piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 1



 Wizyta- czyli jak rozpętać coś z niczego


(Piosenka oddająca nastrój xd)<--- Przeczytajcie słowa :D




          Dwa ciała skulone w kącie kuchni, pokazywały sobie jakieś bliżej nieokreślone znaki. Shalie wyrywała ze zdenerwowania włosy jasnej głowie, która siedziała koło niej, a ta desperacko uspokajała niewyżyte dłonie przyjaciółki, błagając o zaprzestanie tych haniebnych czynów.
          We wnętrzu pomieszczenia wyraźnie było słychać krzyki i okropne walenie w drzwi. Brązowowłosa jeszcze piętnaście minut temu, z pasją zastanawiała się, dlaczego... . Jednak jej wątpliwości rozwiała Maggi, emocjonalnie ( to znaczy z wymachiwaniem rękami pomiędzy szaleńczą ucieczką w poszukiwaniu schronienia) wyjaśniając, co się dzieje. 

    Jednak najlepiej, gdy zacznie się od początku.


         Kiedy Margaret po raz pierwszy zapukała do drzwi sąsiadów, otworzył jej dość wysoki chłopak z roztrzepaną fryzurą, odziany w pomarańczowe spodnie i białą bluzkę w czarne paski. Nie można, pominąć również jego uśmiechu, który jak określiła jasnowłosa wyglądał "jakby ktoś źle mu wcisnął botoks".
     - Albo za dużo wypiłem, albo przede mną naprawdę stoi krasnoludek - wyznał chłopak niemal krzycząc, bo muzyka stała się nie do wytrzymania. Sąsiad był wyraźnie podekscytowany widokiem dziewczyny, która na te słowa wkurzyła się tak, że jej ręce same chciały powędrować w stronę szyi faceta. Stłumiła w sobie jednak tę chęć ( z wielkim trudem).
     - Możesz też obstawić opcję: Albo ściszę tę muzykę, albo zobaczę jak fajnie jest płacić mandat za zakłócanie ciszy nocnej - powiedziała wyraźnie, stwierdzając w między czasie, że jej nowy sąsiad abstynentem nie jest. Co tłumaczył jego zapach z ust (jakby się wylało wódkę na dywan i legło na nim) oraz walające się puszki w domu, które Margaret świetnie widziała pod ramieniem chłopaka.
     - A to pewnie ty jesteś jedną z naszych sąsiadeczek.- Uśmiechnął się, w między czasie mierząc palcami przyłożonymi do oka, potencjalną wysokość dziewczyny- Nie ładnie tak podglądać, przez okno - pouczył, machając wolno wskazującym palcem u wolnej ręki.
     - Słuchaj, jako, że jesteś nowy to będę miła. Wezwę straż miejską dopiero za sześć sekund a uwierz mi, że nie chcesz podpaść już na samym początku, więc lepiej ścisz ten hałas, póki daję Ci jeszcze szansę - poradziła miodowo-włosa, mrużąc oczy.
     - Jaka ostra, już no problem. CHŁOPAKI! SĄSIADECZKI PROSZĄ CISZEJ!- wydarł się niczym przekupka na targu, wchodząc trochę bardziej wewnątrz domu. Maggi mogła teraz zobaczyć w holu wielki napis "One Direction" z jakiegoś rodzaju świecącego papieru. W myślach poprosiła Boga, aby jednak przybrali oni "kierunek powrót" i tym zapewnili spokój jej i Shalie.
Po chwili muzyka ściszyła się i w drzwiach jasnowłosa ponownie zobaczyła szatyna razem z resztą ciała.
     - Już - pochwalił się charakterystycznie przeciągając samogłoski. Przez jego ramię dojrzała, jakiegoś blondyna, który machał do niej jakby dostał skurczu ręki.
     - Wreszcie - wycedziła, odwróciwszy się w stronę furtki. W myślach przybiła z sobą zwycięską piątkę.
     - Pozdrów ode mnie królewnę śnieżkę i pozostałych krasnowlódków!- krzyknął na pożegnanie szatyn, ciesząc się, że może dostanie jakieś fory u księżniczki.
  Dziewczyna wmówiła sobie, że tak naprawdę to tylko głupi film z beznadziejnym aktorem i już przełącza go na inny kanał.
To było na tyle pocieszające, że nawet się uśmiechnęła. Za chwilę znajdzie się na własnej kanapie, z dłonią w popcornie i dokończy horror. Jednak niespodziewanie wspomnienie filmu wzbudziło podejrzenia, co do owego miejsca.
  Rozejrzała się gorączkowo jak schizofreniczka i przyśpieszyła kroku, a w myślach przyrzekła sobie, że przerzuci się na lżejsze kino. (Tsaaa, na pewno)
   Będąc już prawie przy swojej furtce, usłyszała muzykę, którą ciężko było określić tym mianem, gdyż przypominała ona nagranie człowieka, któremu ucinają rękę. Żeby tego było mało, puszczona była ona ze trzy razy głośniej niż poprzednio. Teraz wkurzona na maxa, odwróciła się i puściła biegiem z powrotem do posiadłości chłopaków. Z energią człowieka po trzech kawach wypitych naraz, zapukała do drzwi.
Tym razem otworzył jej ciemny blondyn z krótko obciętymi włosami. Margaret nie zastanawiając się długo, pociągnęła go za rękę i wyciągnęła z domu. Chłopak najwyraźniej nie wiedział, co się dzieje, bo oglądał się dookoła szukając źródła, które go przyciąga, (może gdyby nie wypił tyle piwa to by wiedział). Odnalazł je, gdy na nie wpadł....
     - Patrz tu za chwilę was wystrzelę, jeśli nie ściszycie tego wycia.- dziewczyna wskazała ręką na księżyc i załamała się, gdy usłyszała radosne okrzyki i pozytywne przyjęcie tej oferty przez sąsiada - Uwierz, że jeśli lubisz mieć podpalany tyłek, to ta podróż będzie dla Ciebie niesamowita, no gorzej, jeśli...- Nastolatek, odzyskując resztki świadomości, pobiegł w stronę domu i po chwili głośność uległa zmianie.
Rozzłoszczona dziewczyna wyszła z ich podwórka, trzaskając furtką. Co oni sobie wyobrażają? Mogłaby tu zamieszkać para starszych ludzi z wielkim grubym psem. Babcia dziergałaby na drutach a dziadek z piwnym brzuszkiem i siwą brodą w lato wychodziłby na ganek i chwalił urodę sąsiadek, a w zimie dawałby prezenty i wyglądał jak święty mikołaj. Tak...Margaret zdecydowanie miała słabość do tego typu par.
Przemierzyła długość dzielącą domy i stanęła przed drzwiami myśląc, że już po kłopocie, ale właśnie wtedy stało się najgorsze.   
     
Muzyka...znowu...głośniej.

    Nie ma słów by określić jak wysoki był poziom wpienienia dziewczyny. Nie ma też przymiotników by opisać jak szybko znalazła się znów w posiadłości sąsiadów. Nie zaprzątając sobie głowy pukaniem złapała za klamkę i w przeciągu pół sekundy była już we wnętrzu domu. Przemierzając hol z prędkością rakiety NASA, wpadła do salonu, którego nie powstydziłoby się wysypisko śmieci. Cztery pary zdziwionych oczu (w miarę możliwości po spożytych procentach), zwróciło się w jej stronę, lecz ona nawet nie miała czasu by zwrócić na nie uwagę. Podeszła do olbrzymiego sprzętu grającego i po prostu... zrzuciła go ze stolika.
    Wszystko roztrzaskało się w drobny mak. Jeden z chłopaków natychmiast wybuchnął głośnym płaczem. Ciemnej karnacji nastolatek podszedł bliżej, złapał się za głowę i padł na ziemię, mdlejąc. Jakiś chłopak w ciemnych lokach od razu podleciał by go cucić. Dziwnie to robił, bo zamiast klepać go po policzku, otworzył mu usta i zaczął wlewać tam solidną porcję jakiegoś trunku, płacząc nad nim jakby, co najmniej umarł. Po paru chwilach od feralnego wydarzenia do salonu wszedł szeroko uśmiechnięty chłopak w marchewkowych spodniach i popatrzył na dziewczynę.
     - Wiedziałem, że przyjdziesz. Ej, dlaczego ty jesteś boso? Trzeba Ci dać jakieś kapc...- zamilkł, widząc sytuację w salonie. 
Najpierw zmierzył wzrokiem blondyna, który wylał już pewnie z litr łez w kraciastą koszulę kolegi. Potem przeniósł wzrok na zwłoki sprzętu grającego i tam zatrzymał się na krótko, bo bardziej zainteresowała go para na podłodze. Ciemno skóry chłopak już się budził i nie wiadomo czemu zaczynał płakać. Lokowany nastolatek cieszył się i skakał jakby dostał nobla za odwagę, lecz po chwili opamiętał się i spojrzał morderczym wzrokiem na dziewczynę w czerwonych szortach. Margaret, próbując stać się niewidzialną, na palcach zbliżała się ku wyjściu. Wiedziała, że 'trochę' przesadziła, ale jakoś jeszcze jej na przeprosiny nie wzięło.
     - Zabiję Cię!- wykrzyknął loczek i rzucił się biegiem za dziewczyną. To samo uczynił też blondyn tyle, że wydawał jeszcze dźwięki dziwnie przypominające głos Tarzana. Margaret z rozmachem otwierając drzwi wybiegła jak najszybciej się dało z domu. Przeklinając Boga za swoje krótkie nogi, spróbowała wrzucić najwyższe obroty. Teraz kawałek dzielący posiadłości stał się dziwnie długi, a chłopaki z tyłu coraz szybciej ją doganiali. Od połowy drogi miodowo-włosa darła się, żeby Shalie otworzyła drzwi, wymawiając przy tym wszystkie modlitwy, jakie znała. Łapiąc za klamkę furtki miała tylko ułamek sekundy, aby zobaczyć jak daleko są. I przeraziło ją, że zamiast dwóch chłopaków w magiczny sposób zrobiło ich się trzech. Jeśli dobrze widziała to ostatni biegł chłopak, który jako pierwszy otworzył jej drzwi, ale nie to było przerażające. Straszne (i dziwne) było to, że w ręku trzymał kapcie i darł się, żeby się zatrzymała i je założyła.
   W momencie, w którym zbliżała się do drzwi, zostały one cudownie otworzone. Nastolatka obiecała sobie, że jak tylko dobiegnie żywa do środka to wyściska za to brunetkę. Udało się niemalże przed samym nosem sąsiadów, zamknąć wrota ich pałacu. Maggie nie zatrzymując się, szukała dobrego schronienia w razie gdyby wariaci sprzed wejścia znaleźli jakiś inny sposób ma dostanie się do środka.
     - Może wyjaśnisz mi, co się stało?- spytała z wyrzutem Shalie, siadając razem z przyjaciółką w kącie kuchni. Jasnowłosa czujna jak nigdy wyglądała jak pasterski pies, tylko, że nie miała owiec (nie licząc tych na jej bieliźnie).
     - Zabiję Cię!- Jakiś głos dotarł do wnętrza. Ciemnowłosa popatrzyła na Margaret, marszcząc brwi z niedowierzaniem. Zawsze wiedziała, że jej przyjaciółka żyje swoim światem i nie zawsze to się każdemu podoba, ale co ona zrobiła, że grożą jej śmiercią?!    
   Miodowo-włosa ciężko dyszała po biegu, ale nawet nie było mowy o tym, że wstanie i pójdzie po wodę.
     - Zniszczyłaś moje szczęście!- Chłopak był wyraźnie zdesperowany, bo walił w drzwi, by podkreślić swój straszny stan. W końcu dziewczyny nie wiedziały czy lepiej się bać, czy śmiać.
     - Weź te kapcie, nie daj się prosić!- Zdziwiona ciemnowłosa ponownie spojrzała na przyjaciółkę, ale ta tylko machnęła ręką.
     - Masz mi to wyjaśnić!



         I tak oto wracamy do początku.

  Chłopcy nie dali za wygraną nawet po trzech godzinach walenia w drzwi.
Współlokatorkom pozostało tylko wierzyć, że im się znudzi. Leżały sobie one wygodnie na zimnej kuchennej podłodze prawie zasypiając, (za co powinny dostać nobla, bo mało, kto umie zasnąć w takim hałasie).
     - Co to jest One Direction?- zapytała Margaret o jakiejś 1.20, przypominając sobie napis z mieszkania sąsiadów. Przyjaciółka spojrzała na nią dziwnie.
     - Eee...Jeden kierunek? A co?-  Shalie zmarszczyła brwi, powodując tym powstanie zmarszczki na jej kształtnym nosie.
     - Tak było napisane u nich na ścianie...- zamyśliła się na chwilę jasnowłosa, drapiąc się przy tym po brodzie.
     - Pewnie to ich myśl przewodnia - stwierdziła ciemnowłosa, postanawiając zmienić swoją pozycję z leżącej na siedzącą.
     - Też to słyszysz?- spytała Margaret, próbując wyjść z plątaniny rąk i nóg. Na co Shalie zmierzyła ją wzrokiem jakby patrzyła na potencjalną osobę zakładu pogrzebowego. Tak, ciemnowłosa była pewna, że ten kąt chronił je obie, jakąś magiczną mocą. No bo przecież, w końcu jeszcze żyją?
     - Co mam słyszeć?- zdziwiła się, przerywając swoje rozmyślania i próbując usłyszeć jakieś niepokojące dźwięki.
     - No właśnie nic. Poszli sobie!- Uradowania miodowo-włosa zaczęła skakać i krzyczeć jakieś niezaksięgowane słowa zadowolenia.
     - Wiesz, że zawsze w takich momentach, w horrorach dzieją się dziwne rzeczy? Dajmy na to, że ktoś odciska zakrwawioną łapę na szybie...- Jak na komendę Margaret zaczęła oglądać się dookoła w poszukiwaniu czyjegoś RH+-...albo ktoś odbija się w lustrze, choć go z nami nie ma...- Obydwie dziewczyny odkręciły się do szklanej tafli za nimi -Ej nie ruszaj się! Nie mogę zobaczyć tej ukrytej osoby - oburzyła się ciemnowłosa, uważnie obserwując ( a raczej przewiercając) lustro.
     - Już nie rób sobie żartów, przecież się nie ruszam.- Udając twardą Maggi, oparła ręce na biodrach.
     - To ty sobie nie rób. Przestań!- jęknęła zdenerwowana Shalie, łapiąc przyjaciółkę za ramię. Przeraziła się, gdy na nimi w salonie nadal coś się ruszało, mrugnęła kilka razy i wydała z siebie długi, głośny pisk.
Nie minęło trzy sekundy a już ciągnęła przyjaciółkę na górę, w zawrotnym tempie przemierzając schody.
     - Która godzina?! No powiedz, która jest!- Krzyczała rozhisteryzowana.
     - 1.27.- Wysapała jasnowłosa, odkręcając się w stronę zegarka przy DVD.
     - O Boże wiedziałam!- Prawie płacząca ciemnowłosa, przypominała sobie wszystkie sytuacje, w których liczba 27 przyniosła jej nieszczęście.
 27-ego lipca, o godzinie 17.27 spadła z dwudziestu siedmiu stopni schodów, rozbijając przy tym głowę i rozcinając dłoń. Na rany te założono jej łącznie dwadzieścia siedem szwów. 
Gdy brała udział w biegach na czas, potknęła się dokładnie na 72 metrze, co po przestawieniu cyfr daje, dwadzieścia siedem. Warto wspomnieć, że miała na sobie koszulkę z nr 27!
 21-ego czerwca (21+6(miesiąc)=27) 1989r.(zsumuj cyfry) jej rodzice wzięli ślub, co według niej było chyba największą pomyłką tego roku.

  Jednak godzina teraz przestała być ważna, najgorsze było to, że dziwny ruszający się obiekt zaczął biec za dziewczynami! Niemalże bliskie omdlenia, biegły ile sił w nogach, drąc się niemiłosiernie. Przeklęty los chciał, że Mag zaliczyła glebę przy ostatnim schodku.(Szczęście jest z nami).
     - Chodź tu idiotko!- Pośpieszyła Shalie, mając już dłoń na klamce i przestępując z nogi na nogę.
Niestety jasnowłosa nie zdążyła wstać bo dziwny obiekt napadł ją, obśliniając jej nogi? Dziewczyna pomyślała, że oglądała wiele horrorów, ale w żadnym jeszcze nie widziała śliniącego się potwora.
Minęła spora wypełniona krzykiem chwila, zanim przyjaciółki zorientowały się, że uciekały jak narwane przed... szczeniakiem. To nawet głupi brzmi! Natomiast niedoszły "potwór" nieświadomy swojej mrocznej strony bawił się w najlepsze spodenkami swojej, właścicielki, która w tym momencie nie wiedziała czy lepiej się na niego gniewać, czy zacząć mu dziękować
     - Margaret, powiem Ci szczerze, że wakacje zapowiadają się pierwszorzędnie - stwierdziła Shalie, pomagając przyjaciółce wstać. Ta natomiast zmierzyła ją mrożącym spojrzeniem, łapiąc zapewne już wypadające ze strachu serce.
     - Dobra, dobra...Ja idę się myć pierwsza!- wykrzyknęła jasnowłosa, biegnąc w stronę, w którą zaprowadził ją instynkt. Jednak nie tam nie było łazienki, tylko ściana. (Powodzenia w dorosłym życiu Mag)







No i jest! :D Pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodobał, za jakiekolwiek błędy przepraszam:)
Rozdział na początek dedykuje wszystkim moim znajomym szczególnie Kindze, Kasi i Martynie. Cieszę się, że was znam i dodam tylko, że naprawdę kiedyś was zacznę obserwować xd
To kiedy wstawię następny rozdział, zależy od komentarzy :D
Mój Twitter <----- w razie pytań
ZAPOWIEDŹ FILMOWA<------ Gdyby ktoś jeszcze nie widział to serdecznie zapraszam :D
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE DOTYCHCZASOWE KOMENTARZE! JESTEŚCIE WSPANIALI! :*






18 komentarzy:

  1. Haha! Uśmiałam się! Genialna jesteś! Jak ty to wszystko wymyślasz?! Hahaha! Proszę Cię! Zaraz tu zejdę! 27 i szczeniaczek :D Aww <3 Pisz, pisz, pisz!!! <3 Czekam i info o nowym! :D
    @Ola143Cody

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no to ze szczeniaczkiem było genialne :DD
    Nie moge doczekać się następnego ;DD

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja z mdlejącym Zaynem mnie rozwaliła. A już nie wspomnę o inteligencji Margaret na samym końcu (ze ścianą) i psiakiem.
    Rozpisałam się w poprzednim komentarzu, więc tutaj czytać dużo nie będziesz musiała.
    Dodam tylko, że JUŻ TERAZ czekam na rozdział drugi. Pisz tak dalej, bo jeśli tego nie zrobisz to zaatakuje cię mały Roxy! < tsa, to śmieszne nie było.
    Czekam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha twój blog jest genialny !Louis z tymi kapciami mnie powalił xD Uśmiałam się nieźle masz talent do tego typu rzeczy normalnie tak się wciągnęłam że nie mogę się doczekać następnego ! Pisz koniecznie szybko kolejny bo czekamy na niego wszyscy :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za wszystkie komentarze!! :D Jesteście wspaniali xd

    OdpowiedzUsuń
  6. No no zapowiada się kolejne fajne opowiadanie.;)
    Louis i jego kapcie mnie rozwaliły xd
    Szybciutko dodawaj kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. super kiedy następny:)

    OdpowiedzUsuń
  8. AAA świetny blog naprawdę. Aż chce się czytać. Naprawdę wciągający rozdział. Chłopaki nieźle nieźle widzę że Projekt X u nich w domu. Nie no dobre. Ale wszyscy chłopaki się zalali ? Przecież Liam nie może. No ale nic nie mogę doczekać się kolejnego <33 Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym opowiadaniu mało rzeczy będzie tak jak jest naprawdę u One Direction, potem też zobaczycie, że ich charaktery są inne niż w rzeczywistości. Dzięki za kom :)

      Usuń
  9. Bardzo przyjemnie się czyta. Koleżanko. MASZ TALENT. nie zmarnuj go i dawaj szybko następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja talent! haha xd Dzięki xd Cieszę się, ze Ci się podoba xd

      Usuń
  10. Podoba mi się to jak piszesz, rozdział jest świetny! ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahahah kocham to opowiadania pisz dalej ! To jest taki " poprawiacz humoru" hehe :D

    OdpowiedzUsuń
  12. poryczałam się przez Lou i jego kapciuszki ! Haaaaaahhahahaha

    OdpowiedzUsuń
  13. Siemka
    Dopiero zaczynam czytać Twoje opowiadanie i już mi się podoba..
    Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak świetnego bloga :)
    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń