poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 4


Nieporozumienie- czyli jak robić dobre wrażenie tego, że się myśli


Jedna dziewczyna wspominała w komie, że mylą jej się osoby gdy opisuje ich tylko włosami (jak to głupio brzmi xd), więc dodaję wam małą pomoc:

Louis: szatyn
Liam: ciemny blondyn
Niall: blondyn, farbowany
Zayn: zazwyczaj piszę mulat albo ciemnoskóry ale może zdarzyć się też ciemnowłosy
Harry: niby on jest brunetem ale ze względu na jego loki jest: lokers, pokręcony, lok itp.
Shalie: brunetka, ciemnowłosa
Margaret: jasnowłosa, miodowo-włosa 



         Gdy patrzy się na wulkan, który jest w stanie spoczynku, to wydaje się on nawet całkiem fajny. Imponujących rozmiarów góra, która prowadzi swoje podziemne życie w spokoju. Zupełnie zmienia się o nim mniemanie, gdy owy wulkan postanowi wyrzucić ze swojego wnętrza nieskończone ilości lawy oraz pyłu. Za szkody, które wyrządził nie wystarczy powiedzenie zwykłego ‘przepraszam’. Zbyt bardzo nas zawiódł.

  Dziewczyny też zmieniły zdanie o swoich sąsiadach. Byłyby w stanie wybaczyć nawet zbyt głośną muzykę w nocy ( a co tam, przecież same nie są święte), jasnowłosa po jakimś czasie wybaczyłaby Louisowi wyzwiska i żarty pod jej adresem, ciemnowłosa jakoś dałaby sobie radę z tym, że nawet nie podziękowali jej za grę ( i jednego kosza).
Ale nie. Przyjaciółki, nie posiadały w sobie tyle dobroci, by wybaczyć im ich próżność, głupotę i olewkę na wszystko, kiedy jedna z nich ucierpiała i to przez jednego z chłopaków.
  Droga na początku mijała w martwej ciszy, lecz potem Lou, który miał już jej dosyć, zaczął swoją przemowę o tym, że „dziewczyny wcale nie musiały z nimi iść i lepiej już niech nie przesadzają”. Margaret po tym zdaniu odkryła w sobie nowy rodzaj zdenerwowania. Jej nogi same powędrowały w stronę mówiącego a prawa ręka, która zaczęła żyć własnym życiem z prędkością błyskawicy, strzeliła szatyna po policzku. Idący obok niego Harry przełknął ślinę i oddalił się w stronę Liama. Przez pierwsze sekundy para mierzyła się wzrokiem i gdyby Zayn nie niósł na plecach dziewczyny to uciekłby stąd, aby nie musieć na to patrzeć.
     - To tak będziesz grała. Ja też mam dla mam coś dla Ciebie.- Zdenerwowany Louis zaczął pogoń za uciekającą już dziewczyną. Ciemny blondyn i lok najpierw popatrzyli na siebie a potem udali się za nimi.
     - Zobaczysz dorwę Cię!- darł się chłopak w granatowych spodniach, będąc o krok za dziewczyną. Ta tylko parsknęła śmiechem i przyśpieszyła.
     - Czekajcie!- Styles i Payne doganiali już prawie swojego nakręconego kolegę. Wiedzieli, że to może skończyć się źle, ale byli też pewni, że szatyn ma w sobie godność (jakąś) i nie pobije dziewczyny. Wszyscy byli wychowani w przekonaniu, że podniesienie ręki na kogoś, kto nie ma wystarczająco siły by oddać,  to najgorsze, co może się zrobić. Nasuwa się więc pytanie, po co Lou ją gonił? Odpowiedź albo jest bardzo szokująca, albo nie istnieje.
     - No, co z tobą, słaba kondycja?- zakpiła jasnowłosa, oglądając się w tył. To było dla niej jak deja-vu. Zaczęła się zastanawiać, kto tym razem bardziej zawinił. Ona czy chłopcy. Po chwili namysłu uznała, że płeć przeciwna (nie ma to jak obiektywizm). W oddali było widać jej dom, to dodało dziewczynie sił.
     - Jeśli się nie zatrzymasz, to zabierzemy twoją małą przyjaciółkę i nie jestem pewien czy oddamy - odezwał się w końcu szatyn, z szelmowskim uśmiechem na zdyszanej buzi. Dziewczyna stanęła jak wryta, chłopak z rozpędu na nią wpadł a żeby zapewnić poszkodowanym dodatkowe wrażenia to goniąca ich dwója również. Wszystko byłoby straszne gdyby nie fakt, że przypominali prawdziwą ludzką kulę. Lou z zacieszem na ustach złapał dziewczynę za ramiona, lecz nie nacieszył się wygraną długo. Dwójka jego wspaniałych kolegów podniosła go i złapała za ręce.
     - No weźcie, chcę tylko powyciągać ją za ten nos - jęknął, próbując się wyrwać, dziewczyna podniosła się z ziemi z triumfującym uśmiechem na twarzy.
     - Proszę zróbcie przysługę dla ludzkości i utopcie się w budyniu - poradziła, otrzepując dłonie z piachu.
     - Oby to był budyń czekoladowy - rozmarzył się Niall, który właśnie doszedł wraz z Zaynem i Shalie do grupki. Chłopcy spojrzeli na niego zrezygnowani i poklepali się po czołach.
     - A wy nastawcie piekarnik na 180° i do niego wejdźcie. Gorące przeżycia gwarantowane - zabłysnął pasiasty, nie chcąc być w tyle z docinką.
    - Tak, śmierć przez spalenie jest gorsza - dorzucił Harry, kładąc ręce po bokach. Wyglądał jakby chciał udowodnić wszystkich swój OLBRZYMI poziom naturalnego intelektu oraz uroku osobistego.
    - Znam was parę godzin a moja intuicja już podpowiada mi, że waszym marzeniem raczej nie jest śmierć przez utopienie.- Jasnowłosa podeszła do Zayna i odebrała od niego dziewczynę, tak na wszelki wypadek, aby mieć ją przy sobie.
     - Intuicję mają tylko kobiety - odciął się Louis, poprawiając grzywkę tak gwałtownym i niespodziewanym gestem, iż można było uważać, że choruje na Zespół Tourette’a Jasnowłosa parsknęła śmiechem.
    - Próbując obrazić mnie, jednocześnie stwierdziłeś, że faceci to głupki. Dzięki, że wreszcie zrozumiałeś tę szokującą prawdę.- Shalie była biała jak ściana, ale mamrotała się do ucha przyjaciółce o tym, że jest wspaniała. Nawet podczas chwilowego otumanienia ją kochała. Mag była z siebie zadowolona.
     - To nie nasza wina, że nie umiemy udzielać pierwszej pomocy!- wtrącił Niall, który jak zwykle najbardziej przeżywał sytuację. Nastolatek z trochę ciemniejszą czupryną podszedł do kolegi i poklepał go po plecach, aby przekazać mu trochę swojego opanowania.
     - Ty chciałeś upozorować jej samobójstwo!- Dziewczyna nie miała ochoty patrzeć dłużej na żadnego z nich. Co chwile zamykała oczy i myślała, co zrobi jak już znajdzie się w ciepłym domu.
     - To było w panice, nie chciałem, żeby zamknęli nas w więzieniu za zabójstwo.- wytłumaczył się, poprawiając w między czasie swoją czerwoną koszulkę. Niby najniższy, a głupoty tyle samo, co w jego kolegach, przeleciało przez głowę Margaret.
     - Wolałeś siedzieć za upozorowanie śmierci?!- spytała, zaczynając iść w stronę domu. Shalie okazała się jednak sporym utrudnieniem bo opierała się na niej całym ciężarem ciała. Panna Colen obiecała sobie, że kiedy tylko jej się polepszy każe jej się nosić na rękach przez cały dzień, niech nie uważa, że będzie miała coś za darmo.
     - Teraz to brzmi gorzej.- Zgaszony blondyn, stanął koło mulata, który mocno go przytulił. Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami, powodując tym napad śmiechu u loczka.
     - Przestańmy się kłócić, po prostu zapomnijmy o całej sprawie.- Liam postanowił wreszcie zabrać głos, jako, że uważał się za najbardziej ogarniętego z nich. Chłopcy mieli, co do tego zupełnie inne zdanie.
     - Co?! Niedoczekanie.- Oburzeni Mag i Lou nie mogli teraz nawet pomyśleć o rozejmie. Każdy z nich był przekonany, że wina leży po drugiej stronie (a tak się do kompromisu nie dojdzie). Spokojnie poradzą sobie bez miłości sąsiadów. Podobnego zdania był także chłopak w lokach i Niall, ale nie przyznali tego na głos gdyż zwyczajnie bali się reakcji Liama. Ciemnoskóry nastolatek jeszcze nie wiedział dokładnie, co się stało, a już był ciągnięty przez kolegów w stronę domu.
Trzask drzwi i można już było uznać, że kłótnia dobiegła końca. Ładne łamanie pierwszych lodów, pomyślała nieprzytomnie Shalie, kładąc się na kanapie. Z przerażeniem przypomniała sobie, że przewidziała ten (lub chociaż podobny) przebieg sytuacji.
     - Dlaczego w te wakacje?! Dlaczego koło nas?! Co ja, komu zrobiłam?- Słowa wylewały się z ust miodowo-włosej jak wodospad w Salto Angel. Leżąca na sofie istota wiedziała, że przyjaciółka nie zapomni tak łatwo o tym zdarzeniu. Nie dziwiła się, sama była poruszona i choć nie wiedziała jeszcze wszystkiego (taka mała dziura z omdlenia) to teraz już była pewna, że nie chce mieć z nowymi sąsiadami nic wspólnego. Na szczęście w Thousand Oaks* jest wiele do roboty i nie grozi im zbyt duże narażenie spotkania, trzeba tylko jakoś przeżyć noce. Właśnie noce. Gdy Shalie była mała, strasznie bała się ciemności, wszędzie towarzyszyła jej latarka Tessa. Dziewczyna myślała, że za każdym rogiem czai się jej potencjalny zabójca a do 14-go roku życia była przekonana, że za szafą istnieje drugie życie. Rodzice zabierali ją do psychologów, ale oni nie wiedzieli, co poradzić, więc przepisywali nastolatce śmieszne różowe lekarstwa. Pewnego razu, kiedy wieczorem szła ulicą, zgasły wszystkie latarnie i najgorszy był fakt, że wyczerpały jej się baterie w latarce, a telefonu nie posiadała. Z mocno bijącym sercem zaczęła uciekać oraz oczywiście krzyczeć, budząc przy tym każdego mieszkającego w pobliżu. Była pewna, że to ostatni dzień jej żywota, dopóki nie stanęła na polanie i nie zobaczyła pełni księżyca. To było dla niej coś nowego, nigdy wcześniej nie widziała księżyca w pełni, najwyżej jego kawałek przez szybę w oknie. Ten widok jednak powalał. Wszystko było skąpane w srebrnym blasku a gwiazdy prosiłyby na nie patrzeć. Od tamtej pory dziewczyna spędzała każdy wieczór na zwykłym obserwowaniu. Oczywiście, gdy poznała Margaret bezczynność się skończyła, bo ona na nią nie pozwalała. Ciemnowłosa była pewna, że przyjaciółka ma ADHD, ponieważ kiedy próbowało się na nią patrzeć to zazwyczaj widziało się tylko rozmazany, rżący się obiekt.
Potem obie stały się takimi obiektami, tylko z wiekiem potrzebowały coraz więcej snu (mniej więcej tyle, co niedźwiedzie w zimie). Shalie uśmiechnęła się na te wspomnienia, jej przyjaciółka zajęła miejsce obok niej.
     - Będzie dobrze, pomyśl ile mamy czasu razem ze sobą.- Kładąc nogi na kolanach miodowo-włosej, nakazała gestem głowy, aby zaczęła je masować. Mag posłusznie zaczęła pracę, jęcząc coś o wykorzystywaniu. Ale czego się nie robi dla poszkodowanych?
     - Zapomniałam Ci podziękować, za to, że wpakowałaś nas w super, hiper, wycieczkę z sąsiadami. Tak, więc dzięki.- Jasnowłosa próbowała posłać przyjaciółce mrożące spojrzenie, ale ze względu na ich miłość dała sobie spokój.
     - Dobra, co się stało to już było. Teraz pooglądajmy TV - zaproponowała szybko, machając powiekami i uśmiechając się zalotnie. Przyjaciółka chwilę próbowała się jeszcze gniewać, ale ostatecznie wzięła pilot i włączyła na byle, jakim kanale. Była to jakaś telenowela, a cóż by innego. Niby nikt nie lubi, ale jak się zacznie to nie można skończyć. Sens polegał na tym, że jakaś długonoga blondynka, mówiła swojemu mężowi, że ich syn nie jest jego, a jego brata. Dziewczyny miały niezły ubaw z miny faceta. A gdy znudziły im się te bzdury, zaczęły odgrywać podobne scenki, w których zawsze jakaś z nich mdlała.
     - Jak to moja ciocia! Przecież mówiłaś, że to moja córka - lamentowała Shalie, machając rękami jak w jakimś napadzie.
     - Kłamałam - wyznała poważnym głosem Margaret i następnie legła na ziemi w jakiejś dziwnej pozie.
     - To chyba ja miałam tracić przytomność - wtrąciła ciemnowłosa z oburzeniem, gdyż jej przyjaciółka po raz czwarty z rzędu myliła kolejność.
     - Tobie już za dużo mdlenia, przystopuj.- Zaśmiała się dziewczyna i zastygła na chwilę w bezruchu. Coś tu nie grało. Czy jej ukochany pies nie powinien teraz rzucić się na nią ze swoim mokrym językiem? Wzrokiem szukała gdzieś ukrytej grubej, czarnej kuli. Na nic.
     - Widziałaś gdzieś Roxirgo?- spytała, wstając. Przyjaciółka pokręciła przecząco głową.
     - Może jest na górze?- rzuciła i obie zaczęły biec po schodach nawołując psa. W pokojach na piętrze go nie było a przeszukały nawet szafy. Zeszły z powrotem na dół dokładnie szukając. Kuchnia, garderoba, salon, łazienki, schowki wszędzie pusto. Jego łóżeczko przy grzejniku w kuchni oczywiście świeciło pustkami. Roxi zapadł się pod ziemię.
     - A co jeśli, pomyślał, że go nie kocham i po prostu odszedł?- Bliska płaczu Maggie, stwierdziła, że to najgorszy dzień jej życia.
     - Jestem pewna, że nie.- Shalie poklepała jasnowłosą po plecach i uśmiechnęła się do niej. – Chodźmy go poszukać na dworze, nie odszedł daleko.- Przyjaciółki założyły bluzy, gdyż po zmroku zrobiło się chłodno. Nawołując głośno próbowały go przywołać. Najpierw zaczęły przeczesywać ogród. Margaret o mało nie rozpłakała się na widok jego ulubionej zabawki, która była zwykła powyciąganą świnką. Gdy okazało się, że go tam nie ma skierowały się na ulicę. Szły nią aż do oddalonego o kilometr placu zabaw, jednak jedyne, co tam było to żule zaczynający swój melanż (w roli głównej: tanie wino). Szybkim krokiem zaczęły wracać, nie przestając nawoływać. Potem postanowiły wejść w dróżkę przy ich domu, niestety szczeniaka jak nie było tak nie było. Za to pojawiło się zdenerwowanie u właścicielki, która w myślach zaczynała siebie przeklinać.
     - Chodźmy jeszcze tam - powiedziała ciemnowłosa, wskazując na dobrze oświetloną ulicę przed nimi. 

  Wybijała godzina 23.00 kiedy zrezygnowane wróciły pod dom. Jasnowłosa, choć tego nie pokazywała to już wycierała łzy z policzków. Shalie mocno ją przytuliła i obiecała, że wznowią poszukiwania rano.
     - Wracaj! Dałem Ci najlepszy kawałek kurczaka a ty tak się odwdzięczasz?- Dobiegł do nich głos chłopaka z domu obok. Gonił on czarne stworzenie, które gdy tylko zobaczyło miodowo-włosą, wywaliło język i wskoczyło jej w ramiona. Roxi! Przytulaniu i dziwnym całusom nie było końca. Mag pomyślała, że chyba pierwszy raz cieszy się tak na widok swojego pupila.
     - Nie dotykaj mojego psa!- krzyknął chłopak, próbując go wyrwać. W ciemności Shalie ledwo widziała ciemną karnację i włosy, ale to zdecydowanie był Zayn.

Zayn, który chciał zabrać nie swojego psa?


* Jak widzicie akcja opowiadania nie dzieje się w Anglii, tylko w poczciwej Ameryce (a dokładnie: USA, California, Thousand Oaks xd), gdzie nasi chłopcy z 1D spędzają wakacje.



JEESTTTTTTTTTTT KOOOLEEEEEJNYYYYYYYYYYY!!!!!!
Przepraszam, że tyle czekaliście ale niestety jak zwykle nie miałam czasu. Dodałabym go z piętnaście minut temu ALE pod presją babci musiałam zjeść surówkę z marchewki i jabłka bo to podobno "najlepsze lekarstwo na wszystkie choroby" pomijając fakt, że jestem całkowicie zdrowa xd
Dobra dosyć o tym, jak wam się podoba rozdział?
Napisany chyba 5 miesięcy temu, starłam się poprawić wszystkie błędy ale nie nie zawsze wszystko zauważę. Wiec jeśli jakiś zauważycie, lub po prostu coś wam się nie podoba/ macie pytania itd. to śmiało piszcie w komentarzach.
A skoro już przy tym jestem TO DZIĘKUJĘ BAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARDZO ZA WSZYYYYYYYYYYYSTKIE KOMY I OCZYWIŚCIE PROSZĘ O WIĘCEJ! XD
Jesteście naprawdę kochani i jak widzę jeszcze prawie 1800 wejść na bloga to moje serce już bardzo ale to bardzo się cieszy xd.
Czytajcie i komentujcie, następny rozdział pojawi się jak najszybciej.
Standardowo nakłaniam do obejrzenia ZAPOWIEDZI FILMOWEJ ->>KONIECZNIE WEJDŹCIE
Mój tt @Another_Crystal


9 komentarzy:

  1. A więc, kolejny genialny rozdział, co tu dużo pisać, uwielbiam to opowiadanie, ale to już chyba mówiłam xd
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :D
    @Enchanted_200 ^^ .

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ! jak ty piszesz takie boskie rozdziały ?!
    Czekam na następny.
    Zapraszam do mnie : http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. WOOOW! Jeśli masz tyle wejść, to szczerze gratuluję! Twoje opowiadanie to recepta na dobry dzień, więc dziękuję za kolejny :D <3 I jeszcze jedno wooow! Podziwiam cię za tak długie rozdziały :) Czekam na następny i zapraszam do sb: http://ja-studentka.blogspot.com/
    @Ola143Cody

    OdpowiedzUsuń
  4. Niegrzeczny Zayn. Jak można przygarnąć czyjegoś psa. Oj, nie ładnie, nie ładnie. A do tego oni mieli co zrobić? Utopić się w budyniu? I to jeszcze czekoladowym - według Niallera. Mhm, pysznie. Haha.
    Jestem pod wrażeniem (a kiedy nie?_haha). Z wielkim wyczekiwaniem czekałam na ten rozdział. Czy się zawiodłam? Oczywiście, że nie. Nigdy się nie zawiodłam, czytając tego bloga i mimo tylko 4 rozdziałów, jestem przekonana, że kolejne będą sto razy lepsze od poprzednich.
    Jak zwykle rewelacyjnie, fenomenalnie i intrygująco. Tak więc doczekać się nie mogę rozdziału piątego.
    Miłego, ostatniego, tygodnia wakacji, kochana! ;) x

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój komentarz znów będzie bardzo oryginalny, a więc:
    HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
    TWOJE OPOWIADANIE JEST PRZEKOMICZNE, DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ ♥

    - Kasia <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham tego bloga. Najlepszy jaki czytam/czytałam z opowiadaniami. Bardzoo zabawny czekam,na next z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ojejeje świetny rozdział,świetne opowiadanie :D najbardziej zdziwiło mnie co Roxi robiła w domu u chłopaków,ale no aa dobra :D czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to opowiadanie, a rozdział jak zawsze świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. wczoraj przeczytałam całego bloga i mam zakwasy!! Nigdy w życiu się tak nie uśmiałam! Hahaha "Mówię serio, załóż te kapcie" mnie rozwaliło. Siedziałam w łóżku i brechtałam haha <3 ! 'Zostaw mojego psa' hahaha <3 ! omomom, nie iwem cojeszcze napisać, ale Niall z czekoladowym budyniem mnie rozwalił na łopatki <3 ! Czekam na nowy rozdział <3 [directionstory-secod-life]

    OdpowiedzUsuń