Zemsta- czyli jak
złamać prawo i przeżyć huragan ludzkiego idiotyzmu
Pewnego dnia w życiu każdego nastolatka przychodzi moment,
w którym stawia sobie pytanie „ Czy jestem normalny?”. Odpowiedzi, które
przychodzą mu do głowy mogą być najróżniejsze, ale on sam musi wiedzieć,
że jeśli już zadał sobie to pytanie, to wszystko z nim w porządku.
Najgorsze jest,
gdy ktoś nie zdaje sprawy z tego, że jego miejscem zamieszkania powinien być psychiatryk.
Wiele niepojętych
dla społeczeństwa osób, wychodzi z założenia, że są dziećmi i nie dorośli do
tego typu pytań.
Ten problem
posiadali na pewno Zayn i Margaret.
Gdy człowiek ma już pewnie lata, to zazwyczaj
robi wszystko trochę dojrzalej. A przynajmniej stara się. Mulat i jasnowłosa
chyba nie znali pojęcia „dojrzałość”, więc elegancko, na ulicy, nie zwracając
uwagi na patrzących przez okna sąsiadów, kłócili się o psa jak o misia.
- Oddawaj, on jest mój - mówił chłopak, przeciągając psa na swoją stronę.
- Oddawaj, on jest mój - mówił chłopak, przeciągając psa na swoją stronę.
- Chyba cię pogięło - rzuciła dziewczyna, przejmując szczeniaka, który wierzgał, próbując zeskoczyć na ziemię. Shalie
próbowała jakoś załagodzić sytuację, by ocalić niewinne istnienie zwierzaka,
ale ku jej zdziwieniu machanie rękami było na nic.
- Był pod moją wycieraczką, znalazłem go, jest
mój!- Ciemnoskóry, miał pewną słabość do psów. Zawsze uważał, że mają duszę i
na pewno umieją mówić, tylko żeby zaczęły rozmawiać z ludźmi trzeba je mocno
kochać. On już miłował tego szczeniaka z całego serca i miał cichą nadzieję, że
za chwilę pupil sam zaprotestuje i stwierdzi, że bardziej lubi jego ( to by
było coś).
- Ten pies należy do mnie od dwóch lat!- oburzyła
się jasnowłosa, mierząc Zayna wzrokiem od góry do dołu. Wzbudziła się w niej
szczera ochota podrapania chłopaka (nie ma to jak sobie na kimś zdrowo
pościerać paznokcie).
- Nie miał obroży, nikomu tego nie
udowodnisz.- Wystawił język i całkowicie odebrał psa dziewczynie, na co ta zaczęła
skakać i krzyczeć. Na nic były jej próby przejęcia psa, nie walczyła z koleżanką
tylko z chłopakiem. I to w dodatku nastolatkiem. Było to porównywalne z chęcią
pokonania wiatru, albo siłą wyporu w słonej wodzie.
Po chwili namysłu z całej siły kopnęła chłopaka w piszczel. To przyniosło pożądane skutki. Szczeniak spadł prosto w jej ramiona.
Po chwili namysłu z całej siły kopnęła chłopaka w piszczel. To przyniosło pożądane skutki. Szczeniak spadł prosto w jej ramiona.
- Tęskniłam Roxi - wyznała, przytulając
oszołomionego zwierzaka. Ciemnowłosa jęknęła z ulgą, bo w którymś momencie
była, zdecydowanie pewna, że dwójka zrobi krzywdę albo sobie, albo psu, albo co gorsza jej ( a jedno nieszczęście na dzień już wystarczy).
Przyjaciółki nie spodziewały
się, że chłopak tak szybko dojdzie do siebie, więc gdy ponownie zabrał Roxiego
były w wielkim szoku.
- Jak mogłaś nazwać Pana psa damskim imieniem?
Nie dziwię się, że od ciebie ucieka - rzekł mulat, robiąc uniki przed rękami
dziewczyny.
- Nie twoja sprawa - wycedziła dziewczyna, nie
przerywając swoich zabiegań o pożądany obiekt. Niespodziewanie na ulicę wyszedł
Harry w niebieskim kombinezonie do spania i dziwnej czapce zakończonej
pomponikiem. Shalie ledwo powstrzymała się od śmiechu. Pozostała dwójka nawet
nie dojrzała nowego obserwatora.
- Zayn, możesz mi powiedzieć, co wy do jasnej
cholery wyczyniacie?- zapytał nowo przybyły, kładąc ręce na biodrach i
przekrzywiając głowę pod dziwnym kątem. Wyglądał jak ojciec, który przyłapał
swoje dzieci w jakiejś dziwnej/krępującej/nieprzyzwoitej sytuacji.
- Ona, chce zabrać mojego nowego szczeniaka!- poskarżył
się ciemnoskóry nastolatek, próbując nawiązać kontakt wzrokowy ze stworzeniem
na rękach dziewczyny.
- To nie jest twój pies!- krzyknęła, odbijając
się od ziemi jak od trampoliny. Shalie zamknęła oczy, aby nie musieć patrzeć na
mękę szczeniaka. Sytuacja z krytycznej przerodziła się w tragiczną. Najróżniejsze wyzwiska padały na prawo i lewo, w ruch poszły też paznokcie i
takie tam… inne.
- STOP! Zayn oddaj jej tego szczeniaka…-
donośnie krzyknął ubrany w niebieską (jakże pociągają) piżamę, chłopak.
Zdziwienie tym zdaniem wywołał nie tylko u kolegi, ale też u swoich uroczych sąsiadeczek.
Dziewczyny były pewne, że stanie w obronie mulata, wymyślając niepodważalne
argumenty mające na celu odebranie im Roxiego – i tak jest za głupi - dokończył
uśmiechając się szeroko.
Mag i Shalie
popatrzyły na siebie, potem na Zayna na końcu na Stylesa a następnie wybuchły
śmiechem tak szczerym i głośnym, iż można było uważać, że ktoś podarował im
willę z basenem oraz pokojówką.
Chłopcy trochę
zdezorientowani, zaczęli oddalać się od sąsiadek. Ciemnoskóry nawet
bezproblemowo zwrócił szczeniaka. Prawda była taka, iż obaj mieli pewność, że
są świadkami jakiegoś napadu choroby lub agresji u nastolatek.
- Gwarantuje wam, że ten pies ma w sobie
więcej klasy i ogłady niż wy - wyjęczała jedna pomiędzy salwami śmiechu, łapiąc
się za brzuch.
- Jestem pewien, że tej klasy nie nauczył się
od właścicieli - odciął się mulat, tęsknie spoglądając na pupila. Głupi czy nie
głupi. Te jego czarne ubarwienie było wręcz fenomenalne, a te oczy wyglądające
jak dwa węgielki, przyprawiały go o dreszcze. Ideał nie pies.
- Od swojego niedoszłego właściciela też by
się nie nauczył -powiedziała, zapewnie zgodnie z prawdą Shalie, próbując
uspokoić się trochę poprzez wstrzymywane powietrza. Dziwny był to sposób na
zaprzestanie śmiania, ale jedyny skuteczny, jaki znała (niech żyje
kreatywność).
- Jak chcesz to możemy to sprawdzić.- Napalił
się Zayn, ochoczo wyrzucając ręce w stronę Roxiego. W samą porę jasnowłosa odkręciła
się do chłopaka tyłem i uchroniła psa. Ostatnie, czego chciała to jeszcze jedna
bójka z niewyżytym nastolatkiem. Poniosła już straty we włosach i ubytki w
paznokciach. Pocieszała ją tylko myśl, że zdążyła walnąć chłopaka w głowę,
zapewne nabijając mu tym guza.
- Żeby zaczął chodzić tyłem? Już wystarczy, że
będziemy musiały patrzeć na wasze ułomstwo. Idziemy, nudzicie nas.-
Miodowo-włosa pociągnęła przyjaciółkę za rękaw, przerywając tym jej wojnę na
spojrzenia z loczkiem. Na koniec cała czwórka pokazała sobie języki i wszyscy
rozeszli się w stronę domów, trzaskając drzwiami frontowymi najgłośniej jak się
dało (biedni sąsiedzi).
- Ja mam tego dość, to miały być wakacje moich
marzeń!- krzyknęła zbulwersowana ciemnowłosa, wpadając do kuchni z prędkością,
która zapewne, przekraczała normy na autostradzie. Jej przyjaciółka jeszcze raz
wyściskała psa, a następnie poszła do szafki, aby przygotować dla niego
jedzenie, w miedzy czasie rzucając Shalie spojrzenie pełne politowania.
- I będą - zapewniła, wyrzucając psią karmę z
puszki do miski Roxiego. Ten skakał wokół niej najwyraźniej nie mogąc się
doczekać posiłku. Warto by tu wspomnieć, że ta czarna kula mogła zjeść wszystko o
każdej porze dnia i nocy. To coś jak odkurzacz tylko szczeka i ma sierść.
- Nie rozumiem, przecież oni nam zniszczą…- niedane
było dokończyć ciemnowłosej, bo Mag położyła jej palec na usta i uśmiechnęła
się tajemniczo. Co naprawdę przeraziło jej przyjaciółkę. Kiedy ostatni raz
jasnowłosa uśmiechnęła się w ten sposób dziwnym trafem ich matematyczka w dzień
testu na koniec szkoły, złamała nogę (ach jak te przypadki chodzą po ludziach).
- Teraz nasza kolej, chyba nie chcesz siedzieć
bezczynnie - powiedziała miodowo-włosa, zaczynając w celach bezpieczeństwa na
ucho tłumaczyć jej nikczemny plan.
↯
Dwie dziewczyny
zmierzały szybko w stronę swojego upragnionego celu. Jedna z nich najwyraźniej,
nie wiedziała do końca czy dobrze robi, bo zatrzymywała się, co chwilę i
próbowała wycofać. Na szczęście (lub nie) miała obok siebie jasnowłosą, która
cierpliwie jak pasterz wskazywała jej poprawny kierunek.
- Ja nie wiem, czy to dobry pomysł - powtarzała
ciągle Shalie, idąc za swoją przyjaciółką w stronę domu sąsiadów. Ta natomiast
trzymała w dłoni taboret z tarasu i z okiem tygrysa patrzyła na świat. Prawdę
mówiąc czuła się jak komisarz Rex na patrolu. Tylko ona właśnie łamała prawo.
- Wątpisz w moją siłę umysłu?- zapytała
poirytowana, przekraczając furtkę. Przepuściła przyjaciółkę i jeszcze raz
wyjrzała na ulicę w celu sprawdzenia czy są same na terenie lub czy nikt ich
nie śledził. Czysto. Pozostało jeszcze tylko modlić się, że innym sąsiadom nie
zamarzy się teraz zwiedzanie swoich podwórek. Na szczęście to raczej mało prawdopodobne,
bo to typowi Amerykanie (wiecie telewizor, frytki, cola i te sprawy).
- Szczerze to tak. Jesteś pewna, że ich nie
ma?- Ciemnowłosa była wyraźnie zestresowana, ale co się dziwić, raczej rzadko
włamuje się z przyjaciółką do czyjegoś domu.
- Nie ma ich, sama widziałam jak cała hałastrą
wychodzili. Ile razy mam to jeszcze powtarzać żebyś wreszcie pojęła?-
Miodowo-włosa podstawiła taboret pod okno ze strony ogrodu, weszła na niego i
sprawdziła czy jest otwarte.-Idziemy do innego, to jest zamknięte - zarządziła i
po chwili obie szły w stronę następnego okna.
- Swoją drogą to skąd ty masz tyle sztucznej
krwi w domu?- spytała zaciekawiona Shalie, mocniej łapiąc za rączkę
pomarańczowego wiadra, które po brzegi było wypełnione plastikowymi
opakowaniami rodem ze szpitala. Ciemnowłosa czuła w kościach, że z tego będą
kłopoty i już w myślach zaczęła nawet uniewinniać chłopaków. Marnie jej to
szło, ale strach przed więzieniem był większy.
- Całe życie czekałam na dzień, w którym
wywinę komuś ten numer, więc kupowałam krew przy każdej okazji. A okazji uwierz
mi trochę było - tłumaczyła jasnowłosa, jednocześnie podstawiając taboret pod
kolejne okno, tym razem od strony jej domu. Po sprawdzeniu stwierdziła, że jest
uchylone, uśmiechnęła się tryumfalnie i włożyła rękę do środka. Po lekkich
zmaganiach z klamką ta poddała się i dziewczyna otworzyła okno. Wdrapała się na
parapet i po wydaniu okrzyku radości, wskoczyła do środka. Wylądowała
najprawdopodobniej w salonie, który swoją drogą był olbrzymi. Ściany były
pomalowane na modny śliwkowy kolor. Meble, które wcale nie wyglądały na tanie,
były intensywnie czarne. Całości dopełniał olbrzymi naścienny telewizor z masą
głośników po bokach.
- Ciekawe, gdzie pracują - zastanawiała się
głośno Shalie, która właśnie weszła do pomieszczenia. Jej oczy można było
porównać do wielkości spodka od filiżanek i jasnowłosa mogłaby przysiąc, że za
chwile mimowolnie opuszczą oczodoły.
- Tsaa, raczej ich rodzice - prychnęła i
skierowała się w stronę korytarza. Ten natomiast dla kontrastu był pomalowany
na jasny kolor i tylko artystyczne biało-czarne obrazy z wizerunkiem nagich
kobiet przypominały, że mieszkają tu osobniki płci męskiej. Gdy miodowo-włosa
przemierzyła korytarz skierowała się do kuchni, która również była urządzona w
nowoczesnym stylu. Czarne połyskowe szafki i srebrne blaty rzeczywiście robiły
wrażenie. Jasnowłosej przez chwile przebiegło przez myśli, że byłyby jeszcze
ładniejsze gdyby zrobiono im podpisy niezmywalnym białym markerem.
- Aż szkoda, niszczyć te ściany - powiedziała
ciemnowłosa, trzymając w dłoniach jakiś bliżej nieokreślony przedmiot, dziwnie
przypominający mosiężną statuetkę marchewki? Ostatnie, czego można było się
spodziewać po sąsiadach to tego, że dorabiają, jako farmerzy. Shalie wyobraziła
ich sobie z łopatami i słomianymi kapeluszami na głowach. To zdecydowanie nie
był normalny widok.
- Nie bredź głupot, tylko rozrabiaj tą krew - poradziła
Maggie, wysypując opakowania na podłogę. Potem zaczęła kolejno każde otwierać,
ciesząc się przy tym jak głupia. Przyjaciółka obserwowała jej zachowanie z
lekkim przestrachem, ale po chwili zaczęła jej pomagać.
Opakowań było
sporo, więc zleciało trochę czasu zanim skończyły, ale efekt za to był niesamowity.
Bez zastrzeżeń można było stwierdzić, że krew pochodzi z czyjejś tętnicy.
Dziewczyny z radością zaczęły moczyć w niej ręce i zostawiać ślady palców na
każdej ścianie. Planem było zrobienie z domu wroga miejsca zbrodni (co zapewne
odzwierciedlało stany psychiczne dziewczyn). Jasnowłosa zaczęła lać czerwony
roztwór na schody, by upozorować ciągnięcie ofiary. Shalie już bez oporów i
pytań pisała na ścianach pogróżki typu” Jeszcze tu wrócimy. Wiemy ile was tu
mieszka. Mordercze spaghetti atakuje.” Po skończonej pracy na dole, radośnie
powędrowały na piętro, z lekkim zaskoczeniem spoglądając na kremowe ściany
ozdobione tylko jakimiś tekstami piosenek i złotymi myślami.
- Kochanie, rozświetlasz mój świat jak nikt
inny…- czytała na głos ciemnowłosa, marszcząc brwi w wyraźnym zdziwieniu- To,
co ona jakaś żarówka?- spytała, mażąc ścianę brudnymi dłońmi.
- Żeby go nie oślepiła - powiedziała pod nosem
druga przyjaciółka i otworzyła drzwi do jakiegoś pokoju, który tym razem okazał
się sypialnią. I nic w nim nie było by zaskakującego, gdyby nie fakt, że na
półkach stała spora kolekcja fioletowych misi w imponujących rozmiarach. Uwagę
przykuwała również, dmuchana lala w samej bieliźnie, spokojnie spoczywająca na
podwójnym łóżku.
- Tu są tylko trzy sypialnie - obwieściła
uśmiechnięta ciemnowłosa, która weszła właśnie do pomieszczenia. Wyglądała już
jakby sama mała być tą ofiarą zbrodni, cała jej twarz ręce oraz bluzka umazane
były w czerwonej mazi. Margaret od razu przypomniało się jak kiedyś za ich
dzieciństwa (jakby teraz zachowywały się mądrzej), razem jadły zupę buraczkową, a że obie jej nienawidziły wpadły na genialny pomysł wylania jej na…sufit.
Miny ich rodziców były nie do opisania, naraz gniewne, smutne i zdziwione. Dziewczyny dostały zakaz widywania się ze sobą do końca wakacji. Co oczywiście
i tak obeszły, bo widywały się daleko poza domem.
- To dziwne, raczej po tym, co tu zobaczyłam,
nie wyglądali mi na ludzi, których nie stać na oddzielne pokoje - kontynuowała
dalej przejęta dziewczyna, krzywo patrząc na pluszaki.
- Patrz chyba mamy naszą ofiarę.-
Miodowo-włosa nastolatka, wskazała na nadmuchaną panienkę. By nie tracić czasu
od razu postanowiły oblać ją solidną porcją krwi, nie zwracając uwagi na to, że
niszczą pościel. Czuły się jak Kuba rozpruwacz albo terminator w akcji.
Brakowało tylko helikoptera, który podlatując pod same okno zabrałby ich
niepostrzeżenie.
- Teraz jest dużo ładniejsza- stwierdziła
Shalie, patrząc na czerwoną masakrę, bo tak teraz można było nazwać lalę.
Biedaczka miała nawet zalane oczy, nie wspominając już o włosach. Jednak po
mimo swojego nieszczęścia nadal się uśmiechała (najwyraźniej wyznawała zasadę
„grunt to śmiać się ze swoich problemów”). Zdenerwowało to Mag, więc przebiła
jej pierś długopisem i po tym zabiegu stwierdziła, że to najlepsze morderstwo
jej życia.
Kiedy wylały już
resztę krwi w korytarzu, uznały, że czas się zbierać, więc zadowolone z siebie
zjechały po barierce od schodów na dół. Zahaczyły jeszcze o kuchnie, bo chciały
zmyć z siebie krew. I kiedy już naprawdę były pewne, że mogą robić za drugiego
Szerloka Holmesa, jak w zwolnionym tempie spojrzały na siebie.
- Słyszałaś coś?- spytała Mag z mocno bijącym
sercem.
Przeraziła się jeszcze bardziej, gdy jej przyjaciółka pokiwała głową na tak. Dziewczyny spojrzały na okno przed nimi. Tak jak myślały, na podjazd zajechało czarne auto i z jego środka zaczęły wychodzić ich najgorsze przypuszczenia (czyt. piątka roześmianych chłopców). Przyjaciółki w zawrotnym tempie opuściły kuchnię, ale nie wiedziały gdzie biec, więc kręciły się bezradnie po dole. Zdyszane szukały miejsca ukrycia.
Przeraziła się jeszcze bardziej, gdy jej przyjaciółka pokiwała głową na tak. Dziewczyny spojrzały na okno przed nimi. Tak jak myślały, na podjazd zajechało czarne auto i z jego środka zaczęły wychodzić ich najgorsze przypuszczenia (czyt. piątka roześmianych chłopców). Przyjaciółki w zawrotnym tempie opuściły kuchnię, ale nie wiedziały gdzie biec, więc kręciły się bezradnie po dole. Zdyszane szukały miejsca ukrycia.
- Tutaj!- krzyknęła, jedna z nich i otworzyła
szafę w salonie. Nie był to dobry pomysł, bo ze środka zaczęły wypadać jakieś
rzeczy. W końcu to mieszkanie chłopaków, musiałyby być naiwne, żeby spodziewać
się porządku. W panice szukały innego schronu a sprzed wejścia dochodziły już
głosy. To była niemalże beznadziejna sytuacja.
- Tu chyba są drzwi.- Ciemnowłosa pokazała na prawie
niewidoczne wejście obok szafy. Było pomalowane na kolor ścian i widocznie
domownicy nie chcieli, aby nikt tam wchodził. Kiedy chłopcy przekręcali klucz,
dziewczyny siłowały się z klamką, ku ich szczęściu ta jednak odpuściła i z
wyrazem ulgi wpakowały się do środka o dziwo dobrze oświetlonego pomieszczenia.
- CO TU SIĘ DO JASNEJ MARCHEWKI STAŁO?- Usłyszały
donośny krzyk osoby, która jako pierwsza weszła. Dziewczyny popatrzyły na
siebie chwilę a potem dalej nasłuchiwały.
- Gdzie jest mój dom?- pytał żałośnie któryś z
nich
- Jak coś się stało mojemu telewizorowi to
przysięgam, że poćwiartuję, usmażę, zakopie i odkopie tego, kto to zrobił - zapowiedział
się najprawdopodobniej Zayn. Ciemnowłosa oddałaby w tej chwili wszystko, żeby
zobaczyć ich miny.
- Ty się przejmujesz telewizorem? Co jeśli
ukradli zawartość lodówki?- zawył, któryś z nich biegnąc chyba w stronę kuchni.
- Czyli wszyscy jesteśmy pewni, że to nie
nasza sprawka?- pytał chłopak, który najwyraźniej miał problemy z pamięcią( i z
mózgiem też). Przyjaciółki po mimo stresu zaśmiały się cicho pod nosem.
- Chodźmy na górę - zaproponował któryś i po
chwili, dziewczyny usłyszały tylko stukot butów na schodach. Zyskały chwilę na
rozejrzenie się po pomieszczeniu, w którym przebywały. W rogu znajdowała się
jakaś wystawa, podeszły bliżej, aby zobaczyć, czemu jest poświęcona. I zdziwiły
się, gdy zobaczyły, że ołtarzyk jest o domownikach. Pośrodku stało dość duże
zdjęcie wszystkich chłopaków a nad nim dużymi srebrnymi literami napisane było
„One Direction”. Można by było to podciągnąć pod przyjacielskie foty gdyby nie
fakt, że na ziemi spoczywała ułożona na poduszce płyta, również z fotą sąsiadów
na okładce.
- Oni śpiewają?- zapytała retorycznie,
zdziwiona ciemnowłosa, otwierając książeczkę załączoną do płyty. Z przerażeniem
rozpoznała tekst piosenki z ich ściany na piętrze. Pokazała swoje odkrycie
przyjaciółce.
- Najwyraźniej.-mruknęła miodowo-włosa.
- BETSY! BETSY! CO CI JEST? POWIEDZ, ŻE ŻYJESZ!- darł się wniebogłosy chłopak. Dziewczyny uznały, że to czas, aby się zbierać. Z prędkością błyskawicy udały się do okna. Ciemnowłosa stanęła na parapecie i
je otworzyła. Po pięciu minutach wydostały się na zewnątrz i z ulgą przybiły
piątkę.
- Mało brakowało.- jęknęła jasnowłosa przy otrzepywaniu kolan.
- Tak sądzicie?- Przed nimi stał chłopak w
blond włosach.
W przerażeniu wydarły się głośno.
W przerażeniu wydarły się głośno.
JEST OSTATNI WAKACYJNY ROZDZIAŁ!!!!
I jak wam się podoba? Jakieś uwagi, spostrzeżenia? Jeśli tak śmiało zamieszczajcie je w komentarzach.:P
Nie mogę uwierzyć, że nasz wolny czas się już kończy i mam WIELKĄ nadzieję, że czytając to opowiadanie w roku szkolnym będziecie przypominali sobie własnie te wakacje.
Ja swoją drogą jestem BARDZO SZCZĘŚLIWA, że dostaje tyle pozytywnych opinii na moim twitterze i jeszcze więcej w komentarzach pod rozdziałami. I wspominając te wakacje będę myślała własnie o was- o moich czytelnikach, którzy piszą mi tyle wspaniałych rzeczy DZIĘKUJĘ KOCHAM WAS!!! :P
Jeśli będziecie mieli zły dzień w szkole to wbijajcie tu i czytajcie mam nadzieję, że ta historia poprawi wam humor :D. Napisałabym tu link do opowiadania mojej przyjaciółki ALE ona zdecydowała, że go nie wstawi, bo nie jest zbyt dobre -,-. WSTAWISZ JE TYLKO JESZCZE O TYM NIE WIESZ.
Dobra koniec gróźb xddd
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM I KOMENTUJĄCYM, BEZ WAS TO BY NIE MIAŁO SENSU :)
BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE I DZIĘKUJĘ MOCNO ZA PONAD 2000 TYŚ WEJŚĆ :********