałam się jak zareagujesz, ok?!-
wydarła się w końcu Shalie, zmęczona czekaniem, aż to przyjaciółka spróbuje
nawiązać jakąś konwersacje.
Maggie wlepiła w
nią na pozór zobojętniałe oczy. Dobrym znakiem było, iż w ogóle zwróciła na nią
uwagę, mogła przecież nadal się malować, udając, że głos, jaki słyszy to tylko
wiatr, który wieje za oknem - jak to często miała w zwyczaju.
- Więc teraz zwalasz winę na mnie?-
wymamrotała, nakładając na twarz krem.
-
Nie zwalam! Mówię tylko powód, dlaczego nic nie wiedziałaś- Ciemna głowa
zamachała dłońmi, by podkreślić wagę wypowiadanych słów.
-Czy to nie to samo?- dumała głośno
Maggie, kładąc teatralnie palec wskazujący na brodzie.
- Dobra nawaliłam!
- Mówmy o rzeczach, których jeszcze nie
wiemy.
- Mam cię błagać na kolanach o
wybaczenie?- zapytała zrezygnowana ciemnowłosa, badawczo spoglądając na
przyjaciółkę.
-
Ja tego nie powiedziałam – Panna Colen dalej przemawiała swoim cynicznym tonem
głosu, który grał na nerwach jej towarzyszce.
Pokój znów owiał bezgłos,
przerywany, co jakiś czas przez jasnowłosą, która ściągała i odkładała
kosmetyki na półkę.
-Ktoś umarł?- zapytał zdziwiony Zayn,
który bez pukania wparował do pomieszczenia, taszcząc w dłoniach torbę ze wszystkimi
przyborami do stworzenia niewiastom idealnej fryzury. Rano ustalił z nimi, iż
będzie ich prywatnym fryzjerem i zarzekał się, że jest doświadczony w tej
dziedzinie. Nie wiedział jeszcze, iż przyjaciółki po ujrzeniu wyników jego
„profesjonalnej roboty” na głowie, Liama, zmieniły zdanie, co do wyboru salonu
fryzjerskiego.
- Nie, ale mógłby- odpowiedziała pełna
entuzjazmu i chęci do życia miodowo-włosa.
Mulat zerkał w
kierunku Shalie, by odczytać z jej twarzyczki, o co chodzi, ale ta w tempie
ekspresowym odwróciła się i zajęła wyciąganiem czegoś niebywale ważnego z
szafki.
- Louis! Chodź tu na chwilę, wielka
wołowa dupo!- zawołał Malik niespodziewanie. Najwidoczniej widząc, że nie
wyciągnie niczego z dziewczyn wpadł na pomysł przywołania do siebie kumpla,
który zazwyczaj wiedział wszystko lub był zamieszany w sprawę.
- A kto ci pozwolił mnie wyzywać,
przebrzydły mrówkojadzie? Podbić ci drugie oko do pary?- Ryknął pasiasty,
wylatując niczym poparzony kwasem ze swojej kryjówki.
- Co się im stało?- Mulat zmienił
temat, wywracając oczami na komentarz kumpla i wskazując na dwie postacie umiejscowione
w sypialni.
Tomlinson fuknął
jeszcze wielce urażony na przyjaciela i wpadł do wnętrza jamy grozy czujnie,
badając sytuacje.
- Mag jest wściekła i wygląda jakby
obrosła w pawie piórka, a Shalie udaje, że coś robi, by zatuszować swoją
niestabilność emocjonalną i konieczność umieszczenia jej w centrum dla czubków.
Dzień, jak co dzień – wypowiedział się Lou, klepiąc chłopaka po ramieniu.
- Tomlinson jak zwykle próbuje utajać
brak posiadania mózgu mądrymi słowami, których potajemnie nauczył się kilka
minut temu. Wszystko po staremu, Zayn. – Maggie, udając obojętną, nawet nie
zerknęła w stronę płci brzydkiej i dalej robiła idealną kreskę eyelinerem, w
środku jednak cała się gotowała.
- Mam cię Colen! Jesteś wkurzona na
Shalie, bo ona ma chłopaka, a ty nie!- wymyślił szatyn, kląskając w dłonie.
Miodowo-włosa
natychmiast wstała z krzesła i podbiegła do oskarżyciela szybko niczym gepard.
- Uwierz mi, że gdybym chciała mieć
chłopaka to już dawno, bym jakiegoś oswoiła- oświadczyła z drwiną, dźgając
swoją ofiarę po klatce piersiowej.
- Nie wątpię w to moja mała sąsiadko,
ale czemu tak ostro reagujesz? Czyżbyś miała kogoś na oku?- zainteresował się i
złapał pod boki, patrząc na niewiastę z góry. Jego oczy niemal wywiercały w
niej dziurę.
- Jedynym powodem, przez którego jestem
zła na Shalie to fakt, że nie powiedziała mi o swoim związku – oznajmiła
Margaret pod dłuższym namyśle. Ostatnie pytanie szatyna wprawiło ją w pewnego
rodzaju dyskomfort i dziwne bicie serca, przez co znowu nie wiedziała, co się z
nią dzieje.
- Ładny unik od odpowiedzi Colen-
pochwalił ją pasiasty, puszczając perskie oko jakby chciał jej przekazać, że
dokładnie wie, co dzieje się w jej mózgu.- Dziwisz się jej? Przecież ty
zrobiłabyś wszystko, by zaczęła myśleć, że Harry to zły kandydat na chłopaka-
dodał, ale zaraz tego pożałował, bo jasnowłosa podskoczyła i przyciągnęła go za
koszulkę bliżej swojej twarzy, by z groźną miną orzec mu istotną informacje.
-Nigdy bym świadomie nie chciała zepsuć
ich związku, wiedziałbyś to gdybyś mnie znał- zakończyła, odpychając go od
siebie gwałtownie.
- Znam cię dużo bardziej niż mogłoby ci
się wydawać. - Chłopak zbliżył się do dziewczyny, uśmiechając się ironicznie.
- Okay! Nie potrzebujemy tu więcej
negatywnej energii…czy cokolwiek to jest- zainterweniował Zayn i wszedł
pomiędzy parę. – Problemy są po to by je rozwiązywać. Shalie przeproś Mag- zarządził.
- Co?! Dlaczego to ja mam ją
przepraszać?- oburzyła się brunetka.
- Bo zanim zrobiłaby to Margaret
minąłby wiek – objaśnił zgodnie z prawdą chłopak.
-Sugerujesz, że nie umiem przyznać się
do błędu?- nabuzowana jasnowłosa już zmierzała w jego kierunku, ale zatrzymało
ja poczciwe Tomlinsonowe ramię.
- Tak- odpowiedział mulat bez namysłu.
- No to patrz.
Dziewczyna wyrwała
się z oplatających ją macek i niezwłocznie zbliżyła się do miejsca, gdzie
przebywała jej przyjaciółka. Przytuliła się do niej i atmosfera od razu zrobiła
się weselsza.
- Przepraszam, że nie zachowywałam się
jak należy i nie miałaś we mnie wystarczającego oparcia. Robiłam to
nieświadomie, po prostu nie chciałam żebyś cierpiała przez nieodpowiedniego
faceta – oświadczyła całkiem szczerze wprost do jej ucha.
Zayn i Louis
słysząc to podnieśli brwi do góry, niedowierzając własnym uszom.
- A ja przepraszam cię za to, że nie
powiedziałam wcześniej. Jesteś moją przyjaciółką i nie chciałam żebyś
dowiedziała się w taki sposób- zabrała głos Shalie i mocniej przygarnęła koleżankę
do piersi. Czuła się jakby znów mogła normalnie oddychać.
- Co mówicie? Że potrzebujecie męskiego
ramienia niosącego wsparcie? Już idziemy!
Do uścisku
dołączyła się dwójka chłopców, a zaraz potem, Niall, który akurat wchodził do
pokoju. Oczywiście dziewczyny czuły się zgniatane z każdej strony, ale za to
wszystko wróciło do normy.
- Zostało dwie godziny, trzydzieści
trzy minuty i dwadzieścia sekund do wyjazdu!- wydarł się ojciec miodowo-włosej
na cały dom.
- Ludzie jest problem. Kiedy spokojnie
przechadzałem się po domu zauważyłem, że na kanapie leży garnitur. Pomyślałem,
że to Zayna albo Liama, ale byłem w pokoju gościnnym i zobaczyłem, że ich fraki
leżą na łóżku. A, że jestem rozgarniętym człowiekiem pełnym, nowych świeżych
pomysłów pognałem do Harry’ego, ale na nasze nieszczęście on jest już ubrany.
Mój garnitur mam na sobie, a Lou rzucił swój w łazience. Pozostaje tylko jeden
wariant- to frak Bena- mówił jak najęty blondyn, żywo gestykulując.
Cała piątka z
dramaturgią wciągnęła powietrze do płuc. Malik ze wzburzenia począł przemierzać
długość sypialni, a Maggie założyła ręce na głowę gorąco nad czymś dumając.
- Nie panikujmy. W razie pytań
próbujemy go zbyć, potem coś wymyślimy- zarządziła, patrząc na każdego z kolei.
-Nie martw się złotko. Bob budowniczy
nic nie spierniczy- pocieszył niewiastę Horan, wskazując z dumą na siebie.
Nikt nie zaśmiał
się z jego żartu.
- No cóż…To jak dziewczyny gotowe na
robienia fryzur w salonie marzeń Malika?- odezwał się mulat z ogromnym,
pedofilskim uśmiechem na twarzy.
Przyjaciółki
spojrzały na siebie z kwaśnymi minami.
- W sumie to…Niall zaoferował się
wcześniej od ciebie- wymyśliła na biegu ciemnowłosa i wlepiła w blondyna
intensywne spojrzenie. Ma się rozumieć chłopak nic z niego nie wyczytał i
patrzył na nią jak na kamień, który właśnie ożył i podaje się za jego matkę.
- Bob budowniczy?- upewnił się Malik,
mierząc kumpla od góry do dołu.
- Tak, w ogóle to właśnie musimy już
zaczynać, prawda Horan? – Margaret złapała blondyna za ramię razem z
przyjaciółką i lekko ścisnęła, próbując bez słów przekazać mu cenne znaki.
- Bez wątpienia nadszedł już ten czas-
zaczął improwizować nowy fryzjer – więc wypad parówy. Król musi mieć
wystarczająco miejsca, żeby odprawić te czary- dodał.
Tomlinson i Malik ociężale
zaczęli się cofać. Ten pierwszy przed wyjściem za drzwi wskazał na swoje oczy,
a potem na Horana, co miało oznaczać, że go obserwuje. Drugi natomiast złapał
się za serce i ostrzegł:
-Tylko potem nie przybiegajcie do mnie
z płaczem jak Bob coś wam jednak spierniczy.
-Spokojnie, nie urządzi nas gorzej od
Liama- prychnęła Colen cicho.
-A więc o to wam chodzi? O to, że
jestem człowiekiem i robię błędy?- przeżywał mulat, zanim blondyn
wspaniałomyślnie wypchnął go za drzwi.
Dziewczyny
odetchnęły z ulgą i zabrały się za wypakowywanie niezbędnych rzeczy z torby,
którą zostawił Malik.
Przygotowania w
oczyszczonej atmosferze czas zacząć.
Dwie godziny, trzy
minuty i szesnaście sekund później
- TOMLINSON TRAGARZU, PRZYNIEŚ MI TU
MOJE BUTY!- darła się rozpaczliwie Margaret.
Liam, który od
dłuższego czasu pomagał dziewczynom w przygotowaniach próbował jakoś ją
uspokoić, ale prawdą było, iż nerwowy klimat spowodowany diametralnym
skurczeniem się czasu do wyjścia wszystkim się już udzielił. Najbardziej było
widać to po Harrym, który przez pośpiech dwa razy spadł ze schodów i niemal wyskoczył
z okna, uciekając przed emerytowanym fryzjerem Zaynem, który próbował ułożyć
jego nieposkromione loki z pomocą groźnie wyglądającego lakieru do włosów. W
tym miejscu trzeba dodać, iż Maggie zlitowała się nad mulatem i z niemałą
trudnością zatuszowała śliwkę pod jego okiem, z czego chłopak był niezmiernie
ucieszony.
- JUŻ BIEGNĘ ZŁOTKO- również wydarł się
Louis, chwytając pudło z butami w dłonie.
On ze wszystkich
najlepiej znosił stres sytuacji i obdarzał każdego szerokim uśmiechem. Co
prawda nie miał nawet, po co się śpieszyć, ponieważ odział się już w garnitur i
ułożył swoje brązowe pukle w lekko roztrzepaną fryzurę, co było bardzo w
Tomlinsonowym stylu.
- Zostało już tylko trzydzieści minut i
cztery sekundy do przyjazdu limuzyny!- ogłosił Ben, który na nieszczęście
również był już ubrany we frak. Co gorsza Sara założyła najlepszą sukienkę,
jaką miała i chodziła po domu z gigantycznym uśmiechem.
Szatyn po wejściu
do sypialni pierwszą osoba, jaką ujrzał była Shalie leżąca na podłodze i
mamrocząca coś o sukience, której nie chce założyć. Pomimo jej poziomej pozycji
zauważył, że włosy ma zakręcone w mocne loki i przełożone wszystkie na lewe
ramię. Nie trudno było się domyśleć, że bedzie miała kreację z odkrytymi
plecami.
- Nie rycz, bo się rozmażesz!- ostrzegł
ją ciemny blondyn, podnosząc z posadzki i wpychając w dłonie coś, co zapewne
było jej niechcianą sukienką.
- Chodź skarbie, pomogę ci się ubrać-
złowieszczo zachęcił Harry i pociągnął ją za rękę w stronę łazienki. Liam
położył dłoń w okolicy serca i westchnął niczym ojciec, który patrzy na swoje
dorastające dzieci.
Szatyn rozejrzał
się po pomieszczeniu, by odnaleźć kopciuszka. Nie zajęło to długo, bo
dziewczyna wleciała znikąd do pokoju ledwo, unikając uderzenia z futryną i w
ciągu pięciu sekund znalazła się na przeciwko Louisa, odbierając od niego cenne
pudełko.
Chłopak aż
przestał oddychać na jej widok.
Już w sukience,
którą miała na weselu prezentowała się świetnie, ale w tej niewątpliwie
przeszła samą siebie.
Kreacja od góry
trzymała się na cienkich ramiączkach, była jasnokremowa, obszyta po całości
złotymi ćwiekami ze złoto-czarnym suwakiem ciągnącym się pośrodku, aż do
zaznaczonego pasa w talii w tym samym kolorze i miała sprawiać wrażenie gorsetu
poprzez wyraźnie zaznaczone fiszbiny podkreślające domniemaną część
biustonosza. Dolna partia sięgała dziewczynie do połowy ud, była koloru
czarnego i miała pół-baskinkę po obu stronach bioder.
Nie ma, co się
oszukiwać Margaret Colen wyglądała jak seks-bomba.
- Halo Tomlinson! Mówi się do ciebie!
Podasz mi tą szminkę czy nie?- mówiła miodowo-włosa, wciągając kupione dzień
wcześniej buty na wysokim, grubym słupku.
- A tak, już idę- szatyn ledwo oderwał
wzrok od niewiasty i zbliżył się do biurka, które dziś pełniło rolę toaletki.-
Którą?- zapytał, zerkając na kilkanaście kolorów szminek znajdujących się na blacie.
- Czerwoną- poinformowała go
nastolatka, poprawiając w lustrze swoje zakręcone w miękkie fale włosy.
Szatyn podał jej kosmetyk,
a ta z miną profesjonalisty nałożyła go na swoje usta. Dopiero teraz chłopak
zauważył, że wybrała również taki sam kolor dla swoich paznokci.
- I jak?- Margaret ostatni raz zerknęła
na swoje odbicie i zwróciła się z pytaniem do szatyna.
Louis przez chwile
układał w głowie odpowiednie epitety.
- Wyglądasz olśniewająco Margaret
Colen, zupełnie jak moja dziewczyna- oświadczył i wyciągnął ku niej swoje
pomocne ramię. Miodowo-włosa patrzyła na niego nieprzeniknionymi oczami przez
jakiś czas, ale nic nie powiedziała tylko lekko zauważalnie skinęła głową w
niemej podzięce za komplement.
W tych
niebotycznie wysokich butach dumnie sięgała Tomlinsonowi, aż do okolicy nosa,
co w głowie uznała za prawdziwy sukces. Przed wyjściem z pomieszczenia wzięła w
dłonie jeszcze czarną kopertówkę ze złotą rączką, która pełniła również rolę
czterech unikatowych pierścionków.
- Nie wyjdę w tym!- krzyczała zza drzwi
łazienkowych ciemnowłosa, którą chyba najzwyczajniej w świecie pożarła trema.
- A właśnie, że wyjdziesz- uświadomił
dziewczynę równie głośno Harry. Potem Lougaret usłyszał oznaki walki, ale w
końcowym efekcie drzwi otworzyły się i każdy mógł ujrzeć pokręconego, który
siłą wyciągał swoją dziewczynę z pomieszczenia. Było to trudne, ponieważ
trzymała się ona futryny.
- Jestem prawie goła!
- I co z tego?! Wyglądasz pięknie!
Styles i Swift
wrzeszczeli na cały dom, powodując, iż słyszący sytuację Horan pośpieszył
koledze na pomoc. Wszedł do wnętrza łazienki i zaczął po kolei odczepiać każdy
palec, którym trzymała się dziewczyna. To zdecydowanie pomogło. Shalie zaraz
została tylko w objęciach kędzierzawego na prostych nogach. Każdy mógł teraz
przypatrzeć się sukience, o którą zrobiła taką wojnę. Co dziwne nie była ona
jakoś specjalnie krótka, miała długość miej więcej taką samą jak kreacja jej
przyjaciółki. Cała koloru czarnego z długimi rękawami, ozdobiona perłami na
górnej części ramion oraz niewielkim dekolcie.
Margaret już miała
się pytać, w czym tkwi problem, ale nie musiała, ponieważ zobaczyła go, kiedy panna
Swift odwróciła się, zmierzając do sypialni. Kreacja miała wycięte plecy, aż do
okolicy tyłka. Co prawda nie pokazywała za dużo, wszystko dalej pozostawało w
dobrym smaku, ale teraz zrozumiała, czemu Shalie tak bardzo nie mogła się
pogodzić z wyjściem w czymś takim.
Brzegi tyłu
sukienki oraz kawałek spódniczki również były ozdobione perłami, które łączyły
się u góry w spójną całość i wyglądały naprawdę elegancko.
- Dziewczyny wyglądacie doskonale -
komplementował je Niall jak oczarowany, patrząc raz na jedną raz na drugą.
- Popieram! Ale Horan pamiętaj jak nie
twoje to nawet nie patrz- zaśmiał się Liam, który akurat wchodził schodami na
górę i wkładał na swoje zielone niczym trawa włosy czarny full cap.
- Nie jestem niczyją własnością-
przypomniała zebranym miodowo-włosa.
- Ale będziesz- odpowiedział jej mulat,
który właśnie przetaczał się obok niej i Louisa, psikając swoje i tak już
perfekcyjnie wyglądające włosy nową dawką lakieru.
- W twoich snach-ucięła rozmowę
dziewczyna, sprawiając tym samym, że cały zespół uśmiechnął się w jakiś dziwny
niezaznany jej jeszcze sposób. I już miała dowiedzieć się, co kombinują, ale
przerwał jej krzyk mamy.
- Dzieciaki zejdźcie na dół! Mamy
piętnaście minut, a musimy zrobić jeszcze pamiątkową fotkę!
Wszyscy spojrzeli
na siebie z przestrachem, przypominając sobie o rodzicach, których jakoś trzeba
było spławić, to znaczy złamać im serce na kawałki.
Shalie już bez
protestów pobiegła po buty do pokoju, a kiedy tylko wyszła cała siódemka
skierowała się do salonu gdzie czekała już Ben i Sara.
- O MÓJ BOŻE BEN! IDĄ!- emocjonowała
się matka Maggie, cykając im mnóstwo zdjęć cyfrówką, która trzymała w dłoniach.
Ojciec
miodowo-włosej, niewiele myśląc podbiegł do młodzieży, stanął obok Payne’a i
zaczął robić z nim dziwne gestykulacje dłońmi prosto do obiektywu.
-A teraz groźna mina!- dopingowała ich
Sara, powodując, iż jej córka zastanawiała się czy aby na pewno nie została
adoptowana.
Potem kobieta
odciągnęła męża i rozkazała dzieciakom ustawić się w przedpokoju i zapozować.
Oczywiście fotka
nie wyszła normalna, ponieważ Maggie potknęła się o chodnik, Louis zaczął ją
łapać i przez przypadek walnął Liama w brodę, a ten próbując mu oddać zahaczył
przez przypadek o półkę z książkami, czego efektem była latająca literatura tuż
nad głową Shalie i Harry’ego oraz przerażone miny Nialla i Zayna.
Nie było jednak
czasu na ponowienie akcji. Trzeba było uświadomić rodziców.
- Benie- Zayn, który został wypchnięty
przez kolegów, by ogłosić smutną wiadomość najpierw zwrócił się do ojca Mag-
Saro- skinął do kobiety- chcę powiedzieć, iż…hmm jak to ująć? Wyglądacie
bombowo!- krzyknął ze sztuczną radością i prędko powrócił do znajomych, którzy
mordowali go wzrokiem.
- Dzięki ci chłopcze, ty też
prezentujesz się znakomicie- podziękował szczerze mężczyzna przytulając żonę.
- Tak naprawdę to jest coś, co musicie
wiedzieć- pałeczkę przejęła Margaret, jednak jej początkowa nieustępliwość
zaczęła topnieć, kiedy ujrzała przepełnione radością twarze rodzicieli- i…i
ogłosi wam to Liam!-zakńczyła i z pomocą reszty wypchnęła ciemnego blondyna,
który wyglądał niczym spłoszona łania.
- Chcesz powiedzieć, że limuzyna już
przyjechała? Tak widzieliśmy- powiadomiła radosna Sara.
Payne przełknął
nerwowo ślinę.
- Chodzi o dzisiejszą galę- rozpoczął
chłopak- Nie możecie na niej być- wyrzucił z siebie, obserwując jak z twarzy
pary schodzi uśmiech. I pojawia się rozczarowanie, nie mógł na to patrzeć- Nie
możecie na niej być, ponieważ… jedziecie limuzyną do najlepszego hotelu w
Californii na kolacje oraz zestaw zabiegów relaksujących!- dodał, wymyślając wszystko
w chwili, kiedy wyrzucał z siebie wszystko jak karabin maszynowy.
Przez chwilę w
przedpokoju panowała nieprzenikniona cisza, ale po paru sekundach została ona
przerwana przez głośny szloch Bena, do którego za chwilę dołączyła Sara. Liam
spojrzał w kierunku przyjaciół, doszukując się w ich twarzach odpowiedzi na to,
co się właśnie dzieje, ale nie zobaczył nic oprócz szoku i niepewności.
-Hmmm…wszystko w porządku?- zapytał
Niall.
Para słysząc
pytanie, zaczęła uspokajać siebie nawzajem, by móc udzielić odpowiedzi.
- Jjj-sssteście baa-ardzo do-obrymi
ludźmi-i- wychlipała matka Maggie, ścierając łzy szczęścia z policzków.
Znajomi odetchnęli
z ulgą.
Liam, korzystając
z chwili szybko pobiegł na zewnątrz, dzierżąc w dłoni telefon, więc zapewne
poszedł przemienić swoja bajkę w prawdę. Cóż czasami bycie sławnym miało swoje
plusy.
- Ohh to nic wielkiego po prostu chcemy
żebyście spędzili cudowne chwile tylko ze sobą- zabrał głos Louis, podchodząc
do Bena oraz Sary i przytulając ich do siebie. Gestem głowy nakazał reszcie
uczynić to samo. Roksi wyczuwając sensację postanowił opuścić swoje łóżko
pierwszy raz tego dnia i zza rogu oglądać niecodziennie wydarzenie.
Po serii
przytulania do zebranych powrócił Payne, który na migi pokazał, że wszystko
jest załatwione.
- Nie chcę przerywać, ale obawiam się,
że na was już pora. Czas zacząć bajkę- uzmysłowił dwójce Harry, który rozwikłał
osobliwe znaki kumpla. Ben i Sara nie przestawali dziękować, byli autentycznie
zachwyceni. Chwilę potrwało jeszcze nim zebrali wszystkie potrzebne rzeczy i
ucałowali każdego z osobna życząc im udanej zabawy. Wraz z zamknięciem się za
nimi drzwi, Liam zwrócił się do pozostałych:
- Mamy kłopot.
- O nie! Co tym razem?- wyjęczał mulat,
głaszcząc swojego ulubionego psa go głowie. Maggie czasami myślała, że jej
Roksi całkiem zapomniał, kto jest jego prawdziwym właścicielem.
- Nie mamy limuzyny, a następna może
przyjechać dopiero za dwie godziny.
Szatyn ze świstem
wypuścił powietrze z płuc, zastanawiając się, czemu zawsze muszą być w
tarapatach lub przynajmniej zmagać się z jakąś poważną sprawą. W skupieniu
oglądał czarne botki na szpilce należące do Shalie, gdy ta przechadzała się w
tę i z powrotem, zapewne myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji.
- No to nad czym się zastanawiamy?
Jedziemy moja karetą- wypowiedział się nagle Niall jakby przypominając sobie,
iż posiada samochód.
- Horan nie chcę cię zasmucać, ale on
wygląda jak karawan- uświadomił go Liam- I poza tym to gala, a nie wycieczka do
lasu- dodał, machając dłońmi.
- A od kiedy zachowujemy się jak
normalni ludzie? Popatrzcie na nas jesteśmy po prostu grupą frajerów w dodatku
konkretnie dziwnych. Chyba nie myśleliście, że wszystko wypali? Gdzie my tam
zamieszanie, ale dopóki mamy siebie…to, chociaż nie musimy się pojedynczo
wstydzić, nie?- blondyn zaśmiał się i podrzucił kluczyki od auta, które zgarnął
z szafki przy drzwiach frontowych.
Reszta poczęła rozmyślać
nad jego słowami.
- Ja jestem za blondyneczką, nie możemy
się teraz poddać. Jedźmy tym karawanem jak na dziwaków przystało- zachęcił
pozostałych Louis.
Podjecie decyzji
nie zajęło im więcej niż minutę, ponieważ wszyscy bezzwłocznie udali się za
kierowcą do jego karocy. Nie wiadomo, dlaczego, ale słowa Nialla podbudowały
ich.
Cała siódemka
rozsiadła się w aucie i z szerokimi uśmiechami poczęła żywo rozmawiać. Przez co
podróż mijała im w miarę szybko. Louis jednak stał się trochę nieobecny, a na
pytania kolegów odpowiadał wymijająco, tak by nie załapali, iż wcześniej ich
nie słuchał. Margaret jednak widziała wszystko i poważnie zaczęła zastanawiać
się nad jego dzisiejszym zachowaniem. Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy Styles
poklepał go po ramieniu i obiecał, że wszystko będzie dobrze. Miała się już dowiedzieć,
o co chodzi, ale przypomniała sobie coś, gdy ujrzała pokręconą głowę CHŁOPAKA
swojej przyjaciółki. Korzystając z tego, że akurat nachylał się blisko niej,
złapała go za ucho, wywołując w samochodzie coś na kształt paniki. Było
powszechnie wiadomym, że Maggie nie do końca potrafi utrzymać nerwy na wodzy. Nikt
nie wiedział, co mogło ją zbulwersować tym razem.
- Zapomniałam ci cos powiedzieć,
cwaniaczku. Jeśli moja przyjaciółka wypłacze przez ciebie, choć jedną łzę, to
cię poszatkuje i rzucę krukom na pożarcie, a znamy się na tyle, iż pewnie
wiesz, że nie żartuje, prawda?- z każdym wypowiedzianym słowem ściskała jego
małżowinę coraz mocniej, ale nikt nie odważył się jej przerwać. Poza tym trochę
przemocy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Harry pokiwał głową, by Mag wreszcie
puściła jego ucho. Czuł, że brakowało chwil, by zostało ono w dłoni
miodowo-włosej.
-
Jedną łzę- powtórzyła bez użycia głosu, zaraz po tym jak upewniła się, że lok
widzi jej twarz. Niedługo po tym jak skończyła uśmiechnęła się promiennie do
wszystkich.
Umiała być przerażająca,
kiedy chciała.
Podróżnicy wiedzieli,
że są blisko miejsca docelowego, gdy zaczęli słyszeć piski fanek. Jakież
musiało być ich zdziwienie, kiedy zamiast profesjonalnego kierowcy za kółkiem
ujrzeli samego Nialla Horana. Pisk przerodził się w krzyk, a przez szyby było
widać tłum młodych skaczących dziewczyn. Chłopaki machali do nich i posyłali
szczere uśmiechy. To był ich świat.
Parę minut później
blondynowi cudem udało się zaparkować bez potrącenia jakiegoś fana. Serce Mag
zaczęło bić ze stresu i podniecenia, gdy ujrzała najprawdziwszy czerwony dywan,
który za chwile będzie przemierzała razem z szóstką najbardziej pokręconych
mieszkańców Californii.
Louis,
dostrzegając to delikatnie pogłaskał jej ramię nim otworzył drzwi auta. Krzyk,
jaki podniósł się przed areną był nie doniesienia. Dziewczyny ledwo
powstrzymywały się przed zatkaniem uszu. Zespół dzielnie machał do fanów oraz
kamer i reporterów. Flesze błyskały im
przed oczami, a pytania reporterów zlewały się w jedno tak, że nie można było
ich zrozumieć.
Nagle do siódemki
dołączyła grupka ochroniarzy, która miała na celu pomoc w przejściu do sali.
Paul złapał Horana za ramię i z uśmiechem na twarzy zaczął pytać, co wyobrażał
sobie, kiedy wsiadał za kółko tego samochodu.
W pewnym momencie
Tomlinson ujął rękę trochę wystraszonej Margaret. Przez co zaraz tłum
reporterów zaczął bombardować ich pytaniami typu „To twoja dziewczyna? Kiedy
się pobieracie? W skali od jeden do dziesięciu oceń wasz związek” Szatyn nie
odpowiedział jednak na żadne z postawionych pytań, tylko mocniej trzymał dłoń
niewiasty.
W końcu po długich
minutach wszyscy dostali się do środka, gdzie uzyskali szybkie instrukcje od
menagera. Chłopcy dowiedzieli się, że otwierają galę piosenką, więc
niezwłocznie musieli iść za kulisy, a dziewczyny zostały pod opieką
ochroniarza, który miał zaprowadzić ich na wybranie miejsca. Zespół przed
wyjściem przytulił każdą z dziewczyn i poganiany przez jakiś ludzi skierował
się korytarzem w prawo. Sala, do której
zostały przyprowadzone była już wypełniona po brzegi.
Mag rozglądała się
jak zaczarowana i dałaby sobie rękę uciąć, że przed chwilą przeszła obok niej
Lady Gaga. Dziewczyny w życiu nie pomyślały, iż znajdą się na takiego rodzaju
imprezie, to było wprost nierealne. Sam wygląd miejsca już robił niesamowite
wrażenie. Mark- bo tak miał na imię
goryl, wskazał przyjaciółkom ich fotele. Siedziały tuż za siedzeniami One
Direction, które teraz były puste. Miały bardzo dobry widok na arenę.
W pewnym momencie
ułyszały za sobą jak ludzie gadają na temat tych dwóch dziewczyn, które
przyjechały z 1D. Mogły dowiedzieć się, kim są- koleżankami siostry mamy Liama.
Śmiały się z tych teorii do siebie i zastanawiały się, kto je wymyślił. Plusem
tej sytuacji było to, że jeszcze nie znano ich imion.
W jednej chwili
oświetlenie przyciemniło się, a najjaśniejsze światło padło na prowadzących
stojących pośrodku sceny.
- Witamy na corocznej gali rozdania
nagród „California Big Stars Award”!- wykrzyczała do mikrofonu kobieta, którą
Shalie kojarzyła z jakiegoś filmu. Tłum zaczął wiwatować.
- Są z nami same największe gwiazdy ze
świata muzyki oraz filmu, a także wspaniała i jedyna w swoim rodzaju widownia!-
tym razem darł się facet, przez co oglądający dosłownie oszaleli.
- Dosłownie za kilka minut tylko, dla
was One Direction zaprezentuje nieznaną jeszcze piosenkę zatytułowaną „I hated
you”, która otwiera ich nowy krążek „Different Way To Paradise”. Tym czasem
zapraszamy zespół na scenę po odbiór statuetki za zajęcie pierwszego miejsca w
internetowym głosowaniu w kategorii „Największe odkrycie ostatnich pięciu lat”.
Prosimy o wielkie brawa!
Zaraz po
zapowiedzi na scenę kolejno zaczęli wybiegać chłopcy, machając oczywiście jak
nakręceni. Na twarze dziewczyn od razu wkradł się uśmiech.
- Chcielibyśmy podziękować naszym wspaniałym
fanom za to, że ciągle wspierają taką bandę idiotów, jaką jesteśmy. Słowami
ciężko jest wyrazić jak czujemy się dumni z posiadania takiej wielkiej
rodziny!- krzyczał do mikrofonu Niall, co chwila powodując wybuch śmiechu wśród
widowni.
- Dziękujemy wszystkim i każdemu z
osobna za oddane głosy. Jesteście niepokonani!
- Teraz chcieliśmy zaprezentować naszą
nową piosenkę pt.”Nienawidziłem Cię”, która ma szczególne znaczenie dla mnie
oraz Harry’ego i można powiedzieć, ze praktycznie pisaliśmy ją sami, każdy
myśląc o osobie, której ją dedykuje. Na nasze szczęście osoby, które są
odbiorcami tego kawałka są dziś z nami na sali gdzieś pośród was. I na pewno
wiedzą, że to o nich mówimy. Długo nie mogliśmy się zebrać, by powiedzieć wam,
co czujemy naprawdę. Więc postanowiliśmy zrobić to, co umiemy najlepiej-
zaśpiewać. Mam nadzieję, że się spodoba. Specjalnie dla was „Nienawidziłem Cię”-
Mikrofon przejął szatyn.
Z początku Maggie
nie załapała do końca, o co mu chodzi z tą dedykacją, głównie przez to, że chłopak
darł się, próbując przekrzyczeć swoich fanów, którzy mieli naprawdę silne
płuca, ale z biegiem jego przemowy, zaczynała rozumieć i łączyć fakty.
Piosenka, którą za chwilę będą wykonywać jest o niej i o Shalie, miodowo-włosa
czuła to w kościach, szczególe, że Tomlinson podczas swojej wypowiedzi cały
czas patrzył się w miejsce gdzie siedziały dziewczyny. Z głośników popłynęły
pierwsze takty żywej melodii i cała sala oszalała.
Zaczynał Louis:*
Już nie mam słów żeby
opisać to, co czuję
Kiedyś myślałem: ona życie mi rujnuje
A teraz, gdy cię nie ma
czegoś mi brakuje
Kiedyś rozmowy naszej nie
nazwaliby rozmową
Co chwila kłótnie
i co chwila ostre słowo
Teraz powoli poznajemy się na nowo
oh ooooh
Margaret uważnie
patrzyła na szatyna, który bezbłędnie wykonywał żywą, taneczną melodię i
wiedziała, że słowa są kierowane prosto do niej. Dalej śpiewał lok:
Puls przyspiesza,
gdy tylko cię widzę
Nieporozumień dawnych tak bardzo
dziś się wstydzę
Chcę,
lecz nie mogę ważne słowa ci powiedzieć
Dlatego je zaśpiewam
to coś,
co musisz wiedzieć
Po zakończeniu
pierwszej zwrotki wszyscy chłopcy włączyli się do skocznego refrenu.
Nienawidziłem cię
Nienawidziłem cię
Nienawidziłem cię
Yeah yeah yeah
Lecz teraz jest coś,
co zrobić chcę
Do szczerych przeprosin jestem wreszcie
skory
Bo moje serce na miłości wjeżdża tory
Nienawidziłem cię!
Widownia oszalała,
pomimo, że nie znała piosenki to i tak próbowała ją śpiewać razem ze swoim
ukochanym zespołem. Nawet Shalie dała się porwać. Miodowo-włosa siedziała tak
zasłaniając sobie buzię ze zdziwienia.
Po refrenie
przyszedł czas na drugą zwrotkę, którą zaczynał Styles.
Działałaś na mnie
jak najgorszy w świecie trunek
Sklep nienawiści
nabił długi nam rachunek
Lecz wszystko zmienił
jeden słodki pocałunek
Oh ooh ooh
Dalszą cześć
wykonywał pasiasty:
Niektórzy mówią,
że alkohol łączy ludzi
Ukryte prawdy
z wnętrza dusz znienacka budzi
Słuchanie twoich
dziś na pewno mnie nie nudzi
Oh oh ooh
Po tej części cała
piątka znów powtórzyła refren dziwnie przy tym tańcząc.
Przy ostatniej
zwrotce zrobiło się o wiele ciszej i muzyka zmieniła swój rytm na wolniejszy.
Loczek stanął obok Lou i razem z nim zaczął śpiewać:
Harry: Twój głos dziś moją kołysanką
Louis: Twój uśmiech szczęścia układanką
Harry: Twe usta mają to znaczenie
Louis: Dla którego wyznaję to, że cię
kocham tu na scenie!
Serce panny Colen
zamarło, gdy szatyn zaśpiewał ostatni wers, patrząc prosto na nią. On tak po
prostu z tym swoim wkurzającym wyrazem twarzy wyznał, że jej miłość.
Mag nie wiedziała,
co ma myśleć i aż do końca piosenki, gdy chłopcy któryś raz powtarzali refren
razem z rozszalałą widownią, ona siedziała dziwnie spokojna, dumając nad tym,
co usłyszała. I czy aby na pewno dobrze zrozumiała to, co mówił Louis w swojej
przemowie. Poczuła jak jej rozradowana przyjaciółka przytula ją podekscytowana
do siebie. Potem obserwowała jak zespół schodzi ze sceny, by zająć miejsce na
widowni.
Prowadzący zaczęli
zapowiadać inną gwiazdę, a jasnowłosa widząc zmierzającego w jej kierunku
pasiastego, gwałtownie wstała i udała się do wyjścia. Chłopak nie wiele myśląc
poszedł za nią, a ona jak na złość szła coraz szybciej.
- Mag poczekaj!- próbował ją zatrzymać,
gdy po przekroczeniu progu sali zaczęła biec.
Midowo-włosej jednak
ani się śniło zatrzymywanie.
- Nie bądź dzieckiem! Pogadajmy!-
namawiał, nie przerywając sprintu. W kulminacyjnym momencie wytężył wszystkie
swoje siły witalne i spiął się w sobie, by ją dogonić. Poruszała się szybko jak
na kogoś, kto ma na nogach praktycznie szczudła.
Po paru sekundach wreszcie
udało mu się załapać jej ramię, które niemalże od razu chciała wyszarpać.
- Co się dzieje?- zapytał,
nieprzerwanie trzymając ją w żelaznym uścisku i próbując złapać oddech po
wyczerpującym wysiłku.
- Czemu to zrobiłeś?!- wydarła się na
niego.
- Nie wiedziałem jak mam to powiedzieć
inaczej, nie słuchałabyś mnie- wyjęczał, patrząc w jej oczy
- I co sobie myślałeś, skacząc po tej
scenie i oznajmiając to milionom ludzi?!
Margaret wyglądała
na rozhisteryzowaną i…wystraszoną, co było do niej niepodobne.
- Myślisz, że ktoś oprócz naszej
siódemki wiedział, o co chodzi? Na pewno nie, a poza tym nie rozumiesz, że nie
chce tego ukrywać?! Że mam ochotę o tym krzyczeć żeby każdy mi zazdrościł?! Że
przy tobie czuję się tym najlepszym i tym najgorszym?! Że nie wiem jak się
mogłem w tobie zakochać, bo jesteś okropna i doprowadzasz mnie do szału, a z
drugiej strony tęsknie za tym?! Że totalnie mnie pokręciło przez ciebie?!
Emocje, jakie
buzowały w chłopaku musiały być ogromnie, ponieważ w każdym zdaniu było słychać
mieszankę najróżniejszych uczuć. Jego klatka piersiowa szybko opadała i unosiła
się, a on non stop patrzył w oczy nastolatki, próbując z nich wyczytać
cokolwiek.
- I co myślisz, że już mnie masz? Swoją
piosenką?- zapytała rozwścieczona, lekko go popychając.
- Oczywiście, że nie. Nie zmuszę cię do
tego byś i ty mnie kochała, ale wiem też, że czujesz coś do mnie, a ja mam czas
i chęć, by zobaczyć co- ogłosił dumnie, uśmiechając się bez cienia kpiny.
- Nie rozumiesz, że jestem świruską? Że
zawsze byłam sama, bo chciałam?! Że nawet nie wiem jak to jest bawić się w to
całe randkowanie?! Że wypełniłam całe swoje serce nienawiścią, by chronić się
przed tym?! Że nie gram niedostępnej, tylko naprawdę taka jestem?!- wrzeszczała
prosto na niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Więc spójrz mi prosto w oczy i
powiedz, że nie czułaś nic, gdy się całowaliśmy!- rzucił jej wyzwanie i
wzrokiem domagał się odpowiedzi.
Mijały sekundy, a
dziewczyna milczała.
- Myślisz, że to było dla mnie łatwe?!
Przyznanie przed sobą, że nie jesteś mi taki obojętny jak myślałam?! Że czuję
jakbym oszukała samą siebie, pozwalając sercu trochę otworzyć się na ciebie?!
Że myślenie teraz o tym sprawia, że czuje fizyczny ból w klatce piersiowej?!Że
jestem tak koszmarnie porąbana, że nie mogę się po prostu zakochać i być super
miła laską?!
- Nie chcę żebyś była normalna! Ani
super miła! Bo może właśnie, dlatego się w tobie zakochałem! Bo jesteś jędzą-wariatką!
Bo ja sam taki jestem!
Niepowdziewanie
dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem.
Chwilę po niej dołączył do niej jej towarzysz.
- Nie możesz być jędzą-wariatką, Lou.
Możesz być najwyżej antypatycznym obłąkańcem- powiedziała przez łzy rozbawienia.-
Widzisz? Nie potrafię się powstrzymać nawet w takiej chwili! Pozabijalibyśmy
się gdybyśmy byli razem- dodała, przecierając policzki.
- I może to by było najfajniejsze? Ten
dreszczyk niepewności- zaśmiał się Louis i lekko poluzował uścisk na nadgarstku.-
Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale jeśli tylko byś chciała to jestem gotowy
znieść wszystko, by zostać twoim chłopakiem, bo zależy mi na tobie, mała Colen.
Marchewkowy splótł
obie dłonie ze znacznie mniejszymi dłońmi dziewczyny i uważnie lustrował tę
różnice wielości.
- Nie wiem czy chcę być jedną z tych,
której latają serca nad głową- mamrotała, przenosząc oczy na sufit.
Para pogrążyła się
w milczeniu, nie odchodząc od siebie nawet o milimetr. Klika osób
przechodzących obok nich spojrzało na nich w geście zdumienia.
- Póki nie spróbujesz, nie będziesz
wiedzieć- szatyn, mówiąc to rozciągnął swoje wargi w półuśmieszku, który tak
bardzo komponował się z jego osobowością.
- Podobno miałeś mnie do niczego nie
zmuszać, już zapomniałeś Tomlinson?- wielce rozbawiona dziewczyna, dała mu
pstryczka w klatkę piersiową.
- Ja tylko proponuję, to co z tym
zrobisz zależy już od ciebie.
- Bylibyśmy najgorszą parą świata-
rzekła niewiasta prawdopodobnie nie mijając się dużo z prawdą- Ale z drugiej
strony wiem, że nie nienawidzę cię tak jak wcześniej. Że widzę w tobie coś
więcej niż tylko palanta z wymyślnymi włosami. I wiesz to głupie, bo nadal nim
jesteś, poza tym wkurzająca i irytująca małpa z ciebie, która sprawia czasami,
że mam ochotę dokonać jakiegoś masakrycznego morderstwa. Ale w tym samym czasie
budzisz we mnie też zupełnie inny rodzaj emocji i to mnie przeraża- zakończyła,
wzdychając i mocniej obejmując dłonie chłopaka.
Szatyn nie
czekając na nic zbliżył twarz do twarzy dziewczyny nieustannie, patrząc w jej
tęczówki, w których teraz widział najróżniejsze uczucia. Zawisł ustami parę
centymetrów od jej warg i przerzucił na nie wzrok. Poczuł zapach jej perfum,
których jednocześnie nie cierpiał i uwielbiał. Zaciągnął się nim głęboko i czuł
jakby miał w płucach nowy rodzaj powietrza. Nagle Maggie chyba znudziło się
czekanie, ponieważ nie dając żadnego znaku ostrzegawczego ułożyła swoje krwiste
usta na jego. Louis pierwszy poruszył nimi leniwie i oboje poczuli jak spada na
nich jednocześnie fala ulgi i niepokoju. Na początku całowali się delikatnie,
lekko muskając nawzajem swoje wargi. Ręce szatyna powędrowały na talie
dziewczyny i przyciągnęły ją do niego bliżej. Jej dłonie natomiast znalazły się
na karku pasiastego.
Z czasem pocałunek
stawał się coraz bardziej namiętny, coraz bardziej zachłanny. Nikt nie chciał
przerywać. Chłopak taktownie przesunął językiem po jej ustach i niespodziewanie
para oderwała się od siebie, zamglonym wzrokiem badając swoje oczy.
- Nieważne jak bardzo nie chcesz ze mną
być, będę robił wszystko byś zmieniła zdanie – ogłosił odważnie szatyn i już
miał wpić się w usta niewiasty ponownie, ale jak to już w komediach bywa, dwójka
usłyszała na korytarzu krzyk.
Bez zastanowienia
pobiegli oni w tamto miejsce i ujrzeli obrazek, którego mogli się spodziewać.
Do wyjścia biegła
piątka ich znajomych, a za nimi tłum ochroniarzy i reporterów. Oczywiście
stwierdzenie, iż uciekali WSZYSCY było pojęciem względnym, ponieważ Shalie
znajdowała się górną partią ciała w ramionach swojego chłopaka, a dolną była
trzymana przez Payne’a, któremu z głowy niestety spadła czapka, ukazując już
całemu światu jego wiosenne ubarwienie głowy.
Z brunetką nie
było dobrze, bo miała ona zbolały wyraz twarzy i wyglądała jakby miała się za
chwilę rozpłakać.
- Patrzcie, znalazłem Margaret i
Louisa!- wydarł się blondyn, który wyleciał zza rogu- Shalie, potknęła się,
idąc do łazienki i coś stało jej się z kostką. Musimy zawieźć ją na pogotowie,
chodźcie!- wyprzedzając wszelkie pytania, tłumaczył rozgorączkowany.
Złapał za dłonie
Lougaret i sprawił, iż i oni zaczęli biec razem ze zwariowaną pielgrzymką.
- Mag, ale ze mnie idiotka! Nie umiem
chodzić w butach na szpilce!- darła się panna Swift, gdy tylko zobaczyła
przyjaciółkę. Niespodziewanie przez łzy cierpienia, zaczęła się śmiać, czym
zadziwiła chyba nawet portiera, który wcześniej stał z niewzruszoną miną.
- Fajtłapa z ciebie! Ale jesteśmy tu z
tobą wszyscy zaraz i będziemy w szpitalu- odkrzyczała miodwo-włosa, również
podzielając entuzjazm poszkodowanej.
- Jak nie ulegniemy jeszcze jakiemuś
wypadkowi!- zaznaczyła dziewczyna, nie przestając chichrać jak idiotka, którą
była.
- Czemu się śmiejemy, przecież to tragiczna
sytuacja!- ryknął Malik, będąc rozbawionym całą akcją podobnie jak szczęśliwa
reszta.
- Skończymy w psychiatryku!- stwierdził
wesoły loczek, przytulając do torsu swoją dziewczynę.
- Miejmy nadzieję, że w jednym!- dodał
Payne, zanim wszedł do samochodu z połową sąsiadki i zaczął powoli wciągać ją
na siedzenia.
Cała siódemka
zaniosła się gromkim śmiechem, który absolutnie nie był na miejscu i media
prawdopodobnie naprawdę umieszczą ich w ośrodku dla niezrównoważonych
psychicznie. Ale za to cieszyli się, że mogą wyrwać się już imprezy, która
niewątpliwie była za spokojna jak na ich dzikie hormony.
Louis z trudem przymknął
drzwi auta, a Horan z piskiem opon ruszył z miejsca parkingowego.
Margaret nawet nie
chciała pytać, czemu po prostu nie zadzwonili po karetkę. Prawdopodobnie
odpowiedź zasmuciłaby wszystkich.
A byli w tak
świetnym humorze, że nie chciała, żeby kończyło się to kiedykolwiek.
Dawana nienawiść
połączyła ich i sprawiła, że rozumieli się lepiej niż nikt inny. Stali się
jednością – bandą, która nie lubiła się tak mocno, iż nie mogła bez siebie żyć.
W świecie pełnym fałszywych ludzi oni odnaleźli się, by stoczyć pojedynek ze
swoimi różnicami i uświadomić wszystkim, że bycie jedynym w swoim rodzaju to
najlepsza droga, jaką można pójść. Spotkali się, aby dowieść całemu światu, że
nie trzeba się zmieniać dla nikogo i ludzie mogą pokochać za wady. Każdy z tej
zwariowanej siódemki posiadał w sobie coś, bez czego nie mógł żyć inny. Być
może, dlatego, by sobie to wpoić potrzebowali przejść tak trudną, wyboistą
ścieżkę.
I aż strach
pomyśleć, co by się stało gdyby los nie złączył ich dróg.
*PIOSENKA KTÓRĄ CZYTALIŚCIE ZOSTAŁA NAPISANA PRZEZ MOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ!
BARDZO CI DZIĘKUJĘ ZŁOTKO! MASZ NIESAMOWITY TALENT *:*
OTO I ON OSTATNI ROZDZIAŁ TEGO OPOWIADANIA!!!!
W celach informacyjnych mówię, że na tym blogu pojawi się jeszcze tylko Epilog i tak oto I HOPE IT GIVES YOU HELL DOBIEGNIE KOŃCA!
Niestety nie przewiduję drugiej części tej historii. Próbowałam wymyślać inne zakończenie, ale nic oprócz wersji jaką widzicie powyżej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli nie tego oczekiwaliście lub nie podoba wam się to co zamieściłam to bardzo przepraszam, ale nic już nie zmienię.
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy pisali do mnie na Twitterze, dopytując się o rozdział. To naprawdę pomogło mi zebrać się w sobie.
Przepraszam, że długo czekaliście, ale wiedziałam, że wraz z tym jak zacznę pisać, będę musiała się pogodzić z faktem, że to już koniec.
Bo wbrew pozorom przeżyłam wiele zajebistych chwil pisząc i wymyślając każdą akcję. Poznałam super ludzi, którzy sprawili, że każdy cięższy czas był do zniesienia.
DZIĘKUJĘ ZA UWAGA: PRAWIE 66 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! ORAZ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE!!! TO BYŁO COŚ CO ZAWSZE DAWAŁO MI KOPA! DZIĘKI, ŻE DOCENILIŚCIE TO CO TU PISAŁAM PRZEZ DWA LATA!
DZIĘKUJE RÓWNIEŻ WSZYSTKIM 90-CIU CZŁONKOM OPOWIADANIA!
W tym miejscu kończę podziękowania, bo zapewne zamieszczę ich jeszcze więcej pod epilogiem.
Informujcie mnie o błędach
oraz proszę niech każdy kto zawsze tylko czytał a nie komentował napisze w komentarzu "Czytałem/Czytałam" i czy się podobało, chcę zobaczyć ile tu was naprawdę było :)